Weis M, Hickman T - Smoki chaosu.pdf

(1576 KB) Pobierz
311283443 UNPDF
SMOKI CHAOSU
Pod redakcją Margaret Weis i
Tracy'ego Hickmana
Przełożyła Ewa Hiero
Zysk i S-ka
Wydawnictwo
311283443.001.png 311283443.002.png
 
Tytuł oryginału The
Dragons of Chaos
Copyright © 1997 Wizards of the Coast, Inc. All rights reserved
First published in Poland by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2002
Polish language rights with Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań
Wszystkie postaci w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do
prawdziwych osób, żyjących czy zmarłych, jest zupełnie przypadkowe.
This material is protected under the copyrights laws of the United States of
America. Any reproduction or unauthorized use of the material or artwork
contained herein is prohibited without the express written permission
of Wizards of the Coast, Inc.
Dragoniance and the Wizards of the Coast logo are registered trademarks of
Wizards of the Coast, Inc., a subsidiary of Hasbro, Inc.
All Dragoniance characters and the distinctive likenesses thereof are
trademarks of Wizards of the Coast, Inc.
Visit our website at http://www.wizards.com
Redakcja Paulina Wierzbicka
Wydanie I
ISBN 83-7150-643-0
Zysk i S-ka Wydawnictwo
ul. Wielka 10, 61-774 Poznań
tel. (0-61) 853 27 51,853 27 67, fax 852 63 26
Dział handlowy, ul. Zgoda 54,60-122 Poznań
tel. (0-61) 864 14 03, 864 14 04
e-mail: sklep@zysk.com.pl
nasza strona: www.zysk.com.pl
OCZY CHAOSU
Sue Weinlein Cook
Ostatni olbrzym ciężko uderzył o wypaloną słońcem ziemię.
Leżał nieruchomo obok ciał swoich towarzyszy. Po chwili odu-
rzona istota bezsilnie próbowała oddalić się od miejsca masakry.
Błękitna smoczyca wyciągnęła pazury; jeszcze raz zamierza-
ła uderzyć na swoją ofiarę, jednak zawahała się. Zmrużyła oczy;
była zmęczona tą zabawą.
Oddychała głęboko, delektując się ostrym, płomiennym od-
dechem w każdej chwili gotowym do eksplozji.
Smoczyca patrzyła, jak olbrzym bezskutecznie starał się
wyswobodzić spod stosu przygniatających go ciał. Wciągnęła
powietrze i jak najdłużej trzymała je w płucach. Ogień z
paszczy błękitnego potwora gwałtownie pchnął żałosnego
olbrzyma, wyrzucając go w górę na wysokość piętnastu stóp.
Wylądował na szczątkach nie wykończonego, drewnianego
mieszkania. Upadł na ziemię, jego ciało drżało w
spazmatycznych drgawkach, a poczerniała twarz wyrażała
przerażenie, gdy przed oczami zamigotały mu iskry. Nić
gryzącego zapachu dymu unosiła się z suchego drzewa i w
mgnieniu oka całą konstrukcję pochłonęły trzeszczące
płomienie.
Olbrzym nie podniósł się więcej.
Rogaty nos smoczycy wzniósł się ku chmurom i ryknęła
donośnie. Uwielbiała brzmienie swojego głosu. Uwielbiała,
kiedy odbijał się echem w opustoszałej, ogarniętej kryzysem
ziemi. Zrobiła kilka kroków do przodu i zanurzyła pazury w
stercie ciał olbrzymów, które były już tylko gromadą padliny.
Zrobiła jeszcze kilka kroków, po czym napięła mięśnie kończyn
i poderwała się do lotu.
Machała skrzydłami coraz gwałtowniej, aż sięgnęła chmur na
późnoletnim niebie. Clamor uwielbiała prędkość. Rozkoszowała
się jej dźwiękiem. Szybkość i odgłos lotu nasycały ją rozkoszą.
Napędzana nagłym przypływem energii i podekscytowana falą
zimnego, otulającego jej błękitną skórę powietrza Khalkist, le-
ciała coraz szybciej. Poleciwszy jeźdźcowi, aby trzymał się
mocno, smoczyca zaczęła się stopniowo spadać. Skuliła długi
pysk, zwinęła silne skrzydła i uderzyła o ziemię. Jak elfia strzała
wślizgnęła się do osmalonej wioski olbrzymów.
— Jak ci się podobało, Jerne?
Zachwycając się swoim dziełem, Clamor nie zauważyła na-
wet, że jeździec nie odpowiedział.
Oszacowawszy zniszczenie, którego była sprawcą, zadowo-
lona smoczyca wydała z siebie przeraźliwy gardłowy jęk, próbu-
jąc z całych sił upodobnić swój śmiech do śmiechu partnera,
Rycerza Ciemności. Poruszała głową w tył i przód, chciała objąć
wzrokiem zgliszcza domów zburzonych i dogasających po poża-
rze. Patrzyła na surowe kamienie pozostałe po wysadzonych
w powietrze mieszkaniach. Zapach zwęglonych ciał unosił się
dookoła, drażniąc jej nozdrza. Spojrzała na szczątki, dopalające-
go się ciała olbrzyma. Niełatwo było je zidentyfikować. Więcej
ciał było rozrzuconych w centrum wioski. Tamte zwłoki nie
zostały uszkodzone. Obok nich spoczywały kosze i narzędzia;
najwyraźniej wypadły z rąk właścicieli, zanim ci zemdleli. Rów-
nież świnie i jaszczurki hodowane przez mieszkańców na poży-
wienie, leżały nieprzytomne w klatkach.
— Pamiętasz te wspaniałe chwile, kiedy byliśmy tutaj razem
po raz ostatni, Jerne? — zapytała chłodno Clamor. — Czy to nie
miesiąc temu razem z resztą skrzydlatych rycerzy zrównaliśmy
tę krainę z ziemią, werbując wcześniej wszystkich zdolnych do
walki do szeregów Pani Ciemności? Od tamtej pory dużo się
wydarzyło. Nasza inwazja...
Zamyślona smoczyca jeszcze raz okrążyła wioskę.
Rozpięła skrzydła, aby nabrać powietrza. Ożywiona tryumfem
ostatnich tygodni lata, najgorętszego w pamięci smoków,
leciała wzdłuż wybrzeża. Armie Rycerzy Takhisis
uformowały przerażający
oddział i wraz z sojuszniczymi smokami zrównali z ziemią cały
kontynent, dokonując podboju, jakiego nie znano w całej Wspa-
niałej Erze Ansalon.
— Pamiętasz, państwa upadały jak suche patyki łamane pod
naszymi stopami. Pokazaliśmy światu prawdziwy honor i strach.
Wszyscy bili pokłony Jej Ciemnej Wysokości...
Clamor się zawahała. Nie chciała przywoływać ostatniego
rozdziału opowieści tamtego doniosłego lata. Krew pulsowała jej
w głowie. Nadęła wypełnione gorącym powietrzem skrzydła
i ponownie się wzniosła. Kiedy osiągnęła odpowiednią wyso-
kość, jeszcze raz wykręciła szyję i po raz ostatni rzuciła okiem
na swoje dzieło. Coś, co wyglądało jak grupa olbrzymów powra-
cających z polowania, właśnie wkroczyło do wioski.
Clamor uśmiechnęła się z wyższością. Wyobraziła sobie ich
zdziwienie, kiedy zobaczą zgliszcza domów.
Zakazuje się rycerzowi angażowania w bój z bezbronnym
przeciwnikiem. To tylko dogasające ruiny.
Jeden z włochatych potworów spojrzał w górę i wskazał na
Clamor. Pozostałe olbrzymy skuliły się ze strachu. Stojący wśród
ruin zamarłego świata wyglądali jak małe, bezbronne istoty.
— Biedne stworzenia! — zakpiła głośno smoczyca, po czym
zniknęła w bieli chmur.
Biedna Clamor!
Smoczyca zadrżała, kiedy nagle poczuła ból w prawej koń-
czynie, która teraz pociemniała i bezwładnie zwisała. Kapała
z niej zielona posoka. Clamor przeklinała olbrzyma, którego
pozostawiła daleko za sobą, wiedząc, że przerwa w Blode pogor-
szyła jej ranę. Szarpiący ból przywołał wspomnienie bitwy,
w której została zraniona. Czuła, że jej serce bije coraz szybciej
i pomimo zimnego południowego wiatru skóra staje się gorąca.
Tak bardzo chciała wyrzucić te wspomnienia z pamięci. Miała
wrażenie, że wszystko wydarzyło się wczoraj... nie, to było
wczoraj.
Clamor była niebywale dumna. Wraz z Jerne dostąpili za-
szczytu zastępczego lotu do dzielnego rycerza Steel Brightblade,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin