rozdz. 5 - Nowy Uczeń.docx

(36 KB) Pobierz

  5. Nowy uczeń

 

Ta noc była najpiękniejszą nocą, jaką do tej pory tu miała. Z dwóch powodów. Po pierwsze była po najpiękniejszym dniu, po drugie śniłam o Edwardzie. Jednak doszło szybko do mnie, że zobaczę go dopiero jutro w szkole, a tu cała niedziela przede mną. Musiałam szybko wymyśleć plan na dzień dzisiejszy, żeby nie siedzieć bezmyślnie. Cholera co można robić w takiej dziurze jak Forks. Do kina iść nie mogę, bo musiałabym jechać do Port Angeles. Sprzątanie też odpad, bo przecież wczoraj wybłyskałam Charliemu cały dom. Uczyć się? Nie, na to akurat nie mam głowy. Co prawda we wtorek jest test z biologii, ale tu znowuż już przerabiałam ten materiał w Phoenix i wystarczy, że sobie to przeczytam i odświeżę pamięć. Wiem!  Spędzę popołudnie z Charliem. Co prawda będę pewnie musiała siedzieć z nim w saloniku i oglądać mecz, ale lepsze to niż siedzenie w samotności. Ale najpierw szybki prysznic. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłonki. Okazało się, że pogoda jest dziś w takim samym nastroju jak ja, gdy uświadomiłam sobie, że nie zobaczę dziś Edwarda – pochmurnym. Zabrałam czyste rzeczy i poszłam do łazienki. Tu pojawił się kolejny dylemat. Prysznic czy kąpiel w wannie. Charlie był tak wspaniałomyślny, że zamontował mi w mojej prywatnej łazience i to i to. Prawdę mówiąc było mi z tego powodu głupio, bo musiał wydać na mnie fortunę, żeby przerobić to pomieszczenie na łazienkę, no i na zmiany jakie zastosował w moim pokoju. Wygrała wanna, doszłam do wniosku, że na leżąco się bardziej odprężę niż na stojąco.

Po porannej toalecie zeszłam na dół. Charlie kręcił się już po kuchni.

- Witaj kochanie. – Przywitał mnie czule.

- Witaj i siadaj, zaraz ci uszykuję śniadanie. – Zaproponowałam.

- Nie dziękuję, już jadłem. Prawdę mówiąc trochę się śpieszę. Do Harry’ego przyjeżdża dziś jego siostrzeniec na jakiś czas i prosił mnie, żebym pojechał z nim po niego na lotnisko do Seattle. Obawia się, że jego wóz nie sprosta takiej odległości. – Wyjaśnił.

Cholera i po planach.

              - Siostrzeniec? – Byłam ciekawa. Charlie nigdy nie opowiadał mi o siostrze Harry’ego. Po prawdzie on nigdy nie opowiadał o nikim i niczym. Jego życie towarzyskie nie licząc La Push, już dawno legło w gruzach.

              - Siostra Harry’ego wyprowadziła się z La Push gdy tylko stała się pełnoletnia. Harry mało o niej i jej rodzinie opowiadał, więc i ja nie powiem ci nic więcej. A może chcesz jechać z nami?

              - Nie, pouczę się trochę. We wtorek mam test z biologii. 

Prawda była taka, że nie zamierzałam spędzić kilku godzin z dwoma zapalonymi kibicami piłki i słuchać przez całą drogę która drużyna awansowała, a która nie, albo wykłócania się, który z nich złowił ostatnio większą rybę. To nie dla mnie. Jednego Charliego bym jeszcze zniosła, ale dwóch? To już za dużo.

Śniadanie przedłużałam jak tylko mogłam, każdy kęs przeżuwałam kilkadziesiąt razy, aż w końcu rozbolała mnie szczęka. Posprzątałam w kuchni po śniadaniu i wyszłam na ogródek. Postanowiłam, że trochę nad nim popracuję, bo Charlie chyba nie miał do tego głowy. Latem ograniczał się jedynie do koszenia trawy, a i to robił sporadycznie. Udałam się do garażu w poszukiwaniach jakichś narzędzi ogrodowych. Spojrzałam na swoje auto i pomyślałam, że jak już skończę ogródek to umyję jeszcze mojego golfa. Znalazłam to co chciałam, a raczej małą namiastkę tego, bo Charlie miał tylko grabie. No nic, lepsze to niż zbieranie liści rękoma. Sprzątanie trawnika przychodziło mi z łatwością. Liście zgrabiłam na wielką stertę,  ale doszłam do wniosku, że jeśli je tak zostawię to wiatr zrobi swoje i jutro będzie tu wyglądało tak samo. Zaczęłam więc zbierać je do worka.

              - Może ci pomóc? – Usłyszałam za plecami.

Gwałtownie się obróciłam upuszczając worek i cała jego zawartość na powrót znalazła się na trawie. Za małym, białym płotkiem stał… Edward!

              - Co ty tu robisz? – Byłam naprawdę zaskoczona.

              - Stwierdziłem, że jeśli będę musiał czekać do jutra, żeby cię znowu zobaczyć, to chyba oszaleję.

Czy on właśnie powiedział, że nie chciał czekać do jutra tak jak ja? Nie, to by było zbyt piękne. Musiałam to jakoś opacznie zrozumieć. Zanim się zorientowałam, już stał koło mnie.

              - Jak to zrobiłeś? – Zapytałam.

              - Ale co?

              - Stałeś za płotem a po sekundzie już koło mnie! Jak to możliwe?

              - Poruszamy się bardzo szybko, dla waszego, marnego, ludzkiego oka prawie niezauważalnie. – Naigrywał się ze mnie.

              - Twierdzisz, że mam do dupy oko? – Zapytałam.

              - Raczej do patrzenia, ale tak, jest dużo gorsze niż moje. – Jeszcze mi przechwalać się tu będzie.

              - To w czym jeszcze jesteśmy od was gorsi?

              - We wszystkim! – Zaczął się śmiać. – Jesteśmy silniejsi, szybsi, mamy lepszy wzrok, słuch, no i jak już ci wczoraj mówiłem, niektórzy z nas mają pewne zdolności. Zastanawia mnie tylko jak to jest z tobą.

              - Ze mną?

              - No tak. Do tej pory, albo słyszałem czyjeś myśli, albo ich w ogóle nie słyszałem. A z tobą jest tak, że w twojej głowie jest cisza, ale potrafię wychwycić pojedyncze słowa. Jestem ciekawy dlaczego tak się dzieje. Nigdy się nie zastanawiałem jak to działa.

              - Czyli mimo wszystko będę musiała uważać na to co myślę. – Zasugerowałam.

              - Wolałbym, żebyś tego nie robiła. Miło by było wiedzieć co myślisz.

              - Chyba jednak byś tego nie chciał. – Zaczęliśmy się śmiać.

Nagle zaczęło padać.

              - Może zaprosisz mnie do siebie? Czy będziemy tu mokli? O mnie nie chodzi, bo nie choruję, ale myśl, że ty mogłabyś nabawić się zapalenia płuc mnie przeraża. – Chciał do mnie wejść! Edward Cullen będzie w moim domu! No i najważniejsze: martwił się o mnie!

              - Tak, tak, oczywiście zapraszam na gorącą herbatę. – Przypomniało mi się, że on nie musi jeść i pić. I czułam, że się rumienię.

Edward chyba zauważył moje zakłopotanie bo zaczął się cicho śmiać.

              - Mi herbata jest nie potrzebna, ale tobie za to bardzo.

Faktycznie, dopiero teraz zauważyłam, że cała dygoczę z zimna. Weszliśmy do domu i udaliśmy się do kuchni.

              - Czy będziesz miała coś przeciwko jeśli na chwile zniknę? – Zapytał.

Chciał się ulotnić! Czułam, że szczęście nie potrwa długo.

              - Oczywiście, że nie.

              - Kłamać to ty nie umiesz. – Uśmiechnął się zawadiacko i już go nie było.

Nie zdążyłam jednak nawet dobrze zamrugać, a już był na powrót koło mnie. W ręku trzymał moją bluzę. Zrobiło mi się niezręcznie. Uświadomiłam sobie, że w moim pokoju był właśnie mój anioł. W moim pokoju?! W jedynym miejscu w domu w którym wczoraj nie zrobiłam nic! Istniał tam chaos doskonały!

              - Proszę, załóż to bo mi się przeziębisz. – Podał mi bluzę.

Sięgając po nią, niechcący dotknęłam jego ręki. Była zimna. Nie. Ona była lodowata. Wzdrygnęłam się. Edward odruchowo się odsunął. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Przypomniało mi to, że nurtował mnie od samego początku ich kolor oczu.

              - Czy mogę zadać ci pytanie, dotyczące was wszystkich? – Spytałam nieśmiało.

On tylko na potwierdzenie kiwnął głową.

              - Zauważyłam, że macie wszyscy taki sam kolor oczu. Czy to jest jedna z cech wampirów? – Zaskakująco łatwo przeszło mi przez gardło słowo „wampir”, byłam z siebie dumna.

              - Tak i nie. Nasz kolor się zmienia. – Rozbudził moją ciekawość jeszcze bardziej.

              - Zmienia się? Od czego to zależy?

              - Najpierw zrób sobie coś gorącego do picia, i usiądź, a później możesz pytać o co chcesz. – Oznajmił.

Nie mogąc doczekać się tego co ma mi do powiedzenia, szybko wstawiłam wodę, uszykowałam sobie kupek z herbatą i w międzyczasie założyłam bluzę, którą mi przyniósł. Gdy woda w czajniku zaczęła się gotować, zalałam sobie herbatę i usiadłam przy stole.

              - Jestem gotowa. – Oświadczyłam. – Wywiązałam się z twoich warunków, więc teraz ty dotrzymaj słowa.

              - Jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nas ma zupełnie inny kolor oczu niż my.

              - Inny?  Jaki? – Byłam ciekawa.

              - Ciemny rubinowy.

              - A ten jeden procent to wy? – Znowu mu przerwałam, chcąc zaspokoić swoją ciekawość.

              - Tak…

              - To ilu was jest? To znaczy wampirów?

              - Jak będziesz mi tak przeszkadzała, to nigdy ci nie dokończę.

              - Przepraszam, już nie będę. Możesz kontynuować. Będę grzeczna. – Obiecałam.

              - Jest nas naprawdę wielu, nie ma chyba miejsca na ziemi bez wampira. A teraz wrócę do koloru. Rubinowy kolor mają wampiry, które żywią się ludzką krwią, więc jak takowego spotkasz to już po tobie. – Uśmiechnął się zawadiacko, ale mi nie było do śmiechu. Tacy jak my natomiast, żywią się krwią, ale zwierzęcą. Takich jak my jest naprawdę niewielu.

              - Więc przy was nic mi nie grozi? – Chciałam się upewnić.

              - I tu odpowiedź znowu brzmi i tak i nie. Im ciemniejszy kolor u wampira, tym jego głód jest większy. Moja rodzina stara się do takiej sytuacji nie dopuścić więc często… polujemy. – Chyba chciał sprawdzić moją reakcję, ale niczego się nie doszukał.

              - Więc jeśli będziesz miał ciemniejszy kolor niż dziś to lepiej się do ciebie nie zbliżać, tak?

              - Potrafimy się wtedy kontrolować, bardziej chodziło mi o to, że problem by się pojawił, gdyby w trakcie naszego polowania pojawił się człowiek i wyczulibyśmy jego krew.

Teraz to mnie trochę przestraszył, ale nie dałam tego po sobie poznać. Edward opowiadał mi o zwyczajach jego rasy, o swojej rodzinie, aż w końcu weszliśmy na temat szkoły.

              - Wiesz. – Zaczęłam nieśmiało. – Chyba będzie lepiej, jak przez jakiś czas nie będziemy się często pokazywać w szkole razem.

              - Czyli chcesz wszystkich przyzwyczajać do nowej sytuacji stopniowo? – Chyba się w ten sposób ze mną zgadzał.

              - Tak będzie lepiej dla twojej rodziny. Nie chcę was narażać na zbytnie zainteresowanie. Teraz przynajmniej rozumiem dlaczego trzymacie się na uboczu.

              - Nas narażać? Tylko o to chodzi? – Nie wiedziałam do czego pije.

              - No może jeszcze o to, że twoje rodzeństwo chyba mnie nie lubi. – Spuściłam głowę, żeby nie widział mojego wyrazu twarzy.

              - O moje rodzeństwo?

              - Obiecaj, że nie będziesz się śmiał.

              - Obiecuję.

              - Odniosłam ostatnio w stołówce wrażenie, że Rosalie… - Nie byłam pewna czy dobrze zapamiętałam imię pięknej blondynki, Edward na potwierdzenie kiwnął głową. – Że Rosalie za mną nie przepada. Patrzyła takim wzrokiem, że aż ciarki przechodziły mi po plecach.

Edward zaczął się głośno śmiać.

              - Tu nie chodziło o ciebie głuptasie. – Super teraz pomyśli sobie, że uważam się za pępek świata. – Rose była zła na mnie, że usiadłem z tobą sam a nie zaprosiłem cię do naszego stolika.

              - Była o to zła? – Teraz było mi naprawdę głupio.

              - Tak. Zanim do ciebie wtedy podszedłem, upewniłem się u Alice, czy ani tobie nic nie grozi z naszej strony, ani nam z twojej.

              - A co mogłoby wam grozić z mojej strony?

              - Zdemaskowanie nas. – No tak najbardziej oczywista rzecz, o której nie pomyślałam. – Gdy Alice nic niepokojącego nie zobaczyła, to Rose mnie przekonała, że najwyższy czas zacząć żyć normalnie i cię poznać.

              - Czyli to jej powinnam być wdzięczna za to, że tu teraz siedzisz?

              - Właściwie to tak. Nawet nie wiesz jak się wściekła, gdy Carlisle jej powiedział, że byłaś u nas w domu, a jej w tym czasie nie było.

Rodzeństwo Edwarda mnie akceptowało. Powinno mnie to ucieszyć, a jednak zbudziło we mnie jakiś niepokój.

              - Chyba czas na mnie. – Nagle oznajmił.

              - Nie możesz jeszcze trochę zostać? – Nie chciałam żeby wychodził.

              - Nie wiem czy jestem gotowy na kolejne żarty twojego ojca? Zjawi się tu za jakieś dwie minuty?

              - Skąd wiesz?

Edward nie odpowiedział wskazał tylko palcem na swoje uszy. Czy to możliwe, że miał aż tak doskonały słuch? Nie mieściło mi się to w głowie. Nie próbowałam nawet tego zrozumieć, bo było to ponad moje możliwości.

              - To jutro w szkole osobno? – Upewniłam się.

              - Ale za to na biologii razem. – Uśmiechnął się i już go nie było.

Nawet nie zauważyłam, że na dworze jest już ciemno. Spojrzałam na zegar wiszący w kuchni i się przeraziłam. Było już po dwudziestej pierwszej. Postanowiłam, że wykorzystam tą godzinę i pójdę się do swojego pokoju udawać, że śpię. Nie chciałam, żeby opowieści Charliego o jakimś tam siostrzeńcu zepsuły mi tak piękny dzień. Wbiegłam szybko na górę, ubrałam się w pidżamę i położyłam do łóżka. A niech mnie! Edward miał rację. W tym samym czasie usłyszałam jak zamykają się drzwi. Obróciłam się plecami do drzwi i zamknęłam oczy. Drzwi od mojego pokoju zaczęły się uchylać.

              - Bell? – Charlie szeptał. – Śpisz?

Gdy po paru sekundach nie otrzymał żadnej odpowiedzi po cichu wycofał się z mojego pokoju, zamknął drzwi i zszedł na dół.

 

              Noc była paskudna! Budziłam się co chwila, nie mogłam się wygodnie ułożyć i miałam jakieś koszmary, ale nie pamiętałam co to było. Gdy zorientowałam się, że już naprawdę późno, szybko się ubrałam i wybiegłam nie jedząc śniadania. Do szkoły zajechałam idealnie. Na parkingu czekała już na mnie Jessica.

              - Ciekawe, która z nas jest bardziej podekscytowana. – Powiedziała to tak szybko, że nie zrozumiałam o co jej chodzi.

              - Podekscytowana? Czym? – Chciałam wyjaśnienia.

              - Bella! Dziś pojawi się ten nowy uczeń. Zapomniałaś?

Zapomniałam. Miałam ciekawsze rzeczy w weekend niż myślenie o jakimś chłopaku, ale przecież nie mogłam jej o tym powiedzieć. Kątem oka zauważyłam, że na parking podjeżdża srebrne volvo. Zanim jednak zdążyłam go zobaczyć, Jess ciągnęła mnie już za rękę w stronę budynku w którym mieścił się sekretariat.

              - Co ty robisz? – Zapytałam.

              - No chodź! Proszę, może zobaczymy go koło sekretariatu.

              - Jess, chyba trochę przesadzasz. – Oznajmiłam. Śledzić jakiegoś „nowego” nie było priorytetem mojego dnia.

              - Bella, ty naprawdę nie jesteś ciekawa, czy go znasz? – Naciskała.

              - Nie, nie jestem ciekawa. Prawdopodobieństwo, że się znamy jest nikłe. Szkoła do której uczęszczałam w Phoenix, miała co najmniej osiem razy więcej uczni niż ta. A teraz przepraszam. Matematyka wzywa.

Nie czekając, aż Jess zacznie znowu mnie namawiać na bawienie się w detektywa udałam się w stronę budynku nr 4. Zostały mi może jeszcze trzy metry do drzwi, gdy zatrzymał mnie Mike.

              - Cześć Bella.

              - Cześć.

- Widziałem, że Jess chyba zagrała ci na nerwach. Chcesz o tym pogadać, czy wolisz przeczekać, aż ci minie w ciszy?

Mike był pod tym względem wspaniały, wiedział kiedy można mówić, a kiedy należy milczeć. Materiał na idealnego przyjaciela.

              - Wolę to przemilczeć. – Odpowiedziałam mu po chwili.

Nic więcej nie powiedział, całą drogę do sali milczał, w klasie też milczał i milczał w drodze na następne zajęcia. Po prostu był przy mnie i o nic nie pytał. Lekcje szybko minęły. Nadszedł wreszcie czas na lunch. Gdy doszłam do stołówki Edwarda i jego rodzeństwa jeszcze nie było. Podeszłam do stolika przy którym siedział już Mike, Jessica, Angela i Tayler. Usiadłam z nimi i wsłuchałam się w rozmowę.

              - Jest wysoki, ma ciemną karnację skóry, ciemne oczy i czarne włosy. Ale musiałabyś widzieć jego muskulaturę. Boska. – Relacjonowała Jess czyjś wygląd Angeli.

              - O kim ona mówi? – Zapytałam Angelii.

              - O nim! – Wskazała Jess głową w stronę drzwi.

Obróciłam się mimowolnie i wpiło mnie w krzesło. „Kur…” – pomyślałam. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, ręce i nogi poczułam, że robią mi się jak z gąbki. Jeden, drugi… Dopiero za trzecim razem udało mi się wstać.

              - Bell, gdzie idziesz?

              - Coś się stało, jesteś blada?

              - Może lepiej usiądź!

Słyszałam jak koledzy do mnie mówią, ale nie wiedziałam kto i co powiedział. Nie potrafiłam im odpowiedzieć na ani jedno pytanie. Słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia, wtedy „on” mnie zauważył. Minęłam go szerokim łukiem i przyspieszyłam. Do oczu napłynęły mi łzy. W drzwiach się zderzyłam z czymś dużym i twardym. Spojrzałam do góry i rozpoznałam twarz starszego brata Edwarda – Emmeta. Zaczęłam się przeciskać, ale znowu się z kimś zderzyłam. Tym razem był to Edward.

              - Co się stało? – Zapytał czule.

              - Nie teraz! Muszę wyjść! Muszę zostać sama!

Przez łzy zauważyłam, że Edward napiął mięśnie, a dłonie ścisnął w pięść. Nie miałam jednak ochoty zastanawiać się, dlaczego tak zareagował.

              - Proszę, przepuść mnie, muszę już iść. – Wręcz błagałam.

Po chwili znalazłam się już na parkingu. Sama ze swoimi myślami. Deszcz spływał po moich policzkach, łącząc się ze słonymi łzami, a wiatr sprawił, że i deszcz i łzy stawały się zimniejsze niż powinny być. Doszłam resztką sił do swojego samochodu. Oparłam się o maskę i czułam jak zbiera mi się na wymioty.

              - Bello, przepraszam. – Poznałam ten głos. Był ciężki i jak na osiemnastolatka, zbyt męski.

Nogi mi się ugięły i padłam jak kamień rzucony z dziesiątego piętra. Poczułam na ramieniu silną, dużą dłoń.

              - Nie dotykaj mnie! – Wykrzyczałam resztkami sił. – Nie zbliżaj się do mnie!

              - Daj mi wytłumaczyć, proszę. – Powiedział Paul.

Obróciłam się w jego stronę, nic się nie zmienił na twarzy. Za to zmężniał, wydoroślał. Spoważniał. Minął rok odkąd go ostatni raz widziałam. Po tamtym zdarzeniu zmienił szkołę. Więc Jess miała niekompletne informacje. Mówiła, że „nowy” przyjedzie na wymianę z mojej starej szkoły, ale przecież Paul ją zmienił. Dlatego byłam spokojna o „nowego”, dlatego nic nie sprawiło, że poczułabym się zagrożona.

              - Nie mamy sobie nic do powiedzenia!  Nie chcę cie znać! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Zniszczyłeś moje życie! – Czułam, że za chwilę zwymiotuję.

Nagle u mego boku pojawił się Edward i Jasper – jego drugi brat. Chłopaki chw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin