Kraszewski Józef Ignacy - Radca Maciek.txt

(51 KB) Pobierz
J�zef Ignacy Kraszewski
Radca Maciek
�
� Ludzie � mawia� jeden ze starych moich, kt�rym si� przys�uchiwa�em w m�odo�ci � ludzie s� jak jab�ka. Na tej�e jab�oni, prosz� si� przypatrzy�, wisi jedno zwr�cone ku s�o�cu, drugie w cieniu, trzecie pokryte li��mi, czwarte �ci�ni�te � a ka�de ci inaczej dojrzeje i smakowa� b�d� r�nie.
To, kt�remu s�oneczko przy�wieca�o zawczasu, jedno z dwojga: albo si� rozwinie �licznie, zarumieni cudnie i s�odyczy nabierze, lub zeschnie przedwcze�nie � dojrza�e i zarobaczone. W cieniu ro�nie czasem na to, aby kwa�ne by�o d�ugo, ale gdy dojrzeje � i trwa, i smakuje. S�owem, ka�dy owoc nawet ma sw� dol�, a ta sama ga��� daje i najpi�kniejsze, i najn�dzniejsze.
To� samo z lud�mi si� dzieje.
Lat temu dwadzie�cia i kilka pozna�em w Warszawie pana Macieja, na�wczas rzeczywistego radc� stanu, powszechnie szanowanego urz�dnika.
By� to m�czyzna, kt�rego wiek trudno si� dawa� odgadn��. Wida� by�o po nim, �e �y� d�ugo i wiele prze�y� musia�, ale si� tym raczej zahartowa�, ni� zm�czy�. S�usznego wzrostu, silny, blondyn i ma�o co posiwia�y, cery ��tawej, oczu szarych � przy swych latach mia� jeszcze ruchy m�odzie�cze, a gdy za r�k� �cisn�� zapomniawszy si�, niejeden z b�lu sykn��. D�o� mia� pot�n�, jakby prac� namulan� i wyrobion�.
Nigdym go nie widzia� smutnym ani kwa�nym; twarz nosi� zawsze pogodn�, u�miechni�t� i napi�tnowan� m�stwem takim, jakby si� niczego nie obawia�. Nie znosi� szczeg�lniej m�odzie�y m�skiej tch�rzliwej i bez energii.
Do przymiot�w tego cz�owieka, w kt�rym wszystko znamionowa�o autodydakta (z czym si� nie tai�), nale�a�o to, �e go, starego ju�, wszystko �ywo obchodzi�o... Nowe odkrycie, nowa ksi��ka, ka�da rzecz, w kt�rej by�o �ycie, zajmowa�a go, poci�ga�a. Nie opu�ci� �adnego odczytu, nie uspokoi� si�, a� to, o czym m�wiono wiele, bli�ej pozna� i zbada�.
Bezdzietny wdowiec, swobodny, niemaj�tny, ale te� nie cierpi�cy niedostatku, s�u�b� sw� niewiele zaj�ty, pan Maciej wi�d� �ycie, kt�re z dala przynajmniej musia�o si� wielu wydawa� szcz�liwym.
Nie widzia�em go nigdy ani znudzonym, ani nie�wiadomym, co ma pocz�� z czasem. Spieszy� si�, rachowa� z godzinami � dni mia� zape�nione, wyobra�ni� zawsze czym� zaj�t�, w kieszeni jak�� ksi��k�, przed sob� jakie� oczekiwanie.
W rozmowie najcz�ciej stara� si� jej nada� nastr�j �artobliwy, ale z�o�liwym nie by�, owszem, czu� w nim ka�dy �agodnego i gotowego na us�ugi cz�owieka.
Jake�my si� poznajomili i zbli�yli, trudno mi dzi� to wyt�umaczy�; przysz�o to samo z siebie, z wolna, gdy ka�de spotkanie wi�cej nas spoufala�o.
W ko�cu stali�my si� przyjaci�mi, wzajemnie sobie zwierzaj�c, widuj�c ch�tnie, coraz cz�ciej; stosunek nasz nabra� tego charakteru, jaki cz�stokro� tylko d�ugie lata nadaj�.
Pan radca Maciej m�wi� du�o i ch�tnie, ja s�ucha� lubi�; a ze swego �ycia mia� zawsze tyle epizod�w do opowiadania, i� nigdy mu na nich nie zbywa�o. Wspomina� ch�tnie dawniejsze czasy. Z tych jednak urywanych epizod�w o jego w�asnej przesz�o�ci trudno by�o powzi�� jakie� wyobra�enie. Dowodzi�y one tylko, i� si� ociera� o wielu bardzo ludzi, przebywa� w sferach r�nych i w�drowa� du�o po bo�ym �wiecie.
O sobie m�wi� nawiasowo, nie zwierzaj�c si� z tego, co osobi�cie go dotyka�o.
Raz jednak wieczorem u mnie, gdy si� ma�a gromadka go�ci rozesz�a i pozostali�my we trzech tylko � z panem Stanis�awem, z kt�rym radca by� tak spoufalony jak ze mn� � o�ywi� si� wi�cej ni� zwykle.
Wyszed� by� w�a�nie pewien jegomo��, o kt�rym wiedzieli�my, �e si� w�asn� si�� dobi� w �wiecie znakomitego po�o�enia. Ta krescytywa by�a ze wszech miar zagadkow�, gdy� nasz dorobkiewicz nie mia� nadzwyczajnych przymiot�w � nauki ma�o, zdolno�ci mierne, charakter niemi�y i szorstki. Odznacza�o go jedno � to up�r rzeczywi�cie zdumiewaj�cy; szed� zawsze i wsz�dzie przebojem, m�wi� g�o�no, nie ust�powa� nikomu.
Gdy�my o tym raz prawili, co w praktycznym �yciu najwa�niejszym jest, aby cz�owiekowi zno�ny byt zapewni� � radca si� odezwa� machaj�c r�k�:
� Wierzcie mi, silna wola i zimna krew to s� najlepsze i najskuteczniejsze narz�dzia. Rozumie si�, �e szcz�cia te� potrzeba i okoliczno�ci, je�li nie pomy�lnych, to przynajmniej nie gwa�t zadaj�cych i niszcz�cych wszystko. Uporem idzie si� daleko � mi�kkich los i ludzie bez mi�osierdzia gniot�.
Nikt mu nie zaprzeczy�. Pan radca Maciej pal�c cygaro, wsparty na kolanie, zapatrzy� si� w ogie� na kominku.
Milczeli�my wszyscy.
D�ugo by� jakby sam w sobie i wspomnieniach swych zatopiony.
� Najlepsz� ilustracj� tego, com rzek� � doda� po chwili � by�aby moja w�asna historia.
Szepn��em nie�mia�o:
� Je�eli ona sama si� na usta napiera, dlaczeg� by jej nie powiedzie� nam gwoli zbudowaniu?
� Dlatego si� jej boj� rozpocz�� � odpar� �miej�c si� pan radca Maciej � �e siebie znam, gdy z tego k��buszka ni� rozwin�, nie sko�cz� jednego wieczora... Westchn��.
� My�my i trzy, i cztery s�ucha� gotowi � doda� Stanis�aw.
Radca si� zamy�li�.
� Z tymi wspomnieniami � doda� �ywo � gra niebezpieczna. Ruszywszy je, niepodobna py�u i kurzawy nie podnie��, a te nie s� zdrowe...
Nikt z nas ju� mu gwa�tu zadawa� nie my�la� � milczeli�my. Pan Maciej nie patrzy� na nas, ale w kominek, i pocz�� m�wi� dziwnie � jak gdyby sam do siebie i dla siebie.
� Najstarsze moje wspomnienia si�gaj� tego czasu, gdym by� nie panem Mateuszem ani panem Maciejem, ale najpro�ciejszym w �wiecie Ma�kiem... Ojciec m�j mia� kawa�ek ziemi w osadzie szlacheckiej, w kt�rej by�o nas tylko dwie rodziny rozrodzono tak, i� z tego uros�a wioska ca�a, przy szabelce chodz�cych za p�ugiem ludzi rycerskiego stanu. Po�owa by�a Wieniawit�w, po�owa Rawicz�w... Wcisn�o si� dw�ch czy trzech Do��g�w, jeden Pob�g... ale tych w gromadzie naszej ani zna�, ni czu� nie by�o.
Ojciec, o ile wiem, przypominam sobie i s�ysza�em o nim, niepowodzeniami przybity, opr�cz tego ze krwi ju� niecierpliwy, gor�czka, w ko�cu �ycia potrafi� si� tak ze wszystkimi por�ni�, i� nikogo w osadzie, nawet z najbli�szych krewnych, przyjaznym sobie nie mia�. �y� zupe�nie odosobniony, ubo�ej�c coraz, wyrzekaj�c na los sw�j, odgra�aj�c si� niebu, a co krok zapadaj�c g��biej.
Siedzia� w d�ugach po uszy, mia� w s�dzie spraw kilka, z s�siadami na miedzach spotka� si� nie m�g�, a�eby do k��tni, �ajania i odgr�ek nie przychodzi�o.
Z �ydem arendarzem, kt�ry mniej wi�cej wszystkich g�aska� i z nikim si� nierad by� zadziera�, tak�e od dawna si� sk��ci�; proboszcz go strofowa�, �agodzi�, wi�c od niego ucieka�. Dosy� powiedzie�, �e z rodzonym bratem Joachimem od pi�tnastu lat szli na no�e.
Pami�tam, jak za mg�� widz�c, ostatnie lata �ycia ojca mego. W domu niedostatek by� granicz�cy istotnie z n�dz�. Ojciec, wyrostek sierota naj�ty, �obuz, z�odziej, szkodnik i zuchwalec, stara baba pijaczka i ja � sierota � mie�cili�my si� w wal�cym si� domku, kt�rego dach zacieka�, �ciany w ziemi� zapada�y, gdzie cz�sto nie by�o z czego ognia rozpali� i co przy nim ugotowa�.
�yli�my na wiosn� zielenin�, kartoflami, drobiem, kt�rego ma�o co by�o, kasz� st�ch��, czasem bez soli, s�onin� star�, kt�rej sk�piono...
Nie zawsze by� chleb, a nigdy do syta...
Ojciec, ju� z�amany, cz�sto musia� le�e�, nie mog�c si� podnie��, bo w ko�ciach go �ama�o, a r�ce mia� pokurczone i nabrz�k�e.
Je�li nie j�cza�, to k��ci� si� musia�...
�ywa dusza do nas nie zajrza�a nigdy, nie pom�g� nikt.
W polu o jednym koniu i jednej chudej krowie niewiele zrobi� by�o mo�na. Orano licho, siano po�ladem, gnoju te� nie mieli�my, aby zja�owia�e zagony zasili�.
Cz�sto kawa� dobry zostawa� nie orany, nie zasiany, bo ani czasu, ni si� na to nie sta�o.
Na mnie na�wczas nikt nie zwraca� uwagi; w��czy�em si� samopas, rzadko mog�c do innych dzieci przyst�pi�, bo nienawi�� ku ojcu spada�a te� na mnie. Pijaczka gospodyni bi�a, popycha�a, parobczak prze�ladowa�.
Ojciec zdawa� si� nie chcie� patrze� na mnie, aby nie my�le�, co mnie czeka, i serca sobie nie krwawi�.
Zawczasu te� nauczy�em si� sam my�le� o sobie... a gdym by� g�odny, poj�cie cudzej w�asno�ci zupe�nie si� zaciera�o...
Szcz�ciem, przeznaczaj�c mnie na tak zwany twardy los, natura da�a zdrowie i si�y, jakich najrozpieszcze�szym dzieciom braknie. Mog�em wytrzyma� g��d, ch��d, pragnienie, znu�enie najwi�ksze, a wyg�d nie potrzebowa�em �adnych.
Zostawiony sam sobie � t� walk� o byt poczu�em ledwie spi�wszy si� na nogi i w niej si� zahartowa�em.
W osadzie znano mnie na�wczas z tego, �em by� zuchwa�ym szkodnikiem, i gdzie mnie zobaczy� kto, wnet wo�a� i p�dza�, bo si� domy�la�, �em bez przyczyny si� nie podkrad�.
P�dzano i szczuto... nie wiedz�c nawet za co...
Ostatnie dni ojca przypominam te� sobie.
Z ��ka ju� nie wstawa�, w nocy chrz�szcza�o mu w piersiach okropnie, a kaszel straszny go dusi�... kl�� i rzuca� si� � wo�a� gospodyni � dawano mu wody, przegotowanej ze sk�rk� od chleba; na ostatek s�abn�� pocz�� i senno�� go obj�a gor�czkowa.
By�o to latem... W chacie panowa� zaduch i skwar nie do wytrzymania, cho� okienko by�o wyj�te. Le�a�em na moim bar�ogu, spa� nie mog�c, bom by� te� g�odny. Dopiero gdy si� na, dzie� bra�o, snem kamiennym zasn��em.
Zbudzi�em si�, gdy mnie kto� nog� kopn��, i zl�k�em mocno, bo izba, zwykle pusta, pe�na by�a ludzi. Ha�as w niej panowa�, a g�osy podniesione, krzykliwe, oko�o �o�a ojcowskiego napa�� jak�� zdawa�y mi si� oznacza�.
Porwa�em si� na nogi i pad�em, bo ludzie, kt�rzy si� cisn�li, nie zwa�aj�c na mnie, nie dawali ruszy� z miejsca.
Co si� sta�o, zrozumie� nie mog�em.
Ojciec le�a� niedaleko ode mnie, na nisko wys�anej po�cieli, ��ty, siny, nieruchomy, z ustami i oczyma otwartymi, z piersi� obna�on�.
Brat Joachim, jego �ona, kilku s�siad�w, parobcy, wyrostki cisn�li si� zagl�daj�c, swarz�c, k��c�c.
Coraz to kto� nowy zagl�da� przeze drzwi i stara� si� tu wcisn��.
Gospodyni z fartuchem na oczach, u pieca stoj�c, p�aka�a...
O �mierci na�wczas s�ysza�em ju� wiele, ale nigdy z bliska nie widzia� umar�ego, dlatego nie od razu zrozumia�em, i� ojciec nie �y�. Gdym o tym wreszcie pos�ysza�, nie rozp�aka�em si�. Ogarn�� mnie jaki� strach, zdziwienie, cieka...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin