Roman Dmowski, „Rzym i Chrześcijaństwo”,
POLITYKA NARODOWA, Nr 2, Warszawa, Kwiecień 1938 r.
RZYM I CHRZEŚCIJAŃSTWO[1]
Mało wiemy o początkach Rzymu. Więcej wiedzieliśmy, gdyśmy je znali z Liwiusza. Dziś wszakże, nawet to, czemu przypisywaliśmy historyczną wartość, okazało się legendą, a to, co możemy na jej miejsce postawić, jest bardzo jeszcze ubogie i nie zawsze pewne.
Lud, który państwo rzymskie założył, był aryjski i blisko pokrewny założycielom Grecji. W tym samym mniej więcej czasie, co nad morze Egejskie, i do Italii przyciągnęły ze swymi stadami szczepy aryjskie, zwane przez dzisiejszych badaczy italskimi, plemiona Latynów, Umbro-Sabinów i Osków, które się rozlały po Italii środkowej. Musiały one przybyć w dużej liczbie i zastać na obszarze, na którym osiadły, ludy słabsze liczbą i mało cywilizowane, skoro zachowały swój dawny surowy charakter, ten sam, który później się uwydatnił w pierwszych wiekach historii rzymskiej.
Natomiast w części Italii, którą ominęli w swej drodze i w której sąsiedztwo osiedli, istniała względnie wysoka cywilizacja etruska. Etruskowie, zdaje się, byli także w Italii przybyszami, ale, kiedy się tam zjawili, skąd przyszli i jakie były źródła ich cywilizacji, tego na pewno nie wiemy. Prawdopodobnie byli oni raczej panami, niż masą ludności kraju, leżącego na północ od Rzymu; prawdopodobnie też panowanie ich wyrażało się w utworzeniu pewnej, dość dużej liczby małych królestw etruskich z podbitą ludnością. Jednym z tych królestw, najbardziej wysuniętym na południe i pewnie najbardziej -wystawionym na napady wojowniczych plemion aryjskich, był Rzym (wyraz Roma jest etruski). W tym królestwie panowali oni nad częścią Latynów i wypędzenie królów, o którym mówi legenda rzymska, jest właściwie wyzwoleniem się Ariów z pod panowania etruskiego, chwilą, od której Rzym sam zaczyna robić swą historię.
Cywilizacja rzymska, pomimo bliskiego pokrewieństwa Rzymian z Grekami, olbrzymio się różni od greckiej. Pochodzi to niezawodnie stąd, iż Rzym w początkach się cywilizował pod wpływem etruskim. Przede wszystkim religia publiczna Rzymu jest widocznie pochodzenia etruskiego etruscy są bogowie i etruskie niezawodnie liczne obrzędy (jeszcze za czasów cezarów używano w obrzędach niektórych formuł w języku etruskim). Gdy religia domowa, kult przodków, była tą samą, co u Greków, a nawet u Hindusów, tylko silniej o wiele zorganizowaną, była niewątpliwie religią aryjską, religię publiczną Rzymianie przyswoili sobie na miejscu. O innych pierwiastkach etruskich w cywilizacji rzymskiej będzie można z jaką taką pewnością mówić, gdy o samych Etruskach więcej się dowiemy.
Rzym w pierwszych wiekach swych dziejów jest obrazem najmocniejszego chyba społeczeństwa, najbezwzględniej panującego nad jednostką. Trzeba dodać, że tę władzę społeczeństwo wywiera bezpośrednio, przez instynkty społeczne, potężnie tkwiące w duszach jednostek, tak, że nie ma potrzeby jej powierzać nikomu osobiście w takiej mierze, jak to widzimy gdzieindziej. Największa w Rzymie władza osobista to władza ojca rodziny; panuje on bezwzględnie; nad synem, nawet, gdy ten przestał być młodzieńcem i gdy zajmuje najwyższe choćby stanowisko w państwie. Ale i ten ojciec nie uważa, żeby miał prawo rządzić się swą indywidualną wolą — jest on wykonawcą woli swoich przodków, bliższych i dalszych.
Ustrój społeczeństwa rzymskiego w początkach jest wydoskonalonym ustrojem dawnych Ariów, na patriarchalnym rodzie opartym. Jednostka jest tylko wykonawcą woli społeczeństwa — dla niego żyje i, gdy trzeba, dla niego umiera.
Społeczeństwo to nie tylko ludzie żyjący ale wszyscy, którzy ich poprzedzili. Tak pojmowanemu społeczeństwu Rzymianin się nie przeciwstawia, ale z nim się utożsamia. Ciekawym dokumentem są resztki historii Rzymu, napisanej przez Katona Starszego. Niema w niej ani jednego imienia własnego. W danej zwycięskiej bitwie dowodził „konsul” czy „pretor”, ale autora nie obchodzi, jak się nazywał. Wszystko zrobił Rzym, a nie ten lub inny indywidualny, człowiek.
Słynna rzymska dyscyplina wyrosła z tego panowania społeczeństwa nad jednostką: wydawała ona ludzi, nie umiejących oryginalnie myśleć, ale dumnych z tego, że są Rzymianami, że należą do potężnego społeczeństwa; każdy czuł móc społeczeństwa w sobie, każdy był zdolny do mocnego czynu. To była główna treść rzymskich charakterów. Jak mówi stary poeta, Ennius, sprawa rzymska stoi starymi obyczajami i charakterami mężów — Moribus antiquis stat res romana virisque.
Można by powiedzieć, że to nie było całe społeczeństwo, tylko jego arystokracja, patrycjat. Cóż to byli wszakże patrycjusze? Byli oni na pewno dalszym ciągiem tego społeczeństwa, które w zamierzchłej przeszłości podbiło kraj, a jego mieszkańców zrobiło plebejuszami — jak w Sparcie przybysze zrobili z miejscowej ludności helotów, sami tworząc społeczeństwo spartiatów. Duch tego panującego społeczeństwa był duchem Rzymu, a jego prawo zwyczajowe pierwszym prawem rzymskim. Społeczeństwo to powoli asymilowało plebejuszów, robiło ich coraz więcej Rzymianami.
Ten stary Rzym, który się szybko rozrastał, z początku na pokrewne sobie plemiona, a potem na całą Italię, istnieje aż do wojen punickich. Jest to Rzym zwycięskich wojowników, organizatorów ziem podbitych, wzorowych administratorów i niezrównanych prawodawców. Trzeźwy, praktyczny umysł rzymski wszystko robi z wyraźnym celem, z uporem przezwycięża wszelkie trudności, umiejętnie usuwa ze swej drogi przeszkody, osiągnięte zdobycze pracowicie zabezpiecza, zanim pójdzie po dalsze. Za zysk uważa nie tylko to, co jest zyskiem dla dzisiejszych Rzymian, ale przede wszystkim to, co buduje przyszłość Rzymu. Umiemy przegrywać bitwy, ale nie przegrywamy nigdy wojen, mówili o sobie Rzymianie. Bo wojnę prowadzi społeczeństwo, cele jej są jego celami i nie wolno ich zgubić; poszczególna zaś bitwa może być dobrym lub złym popisem prowadzącej ją jednostki i poniesioną w niej klęskę, jakkolwiek kosztowną, może inny, zdolniejszy dowódca powetować. Rzym podnosi męstwo wojenne do najwyższej cnoty, ale niemniej dba o ciągły rozwój sztuki wojennej.
W tym Rzymie indywidualność ludzka się nie wybija, twórczość duchowa prawie nie istnieje, poezji niema, i niema filozofii. Niema nawet zrozumienia i szacunku dla pracy umysłowej: uważa się ją po prostu za próżniactwo. Nie istnieje prawie literatura, teatr sprowadza się do fars rubasznych; łacina, jest jeszcze językiem surowym, na pół barbarzyńskim, niewykształconym.
W tym Rzymie od jego początku zaczął się jednak ujawniać jego geniusz prawny, który doszedł następnie do największej potęgi w świecie. Stworzył on wzory, którym nic nie dorównało i którymi nasza cywilizacja po dziś dzień żyje. Źródła tego geniuszu nie są dotychczas całkiem dla nas jasne. Wystarczać nam musi fakt, że szybki rozrost państwa rzymskiego z jednego miasta, przez mały lud tego miasta zbudowanego i rządzonego, nie pozwalał długo rządzić prawem zwyczajowym, bo zwyczaje podbitych ludów były inne i trzeba było tworzyć prawo pisane.
Ludy te na ogół nie stały na takim poziomie cywilizacji, żeby mogły na Rzym i jego ducha poważniejszy wpływ wywierać; Rzym, chcąc państwo mocno w jedną całość związać, musiał innym ludom ducha swego narzucać, do czego główną drogą było prawodawstwo. W tym kierunku więc musiał się na wielką twórczość zdobywać.
Główne dzieło Rzymu w dziedzinie prawa przedstawia wielkie zagadnienie, które przyszłość chyba dopiero wyjaśni. Jak się to stało, że lud, w którym społeczeństwo miało tak silną władzę nad jednostką, wydał pierwsze właściwe prawo, które było prawem człowieka indywidualnego, mocno wzięło w opiekę interesy jednostki, ściśle je określiło i zabezpieczyło od podporządkowania ich interesom całości i woli władzy? Gdy w dawniejszych społeczeństwach prawo istniało głównie dla całości, dla państwa, prawo rzymskie istnieje w równej mierze dla obywatela. Prawdopodobnie główna przyczyna tego charakteru rzymskiego prawodawstwa leżała w tym, że przy niebywałej władzy społeczeństwa rzymskiego nad jednostką, nie państwo było zagrożone w swych interesach, ale jego obywatel. Faktem jest, iż Rzym przez swe prawo, obok myśli greckiej, założył wielki kamień węgielny cywilizacji europejskiej i wyodrębnił ją z pośród wszystkich innych.
Surowy duch Rzymu dał mu potęgę, przed którą nic się oprzeć nie mogło. Dalsze jednak jego dzieje zaczynają szybko podkopywać tego ducha. Rzym się rozrastał, wchodził w bliskie stosunki z coraz nowymi ludami, często bardzo różniącymi się od niego swym duchem. To wprowadzało do niego nowe, obce pojęcia. Jednocześnie z rozrostem państwa praktyczny duch rzymski rozwija coraz szerszy handel. Ubogi, skromny w swych potrzebach materialnych lud bogaci się; zaczynają powstawać wielkie fortuny, a z nimi aspiracje do ich używania zarówno na zbogacenie treści swego osobistego życia, jak na zdobycie znaczenia w państwie.
Zaczyna się przebudowa społeczeństwa. Plebejusze, im więcej czują się Rzymianami, tym ostrzejszą rozwijają walkę o swoje prawa, o swoje stanowisko w państwie. Od III wieku przed Chr. w tej walce zwyciężają. Zaczynają brać potężny udział w tworzeniu historii Rzymu. Wprowadzają w jego życie swoje instynkty społeczne, słabsze o wiele od instynktów starych Rzymian. Życie rzymskie staje się mniej surowym, luźniejszym, dyscyplina jego słabnie, a pod wpływem tego i arystokracja rzymska, tracąc swe wyłączne stanowiska, traci stopniowo wiarę w stare rzymskie cnoty, rozwija w sobie tak charakterystyczny później dla Rzymian sceptycyzm. Rośnie wśród niej indywidualizm, szukający dla siebie treści.
Epokowy przełom wywołało opanowanie przez Rzym południowej Italii, tzw. Wielkiej Grecji. Rodzący się indywidualizm rzymski dostał swą treść. Do Rzymu wtargnął szeroką falą potężny wpływ grecki, intelektualny i obyczajowy. Rzymianie zaczęli się na gwałt uczyć po grecku i zapoznawać się z literaturą grecką. Z naśladowania Grecji zaczęła powstawać literatura łacińska; obok grubiańskiego teatru rzymskiego zjawił się i rozpowszechnił teatr grecki, w języku greckim, zapoznający Rzymian z wysoką twórczością grecką. Łacina zaczęła się przerabiać na klasyczną. Zaczęto poznawać filozofię grecką, z której praktycznym Rzymianom najwięcej trafiał do przekonania epikureizm.
W życiu publicznym zaczynają się wysuwać na czoło indywidualności i zaczyna się gra ambicji osobistych, dla których cele społeczeństwa są raczej podłożem dla celów własnych; wodzowie zaczynają uważać armie za swoje osobiste, po zwycięstwach urządzają sobie wspaniałe tryumfy.
Religia upodabnia się do greckiej i bogowie utożsamiają z greckimi. Sztuka grecka, nie tworząca już nic nowego, tylko kopiująca świetną przeszłość, zalewa Rzym, a w życiu prywatnym Rzymianin, którego stać na to, tworzy sobie Grecję, buduje willę, ozdobioną mnóstwem posągów, ma greckiego nauczyciela do dzieci i greckiego filozofa, czy filozofującego niewolnika. Ostatecznie przywiązują go do greckiego świata niezliczone Lidie, Lalagi, Glycery...
Ten Rzym nowy, Rzym klasyczny, który się wtedy tworzył, głównie nam jest znany, ale to już nie jest cywilizacja rzymska — zajęła jej miejsce grecko-rzymska.
Wcale liczni byli Rzymianie, którzy walczyli zawzięcie z tą inwazją, zanadto wszakże była ona dla jednostki ludzkiej ponętna, żeby ją można było odeprzeć. Rzymianie starego typu długo jeszcze istnieli, zdarzali się aż do ostatecznego upadku Rzymu, ale zalał ich typ nowy.
Zbudowany na granitowych podstawach, Rzym panował nad znanym wówczas światem i panowanie jego ciągle się rozrastało. Rzymska potęga wojskowa, rzymskie prawo, rzymska administracja, rzymska dyscyplina nie tylko trzymała w uległości wszystkie ludy, ale je przyciągała. Rzym zabłysnął umysłowo, wszedł w okres świetnej twórczości, znaczonej imionami Liwiuszów, Cyceronów, Owidiuszów, Wirgilich, Horacych.
Tylko społeczeństwo szybko się rozkładało, przede wszystkim pod wpływem zrodzonego w Grecji indywidualizmu, a potem pod wpływem wchodzących w nie, przybywających ze wszystkich stron świata nowych Rzymian, przynoszących swoje pojęcia, swoje zwyczaje i swoje bogi.
Rosnąca wszakże szybko indywidualność ludzka w Rzymie miała krótką historię.
Nazajutrz po wielkiej dobie Oktawiana zniknęli wielcy pisarze, skończyła się wielka twórczość. Klasyczny Rzym istniał o wiele krócej, niż klasyczna Grecja. Twórczego zapału już nie było, a ci, co by go mieli, nie znajdowaliby, jak niedawno, silnego echa w środowisku. Już Horacy charakteryzował w swej Odzie, do Mecenasa tych, którzy współczesnemu Rzymowi ton nadawali: jednych wbijają w najwyższą dumę tryumfy sportowe; drugich, gdy wybory zmiennych współobywateli wynoszą ich do potrójnych urzędowi dla innego wreszcie, gdy zgromadził w swoim spichrzu wszystko, czego dostarczają niwy libijskie. Tak samo, jak dziś u nas.
Zmienił się człowiek, z żyjącego i umierającego dla ojczyzny zamienił się w samoluba, robiącego wszystko dla siebie, często kosztem społeczeństwa; wielkie charaktery wyginęły; dumni Rzymianie pospadali do poziomu miernych i marnych istot; za pierwszych już cezarów roi się w Rzymie od dobrowolnych niewolników, pochlebców, donosicieli... Znów wielka ewolucja w dół, ku typowi pierwotniejszemu.
Nie był to upadek tak powszechny żeby nie było ludzi, którzy go rozumieli i nad nim rozpaczali. Dzisiejsi ludzie nie mogą pojąć zachwytów Tacyta nad germańskimi barbarzyńcami: zrozumieją je, gdy dojrzą w nich tęsknotę za dawną ojczyzną, za starym, prostym i surowym Rzymem, w którym jednostka ludzka znajdowała się pod stałą władzą społeczeństwa. Cywilizacja starożytna w Europie dała człowiekowi indywidualnemu krótką dobę nieznanej gdzieindziej świetności. I zaraz potem moralnie go zniszczyła. Odebrawszy mu jego stare, wytworzone pod władzą społeczeństwa instynkty społeczne, wytworzyła w jego duszy moralną pustkę. Podniosła jego umysł, pomnożyła liczbę ludzi wyższego poziomu, ale gdy społeczeństwo zaczęło ginąć, i ci ludzie razem z nim wyginęli, to człowiek wyższego gatunku stracił oparcie, które miał w mocno zorganizowanym społeczeństwie. Tym sposobem starożytny człowiek cywilizowany został człowiekiem bez przeszłości, skazanym na zagładę.
Człowiek cywilizowany europejskiego świata starożytnego zgubił się.
Wyrósł on na walce o prawo twórczości, o prawo szukania prawdy a stał się niezdolnym do tworzenia rzeczy wielkich, do wykrywania nowych prawd: zszedł na życie tym, co stworzyły, co odkryły pokolenia poprzednie, a sam w nie nic nie wnosił. Pustkę tego życia przerywał, wprowadzając w nie pojęcia i wierzenia obce, egzotyczne.
Wyzwolił się z pod moralnego panowania społeczeństwa, zerwał jego duchowe pęta, z ambicją, że sam będzie kierował swym postępowaniem — i stracił wszelki kierunek. Sceptycyzm jego obalił wszystko, wszelkie kryteria moralne straciły siłę. Przestał wiedzieć, co jest dobre, a co złe.
Dawniej tworzył wespół z innymi jedno mocne społeczeństwo; bezlitosny dla obcych, bo ono tego wymagało, coraz bliżej był swoich. Zrywając więzy społeczne, oddalał się i od nich, zamykał się w swoim egoizmie. Jak i dawniej, nie roztkliwiał się cierpieniami, nie wzruszała go śmierć ludzka; tylko coraz niechętniej wystawiał siebie na śmierć i na cierpienia, coraz niechętniej szedł na otwartą równą walkę, a coraz więcej ciągnęły go circenses, na których bezpiecznie się przyglądał, jak innych dla jego rozrywki mordowano.
Życie jego zalegała coraz większa pustka duchowa: poza sobą nie widział nic, dla czego żyć warto i za co warto umierać. Ześrodkował swą energię w użyciu; że zaś z wiekiem treść użycia zmysłowego jest coraz uboższa, zwracał swe największe wysiłki ku szukaniu pokarmu dla swej pychy i próżności, które zastąpiły dawną, szlachetną rzymską dumę. Wysiłki te doprowadzały do najdziwaczniejszych form szaleństwa, podsycanych przez tłumy nędznych pochlebców.
Świat antyczny się rozszerzał. To, co u Greków i Rzymian było duchowym upadkiem, dla ludów, które wiązali oni z sobą, było postępem. Podboje Aleksandra Wielkiego dały cywilizację hellenistyczną w Azji Przedniej i Egipcie; Europa Zachodnia i Afryka północna romanizowała się. Przy tej wszakże treści moralnej, jaką świat antyczny w dobie swego największego rozrostu posiadał, groziła mu rychła zagłada, nie tylko zagłada polityczna, ale zagłada człowieka cywilizowanego, nie znajdującego w sobie siły duchowej do przeciwstawienia nadciągającemu barbarzyństwu.
...
bzbij