Jarrett Miranda - Magia miłości 01 - Wyjątkowy dar.pdf

(579 KB) Pobierz
Gits of the Season
MIRANDA JARRETT
Wyjątkowy dar
Z antologii „Magia miłości”
0
202165597.070.png 202165597.081.png 202165597.092.png 202165597.103.png 202165597.001.png 202165597.012.png 202165597.022.png 202165597.023.png 202165597.024.png 202165597.025.png 202165597.026.png 202165597.027.png 202165597.028.png 202165597.029.png 202165597.030.png 202165597.031.png 202165597.032.png 202165597.033.png 202165597.034.png 202165597.035.png 202165597.036.png 202165597.037.png 202165597.038.png 202165597.039.png 202165597.040.png 202165597.041.png 202165597.042.png 202165597.043.png 202165597.044.png 202165597.045.png 202165597.046.png 202165597.047.png 202165597.048.png 202165597.049.png 202165597.050.png 202165597.051.png 202165597.052.png 202165597.053.png 202165597.054.png 202165597.055.png 202165597.056.png 202165597.057.png 202165597.058.png 202165597.059.png 202165597.060.png 202165597.061.png 202165597.062.png 202165597.063.png 202165597.064.png 202165597.065.png 202165597.066.png 202165597.067.png 202165597.068.png 202165597.069.png 202165597.071.png 202165597.072.png 202165597.073.png 202165597.074.png 202165597.075.png 202165597.076.png 202165597.077.png 202165597.078.png 202165597.079.png 202165597.080.png 202165597.082.png 202165597.083.png 202165597.084.png 202165597.085.png 202165597.086.png 202165597.087.png 202165597.088.png 202165597.089.png 202165597.090.png 202165597.091.png 202165597.093.png 202165597.094.png 202165597.095.png 202165597.096.png 202165597.097.png 202165597.098.png 202165597.099.png 202165597.100.png 202165597.101.png 202165597.102.png 202165597.104.png 202165597.105.png 202165597.106.png 202165597.107.png 202165597.108.png 202165597.109.png 202165597.110.png 202165597.111.png 202165597.112.png 202165597.113.png 202165597.002.png 202165597.003.png 202165597.004.png 202165597.005.png 202165597.006.png 202165597.007.png 202165597.008.png 202165597.009.png 202165597.010.png 202165597.011.png 202165597.013.png 202165597.014.png 202165597.015.png 202165597.016.png 202165597.017.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ladysmith Manor, Sussex Grudzień 1801
Od ostatniego spotkania minęło wprawdzie sześć lat, ale Sara Blake
uświadomiła sobie w mgnieniu oka, że poznałaby go wszędzie.
Zacisnęła skromnie złożone dłonie, aby ukryć ich drżenie, i pochyliła
się w stronę podłużnego, wysokiego okna, spoglądając w dół na odzianego
w czerń dżentelmena, który wysiadał z powozu na ośnieżonym podjeździe.
W jej wspomnieniach nie był tak oschły i ponury. Zachowała w pamięci
inną Gwiazdkę. Nosił wtedy szafirowy płaszcz podkreślający kolor i blask
jego oczu, które lśniły, gdy oboje jednocześnie wybuchali śmiechem. Był
wówczas najprzystojniejszym z panów zaproszonych na bal.
Sześć lat. Ufała mu wtedy i kochała go całym sercem, jak przystało na
pełną życia siedemnastolatkę. Teraz zgodnie z najnowszą modą strzygł się
krócej. Chłodny powiew zwichrzył mu włosy i zaraz przypomniała sobie,
jak miękka była jego czupryna. Kiedy pochylał się, żeby ją pocałować,
chętnie wsuwała palce między jedwabiste kosmyki.
– Wie pani, kto to jest, panno Blake? – wypytywała Clarissa Fordyce z
dumną minką dobrze poinformowanej ośmiolatki. – To właśnie ten pan,
którego mamusia nie chciała zaprosić na święta. Zgodziła się, bo Albert
nalegał.
– Młodzi panowie tacy jak twój brat miewają niekiedy znajomych,
którzy nie podobają się ich matkom – odparła Sara, tłumacząc rzeczowo i
spokojnie, jak przystało na guwernantkę, która musi pozostać opanowana,
choć powracają najgorsze obawy, ręce się pocą, a serce kołacze. – Niełatwo
jest dobrać sobie właściwe towarzystwo.
1
202165597.018.png
– Tym razem Albert się nie popisał – oznajmiła stanowczo Clarissa.
Nie bacząc na to, że pulchne paluszki ma lepkie od marcepana, położyła
dłonie na szybie i z ciekawością obserwowała mężczyznę będącego z
pewnością najciekawszą osobą wśród gości, którzy przybyli w tym tygodniu
na zaproszenie jej matki. – Albert mówi, że wszyscy nazywają go królem
szafirów. Podobno to najgorszy diabeł w całych Indiach!
– Jak ty się wyrażasz, Clarisso! – skarciła ją Sara. Poczucie winy i
wspomnienia sprzed lat sprawiły, że spłonęła rumieńcem. Dlaczego była
taka przejęta? Od rozstania minęło tyle lat. – Prawdziwa dama nie zważa na
cudze opinie. Ten pan ma z pewnością nazwisko, którego należy używać,
gdy się o nim mówi.
– Tak, panno Blake – przyznała skwapliwie Clarissa, lecz nadal bez
najmniejszych oznak skruchy lub wyrzutów sumienia patrzyła w okno. W
dole gość wchodził po starannie zamiecionych schodach, a wiatr szarpał
płaszcz podróżny narzucony na szerokie ramiona. Albert Fordyce wybiegł
mu na spotkanie. – To jest lord Revell Claremont – wyjaśniła Clarissa. –
Będę wobec niego bardzo grzeczna, bo to gość mamusi, a jego brat jest
księciem. Poza tym Albert stłukłby mnie na kwaśne jabłko, gdybym
zachowała się niewłaściwie. Ale lord Revell naprawdę wygląda jak sam
diabeł, co?
Gdy Sara patrzyła na Revella Claremonta, widziała ukochanego,
któremu przed laty oddała nie tylko serce, lecz także duszę i niewinność.
Stanął jej również przed oczyma kres baśniowego życia w zamorskim kraju,
a ponadto wielki zawód, nagła utrata wszystkiego, co było jej najdroższe,
oraz skandal, którego miała nadzieję uniknąć, wyrzekając się na zawsze
rodowego nazwiska i dawnego życia. Dlatego uciekła na drugą półkulę, na
inny kontynent, za dwa oceany. Teraz obawiała się na serio odkrycia swej
2
202165597.019.png
przeszłości, rychłego ujawnienia niechlubnych postępków ojca, szybkiego i
nieuchronnego wyrzucenia z tego domu oraz niepewnej przyszłości.
Musiałaby po raz kolejny zaczynać wszystko od początku. Revell Claremont
wbrew zapewnieniom o gorącym uczuciu opuścił ją w potrzebie, więc i tym
razem z pewnością nie przejmie się jej losem.
Nie ma co, zapowiadają się radosne święta.
Revell stał przy kominku na lekko rozstawionych nogach, wyciągając
dłonie w stronę paleniska. Udawał, że nie zwraca uwagi na otoczenie i chce
się tylko ogrzać, aż usłyszał kroki lokaja wychodzącego z sypialni i cichy
stuk zamykanych drzwi. Z westchnieniem ulgi skulił ramiona. Całkiem
opadł z sił. Miał nadzieję, że służący Yates szybko wróci i przygotuje mu
kąpiel, jak miał nakazane. Lada chwila powinien zjawić się z gromadką
pokojówek niosących dzbany napełnione w kuchni gorącą wodą.
Revell był kompletnie wyczerpany. Całkowity upadek sił i duchowa
niemoc. Podróżowanie jest wyczerpującym zajęciem, a od ponad roku nie
potrafił wysiedzieć w jednym miejscu dłużej niż trzy dni. Nosiło go jak
samotny jesienny liść gnany powiewami chłodnego wiatru. Tak starszy brat
imieniem Brant określił ową włóczęgę. Revell nie mógł się z nim nie
zgodzić. Dlaczego miałby protestować, skoro brat trafił w sedno?
Z drugiej strony jednak, co Brant przesiadujący we wspaniałym
londyńskim domu z nieodłączną szklaneczką brandy wie o gorączkowym
niepokoju? Gdy ojciec wysłał Revella na tułaczkę, nie tyle puścił go na
wiatr jak liść, ile wyrzucił niczym fałszywego pensa wybitego z cyny, a nie
z miedzi. Od tamtej pory Revell dorobił się fortuny godnej swego tytułu i
uchodził teraz za człowieka wpływowego i cieszącego się wśród ludzi
ogromnym szacunkiem. On i dwaj bracia przysięgli sobie w dzieciństwie, że
zajdą wysoko, i wypełnili chłopięce obietnice. I Brant, i George dobrze się
3
202165597.020.png
spisali. Revell nie słyszał nigdy, żeby narzekali na to, co im przypadło w
udziale. Skoro ustawiczny niepokój oraz samotność stanowiły cenę jego
życiowego powodzenia, niech tak będzie.
Pokręcił głową, nie chcąc poddać się dawnemu rozgoryczeniu, i
rozsunął palce, żeby je szybciej ogrzać. Długo przebywał poza krajem, więc
zapomniał, jak zimny bywa grudzień w Susseksie. A może przejmujący
chłód na równi ze skrajnym wyczerpaniem to oznaka, że się starzeje? Z
chmurną miną popatrzył w lustro nad kominkiem. Wcale by się nie zdziwił,
gdyby ujrzał ciemne, gęste włosy przyprószone siwizną i niebieskie oczy,
dawniej bystre, teraz z racji podeszłego wieku mocno przymglone. Latka
lecą; za miesiąc skończy dwadzieścia osiem. Pokręcił głową. Wierzyć się
nie chce, że czas płynie tak szybko.
Odruchowo sięgnął do wewnętrznej kieszeni kamizelki po kwadratowe
etui obciągnięte cielęcą skórką w złote wzory, mocno wytartą od ciągłego
dotykania. Kciukiem otworzył wieczko. Szafiry rozjarzyły się w blasku
ognia, miotając błękitne skry. Revell obracał złotą obrączkę. Od sześciu lat
nosił na sercu zaręczynowy pierścionek jako nieustanne przypomnienie o
dziewczynie, dla której był przeznaczony, swej jedynej ukochanej. Z jej
powodu przestał się interesować innymi kobietami.
Miłość... Zaklął cicho, zatrzasnął pudełeczko i schował do kieszonki.
Szkoda, że wspomnień nie można równie łatwo usunąć z pamięci. Bóg wie,
że jej łatwo przyszło zapomnieć. Wyjechała z Kalkuty bez żalu, bez słowa
wyjaśnienia, nawet bez pożegnania.
Minęło sześć lat, a jednak nadal odczuwał radosne uniesienie,
wspominając jej wesoły śmiech, łagodny wyraz oczu, chętne usta słodkie jak
dojrzałe czereśnie, rumieniec, którym oblewała się na jego widok.
Najdroższa, ukochana Sara...
4
202165597.021.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin