Baby Blue - Rozdział 1.pdf

(80 KB) Pobierz
306635628 UNPDF
Rozdział 1
Moja praca polega na znajdowaniu, wzbudzeniu zaufania i w ostateczności
wyeliminowaniu zagrożenia. Po wszystkim zbieram to co zostało po „zdobyczy” i
wracam do Głównej Siedziby Wojowników (GSW) po zapłatę. Za pozbycie się
przestępcy dostajemy sporo kasy. Musi być szczodra aby rekompensować
niebezpieczne warunki pracy.
Pewnie ciekawi was dlaczego kobieta przystała na propozycję zostania
wojowniczką. Wierzcie lub nie, ale już od dzieciaka chciałam nią zostać. Przez Istoty
Cienia wojownicy są traktowani niemalże jak rodzina królewska. Elitarna Grupa
Ochrony Ludzkości, tak niekurzy na nas mówią.
Coś się po mojej prawej poruszyło.
Zdecydowanym ruchem wyciągnęłam ukryty w prawym bucie sztylet i w
tej samej chwili odwróciłam się w stronę hałasu. Moim oczom ukazał się 7-8 letni
chłopczyk w brudnych podartych spodniach i za długiej poszarpanej bluzie.
Przebiegał zszokowanym wzrokiem to na mnie to na mój sztylet. Nie wytrzymałam i
powiedziałam:
Uciekaj mały, no sio! - warknęłam na dzieciaka. Ten szybka zniknął za
najbliższym zakrętem.
Jeszcze mi brakuję żeby rozniosło się, że po mieście chodzi niebiesko
włosa kobieta i do tego uzbrojona. Mogę sobie tylko wyobrazić nastrój szefa, jakby
dotarłaby do niego taka informacja.
Cholera, gdzie ten pieprzony pożal się Boże demonik?
Już go prawie miałam ale musiał się pojawić ten dzieciak. No i teraz muszę
wszystko zaczynać od nowa. Niech to szlak trafi! Rozejrzałam się po miejscu w
którym się znajdowałam. Były to obrzeża slumsów. Wyszłam na pobliską ulicę i
zaczęłam kierować się do centrum miasta. Po jakichś 30 minutach zauważyłam
poruszający się cień po lewej w zaułku. Szybko ale uważając aby nie hałasować,
zbliżyłam się do zaułka. Ostrożnie przechyliłam głowę aby spojrzeć do wewnątrz. W
cieniu stał tyłem do mnie odwrócony mój cel, zajęty pochłanianiem energii życiowej
swojej ofiary. Stanęłam w lekkim rozkroku na samym środku przejścia.
Mam nadzieję że się nasyciłeś, bo to będzie twój ostatni posiłek – powiedziałam
ze stoickim spokojem.
Demon wypuścił swoją zdobycz z rąk i odwrócił się w moją stronę z
chytrym uśmieszkiem na twarzy. Z zewnątrz wyglądał na chłopaka góra 25 letniego
przystojniaka z ciemno brązowymi włosami, oliwkową karnacją, budową ciała
supermodela i czarnymi jak smoła oczami. To właśnie po oczach idzie takie osobniki
poznać. Bez tej ludzkiej powłoki wyglądają naprawdę paskudnie. Człekokształtna
zielonkawo brązowa maszkara z wielkimi zębiskami z których cieknie obrzydliwa
śluzowata ślina. Skórę pokrywają pęcherze z których cieknie żółta śmierdząca
wydzielina i do tego długie zakrzywione szpony. W konkursie na najbrzydsze
stworzenie zająłby niewątpliwie pierwsze miejsce.
Nie bądź taka pewna, tacy jak ty zajmują mi zaledwie kilka minut – chytry
uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
Zobaczymy – powiedziałam i zaatakowałam.
Wzięłam zamach sztyletem celując w serce, przeciwnik chwycił leżący w
kącie drąg i sprawnie zablokował nim mój cios. Kontratakował, cisnął prętem w
prawe ramie w którym trzymałam sztylet, który przez siłę uderzenia wypadł mi z
ręki. Cofnęłam się o kilka kroków wychodząc z zaułka, przez co uzyskałam
wystarczająco miejsca do walki. Demon korzystając z przewagi w postaci prętu
szykował się do ostatecznego uderzenia. Przybliżył się do mnie o kilka kroków i
zamachnął się. Jednak ja w ostatniej chwili zrobiłam unik i wyrwałam drąg z rąk
przeciwnika. Ten na chwilę stracił równowagę, ale mi to wystarczyło aby wbić mu w
sam środek serca trzymane przeze mnie narzędzie. Chłopak z niedowierzaniem w
oczach osunął się na ulicę. Ciało demona zaczęło pęcznieć i nie wytrzymując
napięcia pękło wysypując ze środka pył.
Ze mną nikt nie wygrał i nie wygra – powiedziałam do ciała chłopaka.
Wyjęłam z jednej z kieszeni spodni specjalny worek i zaczęłam ładować do
niego pozostałości po Demonie. Zebrawszy wszystkie resztki zawiązałam szczelnie
worek i poszłam po swój sztylet, który leżał jakieś 10 kroków w głąb zaułka.
Zabrałam go i worek i poszłam w stronę zaparkowanego auta.
Że też musiałam parkować tak daleko! Ten wór jest bardzo ciężki! - marudziłam
pod nosem.
Przeszłam przez drugą przecznicę i w końcu moim oczom ukazał się mój
śliczny niebieski metalik samochód marki BMW. Z wielką ulgą wrzuciłam wór do
bagażnika i usiadłam za kierownicę. Włączyłam swój ulubiony utwór Avenged
Sevenfold – Clairvoyant Disease i ruszyłam prosto w kierunku GSW.
Na miejscu byłam w niecałe 45 minut. Siedziba znajdowała się za miastem
w głębi lasu. Jest to duży dwupiętrowy stary budynek. Wchodzi się do niego przez
wyciosane z kamienia schody. Drzwi pomalowane są na wiśniowy kolor. Weszłam
do środka nie pukając, pewnie i tak już wiedzą że przyjechałam. GSW jest pilnie
szczerzona, wystarczy przekroczyć granicę lasu a szef już wie kto ją przekroczył. Z
zamyślenia wyrwał mnie przyjazny głos Borysa.
O! Cześć Baby Blue – przywitał się serdecznie.
Wszyscy moi znajomi mówią na mnie Baby Blue. Wzięło się to oczywiście
z mojego wyglądu no i z mojego hopla na punkcie niebieskiego koloru. Nawet w
swoim stroju bojowym wywalczyłam pozwolenie, aby wszyć wstawki w tymże
kolorze.
Cześć Borys, wychodzisz na łowy? - spytałam patrząc na przyjaciela
Tak wychodzę razem z Thomasem i Michaelem pozbyć się grupy składającej się z
zdemoralizowanych wampirów i wilkołaków. Zachciało się im stworzyć
nielegalny nocny klub. - powiedział Borys i ruszył do wyjścia.
Borys jest z razy Krasnoludów. Ma ciemno brązowe włosy wchodzące mu
do oczu w kolorze czekolady. Jest z budowy ciała przysadzisty, niższy ode mnie o
głowę, z lekko brązową karnacją ciała.
To życzę powodzenia! - krzyknęłam do odchodzącego chłopaka. W oddali
usłyszałam chóralne „Nie dziękuję” chłopaków.
Z uśmiechem na twarzy poszłam w głąb korytarza kierując się prosto do
pokoju dziennego. Usiadłam na wielkiej czarnej kanapie i włączyłam tv. Tak się
wciągnęłam w jakiś film dokumentalny, że nie zauważyłam jak do pokoju wszedł
Mirent.
Witam Baby Blue, relaks przed telewizją? - spytał z szerokim uśmiechem na
twarzy.
A jakże inaczej. Cały dzień ganiałam po całym mieście za demonem. Należy mi
się chwila odpoczynku. - odwzajemniłam uśmiech.
No jasne że tak. Idę do kuchni chcesz coś?
Nie dzięki, ale jak spotkasz Nick'a to poproś go żeby wziął ode mnie z bagażnika
wór z resztkami demona. Powinien już wrócić ze swojego „polowania” –
wysłałam mu jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów.
Nie ma sprawy. - i już go nie było
Mirent jest Elfem. Przystojny z atletyczną budowę ciała. Blond włosy
zaczesane w luźną kitę, jasną karnację ciała i szaro niebieskie oczy. Jak przystało na
elfa porusza się szybka i bezszelestnie.
Na kanapie wylegiwałam się z jakąś godzinę jeszcze po odejściu Mirenta.
Wyszłam z siedziby i skierowałam się do auta. Sprawdziłam czy Nick wziął wór i
upewniwszy się, że tak wskoczyłam za kierownicę i ruszyłam do domu. Na
odprężenie włączyłam piosenki Within Temptation. Tak się wsłuchałam w wokal
wokalistki, że nie zauważyłam że już jestem na miejscu. Wprowadziłam auto do
garażu i weszłam do środka.
Willa jest pomalowana na kremowo, wokół niej ciągnie się pomalowany na
jasno brązowo betonowy mur. Z tyłu posiadłości znajduje się basen z wodospadem
połączonym z ogrodem.
Będąc w środku poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. W środku
przy stole spotkałam Mintis pałaszującą z apetytem sałatkę.
Siemka Mintis, dawno przyszłaś? - nałożyłam sobie również porcję sałatki i
usiadłam naprzeciwko przyjaciółki.
Witaj Arantis, nie z jakieś 15 minut temu przyszłam. - odpowiedziała przełykając
Na co dzisiaj polowałaś?
Na zmiennego atakującego w parku ludzi, łatwizna jak się umie wtopić w
roślinność. A ty na co dzisiaj polowałaś? - spytała wstając i kierując się do
zmywarki wsadzić talerz do umycia.
Dzisiaj na demona. Nie było źle szybko go wytropiłam, ale przez jakiegoś
dzieciaka musiałam zacząć poszukiwania od nowa. - mówiąc to skrzywiłam się
Ale nie widział ciebie w akcji? Powiedz że nie widział! – przejęła się nie na żarty.
Nie no co ty. Po prostu szłam, miałam gadzinę w polu widzenia, skupiona na
maxa aż tu nagle mi z prawej strony dzieciak wyskakuje i stoi mi na drodze jak
jakiś pieprzony słup soli gapiąc się na mnie jakbym była jakimś eksponatem! -
końcówkę wykrzyczałam.
Wyluzuj kochana, wiesz przecież, że z tymi włosami wyglądasz na Gotkę. Nie
dziw się że dzieciak tak zareagował. Ale złapałaś tego demona?
No jasne że złapałam – wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
Dobra słońce ja lecę do pokoju w kimę iść, jutro z samego rana na nogach muszę
być. - wstała od stołu kierując się do korytarza.
Mintis! - zawołałam
Tak? - odwróciła się w moją stronę
Co powiesz na małe zakupy w piątek? Mamy dzień wolny więc... - zrobiłam
błagalne oczy.
No jasne! Z chęcią gdzieś wyskoczę. W jednym sklepie widziałam taką ładną
tunikę... - poszła w swoją stronę z rozmarzonym wzrokiem.
Mintis jak już pewnie zauważyliście jest Driadą. Wysoka, szczupła
kobietka o zielonych oczach, pełnych różowych ustach, gładkiej cerze oproszonej
leciutką opalenizną z długimi do pasa brązowymi włosami w których gdzieniegdzie
widnieją zielone pasemka.
Zaniosłam swój talerz do zmywarki i poszłam do głównego korytarza
sprawdzić na harmonogram co za zadanie szef mi przydzielił. Harmonogramy
codziennie wieczorem wiesza Mrent. Stanęłam przed tablicą na której wisiała kartka i
czytałam po raz kolejny moją rubrykę. Arantis Blitz -- wynajęta na czas
nieokreślony.
- To chyba jakiś żart! Ja nie jestem do wynajęcia!! Oj szefunciu jutro będziesz musiał
mi wszystko wyjaśnić. - zbulwersowana poszłam prosto do swojego pokoju.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin