Abe Kobo - Czwarta epoka.pdf

(788 KB) Pobierz
Abe Kobo - Czwarta epoka
Abe Kōbō
Czwarta epoka
(Przełożył Mikołaj Melanowicz)
 
Preludium
Na głębokości pięciu tysięcy metrów nagle podniosła się równina pokryta grubą,
podziurawioną warstwą błota niby sierścią jakiegoś wymarłego zwierzęcia. I natychmiast rozsypała się
- zmieniła się w ciemną chmurę, zabulgotała i wygasiła gwiazdki planktonu przepływające ławicą
przed czarną przezroczystą ścianą.
Obnażyła się popękana skalna płyta. Z jej szczelin wypłynęła brązowa, iskrząca się
galaretowata masa. Na obszarze kilku kilometrów nabrzmiewała ogromnymi bąblami powietrza, a
następnie rozpostarła gałęzie jak korzenie starej sosny. Jaśniejąca w mroku magma znikała z pola
widzenia. Pozostał po niej ogromny słup pary, który przebił warstwę marine snow, zamienił się w wir i
rozpadając się bezgłośnie parł do góry. Słup pary także zniknął pośród cząsteczek wielkiej wody i
nigdy nie dotarł do odległej powierzchni morza.
Właśnie w tym samym momencie, dwie mile morskie dalej, statek frachtowo-pasażerski
“Nanchô-maru" płynął w stronę Jokohamy. Niespodziewane drżenie i skrzypienie statku, trwające
krótką chwilę, przestraszyło pasażerów i załogę. Stojący na mostku drugi oficer również zaniepokoił
się stadem bezładnie wyskakujących w górę delfinów i nagłą zmianą barwy morza, nie uznał jednak za
stosowne zanotować tego faktu w księdze pokładowej. Na niebie świeciło lipcowe słońce podobne do
roztopionej rtęci.
Niewidoczne pulsowanie morza przekształciło się już w długie fale tsunami , które z
niewiarygodną szybkością siedmiuset dwudziestu kilometrów na godzinę zmierzały w stronę lądu...
KARTA PROGRAMOWA NR 1
Elektroniczna maszyna licząca jest po prostu swego rodzaju maszyną myślącą. Zatem
jest to urządzenie, które nie potrafi formułować problemów, ale może myśleć. Należy jednak
wyposażyć je w kartę programową, czyli zestaw pytań zapisanych w zrozumiałym dla niej
języku.
1
Gdy wszedłem, asystent Tanomogi zwrócił się do mnie i zapytał:
- Co tam w komisji?
Właśnie regulował maszynę, więc wciąż zerkał w monitor. Widocznie dopiero teraz zauważył
moją ponurą minę, dlatego nie czekając na odpowiedź westchnął i upuścił śrubokręt, który uderzył o
podłogę.
- Nie rzucaj!
 
Tanomogi niechętnie schylił się i podniósł narzędzie, a następnie zwiesił bezwładnie ręce i
uniósł brodę.
- Kiedy w końcu przystąpimy do pracy?
- A skąd ja mam wiedzieć?
Byłem wściekły, więc tym bardziej drażniło mnie czyjekolwiek niezadowolenie. Zdjąłem
marynarkę i rzuciłem ją na pulpit sterowniczy. Zdawało mi się, że w tym momencie włączyła się
maszyna. Oczywiście nic takiego nie mogło się zdarzyć, uznałem więc to za złudzenie. Jednocześnie
przyszło mi do głowy coś wspaniałego. Chciałem tę myśl zapamiętać, lecz mi się nie udało. Psia
krew... Jak tu gorąco...
- Czy zaproponowali inny plan?
- A mogli coś zaproponować?
Po chwili Tanomogi dodał cicho:
- Na chwilę zejdę na dół.
- Oczywiście, i tak nie ma co tu robić.
Usiadłem i zamknąłem oczy. Usłyszałem oddalające się stukanie drewnianych sandałów
Tanomogiego. Dlaczego młodzi naukowcy w Japonii - niemal bez wyjątku - tak chętnie chodzą w
drewniakach? Co to za dziwny zwyczaj? Cichnące kroki stawały się coraz szybsze. Widocznie podjął
decyzję i to dodawało mu energii.
Gdy uniosłem powieki, stojące na półce cztery teczki z dokumentami wydały mi się teraz
bardzo ważne. Zawierały wycinki artykułów poświęconych maszynie prognostycznej, poczynając od
ukończenia “Moskwy 1" przed trzema laty. Przedstawiały też drogę, jaką ja przeszedłem. Na ostatniej
stronicy nawet ta jedyna dla mnie droga zaczęła znikać.
 
2
Jak na ironię, pierwsza stronica w teczce rozpoczynała się od artykułu pewnego publicysty,
który radykalnie zmienił swe poglądy. “Specjaliści, otwórzcie oczy! - zwracał się na początku tekstu w
taki sposób, jakby sam był wynalazcą maszyny prognostycznej. - Wehikuł czasu Wellsa, mimo że
jakoby pozwalał odbywać podróże w czasie, był po prostu dziecięcą zabawką, ponieważ nie
przedstawiał niczego więcej poza przełożeniem ruchu w czasie na przemieszczenie się w przestrzeni.
Człowiek widzi bakterie tylko dzięki mikroskopom. Byłoby jednak błędem twierdzić, iż bakterie w
ogóle nie istnieją, tylko dlatego, że są niewidoczne gołym okiem. Analogicznie ludzkość uzyskała
możliwość widzenia przyszłości dzięki maszynie prognostycznej »Moskwa 1«. Istnieje więc już
wehikuł czasu! Znów stoimy na skrzyżowaniu dróg historii i cywilizacji!"
Rzeczywiście, można i tak określić. Mimo wszystko to zbyt duża przesada. Gdybym ja miał
się wypowiedzieć, uznałbym, że dzięki “Moskwie 1" ujrzano jedynie kilka kadrów z krótkiego filmu, a
nie przyszłość.
Wspomniany film zaczynał się następująco. Najpierw zegar pokazywał południe i wielką
otwartą dłoń. Obok stał telewizor z tą samą sceną odbitą na ekranie. Następnie padł rozkaz zaciśnięcia
dłoni. Wraz z wybiciem godziny pierwszej inżynier nakręcił tarczę na pulpicie, a po godzinie dłoń
widoczna na ekranie zacisnęła się mocno.
Przedstawiono jeszcze inne doświadczenia. Oto na sygnał “przestraszyłem się" na ekranie
poderwał się do lotu śpiący dotąd ptaszek, a na sygnał “wypuścić z ręki" na ekranie spadła szklanka i
rozbiła się na drobne kawałki...
Na pewno mogły dziwić takie eksperymenty. Początkowo nawet mnie zaskoczyły. Lecz
chodzi mi tu o coś innego. Oto trzy lata później pojawia się ten sam człowiek, ale piszący coś
odmiennego, zupełnie inną historię. W czwartej teczce znalazłem taki oto wycinek: “W istocie rzeczy
prognozowanie nie jest możliwe na tym świecie. Załóżmy - ciągnął wywód publicysta - że wedle
prognozy pewien mężczyzna ma wpaść do dołu w ciągu godziny. No dobrze, ale gdzie znajdziecie
takiego głupca, który wiedząc co go czeka, nie powstrzyma biegu wydarzeń. Jeśliby nawet znalazł się
taki osobnik, to musiałby to być człowiek podatny na wszelkie sugestie. Mielibyśmy wtedy do
czynienia z sugestią, a nie z prognozowaniem. Tak więc skończmy już z tym pięknym kłamstwem o
maszynie prognostycznej, a po prostu zmieńmy jej nazwę na maszynę sugestywną, za pomocą której
wykorzystuje się ludzkie słabości".
Ładna historia; niech sobie zmienia nazwę, na jaką chce! Kto kradnie igłę, ten może ukraść
wszystko, zresztą nie tylko on jeden. Nagle wszyscy zaczęli reprezentować odmienny punkt widzenia,
a ja stałem się odtąd elementem niebezpiecznym.
Na zdjęciu znajdującym się na drugiej stronie w pierwszej teczce jeszcze się uśmiecham.
Poniżej fotografii figuruje moja wypowiedź na temat “Moskwy 1".
“Oczywiście, nie uważam tego za trik. Teoretycznie jest to całkowicie możliwe. Nie sądzę
też, żeby urządzenie to różniło się czymkolwiek istotnym od dotychczasowych maszyn liczących". To
powiedział doktor Katsumi z Centralnego Instytutu Techniki Obliczeniowej ze spokojem pewnego
 
siebie specjalisty. Było to kłamstwo. Po prostu bardzo im zazdrościłem. A ponieważ mówiłem bez
przekonania, jeden z dziennikarzy zapytał nie kryjąc gniewu: “Czy chce pan powiedzieć, że mógłby
pan coś takiego wkrótce skonstruować?" “No cóż, jeśli miałbym czas i pieniądze"... Do pewnego
stopnia byłem szczery. “W zasadzie elektroniczne maszyny liczące mają pewnego rodzaju zdolności
prognozowania. Problem nie tyle w maszynie, co w jej wykorzystaniu. W programowaniu... To znaczy
w działaniu polegającym na przedstawieniu problemu w języku zrozumiałym dla maszyny, co wcale
nie jest łatwe. Dotychczas musiał to robić człowiek. »Moskwa 1« do pewnego stopnia prognozuje
sama". “Czy wobec tego mógłby pan nam opowiedzieć swój sen o przyszłości wyobrażonej dzięki
maszynie? "
“Hm, w ogóle efektywność przewidywania jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości czasu
i wytraca się wraz z przyspieszeniem. Jak mogliście się przekonać z doniesień prasowych, zakres
prognozowania jest zaskakująco ograniczony, prawda? Żeby się przekonać o tym, iż szklanka się
rozbije, kiedy spadnie, nie trzeba korzystać z maszyny liczącej. Wie o tym nawet uczeń szkoły
podstawowej. Można brać pod uwagę różne sposoby zastosowania maszyny jako pomocy w
nauczaniu, lecz wydaje mi się, iż należałoby powstrzymać się od zbyt fantastycznych oczekiwań".
Szczerze mówiąc, czułem zupełnie co innego, po prostu nie mogłem pohamować palącej mnie
zazdrości. Gdybym siedział z założonymi rękami, zostałbym w ogóle wyeliminowany z gry i nie
mógłbym im dorównać. Zresztą nie zaznałbym spokoju, gdybym mimo wszystko nie podjął wyzwania.
Poszedłem więc do dyrektora instytutu, następnie rozmawiałem z kilkoma znajomymi. Nikt jednak po
zaspokojeniu zwykłej ciekawości nie przejawiał poważniejszego zainteresowania moją propozycją. A
już najbardziej zdenerwowała mnie umieszczona obok wypowiedź pewnego pisarza, który podzielał
mój pogląd. (Oczywiście, on nie wiedział, o czym mówił, lecz nic nie wydaje się bardziej
prawdopodobne niż własna ignorancja...)
“Być może to całkiem naturalne, że komuniści, wtłaczający wszystko w ramy konieczności,
nie mają innej przyszłości jak tylko taką, którą można przewidzieć za pomocą maszyny. Nam,
budującym przyszłość na podstawie wolnej woli, tego rodzaju maszyna chyba do niczego się nie
przyda. Nawet jeśliby ktoś wbrew rozsądkowi spróbował przedstawić naszą przyszłość, okazałaby się
przezroczysta jak szkło. Najbardziej jednak obawiam się, że wiara w prognozę sparaliżuje wrażliwość
moralną".
W końcu nadarzyła się okazja. Otwórzmy drugą teczkę. “Moskwa 1" zaczęła demonstrować
szersze możliwości, czego zresztą się obawiałem. To nie był już sen, lecz rzeczywistość - jedną po
drugiej publikowano suche i praktyczne prognozy. Najpierw bardzo trafne prognozy pogody, później
przewidywania w zakresie przemysłu i ekonomiki...
Zmartwień owych dni nie mogę potraktować jednym zdaniem. Oto nagle Japonia uzyskała
rachubę urodzaju ryżu na bieżący rok. Odniesiono się do niej dość nieufnie, mówiąc: “No dobrze,
zobaczymy, co będzie za pół roku"... Wkrótce potem nadeszły kolejne dane:
- ogólnokrajowe rozliczenia bankowe za pierwsze dwa kwartały;
- przewidywana liczba nie spłaconych weksli w następnym miesiącu;
- przewidywana sprzedaż w jednym z domów towarowych;
- indeks cen w detalicznej sprzedaży w mieście Nagoya;
- przewidywany stopień wypełnienia magazynów w porcie tokijskim.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin