Knight Harry Adam - Carnosaur.docx

(401 KB) Pobierz
„Cała szóstka spoglądała teraz na niego z dachu kabiny





 

Cała szóstka spoglądała teraz na niego z dachu kabiny. Widział po ich minach, że posądzali go albo o żart, albo o pomieszanie zmysłów.

Nagle Charlotte zapytała tonem niemal łagodnym:

-              Tony, gdzie jest Melissa?

-              Mówiłem już! - ryknął rozdrażniony. - Coś ją... Nie skończył, bowiem zobaczył, jak ich twarze zmieniają wyraz, a oczy wprost rosną ze strachu. Zorientował się, że wcale nie patrzą na niego lecz poza niego...

-              Co...? - zaczął. Poczuł mocne, pozbawiające tchu uderzenie. Nie rozumiał jeszcze, co się stało; nie docierało to do niego nawet, gdy został uniesiony w górę, ściśnięty niczym w ogromnym imadle.

Dopiero, czując zamykającą się nad nim zimną wodę, zaczął powoli rozumieć co się stało. Co się dzieje. Nawet nie bolało. A przynajmniej, nie od razu...


HARRY ADAM KNIGHT

CARNOSAUR

Przełożyła Katarzyna Czaykowska-Stój

PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDAŃSK 1991


Tytuł oryginału: Carnosaur

Redaktor:

Piotr Borys

Opracowanie graficzne:

Piotr Dylis

Copyright ©1984 by Harry Adam Knight All rights reserved

©Copyright for the Polish edition by Phantom Press International Gdańsk 1991

Wydanie I

ISBN 83-852-76-51-3

Zakłady Graficzne Spółka z o.o.

64-920 Piła, ul. Okrzei 5 Zam. 457/91,


Rozdział I

Des, obudź się! Des Cartwright próbował zignorować żonę, szarpiącą go za ramię. Bardzo chciał powrócić do swojego cudownego snu. To, że został on tak brutalnie przerwany, wydawało mu się nie do zniesienia.

-              Zostaw mnie - mruknął, wciąż na wpół śpiąc.

-              Des! - krzyknęła znowu, potrząsając nim mocniej.

-              Kurczęta! Coś je niepokoi.

-              Zawsze je coś niepokoi - wymamrotał. Był już jednak na tyle rozbudzony, że sen opadł z niego, niczym jakieś piękne i kuszące wspomnienie. Nie mógł sobie wprawdzie przypomnieć, co mu się śniło, ale ostro odczuł stratę sennego marzenia.

Z uczuciem dziwnego smutku odwrócił, się na plecy, nasłuchując, czy Julie miała rację. Rzeczywiście - kurczęta szalały. Co mogło je tak wystraszyć - pomyślał. Lis? Może jeden z okolicznych psów? Ale jak jakiekolwiek zwierzę mogło się dostać do środka? Parę dni temu sam sprawdzał ogrodzenie.

Westchnął i zapalił lampkę nocną. Budzik wskazywał dopiero 2.17. Rozdrażniony wstał i założył szlafrok. Julie zacisnąwszy powieki przed światłem, wsunęła się pod koł­drę.  Ogarnęła go fala odrazy.  - Gruba, leniwa krowa - pomyślał spojrzawszy na nią i natychmiast poczuł się winny. Przecież nie miała wpływu na to, że podczas swej paroletniej choroby mocno przytyła. - Wciąż ją kocham - powiedział sobie stanowczo. Wiedział, że to nieprawda. Nie czuł do niej nic, co by można nazwać miłością. I to od wielu lat, zanim jeszcze zachorowała.

5


Idąc do kuchni, usiłował odegnać od siebie te niechciane myśli. Kurczaki gdakały szaleńczo. Robiły więcej hałasu, niż kiedykolwiek przedtem. Z jednej z szop doszedł go głośny trzask przewracanej klatki. To nie mogły być lisy. To musiał być któryś z okolicznych psów. I to duży. Może nawet więcej niż jeden.

Podszedł do szafki przy tylnych drzwiach i wyjął dwunastostrzałośrutówkę. Załadował ją nabojami znalezionymi w szufladzie w kuchni i wyszedł na zewnątrz. Była ciepła sierpniowa noc i powietrze pachniało latem. Gdy zmierzał podwórzem ku budynkom, w których znajdowały się kur­częta, przyszły mu na myśl wspomnienia letnich nocy z przeszłości. Niespodziewanie przypomniał mu się fragment snu. Był to obraz dziewczęcej twarzy. Wydawała mu się znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć, kim była. Czy był to ktoś ze szkolnych czasów? Dziewczyna, której kiedyś pragnął? Czy też to tylko wytwór wyobraźni? Wrażenie znajomości mogło być tylko złudzeniem. Sny bywają dziw­ne...

Hałas dochodził ze środkowej szopy. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Długi wąski budynek mieścił ponad tysiąc ptaków i był teraz wypełniony ich jazgotem. Cartwright zatrzymał się przy drzwiach i spojrzał na przejście wzdłuż środkowego rzędu klatek. Światła - jak zwykle - były włączone, widział więc całe wnętrze budynku. Nie było jednak żadnego śladu napastnika. Trzymając broń w pogo­towiu, rozejrzał się. Zauważył cały rząd przewróconych klatek. Były połamane, dookoła zaś bielało mnóstwo piór. Zbliżył się, zaciekawiony co też mogło spowodować takie zniszczenie. Nie bał się. Był pewny, że śrutówka stanowi wysta...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin