01 - Zdrada w Krondorze.pdf

(1959 KB) Pobierz
01 - Zdrada w Krondorze
Raymond E. Feist
ZDRADA W KRONDORZE
Księga I
DZIEDZICTWA WOJNY ŚWIATÓW
Tłumaczył Andrzej Sawicki
Prolog
OSTRZEśENIE
Wiatr zawył okrutnie.
Owinięty grubą opończą Locklear, giermek dworu Księcia Krondoru, siedział
zgarbiony na swym koniu. W Krajach Północnych i na przełęczach Kłów Świata lato trwało
bardzo krótko. Na południu jesienne noce były łagodne i ciepłe, tu jednak, na północy, jesień
gościła niedługo i wcześnie zjawiała się zima, która lubiła zwlekać z odejściem. Locklear w
myślach przeklął swą głupotę, która sprowadziła go do tego zapomnianego przez bogów i
ludzi miejsca.
- Robi się nieco chłodno, mości giermku - stwierdził sierŜant Bales. Podoficer słyszał
plotki o powodach pojawienia się młodego szlachcica w Tyr-Sog. Wiązały one Lockleara z
młodą kobietą, poślubioną wpływowemu kupcowi z Krondoru. Młody panicz nie byłby
pierwszym, którego wysłano na pogranicze, usuwając go tym samym z zasięgu wpływów
rozjuszonego małŜonka. - Przykro mi rzec, ale nie jest tu tak ciepło jak w Krondorze...
- Doprawdy? - zdziwił się uprzejmie młody szlachcic.
Patrol podąŜał wąską ścieŜką wiodącą wzdłuŜ łańcucha pagórków, będącego północną
rubieŜą Królestwa Wysp. Po tygodniu pobytu Lockleara na dworze w Tyr-Sog Baron Moyiet
zasugerował, Ŝe młody giermek mógłby dobrze wykorzystać czas, towarzysząc lotnemu
patrolowi, który wysyłano na wschód od miasta. Pojawiły się pogłoski mówiące o tym, Ŝe pod
osłoną deszczu i śnieŜnych zamieci na południe zaczęły przemykać grupy renegatów i
moredhelów - mrocznych elfów znanych pod nazwą Bractwa Mrocznego Szlaku. Tropiciele
nie znaleźli wielu śladów, ale wobec uporczywych nalegań wieśniaków utrzymujących, Ŝe
widzieli ciągnące na południe grupy odzianych w czerń wojowników, Baron polecił rozesłać
patrole.
Locklear wiedział równie dobrze jak jego towarzysze, Ŝe wskutek wczesnego
nadejścia zimy mieli niewielkie szansę na odkrycie jakiejkolwiek aktywności pośród wąskich
przełęczy. Na równinach pojawiły się przymrozki, ale górskie przełęcze musiały juŜ być
pokryte grubą warstwą śniegu, który, gdyby nadeszła choć lekka odwilŜ, szybko mógł się
przekształcić w błotnistą bryję.
Z drugiej strony od czasu Wielkiego Buntu - jak w Krondorze przed dziesięcioma laty
nazwano najazd na Królestwo armii Murmandamusa, charyzmatycznego przywódcy
mrocznych elfów - Król Lyam rozkazał, by dokładnie badano wszelkie ślady oŜywienia
wśród moredhelów.
- Owszem, musi tu być inaczej niŜ na dworze ksiąŜęcym - pokpiwał sierŜant. Kiedy
Locklear pojawił się w Tyr-Sog, wyglądał jak typowy krondorski dandys - był wysokim,
szczupłym, pięknie odzianym, dwudziestokilkuletnim człowiekiem, chełpiącym się wąsikiem
i długimi, pozwijanymi w kunsztowne loki włosami. UwaŜał, Ŝe wąsy i piękny strój dodadzą
mu powagi i wieku - ale osiągnął efekt w najlepszym razie przeciwny do zamierzonego.
Teraz jednak poczuł, Ŝe ma dość kąśliwych uwag podoficera.
- Mimo wszystko jest tu cieplej niŜ po drugiej stronie.
- O jakiej drugiej stronie mówicie, sir? - spytał sierŜant.
- O Ziemiach Północnych - odpowiedział Locklear. - Tam noce są chłodne nawet
wiosną i latem.
SierŜant obrzucił młodzika nieufnym spojrzeniem.
- Byliście tam, mości giermku? Niewielu ludzi, oprócz renegatów i handlarzy bronią,
odwiedziło Kraje Północne i przeŜyło, by o tym opowiadać po powrocie do Królestwa.
- Towarzyszyłem Księciu - odparł Locklear. - Byłem z nim pod Armengarem i
Wysokim Zamkiem.
SierŜant umilkł i wbił wzrok w przestrzeń przed nimi. Wojownicy jadący obok
Lockleara wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jeden odwrócił się do jadącego za nim i
szeptem przekazał mu wiadomość. W Krajach Północnych nie było Ŝołnierza, który nie
słyszał o upadku Armengaru pod naporem hord Murmandamusa, potęŜnego wodza
moredhelów, który zniszczywszy Armengar, najdalej na północ wysunięte ludzkie siedlisko,
poprowadził armię na Królestwo. Powstrzymano go dopiero pod Sethanonem, przed
dziesięcioma laty - co zapobiegło spustoszeniu Królestwa przez mroczne elfy, gobliny, trolle i
olbrzymów.
Ci, którzy zdołali wyjść z Armengaru, osiedlili się w Yabonie, niezbyt odległym od
Tyr-Sog. Ich opowieści o bojach w mieście, ucieczce przez góry i roli, jaką w tym wszystkim
odegrali Arutha i jego towarzysze, zataczały coraz szersze kręgi i przechodząc z ust do ust,
zyskiwały nowe szczegóły. KaŜdy człowiek, który wtedy słuŜył pod rozkazami Księcia
Aruthy i Guya du Bas-Tyra, był uwaŜany za bohatera. SierŜant obrzucił młodego szlachcica
pokornym wzrokiem i umilkł.
Locklear niedługo cieszył się wraŜeniem, jakie jego słowa wywarły na zarozumiałym
podoficerze, bo znów zaczął sypać śnieg, z minuty na minutę coraz bardziej gęsty i
dokuczliwy. W najbliŜszych dniach garnizonowi Ŝołnierze moŜe i będą go traktować z
większym szacunkiem i powaŜaniem, ale dwór w Krondorze, wina i piękne dziewczęta były
równie odeń odległe jak przedtem. Do odzyskania łask Aruthy przed nadejściem kolejnej
zimy potrzebował cudu i wyglądało na to, Ŝe na dobre ugrzęźnie na tym wsiowym dworze
wśród tępaków.
- Sir... - odezwał się sierŜant po dziesięciu minutach. - Jeszcze dwie mile i moŜemy
wracać.
Locklear zbył tę uwagę milczeniem. Do zameczku wrócą pewnie juŜ po zmroku,
kiedy zrobi się jeszcze zimniej niŜ teraz. Z radością powita ciepło kominka w Ŝołnierskiej
izbie, ale prawdopodobnie będzie się musiał zadowolić posiłkiem w towarzystwie kompanów.
Uznał za mało prawdopodobne, Ŝeby Baron zaprosił go na kolację domową. Miał on bowiem
przedsiębiorczą córeczkę, która zagięła parol na młodego szlachcica od pierwszego wieczoru,
kiedy pojawił się w Tyr-Sog, Baron zaś doskonale znał przyczyny, dla których Lockleara
zesłano na jego dwór. Podczas następnych dwu okazji, kiedy podejrzliwy gospodarz gościł
młodzika u siebie, córka się nie pokazała.
Nieopodal zamku znajdowała się oberŜa. Locklear wiedział jednak, Ŝe gdy wrócą,
będzie zbyt zmarznięty i znuŜony, by choć na krótko ponownie stawić czoło Ŝywiołom - a
zresztą usługujące tam dziewki były tłustawe i głupie. Młody szlachcic westchnął na myśl, Ŝe
pod koniec zimy obie mogą wydać mu się nader atrakcyjne.
Pomyślał, Ŝe byłby wdzięczny losowi, gdyby udało mu się wrócić do Krondoru przed
poświęconym Banapisowi Świętem Letniego Przesilenia. Postanowił napisać do swego
najlepszego przyjaciela, Jamesa zwanego Rączką, aby uŜył on wszelkich sposobów w celu
skłonienia Aruthy do zmiany decyzji dotyczącej jego wygnania. Pół roku było dostateczną
karą.
- WielmoŜny panie... - odezwał się Bales, uŜywając formalnego tytułu Lockleara. - Co
to moŜe być? - Wyciągnął rękę, wskazując ścieŜkę. Uwagę sierŜanta przyciągnął jakiś ruch
wśród skał.
- Nie mam pojęcia - stwierdził Locklear. - Podjedźmy i zobaczmy...
Bales skinął ręką i patrol skręcił w lewo, podąŜając wzdłuŜ szlaku. Po chwili wszyscy
zobaczyli samotnego piechura, biegnącego ku nim ścieŜką. Za nim słychać było wrzawę
wzniecaną przez ścigających.
- Wygląda na to, Ŝe któryś z renegatów poróŜnił się ze swoimi kompanami z Bractwa
Mrocznego Szlaku - stwierdził Bales.
- Renegat czy nie, nie moŜemy dopuścić do tego, by wpadł w ręce mrocznych elfów -
stwierdził Locklear, wyciągając miecz. - JeŜeli nie damy im nauczki, to zaczną sobie
wyobraŜać, Ŝe mogą się tu zjawiać i nękać naszych ziomków, kiedy im przyjdzie na to
ochota...
- Gotuuuj się! - wrzasnął podoficer i wszyscy Ŝołnierze sięgnęli po broń.
Samotny uciekinier zauwaŜył Ŝołnierzy i po chwili rozterki skierował się ku nim.
Locklear zdąŜył spostrzec, Ŝe był to człek wysoki, okryty szarą opończą z kapturem, który
skutecznie krył jego rysy. Ścigało go kilku pieszych członków Bractwa Mrocznego Szlaku.
- Weźmy go pomiędzy siebie - polecił spokojnie sierŜant.
Choć teoretycznie patrolem dowodził Locklear, młody szlachcic miał dość rozumu, by
się nie sprzeciwiać rozkazom doświadczonego weterana.
Jeźdźcy ruszyli wzdłuŜ przełęczy i minąwszy samotnego zbiega, runęli na
moredhelów. Członków Bractwa Mrocznego Szlaku róŜnie nazywano, nie sposób im jednak
było zarzucić tchórzostwa czy nieznajomości wojennego rzemiosła. Rozpoczął się zajadły
bój. Królewscy mieli podwójną przewagę: byli na koniach, a pogoda pozbawiła przeciwników
moŜności uŜycia łuków. Moredhele nawet nie próbowali zakładać mokrych cięciw, wiedząc,
Ŝe nawet jeśli uda im się posłać grot ku nieprzyjacielowi, pocisk nie przebije tłoczonych w
skórze pancerzy.
NajwyŜszy z elfów wskoczył na głaz i wbił wzrok w uciekającego. Locklear spiął
konia i wjechał pomiędzy obu adwersarzy... i wtedy stojący na głazie moredhel spojrzał na
młodego szlachcica.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i Locklear mógł wyczytać otwartą nienawiść we
wzroku prześladowcy. Moredhel milczał, jakby chciał sobie utrwalić w pamięci rysy
przeciwnika. Potem głośnym okrzykiem wydał jakiś rozkaz i Bracia zaczęli się szybko
wycofywać.
SierŜant Bałeś doskonale wiedział, Ŝe ściganie moredhełów przełęczą, gdzie
widoczność nie sięgała kilkunastu kroków, mogłoby zakończyć się dla nich poraŜką. Pogoda
zresztą szybko się pogarszała.
Locklear odwrócił się w siodle i spojrzał na samotnego piechura, który opierał się o
głaz kilkanaście kroków za nimi. Podjechał do niego bliŜej.
- Jestem Locklear, giermek Księcia Krondoru. Dobrze byłoby, gdybyś miał dla nas
jakąś przekonującą historyjkę, zdrajco.
Nieznajomy nie odpowiedział, nadal ukrywając twarz pod kapturem. Odgłosy walki
przycichły tymczasem, bo moredhełe, oddaliwszy się od nieprzyjaciół, czmychały przełęczą,
skacząc pomiędzy skały i głazy, w które nie mogli się zapędzać jeźdźcy. Stojący przed
Locklearem osobnik patrzył nań przez chwilę, a potem powoli sięgnął do kaptura i odrzucił
go. W twarz młodego szlachcica wbiło się spojrzenie dwojga ciemnych oczu. Locklear
Zgłoś jeśli naruszono regulamin