PROLOG.doc

(32 KB) Pobierz

Królowa Smoków

 

Prolog

 

Wschodzące słońce rzucało krwawe cienie na leżące dookoła mnie skały. Wśród kamieni gdzie niegdzie prześwitywały kępy ubogiej roślinności. Stojąc na skalnej półce i patrząc na otaczające mnie góry, groźne i jednocześnie piękne w ten szczególny dla mnie dzień myślałam o swoim życiu. Nigdy nie żałowałam tego, kim jestem, chociaż czasami było mi ciężko. Do tej pory moje życie wyglądało jak przepiękny sen, sen, który powinien się dobrze skończyć, ale wiedziałam, że tak się nie stanie. Zamykając oczy dawałam sobie chwilę złudnej wolności, której tak naprawdę miałam bardzo dużo. A jednocześnie wiedziałam, że mój czas na tym świecie powoli zaczął zbliżać się do końca. Zapewne zapytacie jak to możliwe, że wiem o sobie takie rzeczy, że znam swoje przeznaczenie. Dla rasy, z której pochodzę przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są jak otwarta księga. Czas i przestrzeń stref nie mają przed moim ludem żadnych granic ani barier. Dla nas nie istnieje niemożliwe. A mimo to tęsknie za pewnymi osobami, których moi rówieśnicy z innych ras mają przez większość swojego życia, ja na razie jestem ich pozbawiona, a przynajmniej ich fizycznej bliskości. Jak każde dziecko chciałabym żeby w moim życiu uczestniczyli rodzice, rodzina i przyjaciele. Jednak dzięki pamięci swoich rodziców wiem, czemu musieli mnie opuścić i pozwolić mi być wychowywaną i bronioną przez rasę, którą tylko w tym celu stworzyli.

Rasę, której nie ma nigdzie indziej i która już nigdy nie powstanie, rasę, której przeznaczenie definiuje jedna osoba – JA. Nazywam się Kiara i mam siedemnaście lat. Jestem jedyną przedstawicielką mojego ludu na tym świecie, ludu, który przez większość jest uważany za bogów, chociaż my o sobie nie mówimy w ten sposób. Jeszcze nigdy w długiej historii naszej rasy nie spotkaliśmy istot, których potęga i moc dorównywałaby naszej. Chociaż mam ludzką postać nie jestem człowiekiem ani fizycznie ani psychicznie. Moja moc i umiejętności sprawiają, że na świat patrzę w zupełnie inny sposób niż ludzie a jednak to oni mnie najbardziej fascynują. Już niedługo pierwszy raz zobaczę na własne oczy przedstawicieli tego gatunku i prawdę powiedziawszy nie mogę się już tego doczekać. Dlatego podjęłam decyzję o tej małej wycieczce. Choć nazwanie jej małą po tym jak ogłosiłam w niej swój udział wydaje mi się śmieszne. Na terytorium gór, które są krainą ludu węży, ludu, którym władam a raczej ludu, który mnie chroni, wtargnęła grupa ludzi. Terytorium węży od początku było zamknięte dla innych ras a z niechcianymi gośćmi załatwiano sprawy szybko i bezlitośnie. Jednym słowem intruzów wszelkiej maści zabijano, a teraz postanowiłam uczynić wyjątek gdyż w końcu chciałam zobaczyć tych, do których mój obecny wygląd mnie upodabnia. Grupa do wyeliminowania obcych miała liczyć około dwóch tysięcy wojowników, ale po decyzji o wzięciu udziału w niej przeze mnie zwiększono ich liczbę do stu tysięcy wojowników i mojej przybocznej straży w liczbie dwudziestu tysięcy.

- Pani - usłyszałam – przednia straż nawiązała kontakt bojowy z grupę ludzi.

Odwróciwszy się w stronę mówiącego te słowa wiedziałam, kogo zobaczę, generała dowodzącego legionem Impery, mojej osobistej gwardii przybocznej. Jego sylwetka oświetlona przez promienie wschodzącego słońca nadawała mu wygląd jak z najgorszego koszmaru, ale dla mnie, która całe życie spędziłam wśród nich nie była niczym nadzwyczajnym. W swoich wspomnieniach a raczej w wspomnieniach swoich rodziców widywałam jeszcze koszmarniejsze istoty. A lud węży był moim ludem, ludem, dla którego byłam królową, choć z racji urodzenia nie należałam do nich. Sylwetka przypominała ludzką, głowa, korpus, dwie ręce i nogi, na tym podobieństwo się kończyło. Dodatkowym akcentem był ogon, który posiadał każdy przedstawiciel ludu węży. Całe ciało pokryte twardą łuską pełniło rolę najlepszej zbroi, jaką mógłby posiadać żołnierz, brak jakiegokolwiek zarostu był następną odróżniającą cechą. Gadzia głowa z dużymi oczami usytuowanymi lekko po bokach głowy dawała szeroki kąt widzenia, szerokie nozdrza nad olbrzymimi szczękami wyposażonymi w ostre jak sztylety zęby musiały sprawiać dla innych, którzy kiedykolwiek spotkali przedstawicieli węży makabryczne wrażenie. Ręce i nogi z ostrymi pazurami, które mogły przecinać zbroje jak papier dopełniały wrażenia, że cel istnienia tej rasy to walka. Milcząc i rozmyślając nad tym wpatrywałam się bez słowa w mojego generała, jaki cel przyświecał moim rodzicom, że do mojej obrony stworzyli tak zabójczą rasę. Co wiedzieli o mojej przyszłości, czy w nurtach czasu zobaczyli coś, co mi miało zagrażać. Z racji tego, kim byłam śmierć mi nie groziła, ale dopóki nie skończę trzydziestu jeden lat i nie osiągnę pełni mocy byłam podatna na pewne ataki, ale nikt na tym świecie o tym nie wiedział. Czy było może jakieś ukryte niebezpieczeństwo, o którym miałam nie wiedzieć?

- Pani? – Moje milczenie wprawiło generała w niepokój. Zawsze mnie fascynowało jak wojownicy Impery reagowali na mój nastrój, jakby go wyczuwali.

- Schwytano ich? – Zapytałam. Widziałam jak na moje pytanie generał się odprężył i począł składać przerwany meldunek.

- Tak Pani. Nie stawiali oporu. Schwytaliśmy około stu ludzi.

Trochę mnie to zdziwiło, wiedziałam, że w góry nie zapuszcza się nikt, kto pragnie być schwytany, ponieważ kończyło się to zawsze śmiercią tych, którzy zlekceważyli granice.

- Dlaczego?

- Pani? – Zdziwiony wzrok generała powiedział mi, że nie zrozumiał mojego pytania.

- Dlaczego nie walczyli, przecież wiedzą, co ich tu czeka.

- Pani – odparł – są wśród nich mężczyźni, kobiety i dzieci. Mają również ze sobą trochę zwierząt i niosą tobołki. Wygląda jakby przed czymś uciekali.

Czego mogą się tak bać, że zdecydowali się tu wkroczyć? Co ich napawa takim lękiem, że rzucają się wprost w ramiona śmierci? Jeszcze nikt, kto zapuścił się w góry stąd nie wrócił.

- Generale – powiedziałam – przyprowadź ich do mnie, chcę ich zobaczyć.

- Tak Pani – odpowiedział zamierzając odejść by wypełnić moje polecenie.

- Jeszcze jedno generale – Pani? – Nie róbcie im krzywdy.

- Tak Pani.

Odwracając się w stronę słońca, które już całe wzeszło nad horyzont i rzucało ciepły żółty blask myślałam o tym, że wkrótce, już niedługo zobaczę ludzi i prawdopodobnie dowiem się, co to za ukryte niebezpieczeństwo, przed którym lud węży ma mnie chronić. Wśród tej grupki ludzi jest ktoś, kto będzie znał odpowiedzi na pytania, które mam zadać, nawet, jeśli on lub ona nie będzie sobie z tego zdawać sprawy. Już wkrótce zacznie dopełniać się mój los, a na końcu tej drogi wreszcie spotkam tych, których najbardziej kocham i tych, za którymi cały czas tęsknie – matkę i ojca.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin