W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 05 - Sabotażyści.pdf
(
1117 KB
)
Pobierz
Griffin W. E. B. - Ostatni bohaterowie 05 - Sabota¿yœci
W.E.B. Griffin
William E. Butterworth IV
Sabota
Ŝ
y
ś
ci
Ostatni bohaterowie #5
The Saboteurs
Tłumaczył Jerzy Łozi
ń
ski
Cykl „Ostatni bohaterowie” z szacunkiem dedykuj
ę
pami
ę
ci:
porucznika piechoty Wojsk L
ą
dowych Stanów Zjednoczonych
Ameryki Aarona Banka odkomenderowanego do Biura Słu
Ŝ
b
Specjalnych (pó
ź
niej pułkownika Sił Specjalnych)
23.11.1902–01.04.2004
oraz
porucznika piechoty Wojsk L
ą
dowych Stanów Zjednoczonych
Ameryki Williama E. Colby’ego (pó
ź
niej dyplomaty i dyrektora
Centralnej Agencji Wywiadowczej)
04.01.1920–28.04.1996
Nie warto mówi
ć
:
„Zrobili
ś
my wszystko, co w naszej mocy”.
Trzeba po prostu zrobi
ć
to,
co konieczne.
Winston S. Churchill, premier Wielkiej Brytanii
I
Jeden
Villa del Archimedes
Partanna, Sycylia
25 lutego 1943 roku, 12:15
„Nie chc
ę
umiera
ć
w ten sposób” — my
ś
lał profesor Arturo Rossi, stan
ą
wszy w drzwiach na ko
ń
cu wyło
Ŝ
onego
kaflami korytarza. „To straszliwie… nieludzkie”.
Wysoki pi
ęć
dziesi
ę
ciopi
ę
ciolatek, którego oliwkowa skóra była bledsza ni
Ŝ
zwykle, czuł,
Ŝ
e lada chwila zemdleje z
powodu tego, co zobaczył.
Pokaleczone, zdeformowane ciała czterech m
ęŜ
czyzn le
Ŝ
ały przytroczone do noszy uło
Ŝ
onych w pokoju. W starej
willi, która ze szczytu zbocza spogl
ą
dała na Morze
Ś
ródziemne, znajdowało si
ę
sze
ść
takich pokojów, trzy po ka
Ŝ
dej
stronie korytarza, ka
Ŝ
dy z zimnego kamienia i z oknem o zewn
ę
trznym parapecie. W innych pokojach le
Ŝ
ało ponad
trzydziestu m
ęŜ
czyzn, tak
Ŝ
e przywi
ą
zanych do noszy, wszyscy
Ŝ
ywi, ale ledwo, ledwo.
Ciepła dło
ń
mi
ę
kko chwyciła go za rami
ę
i podtrzymała; spojrzał na starego przyjaciela z uniwersytetu w Palermo.
Doktor Giuseppe Napoli, z burz
ą
siwych włosów na głowie, przyprowadził go tutaj, aby na własne oczy zobaczył,
czego dopuszczaj
ą
si
ę
członkowie niemieckiej formacji Schutzstaffel–SS.
Szedł
ś
ladem wiekowego lekarza, ze zgroz
ą
zagl
ą
daj
ą
c do kolejnych pokojów, a stan znajduj
ą
cych si
ę
w nich ludzi był
gorszy w ka
Ŝ
dym nast
ę
pnym. A
Ŝ
wreszcie to pomieszczenie… przenikni
ę
te odorem
ś
mierci.
Najgorsze ze wszystkich.
Ciała odziane były w brudne, przepocone i zakrwawione łachmany odsłaniaj
ą
ce r
ę
ce i nogi, a przeguby i kostki
unieruchomiono skórzanymi p
ę
tami. Na wszystkich ciałach wykwitała jaka
ś
wysypka. W kilku przypadkach na nogach
wida
ć
było małe ranki, zaka
Ŝ
one i ropiej
ą
ce, w licznych przypadkach na ko
ń
czynach j
ą
trzyły si
ę
wrzody.
Smród gnij
ą
cych ciał pogarszał jeszcze — je
ś
li było to w ogóle mo
Ŝ
liwe — odór unosz
ą
cy si
ę
z nieopró
Ŝ
nianych
cynowych pojemników podwieszonych pod noszami. W nich gromadziła si
ę
tre
ść
trzewi, spływaj
ą
ca przez wykonane z
teuto
ń
sk
ą
staranno
ś
ci
ą
otwory.
Rossi szybko obrócił si
ę
na pi
ę
cie. Miał
ś
ci
ś
ni
ę
te gardło, po policzku potoczyła si
ę
łza.
Było oczywiste,
Ŝ
e ci m
ęŜ
czy
ź
ni — wszyscy co do jednego Sycylijczycy, o czym powiedział mu przyjaciel —
straszliwie cierpieli przez ostatnie dni i tygodnie. Ale wykrzywione twarze zmarłych
ś
wiadczyły o tym,
Ŝ
e tak
Ŝ
e
ś
mier
ć
nie oznaczała dla nich ulgi.
Poczuł,
Ŝ
e jego oburzenie — oprócz oczywistej zgrozy w obliczu bezmiernego okrucie
ń
stwa — w znacznej mierze
wynika z tego, i
Ŝ
jacy
ś
obcy mogli si
ę
tak zn
ę
ca
ć
nad Sycylijczykami w ich ojczy
ź
nie, i to w willi nosz
ą
cej imi
ę
Archimedesa, zapewne najwybitniejszego ze wszystkich Sycylijczyków.
I
Ŝ
e mogli to robi
ć
, zdało si
ę
, z całkowit
ą
bezkarno
ś
ci
ą
.
„Ale co mo
Ŝ
na pocz
ąć
, skoro nikt nawet nie wie,
Ŝ
e dzieje si
ę
co
ś
takiego?”.
Willa zbudowana przez Normanów przed dziewi
ę
cioma wiekami znajdowała si
ę
jakie
ś
dziesi
ęć
kilometrów od
Quattro Canti w Palermo, z jego królewskim pałacem, tak
Ŝ
e wzniesionym przez Normanów, oraz uniwersytetem.
„Dostatecznie daleko, aby krzyki nieszcz
ęś
ników czy wystrzały pozostawały niezauwa
Ŝ
one. I wszystko pozostaje w
tajemnicy…”.
— Teraz ju
Ŝ
wiesz… — szepn
ą
ł Napoli.
Rossi zerkn
ą
ł na przyjaciela, który usta i nos skrył za chusteczk
ą
. W jego oczach wida
ć
było smutek i trwog
ę
.
Rossi z wolna pokiwał głow
ą
i raz jeszcze ogarn
ą
ł spojrzeniem pokój.
— Niemcy maj
ą
tu zarazki
Ŝ
ółtej febry — szeptał dalej lekarz. — Wszczepili je aresztowanym… Chyba w jakiej
ś
mierze po to, by pokaza
ć
, do czego s
ą
zdolni. Obawiam si
ę
,
Ŝ
e to dopiero pocz
ą
tek. Podobno Niemcy w innych miejscach
przeprowadzaj
ą
jeszcze gorsze eksperymenty.
Tak
Ŝ
e i Rossi słyszał takie pogłoski na uniwersytecie rzymskim. Z ust do ust przechodziły wie
ś
ci o tym, co dzieje si
ę
w niemieckich obozach koncentracyjnych kierowanych przez SS. Ludzie traktowani gorzej ni
Ŝ
zwierz
ę
ta laboratoryjne.
Amputacje bez znieczulenia. Oboj
ę
tnie ciskane na stosy ludzkie ko
ń
czyny, jakby były kawałkami drewna.
Warunki były tam podobno tak okropne,
Ŝ
e — jak głosiła plotka — niemieckich
Ŝ
ołnierzy trzeba było przekupywa
ć
papierosami, kiełbas
ą
i wódk
ą
, aby zgodzili si
ę
tam słu
Ŝ
y
ć
.
„A teraz przenie
ś
li swoje okrucie
ń
stwo na Sycyli
ę
, której mieszka
ń
cy słu
Ŝą
za po
Ŝ
ywk
ę
dla wirusa”.
— Sk
ą
d bior
ą
tych biedaków? — spytał półgłosem.
— Oberst Müller z SD…
— Sicherheitsdienst?
Napoli pokiwał głow
ą
. Rossi wiedział,
Ŝ
e SD to wywiadowcza gał
ąź
SS; bez najmniejszych skrupułów wykonywali
swe zadania, które polegały na wykrywaniu i likwidowaniu wszelkich zagro
Ŝ
e
ń
dla rz
ą
dów NSDAP.
— …kazał ich dostarczy
ć
z wi
ę
zie
ń
.
— Mussolini wsadzał do nich wszystkich swoich przeciwników; cz
ę
sto byli z mafii.
— Tak
Ŝ
e i z tych du
Ŝ
a cz
ęść
jest z mafii. Oberst Müller twierdzi,
Ŝ
e z błogosławie
ń
stwem II Duce załatwiaj
ą
na amen.
Zniknie jedno zagro
Ŝ
enie i b
ę
dzie mniej ludzi do wykarmienia.
Rossi przytakn
ą
ł. To tak
Ŝ
e słyszał w Rzymie. Je
ś
li nie pomagało si
ę
nazistom, było si
ę
tylko bezu
Ŝ
ytecznym ci
ęŜ
arem.
— A w ten sposób jest z nich przynajmniej jaki
ś
po
Ŝ
ytek, powiada Müller — doko
ń
czył Napoli, a Rossi popatrzył mu
gł
ę
boko w oczy.
— Do czego wła
ś
ciwie s
ą
im te wirusy?
Napoli rozejrzał si
ę
nieufnie i odrzekł:
— Maj
ą
by
ć
na Amerykanów i Anglików.
Rossi z niedowierzaniem pokr
ę
cił głow
ą
.
— Mówi si
ę
,
Ŝ
e mog
ą
zaj
ąć
Sycyli
ę
, aby st
ą
d przej
ść
do Włoch i od południa zaatakowa
ć
Niemcy — ci
ą
gn
ą
ł Napoli.
— Hitler jest zwi
ą
zany na innych frontach, nie mo
Ŝ
e ulokowa
ć
tutaj wielu
Ŝ
ołnierzy i dlatego szuka innej broni na
wypadek inwazji. Ci nieliczni, których tu przysyła, jak chocia
Ŝ
by Müller, s
ą
naprawd
ę
bezwzgl
ę
dni.
Obaj odruchowo spojrzeli na ciała na noszach.
— Nie cofn
ą
si
ę
przed niczym — mrukn
ą
ł Rossi. Umilkli na dłu
Ŝ
sz
ą
chwil
ę
, po czym spytał: — A co z Carlem? Jak
on mo
Ŝ
e to znie
ść
?
Doktor Carlo Modica, znakomity matematyk i człowiek wielkiej łagodno
ś
ci, b
ę
d
ą
cy ju
Ŝ
, podobnie jak Napoli, po
siedemdziesi
ą
tce, od ponad dziesi
ę
ciu lat kierował uniwersytetem w Palermo. Jako specjalista od metalurgii, Rossi cz
ę
sto
z nim współpracował. Napoli poło
Ŝ
ył Rossiemu r
ę
k
ę
na ramieniu.
— Wła
ś
nie ze wzgl
ę
du na Carla chciałem,
Ŝ
eby
ś
to zobaczył na własne oczy.
— Chyba nie chcesz mi powiedzie
ć
,
Ŝ
e to wszystko si
ę
dzieje za jego przyzwoleniem?
Napoli nie odwrócił wzroku.
— Musisz wiedzie
ć
, Arturo,
Ŝ
e oberst Müller bardzo klarownie oznajmił doktorowi Modice,
Ŝ
e współdziałanie le
Ŝ
y
tylko w jego najlepiej poj
ę
tym interesie. Podkre
ś
lił,
Ŝ
e współpraca kogo
ś
równie szanowanego b
ę
dzie wa
Ŝ
n
ą
wskazówk
ą
dla pozostałych.
Rossi najwyra
ź
niej nie uwierzył.
— Nie obra
ź
si
ę
, ale co
ś
takiego wolałbym usłysze
ć
z ust samego Carla.
Napoli spu
ś
cił głow
ę
.
— To nie b
ę
dzie mo
Ŝ
liwe.
— Dlaczego?
— Müller mnie wyznaczył na jego miejsce.
— Jak to?
— Carlo robił zastrzyk „pacjentowi”, który… — Napoli chwil
ę
szukał odpowiedniego słowa — …był oporny, doszło
do szamotaniny, sprawa nie jest całkiem jasna, w ka
Ŝ
dym razie Carlo sam sobie wbił igł
ę
.
— Ma
Ŝ
ółt
ą
febr
ę
?
— Miał
Ŝ
ółt
ą
febr
ę
.
Napoli kiwn
ą
ł głow
ą
w gł
ą
b pokoju.
Rossi dokładniej przyjrzał si
ę
ciałom, a potem poczuł silny skurcz
Ŝ
oł
ą
dka, gdy
Ŝ
teraz ju
Ŝ
rozpoznał zwłoki
matematyka.
„Matko Przenaj
ś
wi
ę
tsza” — pomy
ś
lał Rossi, odruchowo si
ę
Ŝ
egnaj
ą
c.
— Nikt z nas nie jest bezpieczny — półgłosem rzucił Napoli.
Dwa
Woburn Square
Londyn
25 lutego 1943 roku; 20:10
Major Richard M. Canidy z Korpusu Powietrznego Wojsk L
ą
dowych USA stanowczym krokiem wbiegł po schodach
prowadz
ą
cych do mieszkania numer 16 na pierwszym pi
ę
trze Woburn Mansions. Rosły, przystojny
dwudziestopi
ę
ciolatek poruszał si
ę
z tak
ą
pewno
ś
ci
ą
siebie,
Ŝ
e postronny obserwator najpewniej uznałby,
Ŝ
e ma przed
sob
ą
wła
ś
ciciela. A tymczasem apartament nale
Ŝ
ał do Ann Chambers, pi
ę
knej kobiety, z któr
ą
ł
ą
czyły wprawdzie
Canidy’ego stosunki bardzo intymne, ale to nie ich wizja była przyczyn
ą
jego obecnego po
ś
piechu.
„Je
ś
li w tej chwili nie otworzy mi drzwi — my
ś
lał — zlej
ę
si
ę
w portki. Prawie sikam oczami”.
Dobrze wiedział,
Ŝ
e w drzwiach był solidny mosi
ęŜ
ny zamek z mał
ą
zapadk
ą
, która — je
ś
li zwolniona — pod
naciskiem sprawiała, i
Ŝ
rygiel wysuwał si
ę
z framugi i drzwi mo
Ŝ
na było otworzy
ć
do
ś
rodka. Cały mechanizm był na
dodatek stary i zu
Ŝ
yty.
„S
ą
du
Ŝ
e szanse,
Ŝ
e znowu zostawiła niezamkni
ę
te”.
Płynnym ruchem wyszukał w ciemno
ś
ci klamk
ę
, wymacał zapadk
ę
, nacisn
ą
ł kciukiem i naparł na drzwi.
W drobnym ułamku sekundy elektryczny impuls pow
ę
drował od kciuka do mózgu, który, zinterpretowawszy t
ę
informacj
ę
, u — znał,
Ŝ
e zapadka nie ust
ą
piła, drzwi wi
ę
c pozostały zamkni
ę
te, a jednocze
ś
nie ostry ból płyn
ą
cy od
prawego barku za
ś
wiadczył o tym, i
Ŝ
drzwi ani drgn
ę
ły.
Plik z chomika:
izebel
Inne pliki z tego folderu:
W.E.B. Griffin - Korpus 10 - Odwrót, do cholery(1).pdf
(1418 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 05 - Sabotażyści.pdf
(1117 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 04 - Walka agentów.rtf
(825 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 03 - Szpiedzy i żołnierze.pdf
(1398 KB)
W.E.B. Griffin - Ostatni bohaterowie 02 - Ludzie z mroku.pdf
(1482 KB)
Inne foldery tego chomika:
Gaarder Jostein
Gabaldon Diana
Gable Rebecca
Gądecki Stanisław
Gaider David
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin