Joan Elliott Pickart - Miłość z lat szkolnych.pdf

(545 KB) Pobierz
Joan Elliott Pickart
Joan Elliott Pickart
Miłość z lat szkolnych
Tłumaczyła
Weronika Żółtowska
405879621.002.png
PROLOG
Nareszcie w domu, pomyślał Mark, stawiając na
podłodze ciężką walizkę. Wrócił do Bostonu z Pary-
ża, gdzie pracował przez cały rok. Czas dłużył mu się
tam w nieskończoność.
Został zaproszony do udziału w niezwykle cieka-
wym programie badawczym, który był dla niego
ogromnym wyróżnieniem i prawdziwym wyzwa-
niem. Nie praca, ale miasto, w którym ją wykonywał,
dało mu się we znaki. Trudność polegała na tym, że
obiegowe sądy Amerykanów na temat Paryża okazały
najzupełniej prawdziwe. Markowi wydawało się, że
gdziekolwiek poszedł, wszędzie otaczały go zakocha-
ne pary.
Zapewne w Bostonie również ich nie brakowa-
ło, ale raczej nie zwracał na to uwagi, natomiast
magia Paryża sprawiła, że stał się pod tym wzglę-
dem bardziej spostrzegawczy. Co gorsza, z jaw-
nym obrzydzeniem stwierdził, że uporczywie wra-
ca myślą do czasu, gdy sam był zakochany i z mło-
dzieńczą naiwnością oddał serce pewnej dziew-
czynie o promiennym uśmiechu i roziskrzonych
piwnych oczach.
405879621.003.png
6
JOAN ELLIOTT PICKART
Planowali wspólną przyszłość, zawsze mieli być
razem, rozmawiali godzinami o wspólnym domu,
dzieciach i szczęśliwym życiu, które będą wiedli, pó-
ki śmierć ich nie rozłączy. Okazało się jednak, że to
były puste słowa... przynajmniej dla dziewczyny
Marka. Złamała mu serce, więc zdumiony i rozgory-
czony postanowił, że nigdy już się nie zakocha.
Był przekonany, że uporał się z bolesnymi wspo-
mnieniami, że nie pamięta już o niej i o doznanym
rozczarowaniu, ale w Paryżu wszędzie otaczały go
pary, tandemy, parki, dwójeczki, więc usłużna pamięć
zaczęła podsuwać obrazy z przeszłości. Tam uświa-
domił sobie, że nie przebaczył swojej dziewczynie ani
o niej nie zapomniał.
Przez salon wszedł do otwartej kuchni. Przed wy-
jazdem do Paryża wynajął mieszkanie Erykowi, świe-
żo rozwiedzionemu lekarzowi. Pracowali w tym sa-
mym szpitalu. Gdy rozmawiali przez telefon, Eryk
powiedział, że w lodówce jest trochę jedzenia, a cza-
sopisma i nieliczne listy znajdowane od czasu do cza-
su w skrzynce leżą na blacie w rogu kuchni.
Mark rozgrzał patelnię, wbił cztery jajka, a potem
dorzucił garść startego żółtego sera oraz pokrojoną
szynkę. Z przyjemnością wciągnął w nozdrza miłą
woń smażącej się jajecznicy, ale radość nie trwała
długo. Po chwili znowu spochmurniał. Z pełnym ta-
lerzem i szklanką mleka podszedł do kuchennego sto-
łu, usiadł i mimo przykrych myśli z wilczym apety-
tem zabrał się do gorącego posiłku.
Tego mi było trzeba, uznał przekonany, że gdy
405879621.004.png
MŁOŚĆ Z LAT SZKOLNYCH
7
napełni żołądek i porządnie się wyśpi, znów będzie
sobą i przestanie myśleć o głupstwach. Mimo to jadł
z ponurą miną, powoli i metodycznie żując każdy
kęs.
Znów będzie sobą... Właściwie nie ma się z czego
cieszyć. Doktor Mark Maxwell, od prawie czternastu
lat samotny z wyboru, całkowicie zaabsorbowany
pracą, w wieku zaledwie trzydziestu dwóch lat uzna-
ny za geniusza w dziedzinie eksperymentalnych nauk
medycznych - sam jak palec, tak w Paryżu, jak i
w Bostonie. Dopiero teraz to sobie uświadomił.
- Cholera jasna - powiedział głośno, nabierając
kolejną porcję jajecznicy.
Był wyczerpany, dlatego nie panował nad swoją
uczuciowością i oddawał się przykrym rozmyśla-
niom. Rozżalony i wściekły, chwilowo nie potrafił też
przyjąć do wiadomości, że nie ma czasu spotykać się
z kobietami, ponieważ jest całkiem zaabsorbowany
karierą naukową.
Udało mu się urzeczywistnić wszystkie marzenia
i nadzieje. Pod tym względem rzeczywistość przeszła
jego najśmielsze oczekiwania, natomiast jeśli chodzi
o życie emocjonalne... Szkoda mówić. Mark nadal
czuł się jak skrzywdzony osiemnastolatek, rozzłosz-
czony, pozbawiony złudzeń, zgorzkniały i wściekły
jak diabli.
- Fantastycznie, prawda? - wymamrotał, z
obrzydzeniem kiwając głową. - I co dalej, Maxwell?
Jak zamierzasz się od niej uwolnić?
Nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale postanowił
405879621.005.png
8
JOANELLIOTTPICKART
o tym pomyśleć, kiedy się porządnie wyśpi. Jednego
był pewny: nie zamierzał z jej powodu reszty życia
spędzić samotnie. Nie ma mowy.
- Później się z tym uporam - oznajmił, wstając.
- Na pewno to zrobię, ale teraz nie będę się nad tym
zastanawiać, bo mózg mi się lasuje.
Z gazetnika stojącego w rogu wziął kolorowe plot-
karskie czasopismo leżące na samym wierzchu, otwo-
rzył je i zaczął kartkować. Nagle znieruchomiał wpa-
trzony w tytuł jednego z artykułów.
- Ventura w Kalifornii: romantyczny ślub i bajko
we wesele - przeczytał głośno.
Serce waliło mu jak młotem, gdy popatrzył na
barwną fotografię przedstawiającą sporą grupę roze-
śmianych ludzi. Z podpisu można się było dowie-
dzieć, że to goście weselni z obu rodzin. Jedna miała
swe korzenie na wyspie Wilshire, druga w kalifornij-
skiej Venturze.
Mark jak urzeczony gapił się na kobietę stojącą za
dwiema parami szczęśliwych nowożeńców.
To przecież ona!
Zerwał się na równe nogi tak nagle, że krzesło
z łoskotem upadło na podłogę. Wpatrzony w zdjęcie
nie słyszał hałasu. Jakie to dziwne, pomyślał, wręcz
niesamowite. Przed chwilą wspominał tę swoją uko-
chaną i toczył wewnętrzną walkę, żeby się od niej
uwolnić, a teraz patrzy na jej zdjęcie.
Panuj nad sobą, skarcił się surowo. Podniósł krzes-
ło i usiadł na nim ciężko. Może to wcale nie jest takie
dziwne? A jeśli los daje mu... swego rodzaju znak
405879621.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin