SALLY GARRETT
DWIE MIŁOŚCI
(Until now)
– Tato, musisz! Wszystkim powiedziałem, że mi ją robisz, i że będzie jechała w paradzie! – Oczy Chrisa Brashera błyszczały jak wilgotne szmaragdy.
– Może trzeba było to ze mną uzgodnić, zanim zacząłeś się przechwalać, Chris – odpowiedział ojciec. – Zrobienie jej to jedno, a jazda w paradzie...
John Brasher z lekkim uśmiechem przyglądał się modelowi ciężarówki z przyczepą, którą budował dla syna. Szoferka była dość duża, aby Chris mógł w niej usiąść, a w przyczepie mieściło się kilka małych kłód, liczących od siedmiu i pół do piętnastu centymetrów średnicy. John zbudował pojazd w odpowiedniej skali i poczuł nieoczekiwaną dumę, poświęcając tej konstrukcji czas wiosennej odwilży.
Wyrąb drzew i prace nad obróbką kłód zostały wstrzymane, jak zawsze o tej porze roku. W tym czasie grunt zmieniał się bowiem w grząskie, głębokie na wysokość buta z cholewą błoto, które uniemożliwiało wszelką pracę.
W czasie oczekiwania na podeschnięcie i stwardnienie gruntu, John przeniósł się ze swojej ciasnej przyczepy w Avery do domu siostry w St. Maries, w stanie Idaho, oddalonym o siedemdziesiąt siedem kilometrów od Avery. Kilka tygodni spędzonych z synkiem sprawiło mu wiele satysfakcji, ale teraz, w pełni sezonu, John był znów w lasach, gdzie zarządzał niewielkim przedsiębiorstwem, zajmującym się wyrębem drzew i obrabianiem kłód. Z synem widywał się teraz tak często, jak to było możliwe, i żałował, że nie poznali się wcześniej.
Dowiedział się o istnieniu chłopca dopiero w trzy lata po jego urodzeniu, co było dla niego pewnym wstrząsem. Kompletny jednak przewrót w jego życiu spowodowało narzucenie mu wyłącznej opieki nad chłopcem cztery lata później. Byli więc razem już od ośmiu miesięcy i niedawno obchodzili ósme urodziny Chrisa, spędzając cały dzień w łódce na pobliskim jeziorze Benewah. Powoli poznawali się wzajemnie, co pozwalało na unikanie wielu nieporozumień. John był szczególnie wdzięczny swej młodszej siostrze, Natalie, której troska dała Chrisowi poczucie bezpieczeństwa, a trójka jej dzieci zapewniła chłopcu tak potrzebne towarzystwo.
Chris szarpnął ojca za nogawkę.
– Przecież ciężarówka jest już prawie skończona – powiedział.
– Tak, wiem, ale... – John przeczesał palcami gęste czarne włosy, poprawił czerwone szelki i spojrzał w dół, na Chrisa. Zdał sobie sprawę, że w oczach syna musi wyglądać jak olbrzym, przyklęknął więc.
– A jak chcesz ją wprawić w ruch?
Chris wsunął kciuki za szelki i wypiął pierś.
– Mógłbyś wmontować motor, taki jak ten, który jest w kosiarce do trawnika cioci Nat.
– Ej, chłopaki, zostawcie w spokoju moją kosiarkę – wtrąciła z naciskiem Natalie, podchodząc do nich.
Potrząsając ciemnowłosą głową cofnęła się, omijając porozrzucane kawałki drewna, i dotknęła maszyny. Marszcząc brwi z niezadowoleniem, zwróciła się do Chrisa:
– Twój wujek Cal ma już dosyć powodów do niestrzyżenia trawnika. Nie waż się podsuwać mu jeszcze jednego.
Chris spojrzał na nią z szerokim uśmiechem.
– Nie myślałem o tej kosiarce. Tato może kupić taką samą.
– I tak już dużo wydałem na tę ciężarówkę, młody człowieku – stwierdził ojciec. – Będziesz musiał wymyślić inne rozwiązanie.
Zakrył dłonią usta, aby ukryć uśmiech. Na widok wyrazu twarzy syna odnosił wrażenie, że, patrzy na swe odbicie w lustrze.
– Może moglibyśmy wziąć kozę albo dużego psa? – zaproponował Chris. Wysunął ręce, aby pokazać, jak duże miało być zwierzę, które, jego zdaniem, byłoby dość silne, by uciągnąć metrowej wysokości model ciężarówki do przewożenia kłód.
– Znasz kogoś, kto ma kozę? – zapytał John.
– Billy Bates ma kozła, ale on jest nieużyty – powiedział Chris. – Andy Overstreet ma dużego psa. Mówi, że to pół bernardyn, pół wilk!
Brasher pokręcił przecząco głową.
Drobne barki Chrisa drgnęły, a jego podbródek dotknął flanelowej koszuli w niebiesko-czerwoną kratkę. John czekał, usiłując zachować postawę surowego ojca. Z kieszeni koszuli wyciągnął fajkę i nabił ją świeżą porcją tytoniu. Pyknął parę razy i garaż wypełnił się miłym, aromatycznym zapachem. Obserwował, jak Chris wślizguje się na siedzenie szoferki i zaczyna naśladować warkot potężnego silnika. Czasami Johna ogarniało pełne niedowierzania zdumienie, że ten mały, energiczny chłopczyk jest jego synem.
– Powiem ci coś, Chris. Kiedy mnie tu nie będzie, ty i ciotka Nat wymyślcie jakieś rozwiązanie, a ja na pewno zrobię, co będę mógł, żeby ciężarówka mogła ruszyć. Pod koniec następnego tygodnia wypadają Dni Paula Bunyana, więc zwolnię wcześniej ludzi. Wrócę tu w piątek wieczorem i będziemy mieć dwa dni na dopracowanie szczegółów. Nie chciałbym, żebyś czuł się głupio wobec swoich przyjaciół.
W oczach Chrisa ponownie zabłysła nadzieja.
– Obiecujesz? John pyknął fajką.
– Obiecuję – przytaknął i wyciągnął dłoń, w której zniknęła ręka malca. – I dotrzymam słowa.
– Słuchajcie – wtrąciła Natalie. – Mam pomysł, tylko potrzeba was obu, żeby się udał.
– Jaki, ciociu Nat? – zawołał Chris z szoferki. – Co to za pomysł?
Miłą twarz kobiety rozświetlił promienny uśmiech.
– Twój ojciec może na to nie pójść – powiedziała, spoglądając żartobliwie na przystojnego starszego brata.
– On się zgodzi – zapewnił Chris. – Obiecał zrobić wszystko, co postanowimy. Powiedz, o co chodzi!
Natalie zwróciła się do Johna.
– Jesteś gotów podjąć się tego?
– Oczywiście, przecież zawsze dotrzymuję słowa. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Co to za pomysł?
– Ty mógłbyś być siłą napędową.
– Co takiego? – John patrzył na nią ze zdumieniem.
– Ty mógłbyś być siłą napędową. Potrzebny jest silnik. Ty mógłbyś nim być – powtórzyła Natalie.
– Czyś ty zwariowała?! – wykrzyknął Brasher. – Kiedy byliśmy dziećmi, zawsze wyskakiwałaś z jakimiś dziwacznymi pomysłami, ale ten bije wszystkie. Proszę, wytłumacz to jaśniej.
Natalie przeniosła wzrok z Johna na bratanka i z powrotem.
– Chris może jechać, jeśli ty pociągniesz model na linie albo kablu. Jak w tych starych transporterach parowych, których dziadek używał do przenoszenia bali. Zamiast zwalonego drzewa, do kabla miałbyś przywiązany model ciężarówki ze swoim synem.
– To wspaniałe, ciociu Nat! Po prostu wspaniałe! – Chris podskoczył z radości. – Tato, zrobisz tak? O raju, ten gruby Raymond Crosley będzie teraz naprawdę zazdrosny! A kiedy Billy i Andy zobaczą moją ciężarówkę, też będą chcieli w niej jechać. – Wyszczerzył zęby w łobuzerskim uśmiechu. – Jesienią, kiedy będę w trzeciej klasie panny Keith, będę mógł zażądać pięciu penów od każdego, kto będzie chciał usiąść w szoferce. O raju! Będę bogaty!
John zakrztusił się i jego fajka zgasła. Zajęty ponownym jej zapalaniem, usiłował wymyślić jakieś wyjście z sytuacji. Niech licho porwie tę Natalie.
– N...
letsmakesomenoise