Jan_Rembielinski_-_nr_9-10_z_1927.doc

(40 KB) Pobierz
Jan Rembieliński, Wielka Polska, „Akademik Polski” nr 9-10 z 1927

Jan Rembieliński

 

Wielka Polska

„Akademik Polski” nr 9-10 z 1927

 

Gdyby chcieć przedstawić najzwięźlej ideały wchodzącego dziś w życie młodego pokolenia, to wyraziłyby się one w dwóch słowach: „Wielka Polska”. Idąc za Romanem Dmowskim, lecz jednocześnie, idąc za płynącym z głębi świadomości głosem wewnętrznym, obraliśmy jako nasz symbol znak Szczerbca, nawiązując świadomie do najwspanialszej tradycji naszych dziejów, tradycji Chrobrego, który z Kijowa słał listy do cesarza niemieckiego do Bizancjum, zawiadamiając, że pomiędzy Cesarstwem Zachodnim i Wschodnim, powstaje trzecia potęga, Polska, która potrafi być przyjacielem wiernym, ale i wrogiem potężnym i niezwyciężonym. Zamiast roztkliwiania się nad cierpieniami, przeżytymi w ciągu ostatniego stulecia, zamiast oburzania się na nasze krzywdy i zbrodnie, jakie wobec nas popełniono, pokolenie nasze myślą zwraca się do tych przede wszystkim wspomnień, które zawsze, w złych i dobrych latach były świadectwem wielkości narodu polskiego i nakazują nam być dumnymi z tego, że jesteśmy Polakami.

To poczucie dumy, świadomość, że należymy do wielkiego narodu, jest niestety w dzisiejszej Polsce zjawiskiem bardzo rzadkim i hasłem dla ogółu nowym. I to właśnie dumne poczucie przynależności do wielkiego narodu jest wartością, którą nasze pokolenie wnieść pragnie do życia Polski współczesnej.

Jakże mało jest świadomości w naszych czasach, jakże mało jest u nas ludzi, posiadających naprawdę „dawnych Polaków dumę i szlachetność”. We własnej ojczyźnie ciągle jeszcze czujemy się jacyś niepewni, zalęknieni, nieśmiali, pozbawienia poczucia, że jesteśmy gospodarzami we własnym kraju. Weźmy jako znamienny przykład życie państwowe. Ileż u nas wprowadzono ustaw, ile posunięć politycznych dokonanych zostało z tą myślą, aby wywrzeć „dobre wrażenie” zagranicą, jakby to właśnie było dla nas celem najważniejszym, żeby taką czy inną naszą ustawą żydek z Polski mógł pochwalić się przed żydkami z innych państw na zjazdach międzynarodowych albo w Lidze Narodów.

Kiedy przyszło Polsce nadać konstytucję, układano ją z myślą przewodnią, by nie zostać „w tyle za Europą”, aby urzeczywistnić „najnowsze” zagraniczne pomysły i doktryny, ale najmniej zastanawiano się nad rzeczą najważniejszą, żeby Polsce dać ustrój z Polską tradycją, z potrzebami i warunkami Polski współczesnej, słowem ustrój, jaki dla nas, dla narodu polskiego, byłby najlepszy. Tak dalece nie posiadaliśmy wiary w siebie, że nie próbowaliśmy nawet zdobyć się na jakąkolwiek własną twórczość, w tej dziedzinie, szukając tylko, co i z jakiego kraju naśladować, to też kopiowaliśmy wszystko, aż do najdrobniejszych szczegółów, aż do nazwania, bo tak się to nazywa we Francji, Izby Poselskiej i Senatu Zgromadzeniem Narodowym.

Wielu u nas nazywa siebie dumnie „niepodległościowcami”, ale duma „niepodległościowców”, nie przeszkadza tym ludziom biegać po zebrankach masońskich, gdzie delegat lóż zagranicznych, albo „brat” wyznania mojżeszowego poucza ich, jakie Polska ma ukochać ideały, jakie hasła winny ją zapalać i podniecać, jaką ma prowadzić politykę wewnętrzną i zagraniczną. Ludzie poważni, reprezentujący urząd państwowy i polską naukę, uważają za rzecz właściwą, aby Amerykanie zakładali u nas stowarzyszenia, mające uczyć chrześcijaństwa nas Polaków, którzyśmy posiadali już świętych i umieliśmy wybudować kościół mariacki i ozdobić go stwoszowskim ołtarzem, kiedy tam, skąd do nas misje sekciarskie dziś przyjeżdżają, małpy tylko skakały po gałęziach puszcz dziewiczych.

Brak wiary w siebie, poczucie słabości są zjawiskami łatwymi do wytłumaczenia w pokoleniu, wychowanym w niewoli, kiedy w rodzinie narodów byliśmy „ubogim krewnym”, gdy radowaliśmy się, skoro jakiś dziennikarz zagraniczny raczył czasem użalić się nad „biedną Polską”. Ale my młodzi patrzymy na świat już jako obywatele państwa niepodległego, dlatego też to, co tak bardzo imponowało poprzednim pokoleniom zagranicą, niewątpliwie o wiele wyższy rozwój kultury materialnej na Zachodzie, o wiele większy rozwój bogactwa i komfortu, to wszystko przedstawia dla nas wartość wcale nie tak bezwzględną, potrafimy już na te rzeczy spojrzeć krytycznie, dostrzegając w nich niebezpieczeństwo, grożące bardzo ciężkim kryzysem narodom europejskim.

Bo cóż właściwie jest główną cechą tej „współczesności”, którą doradzają nam naśladować? Jest nią powszechne, przenikające wszystko zmaterializowanie, kult wygody i dobrobytu, przejawiający się w życiu publicznym, nauce, literaturze, obyczaju, nawet życiu religijnym. A więc w polityce na czoło wysuwa się hasło „interesów gospodarczych”. Uważane jest za „wykwit postępu”, że w walce politycznej ludzie będą szeregować się nie w obronie dóbr idealnych lecz materialnych korzyści i te właśnie materialne interesy, osobiste lub klasowe, staną się dla jednostki punktem wyjścia i celem jej działalności publicznej. W dziedzinie nauki ogromny nacisk położony został na rozwój techniki, a postęp udogodnień technicznych jest jednocześnie źródłem najbardziej „górnych natchnień” „urbanistycznej poezji. Bardzo znamiennym objawem są np. najnowsze prądy w architekturze, których najwybitniejszy teoretyk Le Corbusier po szeregu interesujących rozumowań dochodzi do wniosku, że dom to „maszyna do mieszkania”. Czy jednakże można zbudować katedrę pojąwszy ją jako „maszynę do modlitwy”?

W życiu religijnym zmaterializowanie bardzo jaskrawy znalazło wyraz w świecie protestanckim. Przy pomocy jakich środków działania protestancka YMCA pragnie zdobyć nowe zastępy wiernych? Przy pomocy pływalni, mleka skondensowanego, czekolady, ponieważ ani przez chwilę nie wierzy, aby sama idea zdołała kogokolwiek ku sektom protestanckim pociągnąć. Apostołowie, idąc niegdyś w świat z „dobrą nowiną” wyruszali bez mleka skondensowanego…

Hasło szukania przede wszystkim korzyści materialnych, uczynienia sobie życia najwygodniejszym dało ten wynik, że pozioma życia niesłychanie obniżył się we wszystkich dziedzinach. Zamiast wyższych zadowoleń duchowych, szlachetniejszych typów rozrywki, szerzą się dziś formy życia najordynarniejsze, „cywilizację zachodnią” coraz wyłączniej reprezentują American Bar i dancing.

Ale ci wszyscy, którym taki typ życia nie wystarcza, ci co pragną czystszej atmosfery, wyższych, szlachetniejszych ideałów, w imię których właśnie gotowi byliby korzyści osobiste poświęcić, ci młodzi przede wszystkim, odwracając się od tego ginącego świata, kierują myśl ku naszej własnej, polskiej tradycji w niej szukają początku nowych dróg, wiodących ku odrodzeniu. Słowa, które niegdyś wypowiedział Mickiewicz, stają się dla nas dzisiaj drogowskazem. Do emigrantów polskich, rozproszonych w państwach Europy zachodniej po klęsce 1831 roku pisał Mickiewicz w „Księgach Pielgrzymstwa”:

„Nieraz mówią wam, że jesteście pośród narodów ucywilizowanych i macie od nich uczyć się cywilizacji, ale wiedzcie, że ci, którzy wam mówią o cywilizacji, sami nie wiedzą co mówią.

Wyraz cywilizacja znaczył „obywatelstwo” od słowa łacińskiego civis, obywatel. Obywatelem zaś nazywano człowieka, który poświęcał się za Ojczyznę swą…

Ale potem, w bałwochwalczym pomieszaniu języków, nazwano cywilizacją modne i wykwintne ubiory, smaczną kuchnię, wygodne karczmy, piękne teatry i szerokie drogi.

Toć nie tylko chrześcijanin, ale i poganin rzymski gdyby powstał z grobu i zobaczył ludzi, których teraz nazywają cywilizowanymi, tedy obruszyłby się gniewem i zapytałby, jakim prawem nazywają się tytułem, który pochodzi od słowa civis obywatel.

Do tych właśnie polskich tradycji cywilizacyjnych chcemy nawiązać, i jeżeli przeciwstawiamy się tak stanowczo wielu prądom, które dzisiaj nas od Zachodu zalewają, to czynimy to nie z niechęci do cywilizacji zachodniej, ale w obronie jej podstaw najistotniejszych, które u nas, uboższych w dziedzinie kultury materialnej, przechowały się pod niejednym względem lepiej, niż u licznych narodów zachodnich.

Polska tradycja cywilizacyjna, to tradycja narodu, wychowanego od stuleci w katolickiej religii, katolickiej dyscyplinie, katolickiej etyce, która przeniknęła cały jego obyczaj, wykształciła najgłębsze instynkty moralne jednostki. Polska tradycja, to tradycja panowania prawa, od wieków krzewiona przez nas na Wschodzie, poszanowanie prawa, dzięki czemu w dawnej Polsce skazany stawiał się zwykle sam by „zasiąść wieżę”, skoroby zaś nie chciał uczynić zadość wyrokowi, stawał się banitą. Dzisiaj inne zaczynają tworzyć się obyczaje.

Tradycja Polski - to tradycja wierności i honoru, która przodkom naszym nakazywała traktować verbum nobile [słowo szlachcica] jako rzecz świętą, to przeświadczenie, że przyszłość Polski budować można tylko na wierności i honorze, nigdy na wiarołomstwie. Tej zasadzie wierności i honoru pokolenie nasze musi w Polsce wywalczyć triumf bezwzględny, w jej obronie przelewali krew ludzie z naszego pokolenia w służbie wojskowej, Szkoła Podchorążych.

Wreszcie najcenniejszą bodaj wartością cywilizacji polskiej jest odrębne, specjalnie polskie pojmowanie patriotyzmu, o wiele bardziej idealistyczne, niż u innych narodów, bo dla Polaka ojczyzna nigdy nie była spółką celem wyzyskiwania innych ludów, ale zbiorem najwyższych wartości moralnych, które umiłował i których bronił. Kiedy inni aby walczyć za wiarę, opuszczali ojczyznę ciągnąc do Ziemi Świętej, my od czasu bitwy legnickiej wojny krzyżowe toczyliśmy na naszym własnym terytorium, walka za Polskę była dla nas jednocześnie walką za wiarę, walką bezinteresowną w obronie najwyższych, najświętszych ideałów. Później zaś w ciągu stu pięćdziesięciu lat niewoli, ojczyzna dla nas nie mogła być źródłem osobistych zysków i korzyści, wymagała tylko największych ofiar i poświęceń, przyuczała żyć nie z Polski lecz dla Polski.

To właśnie odrębne, przez historii naszej wytworzone pojęcie patriotyzmu, jest ogromną wartością, jaką naród polski do ogólnego dorobku cywilizacji światowej wnosi. To odrębne polskie pojmowanie patriotyzmu przede wszystkim musimy obronić w Polsce, a następnie dla naszego ideału moralnego winniśmy zdobyć należne mu miejsce w świecie.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin