King Susan - Całując hrabinę.pdf

(1118 KB) Pobierz
King Susan - Calujac hrabine
Susan King
Całując
hrabinę
Przekład
Maria Wojtowicz
 
Spis treści
Prolog 4
1 11
2 20
3 28
4 37
5 47
6 57
7 64
8 72
9 81
10 89
11 97
12 108
13 117
14 125
15 135
16 140
17 151
18 163
19 172
20 182
21 192
22 206
23 213
24 221
25 233
26 244
27 251
Epilog 261
Od autorki
264
 
Kocha mnie, czy wyśmieje i zostanę znów sam?
Szkocką dumę przywdzieję, bo to wszystko co mam.
Jak odnajdę sam siebie? Strugi szmer... łoskot fal...
Nad oceanu brzegiem wbijam wzrok w wielką dal.
Przeszłość mą zagubioną słoneczny złoci miód...
Biegnę przez nieskończoność aż do wieczności wrót.
Już nie odnajdę szlaków, którymi los nas gnał
Ni pieśni, co dzieciom do snu, bym śpiewać chciał...
Przeszłość za burtę rzucić, mowy za grosz się zbyć?
Nim kiedyś po nie wrócisz, deszcz... wiatr... i nie ma nic.
Dougie MacLean Eternity (Wieczność)
 
Prolog
Szkocja, północno-zachodnie pasmo Gór Szkockich
Lato, 1849 rok
Drogą biegnącą u podnóża Góry Wróżek ciągnęła niespiesznie procesja
szkockich górali. Było ich ze stu. Niektórzy szli na piechotę, z węzełkami na plecach
i dziećmi na ręku. Inni jechali na skrzypiących wozach, załadowanych pod wierzch
ubogim dobytkiem. Dolina była pełna słońca. Promienie lśniły na zaśnieżonych
szczytach, rozjaśniały blaskiem porosłe wrzosami zbocza, odbijały się od
powierzchni jeziora. Ani jedna głowa nie chyliła się, ani jedne plecy nie uginały, gdy
odchodzący stąd mężczyźni, kobiety i dzieci spoglądali dokoła, by zachować w sercu
i pamięci piękno Glen Shee, Doliny Wróżek.
Catriona MacConn przyglądała się wędrującym ludziom ze stromego zbocza.
Mocno skrzyżowała ramiona na piersi, jakby osłaniając serce, mogła złagodzić
przejmujący ból. Westchnęła i spojrzała na brata. Finlay MacConn także obserwował
przemarsz wygnańców. Jego dłoń sama zacisnęła się w pięść. Finlay był wysoki i
krzepki jak jego młodsza siostra, ale włosy miał ciemne, jej zaś lśniły jak roztopiony
brąz. Ubrany był w kurtkę i kilt. Pod pończochami rysowały się mocne mięśnie łydek,
wyrobione od wspinania się po górach.
Osłaniając oczy od słońca i powstrzymując łzy, Catriona spoglądała na
mężczyznę na lśniącym karym koniu, obserwującego scenę z pobocza drogi. Hrabia
Kildonan widział, jak jego rządca ze swoimi ludźmi przejeżdża wzdłuż coraz bardziej
rozciągającej się procesji i wykrzykuje gromkie rozkazy, usiłując popędzić
wędrowców.
Z przeciwnego końca doliny przygalopował kolejny jeździec na gniadym
koniu. Zatrzymał się obok hrabiego i gniewnie wzniósł rękę. Catriona nie rozpoznała
ciemnowłosego mężczyzny, ale zwinność, elegancki krój brązowego ubrania,
jeździecka postawa i swoboda, z jaką zwracał się do hrabiego, świadczyły, że jest
dżentelmenem, być może krewniakiem Kildonana.
 
Kto podjechał do hrabiego? - spytała. - Widzisz tego mężczyznę z
rozwianymi czarnymi włosami? Ma groźną minę, jakby coś mu się nie podobało!
To chyba syn hrabiego - odparł Finlay. - Odziedziczył imię po ojcu, więc
pewnie nazywa się George Mackenzie. Wątpię, czy go pamiętasz. Byłaś wtedy
malutka. Wychowywał się w zamku Kildonan, póki hrabina nie zabrała dzieci i nie
opuściła męża na zawsze.
-Ach! Przypominam sobie czarnowłosego, nieśmiałego chłopca, który lubił
samotne górskie wyprawy. Ale teraz chyba bym go nie poznała. Catriona na chwilę
oderwała myśli od ponurego pochodu.
- Nie było go tu z dziesięć lat. Mieszkał z matką na Nizinie Szkockiej -
wyjaśnił Finlay. - Pani Baird mówiła naszemu ojcu, że chłopak wrócił, żeby zapewnić
sobie dziedzictwo, bo pan hrabia ciągle wyprzedaje grunta i usuwa mieszkańców z
zagród. Pani Baird powiada, że żyją ze sobą jak pies z kotem. A ona wie najlepiej, bo
pracuje teraz w zamku.
- No cóż... Jaki ojciec, taki syn. Pewnie się kłócą o to, komu więcej się
dostanie z profitu za owce, które będą teraz hasać po hrabiowskich gruntach -
prychnęła pogardliwie. - Złe nastały czasy, kiedy szkocki dziedzic nie dba o swoich
ludzi ani własną ziemię.
Nie tak bywało dawniej! Klan miał naczelnika, a nasza dolina była
niedostępną twierdzą klanu Mackenziech, wojowników i ich rodzin. A każdy pan
dbał o swoich dzierżawców jak o własnych krewnych. Tak przynajmniej mówią.
Wszystko się zmienia. A do przeszłości nie da się wrócić - mruknęła
Catriona.
Znów w milczeniu obserwowała pochód. Dotarł właśnie do podnóża stoku, na
którym stali z Finlayem.
Niektóre z kobiet płakały, inne zarzucały sobie na głowy kraciasty pled na
znak żałoby. Catriona znów poczuła napływające do oczu łzy i mocne pulsowanie w
żyłach. Zapłakała razem z wygnańcami. Wśród odchodzących było wielu przyjaciół i
krewnych MacConnów.
Jeśli w Dolinie Wróżek zabraknie ludzi, to strażnicy pokoju, czyli wróżki i
elfy we własnej osobie, pogrążą się w żalu. Magiczna siła doliny i jej legendy pójdą
w zapomnienie. Nawet piękno gór przyblaknie. Wróżki pod brzemieniem żałoby
zmarnieją i znikną. Tak przynajmniej powiada Morag MacLeod.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin