Diderot - Kubuś Fatalista i jego pan.pdf

(1063 KB) Pobierz
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
1137175614.001.png 1137175614.002.png
DENIS DIDEROT
Kubuś Fatalista
i jego pan
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość?
Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży? Co
mówili? Pan nic. Kubuś zaś, iż jego kapitan mawiał, że wszystko, co nas spotyka na świe-
cie, dobrego i złego, zapisane jest w górze.
Pan: Oto mi wielkie słowo!
Kubuś: Mówił jeszcze, iż każda kula, która wylatuje na świat z rusznicy, posiada swój
adres.
Pan: Miał słuszność...
Po krótkiej pauzie Kubuś zakrzyknął: – Niech diabeł porwie szynkarza i jego gospodę!
Pan: Czemu wysyłać do diabła bliźniego swego? To nie po chrześcijańsku.
Kubuś: Bo tak: zalałem pałkę wińskiem, zapomniałem napoić konie. Ojciec widzi to,
wpada w złość. Ja wzruszani ramionami; on bierze kija i łoi mi plecy. Jakiś pułk przechodzi
właśnie przez wieś, spiesząc pod Fontenoy; ze złości zaciągam się w rekruty. Przybywamy,
zaczyna się bitwa...
Pan: I dostajesz kulę pod swoim adresem.
Kubuś: Zgadł pan: postrzał w kolano; Bóg tylko wie, co za przygody sprowadził na mnie
ten postrzał. Trzymają się jedna drugiej jak ogniwa łańcuszka. Ot, gdyby nie ten postrzał,
nigdy w życiu nie byłbym ani zakochany, ani kulawy.
Pan: Byłeś zakochany?
Kubuś: Czy byłem! dobre pytanie!
Pan: Z powodu postrzału?
Kubuś: Z powodu postrzału.
Pan: Nigdyś mi o tym nie rzekł ni słowa.
Kubuś: Myślę sobie.
Pan: Czemu?
Kubuś: Temu, iż to słowo nie mogło paść ani wcześniej, ani później.
Pan: I chwila opowiedzenia twoich amorów nadeszła?
Kubuś: Kto to wie?
Pan: Na wszelki wypadek zaczynaj...
Kubuś rozpoczął historię swoich amorów. Było po obiedzie, czas był parny; pan
zdrzemnął się. Noc zaskoczyła ich w polu; zbłądzili. Pan wpada w straszliwy gniew i nie
szczędzi kijów słudze, nieborak zaś powtarza za każdym razem: „I ten musiał być widać
zapisany w górze...” 1
Widzisz, czytelniku, że jestem na ładnej drodze: ode mnie by tylko zależało kazać ci
czekać rok, dwa, trzy lata na opowieść o amorach Kubusia rozłączając go z panem i każąc
każdemu z osobna wędrować przez wszystkie możliwe przygody. Cóż by mi przeszkodziło
ożenić pana i przyprawić mu rogi? Wyprawić Kubusia na dalekie wyspy? Zapędzić tam je-
go pana? Sprowadzić obu z powrotem do Francji na jednym statku? Cóż łatwiejszego niż
klecić opowieści! Ale tym razem wykpią się obaj ze sprawy jedną licho spędzoną nocą, a
wy tym małym opóźnieniem.
Zaczęło świtać; dosiedli koni i ruszyli swoją drogą. – A dokąd? – Już drugi raz zadajecie
to pytanie i drugi raz odpowiadam: Na co wam wiedzieć? Skoro raz tknę się przedmiotu ich
podróży, bywajcie zdrowe, miłostki Kubusia... Wędrowali jakiś czas w milczeniu. Gdy
1 Uwaga ta, stanowiąca punkt wyjścia gawędy Kubusia i jego pana, znajduje się w tym samym brzmieniu u Ster-
ne’a ( Życie i myśli Tristrama Shandy, ks. VIII, rozdz. CCLXIII). Na ogół naśladowictwo Sterne’a, z którego nie-
raz czyniono zazrut tej powiastce, ogranicza się do paru szczegółów, zaczerpniętych zeń tak jawnie i niemal do-
słownie, iż tżeba w tych analogiach z modą naówczas we Francji powieścią angielskiego pisarza wiedzieć raczej
świadoną zabawkę autora, zgodną ze stylem całego opowiadania.
4
każdy otrząsnął się nieco ze swego zmartwienia, pan rzekł: – I cóż. Kubusiu, gdzieśmy
utknęli w twoich amorach?
Kubuś: Utknęliśmy, o ile mi się zdaje, na porażce nieprzyjacielskiej armii. Jedni ucieka-
ją, drudzy gonią, każdy myśli o sobie. Zostaję na polu bitwy, zagrzebany pod mnogością
zabitych i rannych, zaiste niezliczoną. Nazajutrz rzucono mnie wraz z tuzinem innych na
wóz, aby nas zawieźć do szpitala. Och! panie, nie sądzę, aby istniało w świecie coś okrut-
niejszego niż rana w kolano.
Pan: Żartujesz chyba.
Kubuś: Nie, panie, dalibóg nie żartuję! Jest tam nie wiem ile kości, ścięgien i innych
rzeczy, poprzezywanych licho wie jak...
Jakiś człowiek, który człapał za nimi na koniu, wioząc za sobą oklep młodą dziewczynę,
usłyszał te słowa i rzekł: – Pan ma słuszność...
Nie wiadomo było, do kogo się odnosi to „pan”, ale spotkało się zarówno u Kubusia, jak
i u jego pana z nieszczególnym przyjęciem; Kubuś zaś rzekł do natręta: – Czego ty nos
wściubiasz?
– Wściubiam nos do mego rzemiosła; jestem chirurg, do usług pańskich, i wykażę...
Kobieta, którą wiózł za sobą, rzekła: – Panie doktorze, jedźmy swoją drogą i zostawmy
tych panów, którzy nie lubią, aby im wykazywać...
– Nie – odparł chirurg – chcę wykazać i wykażę...
I odwracając się, aby wykazać, popycha towarzyszkę, pozbawia ją równowagi i strąca na
ziemię, z jedną nogą zaczepioną o poły jego ubrania i spódnicami zawiniętymi na głowę.
Kubuś schodzi z konia, uwalnia nogę biednej istoty i obciąga spódnice; nie wiem, czy za-
czął od uwolnienia nogi, czy od obciągnięcia spódnic; ale o ile by się sądziło o stanie tej
kobiety z jej krzyków, musiała zranić się dotkliwie. Zaś pan Kubusia rzekł do chirurga: –
Oto, co znaczy wykazywać.
A chirurg: – Oto, co znaczy nie chcieć komuś pozwolić wykazać!...
A Kubuś do kobiety leżącej czy też pozbieranej z ziemi: – Pociesz się, dobra duszo, to
ani twoja wina, ani pana doktora, ani moja, ani też mego pana; było napisane w górze, iż
dzisiaj, na tym gościńcu, o tej właśnie godzinie pan doktor będzie gadułą, mój pan i ja bę-
dziemy parą mruków, ty nabijesz sobie sińca i pokażesz nam odwrotną stronę medalu...
W cóż by nie urosła ta przygoda w moich rękach, gdyby mi przyszła fantazja znęcać się
nad wami! Uczyniłbym z tej kobiety ważną osobę; poruszyłbym kmiotków z całej parafii,
wznieciłbym boje i miłości; bo trzeba przyznać, że ta córa wsi kryła rzadkie uroki pod
swoją parcianką. Kubuś i jego pan zauważyli to; toć nieraz ani tyle nie było potrzeba, aby
rozniecić miłość. Czemu Kubuś nie miałby się zakochać po raz drugi? Czemu po raz drugi
nie miałby się stać rywalem, ba, zwycięskim rywalem swego pana? – A czyż zdarzyło się
już kiedy coś podobnego? – Ciągle pytania! Nie chcecie więc, aby Kubuś opowiadał dalej o
swoich amorach? Porozumiejmy się wreszcie raz na zawsze: chcecie czy nie? Jeżeli tak, to
posadźmy babę z powrotem na konia z chirurgiem, pozwólmy im jechać dalej i wróćmy do
naszych podróżnych. Tym razem Kubuś zabrał głos i rzekł:
– Oto sądy ludzkie: pan, któryś nie był ranny w swoim życiu i nie wiesz, co to postrzał w
kolano, utrzymujesz w żywe oczy mnie, który miałem kolano strzaskane i kuleję od dwu-
dziestu lat...
Pan: Może masz słuszność. Ale ten przeklęty chirurg jest przyczyną, iż jeszcze oto gnie-
ciesz się na wózku z kompanami, daleko od szpitala, daleko od wyleczenia i daleko od za-
kochania się.
Kubuś: Co bądź się panu podoba o tym myśleć, ból w kolanie był nie do zniesienia, a
wzmagał się jeszcze od niewygodnego siedzenia i od wybojów, tak iż za każdym wstrzą-
śnieniem wydawałem przeraźliwe krzyki.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin