Promieniowanie świętości
Ojciec Pio był niewątpliwie największą charyzmatyczną osobistością naszych czasów. Był i na zawsze pozostanie niezwykle czytelnym i żywym znakiem obecności ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Zbawiciela. Jego kanonizacja 16 czerwca 2002 r. to wyjątkowe wydarzenie w życiu całej wspólnoty Kościoła katolickiego. Przez pięćdziesiąt lat nosił na swoim ciele ciągle świeże i nieustannie krwawiące rany, stygmaty męki i ukrzyżowania Jezusa Chrystusa, których nie udało si.ę wyleczyć żadnymi lekarstwami. Od jego osoby emanował niebiański zapach, który wielu ludzi odczuwało nieraz z odległości tysięcy kilometrów. Posiadał dar bilokacji, dzięki czemu mógł się przemieszczać w dowolne miejsce na kuli ziemskiej. Otrzymał od Boga dar czytania myśli i ludzkich sumień. Poprzez jego pośrednictwo Jezus dokonywał cudownych, spektakularnych uzdrowień. Posiadał charyzmat kontaktu z duszami czyśćcowymi oraz mistycznych objawienień Jezusa, Matki Bożej, świętych i aniołów. Dzięki o. Pio nawróciło się wielu najbardziej zatwardziałych, walczących z Bogiem ateistów, komunistów i masonów. Jego kapłańska posługa była nieustanną, zażartą walką z duchami nieczystymi o dusze grzeszników. Był zakonnikiem, który dzięki modlitwie, zakochał się w Bogu. Często powtarzał: "Pragnę umrzeć kochając Boga; albo śmierć, albo miłość. Bo życie bez tej miłości jest gorsze od śmierci".
Jego ziemskie życie naznaczone było nieustannym fizycznym i duchowym cierpieniem. Niesłusznie oskarżono Go o oszustwa i mistyfikację, zarzucano oszczerstwa, zdradę ślubu czystości, ubóstwa, upokarzano do końca jego ziemskiego życia. Ojciec Paolo Rosii, postulator beatyfikacji o. Pio napisał: "Zrozumiemy lepiej wielkość tego człowieka, jeśli uświadomimy sobie, do jakiego punktu doszła wrogość niektórych przedstawicieli Kościoła i jego własnych współbraci". Z wielką pokorą i wiarą przyjmował o. Pio wszystkie upokorzenia, oskarżenia i oszczerstwa. Historia jego ziemskiego życia była odzwierciedleniem niesłusznych oskarżeń i cierpień Chrystusa, którego skazano na śmierć jako największego złoczyńcę.
Wierzyć i ufać do końca
Świętość życia o. Pio wyraziła się przede wszystkim w heroicznej wierze. Wierzył i ufał Bogu zawsze, a szczególnie w sytuacjach, kiedy po ludzku nie było nadziei. Tak pisał o swojej wierze i zaufaniu Bogu: "Mam takie zaufanie do Jezusa, że choćbym widział otwarte piekło przed sobą, a sam znalazł się na krawędzi przepaści, to bym nie zwątpił, nie traciłbym ufności, nie rozpaczał, ale pokładał w Nim nadzieję. Do tej ufności pobudza mnie jego łagodność. A gdy rozważam wielkie boje, które stoczyłem z szatanem (i odniesione zwycięstwa), jakie przy Bożej pomocy stały się mym udziałem, to nie jestem w stanie nawet ich wyliczyć. I gdyby Jezus, odwieczne Słońce, mnie nie oświecił, nie ujął za rękę, to ileż razy - któż wie? - zachwiałaby się moja wiara, moja nadzieja i pomniejszyła moja miłość, a mój umysł pogrążyłby się w ciemności? Widzę jasno, że to Jego działanie jest owocem Jego nieskończonej miłości. On mi niczego nie odmówił, więcej powiem: On mi dał więcej, niż prosiłem".
Nic lękaj się boju, jaki szatan toczy z tobą
Ojciec Pio przypomina swoim duchowym dzieciom, że szatan robi wszystko, aby człowiek nie szedł drogą wiary prowadzącą do zjednoczenia z Bogiem. Dlatego ostrzega: "Niech cię nie dziwi i nie przeraża szaleńczy atak szatana, który odczuwasz wiele razy. On, jak wiesz, do śmierci będzie prześladował dusze, które nie będą chciały dać mu posłuchu, nie będą chciały mu ulec. Jego nienawiść staje się tym większa, im lepiej widzi, że wniwecz obracają się nadzieje na zdobycie tych dusz dla siebie. A ty dalej postępuj właściwą drogą; umacniaj się modlitwą, pokorą, niczym nie ograniczoną ufnością do Bożej pomocy. Oddaj się całkowicie Bogu Ojcu jako Jego umiłowane dziecko. Rzuć się w Jego pełne miłości ramiona i nie lękaj się boju, jaki szatan stacza z tobą. On nie może nic uczynić duszy, która całą swą ufność w Bogu pokłada. On ciebie jedynie atakuje, ale w granicach, w jakich mu na to pozwolono z góry; Bóg nie dozwoli nigdy, aby pokusa dręczyła cię ponad twe siły".
Przy innej okazji o. Pio pisze: "Nie trzeba się niczego lękać, bo Pan nie opuści nas i nie dozwoli, by nad nami panował szatan. Bóg jest wierny i nie dopuści do tego, by pokusa była mocniejsza od naszych sił. On jedynie pozwolił naszemu nieprzyjacielowi, by dręczył nas, ale tak, by to służyło jego ojcowskim planom, dla uświęcenia naszej duszy i by to przyniosło większą chwałę Jego Majestatowi. Dlatego bądź dzielny i zachowuj pokój ducha, gdyż Pan jest we wnętrzu twego serca. On będzie wraz z tobą i dla ciebie walczył. Do kogo więc będzie należało zwycięstwo? Kto może być od Niego mocniejszy? (...) Czy zwycięstwo nie będzie należało do takiej duszy, która stara się jedynie Bogu podobać, z ufnością zwraca się do Niego i oczekuje spełnienia się Jego zamierzeń? Mówisz o swej słabości wobec tak potężnego nieprzyjaciela twojej duszy; tak, ale nabierz ducha u najsłodszego naszego Pana, gdyż musisz wiedzieć, im większa nędza i słabość duszy, to tym bardziej winna ona zawierzyć mocy (Pana), nie ufać sobie i być dumna ze swojej słabości. O, gdyby tak wszystkie dusze doświadczyły owej świętej słabości, to byśmy nie oglądali tylu ich upadków i to w każdej chwili! Nie zdarzyło się bowiem, by jakaś dusza, która doświadcza swojej słabości i która zwraca się do Boga o pomoc, mogła upaść. Tylko wówczas dusza doznaje sromotnej klęski, gdy zbytnio ufa w swoje siły i myśli, że sama może się oprzeć i stawić czoła pokusom. Biedaczka, myślała, że już dotyka nieba, tu w jednym momencie została strącona aż do bram piekła! A więc pokładaj ufność (w Panu) i nabierz odwagi! Nie przerażaj się przedłużającym się atakiem szatana. Słabość, którą odczuwasz, nie stanie się przyczyną twego upadku, gdy pamiętając o niej, będziesz czuwał i modlił się. Będziesz wtedy silny mocą, którą da ci Bóg. Natomiast niechybnie upadniesz, gdy zbytnio będziesz ufał sobie. Wtedy bardzo szybko doświadczysz swojej nędzy i słabości. Powtarzam ci to jeszcze raz i będę stale powtarzał: nie lękaj się, ale coraz bardziej pokładaj ufność w Bożym miłosierdziu, upokarzaj się przed naszym dobrym Bogiem i dziękuj Mu za wszystkie łaski, których ci raczył udzielić i aż do tej chwili udziela. Wymaga On od nas wdzięczności, choć my nie będziemy mogli nigdy w sposób należyty wywdzięczyć się za te tak liczne łaski, którymi nas ubogaca. Staraj się zawsze zachowywać to, co ci powiedziałem; stawiając czoła wyzwaniu, zwyciężysz wszystkie zakusy i złość piekła, z Bożą pomocą dostąpisz zbawienia. Staraj się zawsze modlić i przyjmuj cierpienie zgodnie z Bożym zamiarem i wolą. Niech doda ci otuchy myśl o nagrodzie, która czeka na ciebie, a która nie jest znowu aż tak daleka".
Mistyczne zaślubiny przez wiarę
Dzięki heroicznej wierze i całkowitemu zaufaniu Bogu o. Pio doświadczył już tutaj na ziemi największego szczęścia, a mianowicie tajemnicy zjednoczenia w miłości z Chrystusem. Są to mistyczne zaślubiny przez wiarę. Ojciec Pio dzieli się osobistym doświadczeniem, pisząc w jednym ze swoich listów, że wiara jest jedynym środkiem do zjednoczenia się z Bogiem w miłości. Aby to mogło się dokonać, "dusza winna oddać się kontemplacji, winna się oczyścić ze wszystkich niedoskonałości, i to nie tylko aktualnych, co dokonuje się przez oczyszczenie zmysłów, ale także ze wszystkich zwyczajnych niedoskonałości, jakimi są niektóre uczucia, niewłaściwe przyzwyczajenia, z których dusza nie wyzwoliła się przy oczyszczeniu zmysłów, a które pozostały w niej na podobieństwo korzeni. To oczyszczenie dopełnia się przez oczyszczenie ducha, w czasie którego Bóg najwyższym światłem przenika całą duszę, ogarnia ją wewnętrznie, zupełnie ją odnawia. To najwyższe światło, które Bóg wprowadza do owych dusz, dotyka ich w sposób bolesny i napełnia uczuciem osamotnienia duchowego do tego stopnia, że doznaje niesłychanych wprost udręk i daje odczucie śmierci. Aktualnie dusze te nie są w stanie pojąć działania tego Bożego najwyższego światła. To zaś dzieje się dla dwóch powodów: najpierw to światło jest tak wzniosłe i subtelne, że wprost przekracza możliwość pojęcia duszy i dlatego jest ono dla tychże dusz raczej ciemnością i udręką niż światłem. A drugi powód to ten, że dusze te są wprost nikczemnością i nieczystością. Dlatego (to najwyższe światło) jest po prostu dla nich ciemnością, po wodującą udrękę i ból; zamiast pociechy zadaje wielkie cierpienie w sferze zmysłów, ogromne udręki i straszliwe utrapienia we władzach duchowych. To wszystko zdarza się już na początku, gdy to Boskie światło napotyka na dusze nieprzygotowane do zjednoczenia z Bogiem i dlatego ogarniając je, dokonuje oczyszczenia, a gdy się ono dokona, światło to przenika dusze, wynosząc je do oglądania i zjednoczenia się z Bogiem w sposób doskonały. A więc niech cieszą się w Panu z tej wielkiej godności, do jakiej zostały wyniesione, i niech całkowicie poddają się ufnpści w Panu, jak to czynił święty Hiob, który za sprawą Pana znalazł się również: w tak trudnej sytuacji, a jednak miał nadzieję, że po ciemnościach zobaczy światłość".
Św. Pio apeluje do każdego z nas: "A więc głowa do góry! Krocz zawsze naprzód po drogach Bożej miłości, uznając to za pewnik, że im bardziej twoja wola będzie zjednoczona z wolą Bożą i do tego zjednoczenia będzie dążyć, to tym bardziej będzie wzrastała twoja doskonałość. Miejmy zawsze to przed oczyma, że ziemia jest miejscem wałki, a dopiero w niebie otrzymujemy nagrodę. Pamiętajmy, że jesteśmy na ziemi wygnania, a prawdziwą ojczyzną jest niebo, i że za nim trzeba nieustannie tęsknić. Postępujmy więc z żywą wiarą, mocną nadzieją i gorącą miłością na drodze do nieba, żarliwie pragnąc - bo jesteśmy jeszcze pielgrzymami - byśmy w ów dzień wyznaczony przez Boga, mogli z duszą i ciałem zamieszkać w raju. Kierujmy stale nasze myśli ku niebu, gdzie jest prawdziwa nasza ojczyzna, której ziemia jest tylko nikłym obrazem; zachowujmy pogodę ducha i spokój w każdym radosnym czy smutnym wydarzeniu".
Red.
Znaki i cuda
Jezus Chrystus objawił nam nadprzyrodzoną rzeczywistość, nauczając oraz czyniąc znaki i cuda. Mówił: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie (J 4,48). Znaki i cuda mają bardzo ważne miejsce w procesie kształtowania się i dojrzewania naszej wiary. Ich głównym zadaniem jest pobudzenie umysłów i sumień, po to aby ludzie mogli z ufnością i wdzięcznością przyjąć dar wiary.
Znaki i cuda mają prowadzić do zjednoczenia w wierze i miłości z osobą Chrystusa, wskazują na istnienie wspaniałej rzeczywistości życia po śmierci, którą przygotował nam Bóg. Cuda są zawsze dziełem Pana Boga, który, aby je sprawić, często posługuje się wybranymi przez siebie ludźmi. Istnieje pewna prawidłowość, a mianowicie im większa jest świętość danego człowieka, tym większe cuda Bóg czyni za jego pośrednictwem. W czasie przygotowań do procesu beatyfikacyjnego o. Pio zebrano 104 grube tomy dokumentów i zeznań o różnego rodzaju znakach i cudach, które Pan Bóg dokonał za pośrednictwem tego wielkiego świętego. Cuda i znaki, które zaistniały dzięki wstawiennictwu o. Pio, wprawiają w zdumienie i zakłopotanie świat nauki, a szczególnie ludzi, dla których Bóg jest daleką i mało realną rzeczywistością. Niech tych kilka przykładów uświadomi nam, że jeżeli z prostą i pokorną wiarą otwieramy swoje serce przed Bogiem, to wtedy namacalnie doświadczamy ewangelicznej prawdy, że "dla Boga nie ma nic niemożliwego" (Łk 1 ,37).
Nieustannie trwający cud
Gemma di Giorgi urodziła się w 1939 r., a obecnie mieszka w Riberze, w prowincji Agrigento. Od urodzenia była niewidoma, ponieważ przyszła na świat bez źrenic. Jej rodzice byli zrozpaczeni, z medycznego punktu widzenia nie było żadnej nadziei, ponieważ w takim przypadku ślepota jest nieodwracalna. Rodzice często prowadzili Gemmę do kościoła, prosząc o cudowne uzdrowienie. Babcia Gemmy nie traciła jednak nadziei i swoje modlitwy o przywrócenie wzroku dla wnuczki kierowała do Boga za pośrednictwem o. Pio. Napisała nawet list do niego, powierzając mu sprawę niewidomego dziecka. O. Pio odpisał, że będzie się modlił. W końcu Babcia zdecydowała się pojechać razem wnuczką do San Giovanni Rotondo. Po przybyciu na miejsce udały się najpierw do kościoła i stanęły w kolejce do konfesjonału, gdzie spowiadał o. Pio. Gemma nie przystąpiła jeszcze do pierwszej Komunii św., ale była już przygotowana do Jej przyjęcia. Po pierwszej spowiedzi (18 czerwca 1947 r.) Gemma przyjęła pierwszą Komunię św. z rąk o. Pio, który uczynił na jej oczach znak krzyża.
Wracając pociągiem z San Giovanni Rotondo do domu, Gemma odzyskała zdolność widzenia. Zawołała z radością: "Babciu, ja widzę, widzę cafy świat". Badania u najlepszych specjalistów potwierdziły niesamowity fakt: Gemma doskonale widzi, chociaż nie ma źrenic. "Jest to dla mnie rzecz niewytłumaczalna - stwierdził jeden ze specjalistów - brak źrenic jest równoznaczny ze ślepotą, dlatego nie można zrozumieć, w jaki sposób to dziecko jest w stanie cokolwiek widzieć". Prof. Caramazza z Perugii po dokładnych badaniach stwierdził, że oczy Gemmy są bez źrenic i nie są zdolne do widzenia czegokolwiek. Jednak dziecko doskonale widzi i jest to przypadek, którego po ludzku nie da się wytłumaczyć. Gemma do dnia dzisiejszego posiada normalny wzrok pomimo braku źrenic. Jest to nieustannie trwający cud, który uświadamia nam, że dla Boga nie ma nic niemożliwego.
Wskrzeszenie dziecka
Doktor Sanguinetti, jeden z najbliższych współpracowników o. Pio, był świadkiem nadzwyczajnego wydarzenia. Pewnego dnia, w kolejce czekających na spowiedź u o. Pio stanęła kobieta z walizką w ręce. Kiedy przyszła jej kolej, podeszła do konfesjonału i zaczęła głośno płakać, otworzyła walizkę, pokazując o. Pio zawinięte w szmaty zwłoki około sześciomiesięcznego dziecka. Kobieta ta wybrała się w drogę z ciężko chorym dzieckiem, które w czasie podróży zmarło. Zrozpaczona ukryła zwłoki w walizce i jechała dalej z nadzieją, że ojciec Pio wymodli cud. Na jej widok o. Pio bardzo się wzruszył. Wziął ciało niemowlęcia w swoje dłonie i modlił się. Po pewnym czasie oddał dziecko matce mówiąc: "Przestań wrzeszczeć, nie widzisz, że twoje dziecko śpi?" Rzeczywiście dziecko, cudownie przywrócone do życia, spokojnie oddychało.
Nawrócenie masońskiego dziennikarza Alberto del Fante
Del Fante był członkiem loży masońskiej i na łamach czasopisma "Laicka Italia" pisał liczne artykuły, w których kpił i ośmieszał o. Pio, twierdząc, że jest manipulatorem, któremu udaje się zwodzić tysiące łatwowiernych ludzi. Po jakimś czasie poważnie zachorował jego ukochany siostrzeniec. Badania wykazały, że En-rico ma gruźlicę kości i płuc. Medycyna była bezsilna, nie było żadnej nadziei na wyleczenie. Dwóch krewnych chorego chłopca udało się do San Giovanni Rotondo, aby prosić o pomoc o. Pio, który powiedział im, że Enrico na pewno wyzdrowieje. Ałberto del Fante nie dając wiary zapewnieniu o. Pio stwierdził, że jeżeli chłopiec wróci do zdrowia, to wtedy sam pojedzie z pielgrzymką do San Giovanni Rotondo. I rzeczywiście, ku wielkiemu zdumieniu wszystkich, Enrico w sposób cudowny odzyskał pełne zdrowie. Dla Ałberto del Fante fakt ten stał się duchowym wstrząsem. Pojechał do San Giovanni Rotondo, gdzie po spotkaniu i spowiedzi u o. Pio nawrócił się. W ten sposób mason Ałberto stał się żarliwym katolikiem i synem duchowym o. Pio.
Uzdrowienie z nieuleczalnego inwalidztwa
Giuseppe Canaponi w czasie jazdy motocyklem zderzył się z ciężarówką. Stan jego był krytyczny, lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie. Przez długi okres czasu pozostawał na granicy życia i śmierci. Powrót do zdrowia trwał bardzo długo. Wszystko zakończyłoby się szczęśliwie, gdyby nie fatalnie połamana noga. Przez półtora roku przebywał w klinice ortopedycznej w Sienie, później przeniesiono go do szpitala Rizzoli w Bolonii. Wszystkie zabiegi nie przyniosły żadnego rezultatu. Noga pozostała zupełnie sztywna z powodu włóknistego zesztywnienia lewego stawu kolanowego.
Po wielu latach leczenia lekarze uznali, że Giuseppe jest nieuleczalnie chory i pozostanie kaleką do końca życia. Wiadomość ta przyczyniła się do wielkiego załamania, rozgoryczenia i złości, którą Canaponi wyładowywał przede wszystkim na swojej żonie. Poruszał się przy pomocy kuł, ale zesztywniałą i pokrytą ranami nogę udawało mu się wlec tylko przez kilka metrów. Kiedy upadał na ziemię, z wściekłością bluźnił przeciwko Bogu i ludziom. Był ateistą i nie wierzył w możliwość cudu. Często kpił i wykrzykiwał obelgi i przekleństwa pod adresem o. Pio.
W miarę upływu czasu sytuacja z nogą zaczęła się pogarszać. Giuseppe był bliski rozpaczy. Po kilku miesiącach wielkich cierpień zdecydował się w końcu pojechać razem z żoną i synem Augusto do San Giovanni Rotondo. Po przyjeździe na miejsce z wielkim trudem dotarł do kościoła oo. Kapucynów. Giuseppe postanowił pójść do spowiedzi do o. Pio. Kiedy znalazł się przy kratkach konfesjonału, o. Pio spojrzał na niego tak przenikliwym wzrokiem, że cały zaczął drżeć, jakby był pod działaniem silnego elektrycznego napięcia. Ojciec Pio zaczął mówić pierwszy, przedstawiając mu całą historię jego życia, tak jakby znał go od lat. Mówił łagodnie, ale jasno dawał mu do zrozumienia, jak bezsensowne było jego zachowanie i stosunek do Boga. Giuseppe był tak zaskoczony i oszołomiony tym, co usłyszał od o. Pio, że zupełnie zapomniał o swojej nodze. Kiedy otrzymywał rozgrzeszenie, znowu odczuł wstrząs w całym ciele. Ukląkł, przeżegnał się, nie zwracając uwagi na nogę, później wstał, wziął kule i odszedł równym krokiem. Tak był przejęty odbytą spowiedzią, że zupełnie nie zdał sobie sprawy z tego, że normalnie chodzi. Dopiero żona uświadomiła mu, że został cudownie uzdrowiony. Krzyknęła z radością: "Giuseppe ty chodzisz!" Ze zdziwieniem spojrzał na kule, które trzymał w rękach, z niedowierzaniem zaczął zginać nogę, skakać, biegać, chodzić. Noga się całkowicie zagoiła. W końcu z radości zaczął płakać i krzyczeć: "Jestem zupełnie zdrowy!". Kiedy następnego dnia poszedł podziękować o. Pio, święty zakonnik odpowiedział z uśmiechem: "Ja tylko modliłem się za ciebie. Uleczył cię Bóg".
Lekarze z kliniki w Sienie byli zaszokowani, kiedy dokładnie zbadali Giuseppe. Zdjęcia rentgenowskie wykazały, że włókniste zesztywnienie stawu kolanowego w ogóle nie ustąpiło. W świetle nauki nie było w ogóle możliwe, aby mógł zginać nogę i normalne chodzić. Tymczasem Giuseppe Canaponi miał pełną sprawność ruchową i doskonale chodził. Był to tak niesamowity przypadek, że prof. Giuntini przedstawił go na kongresie naukowym w Rzymie. Prof. Giuntini z Uniwersytetu Sieneńskiego, który był równocześnie dyrektorem kliniki ortopedycznej, tak zakończył opis tego nadzwyczajnego uzdrowienia: "Nagłe i całkowite odzyskanie zdolności ruchowych stawu jest w przypadku Canaponiego faktem wyjątkowym, który nie znajduje logicznego wytłumaczenia w świetle dotychczasowych osiągnięć nauki".
Tego rodzaju cudownych uzdrowień było tak dużo, że nikt nie jest w stanie wszystkich ich zebrać i spisać. Ojciec Pio na widok chorych często płakał i z ojcowską czułością obejmował cierpiących, którzy prosili go o uzdrowienie. Aby wyprosić uzdrowienie chorych, o. Pio brał na siebie ich cierpienia i ofiarowywał je Bogu. Mówił: "Za wszystko trzeba płacić. Muszę płacić za to wszystko, o co proszą mnie moje dzieci".
Dla o. Pio uzdrowienie fizyczne miało prowadzić do uzdrowienia duchowego, a więc do takiego poddania się woli Bożej, aby potrafić dziękować Mu za wszystkie doświadczenia życiowe, a przede wszystkim za cierpienie. Ojciec Pio pisze: i "Jezus dał mi zrozumieć, że najlepszą próbą i potwierdzeniem miłości jest cierpienie... Nie wiem, co się zdarzy w przyszłości, wiem tylko jedno, i to z całą pewnością: Pan nie umniejszy niczego ze swoich obietnic". "Nie lękaj się - powtarza mi wiele razy Jezus - ześlę na ciebie cierpienie, ale dam ci też siły. Pragnę, by twoja dusza przez codzienne, duchowe męczeństwo została oczyszczona i poddana próbie. Nie lękaj się tego, że ja dopuszczam, by szatan cię dręczył, byś odczuwał niesmak życia w świecie, byś doznawał udręk nawet od osób ci najdroższych. Nic nie zdoła pokonać tych, którzy jęczą pod brzemieniem krzyża, który ja przygotowałem, a czynią to wszystko dla mojej miłości, bo ja ich wspieram". "Ileż to razy - powiedział mi wcześniej Jezus - byłbyś mnie opuścił, mój synu, gdybym cię nie ukrzyżował?" "Pod krzyżem człowiek uczy się miłości, a ja go daję nie wszystkim, ale tylko tym, którzy są mi bardzo drodzy".
Nawrócenia za sprawą o. Pio
Dzięki o. Pio nawróciło się wiele słynnych włoskich osobistości, między innymi komediopisarz Luigi Antonelli (1882-1942), pisarz turyński Pitigrilli, rzymska aktorka Lea Padovani, piosenkarz Aurelio Ferro (cieszący się wielką popularnością we Włoszech w latach 50. i 60.), aktorka Silvana Pampanini, (w latach 50. nosiła przydomek "narzeczonej Włoch"), aktor komediowy Carlo Campa-nini, prof. Mario Spallone (słynny lekarz Togliattiego, założyciela komunistycznej partii Włoch), rzeźbiarz Francesco Messyna (legenda współczesnej sztuki), Fausto Coppi (legendarny włoski kolarz) oraz wielu innych.
Nawrócenia są niewątpliwie największymi cudami, ponieważ przez powrót człowieka do Boga, dokonuje się radykalna przemiana ludzkiego ducha. Ojciec Pio nie wygłaszał kazań i konferencji, natomiast większość swego czasu przeznaczonego na apostolską działalność spędzał w konfesjonale. W latach dwudziestych i trzydziestych spowiadał po 19 godzin dziennie. Później z powodu złego stanu zdrowia musiał ograniczyć ilość godzin spędzonych w konfesjonale. Podczas spowiedzi u o. Pio dokonywały się cudowne nawrócenia. Na samym początku magnesem przyciągającym tysiące ludzi do San Giovanni Rotondo były stygmaty, nieustannie krwawiące rany, które pojawiły się na ciele o. Pio, nawracali się najbardziej zatwardziali grzesznicy, masoni, komuniści, którzy otwarcie walczyli z Kościołem. Jednym z pierwszych bardzo głośnych nawróceń był przypadek wybitnego prawnika, adwokata Cesarego Festy. Był doradcą króla włoskiego Wiktora Emanuela III, burmistrzem Arenzano. W młodym wieku wstąpił do loży masońskiej i osiągnął jeden z najwyższych stopni wtajemniczenia. W sposób bezkompromisowy zwalczał Kościół katolicki. Często ze swoim kuzynem dyskutowali na temat cudów. Pewnego dnia kuzyn powiedział mu, że jeżeli pojedzie do o. Pio, przekona się, że cuda rzeczywiście istnieją. C. Festa postanowił pojechać do San Giovanni Rotondo, ale tylko w tym celu, aby zdemaskować oszusta, którym w jego przekonaniu był o. Pio. Kiedy już znalazł się w klasztorze i stanął blisko świętego zakonnika rozmawiającego z grupą pielgrzymów, w pewnym ten podszedł do niego i zapytał: "Cóż takiego się stało, że pan, będąc masonem, przyszedł tutaj?" Zmieszany adwokat potwierdził swój ą przynależność do masonerii i na pytanie, jaką pełni tam funkcję odpowiedział, że jego zadaniem jest zwalczanie Kościoła. Ojciec Pio z uśmiechem odprowadził adwokata na bok i długo z nim rozmawiał. Po zakończeniu rozmowy Cesare Festa ukląkł i poprosił o spowiedź. Od tej chwili z całych sił pragnął naprawić całe zło, które dotąd uczynił. Wiadomość o nawróceniu słynnego masona odbiła się głośnym echem w całej Italii. Na tajnym zebraniu loży masońskiej, w czasie którego miano z niej wykluczyć Cesarego Festę, nawrócony adwokat odważnie przyznał się do wiary i powrotu do Kościoła katolickiego odwołał również przysięgę, któn złożył, wstępując do loży masońskiej. Cesary Festa stał się duchowym synem Ojca Pio i odważnym apostołem wiary. Wprawdzie masoneria starała się na wszelkie sposoby utrudniać mu życie, to jednał Festa nie dał się zastraszyć i bez leki dawał świadectwo prawdzie.
Nawrócenie Festy było przykładem dla innych. Między innymi prof. Ezic Saltamerenda, znany naukowiec, chcąc zrozumieć, co spowodowało nawrócenie żarliwego masona, sam pojechał do o Pio. Po spotkaniu ze świętym zakonnikiem profesor nawrócił się.
Jednym z najgłośniejszych nawrócer był powrót do Kościoła i porzucenie komunizmu przez marksistowską aktywistkę Italię Betti, którą znano w całych Włoszech jako "herod babę Karola Marksa" Była profesorem matematyki i jedną z czołowych przywódców włoskiej partii komunistycznej. Przez wiele lat objeżdżała włoskie miasteczka i wsie na czerwonyrr motocyklu propagując ateistyczny komunizm oraz laickie nauczanie i walcząc c to, by wyrwać z rąk katolickich księży : zakonów osierocone w czasie wojny dzieci, które zostały przez nich przygarnięte Betti przypadkowo trafiła do San Giovanni Rotondo i tam, podczas spotkania z o. Pić nawróciła się, publicznie wyznając cała swoją przeszłość. Zrezygnowała z działalności politycznej, zamieszkała na peryferiach miasta, oddając się pokucie i modlitwie. Idąc za jej przykładem szeregi partii komunistycznej opuściło wielu innych członków, wśród nich był Giovanni Gigliozzi, redaktor komunistycznego dziennika "Avanti".
Dużo się mówiło o nawróceniu Constantego Rosatelli, który był najbardziej bojowym komunistą w rejonie rzymskich Castelli, specjalistą od ulicznych blokad i organizatorem wieców. Pewnego dnia zobaczył przyglądającego mu się uważnie kapucyna. Odtąd każdej nocy śnił mu się ten sam zakonnik i zapraszał, aby go odwiedził. Kiedy po raz pierwszy Rosatelli usłyszał o o. Pio i zobaczył jego zdjęcie, zadrżał z wrażenia, ponieważ rozpoznał, że jest to ten sam zakonnik, który mu się każdej nocy śni. Rosatelli pojechał natychmiast do San Giovanni Rotondo, wyspowiadał się u o. Pio i stał się gorliwym katolikiem, zrywając wszelkie powiązania z komunistyczną partią.
Giovanni Bardazzi był niezwykle gorliwym agitatorem Włoskiej Partii Komunistycznej. Pewna bliska mu osoba prosiła o. Pio, aby pomodlił się o zbawienie jego duszy. Po modlitwie o. Pio Giovanni zapadł w trzygodzinną śpiączkę. Obudził się z niej z wielkim przerażeniem, ponieważ śniło mu się piekło, skąd dochodziły nieludzkie jęki i swąd siarki. Natychmiast pojechał do San Giovanni Rotondo, gdzie wyspowiadał się u o. Pio, Po jakimś czasie przyjechał ponownie, aby przekazać mu do spalenia siedemdziesiąt legitymacji członkowskich byłych towarzyszy partii komunistycznej. Od tego czasu często zjawiał się u o. Pio, przyprowadzając mu byłych partyjnych towarzyszy, którzy nawracali się.
Lekarz z San Gioyanni Rotondo, Francesco Ricciardi, był przekonanym ateistą, który zawzięcie zwalczał o. Pio. Zachorował na raka żołądka, konsylium lekarskie stwierdziło, że pozostało mu tylko kilka tygodni życia. Pomimo bliskiej śmierci Ricciardi był nieugięty, nie chciał pojednać się z Bogiem. Stwierdził, że chce umrzeć tak, jak żył. Ojciec Pio wybrał się do niego w odwiedziny. Długo ze sobą rozmawiali. Po tej rozmowie umierający lekarz płacząc ze wzruszenia poprosił o spowiedź i Komunię św. Po spowiedzi o. Pio powiedział do niego: "Twoja dusza już wyzdrowiała, a teraz wyzdrowieje twoje ciało". I rzeczywiście Ricciardi w sposób cudowny wrócił do pełnego zdrowia, zaprzyjaźnił się z o. Pio, prowadził odtąd życie gorliwego katolika.
Dla wszystkich nawróconych kroczących wąską i stromą drogą wiary o. Pio daje następującą radę:
"Ucisz niepokoje dręczące twe serce i wypędź ze swej wyobraźni wszystkie przygnębiające cię myśli i uczucia". Jezus zawsze jest z tobą, nawet wtedy, kiedy nie czujesz Jego obecności. Właściwie nigdy nie jest tak blisko ciebie, jak podczas twych duchowych bojów. Błagam cię, nie krzywdź Go przez nawet najmniejsze podejrzenie, że cię choćby na krótką chwilę opuścił. Jest to naprawdę jedna z najbardziej diabelskich pokus. Musisz ją odepchnąć od razu, gdy tylko ją sobie uświadomisz. Niech pociesza cię myśl, że radości nieba będą tym większe, im więcej dni upokorzenia i lat nieszczęścia poznamy na tym świecie. Nie jest to tylko moje zdanie. Pismo św. daje nam nieomylne świadectwo. Psalmista powiada: "Daj radość według miary dni, w których nas przygniotłeś, i lat, w których zaznaliśmy niedoli" (Ps 90,15). Co więcej, św. Paweł Apostoł pisze: "Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku" (2 Kor 4,17).
ks. Mieczysław Piotrowski TChr
...
dziadpielgrzym