OWNED 9-16.rtf

(349 KB) Pobierz
OWNED

Rozdział 9

Ich wizyta w Kruczej Grani nie przyniosła oczekiwanych skutków.
Draco zupełnie nie pamiętał swojego domu. Nie wiedział nawet, gdzie znajduje się sypialnia, chociaż rozpoznał ubrania w szafie jako swoje. Harry miał teraz większą szansę na zobaczenie mieszkania. Zauważył, że w domu nie było książek, co wydawało mu się dziwne. Wtedy jednak spostrzegł, że całe mieszkanie było odarte ze wszelkich wygód. Nawet kuchnia była zwyczajna.
Koniec końców, Krucza Grań sprawiała wrażenie wymarłej. Przynajmniej ostatnio. Kiedy wyszli, okazało się, że w rzeczywistości Draco był w stanie przenosić się sam, lecz kilka dodatkowych prób dowiodło, że było to możliwe jedynie wtedy, gdy wracał do domu Harry’ego. Res mea es chętnie zezwalało na powrót, nie było jednak skłonne do jego ponownego wypuszczenia. Nie samego.
Wieczorem Harry czuł się wykończony. Troszczenie się o niewolnika było ciężkim kawałkiem chleba. Nic nie mógł na to poradzić, ale zastanawiał się, jaki stuknięty czarnoksiężnik mógł kiedykolwiek marzyć o czymś takim. Sam pomysł, że trzeba rozkazać chłopakowi, by ten jadł... Było to tak uciążliwe, że Harry zaczął uważać, iż jego przodek musiał być typem złośliwego faceta. I to delikatnie mówiąc.
Z drugiej strony, być może pomysł ten narodził się w odpowiedzi na tabula rasa, można było stworzyć wymarzonego niewolnika. Draco wydawał się być... taką pustą kartą. Jakby gdzieś tam był, ale zaklęcie nie pozwalało mu wyjść, aż do momentu, w którym zrozumie, czego jego Pan od niego żąda. I przyzwyczai się do tego.
Na szczęście, krok po kroku, nabywał tę wiedzę. Kolacja przebiegła sprawniej niż obiad. Nie trzeba było długo namawiać Draco do jedzenia, chociaż wciąż należało wydać mu odpowiednią komendę. Oczywiście, co nie było żadnym zaskoczeniem, blondyn zdecydowanie chciał pomóc w gotowaniu i zmywaniu. Znał odpowiednie zaklęcia. Takie, o których Potter nigdy nie słyszał.
Ku rozpaczy Harry’ego nic się nie zgadzało.
Dlaczego Draco nie posiadał domowego skrzata, który za niego wykonywałby wszelkie prace domowe? Rodzina Malfoy’ów z całą pewnością mogła mu jakiegoś dostarczyć, ale w Kruczej Grani nie było nawet śladu po skrzaciej magii. Sprawdził.
Po co Draco miałby się uczyć tych wszystkich domowych zaklęć? I gdzie się ich nauczył? Nie były one częścią hogwardzkiego programu nauczania, a ostatnią rzeczą, jaką Harry mógł sobie wyobrazić to Narcyza Malfoy własnoręcznie sprzątająca dom.
Jedyne, co na obecną chwilę miało sens, to, dlaczego chłopak interesuje się nimi właśnie teraz. Był to jego pierwszy dzień niewolnictwa, ale już sprawiał wrażenie jakby doskonale wiedział, że jego Pan nie chce, by stał bezczynnie obok. Ponieważ najwyraźniej nie mógł dostrzec jak istotne jest dbanie o samego siebie, zaczął za nim chodzić pytając, czym mógłby służyć. Początkowo Harry poważnie wątpił, że jest to możliwe. Co Draco mógłby wiedzieć o mieszaniu sosu sałatkowego z torebki?
Cóż, okazało się, że potrafił przeczytać i połączyć niezbędne do tego celu wskazówki, znał zadziwiające zaklęcia służące do ubijania składników w śmietankową piankę, a co więcej chciał pomóc, więc... łatwo było sobie wytłumaczyć, że wyrażenie aprobaty nie było niczym złym. Pomysł traktowania nietypowego współlokatora jak skrzata domowego, nie wspominając już o niewolniku, nie przypadł mu do gustu, ale przecież wcale go tak nie traktował, prawda? Oboje musieli jeść, więc jedynym sprawiedliwym wyjściem było wspólne gotowanie.
A później także sprzątanie, skoro tuż po odejściu Harry’ego od stołu, Draco zrobił to samo i tak jak wcześniej zapytał, czym mógłby służyć. Tej nocy, przygotowując się do snu, chłopak pragnął jak najprościej wyjaśnić, czego chce. Nie zamierzał narażać się na kolejny ręcznikowy incydent. Jeden w zupełności wystarczy.
-Teraz, kiedy pójdę spać do siebie – stwierdził otwierając drzwi pokoju gościnnego – ty zostaniesz tutaj.
-Zostać tutaj, zaczekać, służyć Harry’emu Panu.
-Nie – odpowiedział stanowczym tonem głosu – Pójdziesz spać. Powinieneś spać wtedy, kiedy ja, albo nawet wcześniej, jeżeli jesteś senny.
Jego rozmówca wyglądał na tak zdezorientowanego, że Harry natychmiast zdał sobie sprawę ze swego błędu.
-Jeżeli zapadła noc i zaczynasz dużo ziewać, to znaczy, że najwyższa pora iść spać. Zatem po pierwsze, powinieneś się upewnić, że skorzystałeś z ubikacji, a kiedy jesteś brudny bierzesz prysznic, jasne? Wycierasz się ręcznikiem, myjesz zęby. Następnie szykujesz się do spania. W tym celu zakładasz piżamę.
Draco miał ich kilkanaście par, przez co szuflady były wypchane ubraniami, a jeszcze większa część jego garderoby wisiała w szafie.
-Wyglądać przyzwoicie – stwierdził poważnie.
W umyśle Harry’ego zagościła nagła, wstrząsająca wizja, w której Draco zakładał szmaragdową, jedwabną piżamę, a jej guziki schodziły coraz niżej, na jego biodra, pozostawiając je nieosłonięte.
Potrząsnął głową, chcąc odepchnąć obraz i tym samym wmówić sobie, że przyzwoity wygląd nie jest istotny w nocy. Z drugiej jednak strony nie chciał kształtować w nim złych nawyków. Niezależnie od tego ile czasu by minęło, zanim młody Malfoy zacznie myśleć o sobie. Zmusił się do skinięcia głową.
-Potem idziesz spać i śpisz do rana, żebyś następnego dnia był wypoczęty.
Uznał, że wszystko zostało wyjaśnione i wyszedł zostawiając Dracona samego, by w spokoju wypełnił wszystkie jego polecenia.
W środku nocy Harry’ego obudził dziwny dźwięk. Niezupełnie był to wiatr, nie do końca jęk... Pochwycił różdżkę wraz z okularami z nocnej szafeczki i szybkim, acz cichym, krokiem przemierzył schody. Hałas dochodził z zewnątrz. Zaplątany w ogrodzeniu kociak, wył przeraźliwie szukając pomocy. Wypuściwszy go na wolność, wrócił do domu.
Zamierzał iść prosto do swego pokoju, ale skoro był już na nogach zdecydował, że zajrzy do pokoju Draco. W końcu dzieliło ich raptem parę kroków.
Och nie. Dobrze, że oświetlał sobie drogę. W innym wypadku potknąłby się o Dracona śpiącego na podłodze, vis-à-vis drzwi do jego sypialni. Żadnego okrywającego go koca, prześcieradła, nawet poduszki. Kompletnie niczego, co oddzielałoby ciało chłopaka od zimnej podłogi. Nie licząc cienkiej tkaniny nocnego odzienia.
Harry zamknął oczy chcąc ochronić się od tego widoku. Był jednak pewien, że Draco był ubrany w szmaragdowy egzemplarz, przylegający do jego ciała w taki sposób, w jaki podejrzewał. Przynajmniej guziki były zapięte.
Przyzwoicie, jakby to ujął Draco.
Kucając, potrząsnął śpiącą istotą.
– Draco. Draco, obudź się! - Usiadł nagle, jakby połknął kij.
- Jak mogę Ci służyć, Harry Panie?
-Dlaczego nie korzystasz z łóżka?
Draco zbadał wzrokiem ciemną podłogę, obracając przy tym głową, najwyraźniej niezdolny odpowiedzieć.
-Dlaczego śpisz tutaj? – Spróbował raz jeszcze.
-Oh... Najlepsze miejsce. Powiedział spać w pokoju. To jest najlepsze miejsce w pokoju.
-Co je takim czyni?
Jednak znał odpowiedź, zanim się pojawiła.
-Bliżej Harry’ego Pana.
Jak gdyby to było najważniejsze. Oczywiście dla Draco było. Mając nadzieję, że zmieni to, chociaż odrobinkę, wyciągnął rękę w kierunku jego szyi i rozcierał ścięgna po jednej stronie.
-Nie masz teraz kurczów szyi? Nie bolą cię plecy?
Draco wychylił się w stronę dotyku Harry’ego, wyjawiając ochrypłym głosem.
-Nieważne.
Cofnął rękę, zanim ponownie dostał całusa.
-Jesteś ważny Draco.
Ten sam zakłopotany wzrok, a potem te przebłyski zrozumienia. Albo wyglądające znajomo niezrozumienie.
-Ach, ponieważ zadowolony niewolnik dobrze służy – uśmiechnął się promiennie.
-Tak – odparł zmęczony. Jeżeli była to jedyna droga, by zmusić chłopaka do odrobiny troski względem siebie, niech tak będzie
–Więc żebyś dobrze służył musisz dobrze spać, a w tym celu powinieneś korzystać z łóżka. To twoje łóżko – podkreślił – Idź. Nie chce cię więcej widzieć śpiącego na podłodze.
Draco podniósł się posłusznie i przemknął cicho do swego pokoju.
Będąc niemalże w swojej sypialni, Harry poczuł jak coś każe mu zawrócić. Był pewny tego, co zobaczy. Na obrzeżu kręgu magicznego światła wydobywającego się z jego różdżki, spostrzegł gramolącego się pod łóżko Dracona. Wzdychając, przeszedł dzielącą ich odległość.
-Wstań – rozkazał szarpiąc rękę ponownie zasypiającego chłopaka. Ten potknął się o swoje nogi i zapytał bełkotliwie.
-Jak mogę Ci służyć?
Druga rano nie była dobrą porą na konfrontacje z wybuchowym charakterem Harry’ego. Powstrzymał się jednak od wrzasków.
-Cholera, możesz równie dobrze spać w łóżku – by przekaz stał się jaśniejszy, odrzucił przykrycie
– Właź tutaj. Teraz przykryj się prześcieradłem i kocem, połóż się wygodnie i ułóż głowę na poduszce. Nie jest wygodniej?
Draco przygryzł usta i nie odpowiedział. Harry miał wrażenie, że prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć ‘Bliżej Harry’ego Pana’, dzięki czemu byłaby bardziej odpowiednia.
Było sprawą sporną czy chłopak, aby na pewno rozumie znaczenie słowa ‘przyjemny’. Przynajmniej w odniesieniu do siebie.
Do końca nocy nie mieli innych nieporozumień dotyczących sprawy snu. W rzeczywistości było kilka problemów, lecz część z nich wynikała z obawy przed powrotem Harry’ego do pracy. Zdecydował wziąć wolny poniedziałek, aż do momentu, w którym nie będzie pewien, że może zostawić swoje duże dziecko samotnie. Część poranku spędził czarując sieć Fiuu tak, by dzwonkiem informowała o przybyciu listu od niego. Draco miał go otworzyć i postępować tak jak nakazywała instrukcja.
Nie było innego wyboru. Jedynymi momentami, w których mógł sprawdzić czy chłopak cokolwiek zjadł, były krótkie przerwy na obiad. Nawet polecenia dotyczące ubikacji mógł wykonywać ze względu na uwagi swego Pana dotyczące jego przyzwoitego wyglądu. Nie był jednak w stanie pamiętać o samodzielnym jedzeniu i nawet polecenia dotyczące południowego posiłku nie pomagały. Nie rozumiał jak jedzenie miałoby mu pomóc w lepszym służeniu Harry’emu zwłaszcza, że wspólne śniadania i kolacje, utrzymywały go na chodzie.
Jadł jedynie wtedy, gdy listy od Pana były od początku do końca poświęcone wyłącznie tym rozkazom.
Draco również używał proszku Fiuu do przesłania dwóch krótkich wiadomości. Opisywał w nich jak spędza swój czas. Harry nie lubił trzymać chłopaka na tak krótkiej smyczy, ale była to jedyna droga, by w porę zorientować się, że coś nie gra.
Nadzór zaklęciami byłby o wiele prostszy, ale ich używanie było ściśle ograniczane i Potter nie miał ochoty tłumaczyć... po co ich potrzebuje.
Jak dotąd nikt nie wiedział, że Draco jest jego niewolnikiem. Nie powiedział nawet Ginny. Oczywiście zamierzał. Wiedział, że musi, ale łatwo było to odkładać na później.
Świszczący dźwięk oznajmił przybycie popołudniowego listu od Dracona. Harry odebrał go, przeczytał pobieżnie, głównie po to, by upewnić się, że chłopak odpowiednio się odżywia, po czym wrzucił go do ognia, by spłonął. Draco nie miał problemu z zagospodarowaniem swojego czasu, zapewne ze względu na ilość zadanych mu obowiązków. Wszystko było lepsze od wizji smukłego chłopaka czekającego na powrót swego Pana każdego wieczoru. To myślał Harry byłoby o wiele gorsze od lity obowiązków do wykonania.
Po wykonaniu wszystkich zleconych mu czynności, Draco, poświęcał znaczną część pozostałego mu czasu, na czytanie książek wybranych przez Harry’ego. Miały zająć czas i zapewnić rozrywkę, a także szybko polepszyć zdolności wypowiedzi. W ciągu kilku dni faktycznie zaczął mówić o wiele naturalniej, chociaż nadal pozostawał przy swym ‘Harry Panie’. Harry w delikatny sposób próbował mu to wyperswadować, ale Malfoy nie mógł zrozumieć, jak określenie Pan może być nieuprzejme. Przez moment, Potter rozważał czy dalsze upieranie się ma sens, ale miał wrażenie, że doprowadziłoby to jedynie do niekończących się przeprosin, a te ustałyby dopiero wraz z ukaraniem winnego.
O wiele lepiej było więc przyzwyczaić się do tego słowa. Przynajmniej nie używał go w listach, które zgodnie z poleceniem Harry’ego miały być zwięzłe i krótkie. Miały powiadamiać go zarówno o tym, co jadł na obiad, jak i czy nie wydarzyło się coś niezwykłego. Listy te były esencją prawdy.
Wtorkowe informacje mówiły Przeczytałem Magię Zaawansowaną i przećwiczyłem nowe zaklęcia od A do E, a późniejsza Zjadłem kanapkę i wypiłem mleko. Następnie rzuciłem urok oczyszczający z grzybów na truskawki w ogrodzie.
W środę Draco ogłosił Przestudiowałem Leczniczy Grymuar, wyczyściłem zasłony i wypiłem dwie filiżanki herbaty. Wtedy nakarmiłem przybyłą sowę. List jest do ciebie. Położyłem go na stole.
Okazało się, że był to list od Malfoy’ów zapraszający ich na wspólna kolację w przyszły weekend. Wspomnieli, że nie mogą wysyłać korespondencji bezpośrednio do syna, chyba, że wyrazi na nią zgodę, tak jak pozwolił na prywatną rozmowę w ich sypialni. Wskazówka, którą Potter zignorował.
Prawdopodobnie Malfoy’owie nie mogli zablokować woli Harry’ego, która dotyczyła Dracona, ale to nie znaczyło, że Harry chce, by pisali do niego cały czas. Nawet, gdyby kochał go niczym oni, prawdopodobnie udałoby im się powiedzieć coś, co wyprowadziłoby go z równowagi.
Prawdę powiedziawszy, już im się udało. Harry nie miał żadnych wątpliwości, co do tego, jaki był Draco – i prawdopodobnie będzie ponownie, odzyskawszy wszystkie wspomnienia, – ale nie miał także wątpliwości, co go takim uczyniło. Kto go takim uczynił.
Byłoby to jednak zbyt okrutne, gdyby odmówił Draco możliwości kontaktowania się z rodzicami, więc jego wiadomość była krótka i aprobująca. Miał wrażenie, że będzie tego żałować, jeszcze na początku następnego tygodnia, ale w tej chwili, nie obchodziło go to zbytnio.
Następnego dnia był piątek i jego rutynowe spotkanie wyjściowe na kolację z Ronem, Hermioną i Ginny. Była to także noc, którą dziewczyna zawsze spędzała u niego. Tymczasem Harry nie powiedział nikomu z nich o tym cholerstwie, Res mea es.

 


Rozdział 10

Tego wieczora, Harry starał się wyjaśnić sytuację Draconowi, jak tylko usiedli by spożyć posiłek.
- Jutro wieczorem wpadną moi przyjaciele. Na kolację.
Wcześniej zdecydował, że spędzenie przynajmniej tego wieczoru w restauracji nie będzie możliwe. Jak miałby to wszystko wyjaśnić? Nawet magiczny savoir-vivre nie dopuszczał takiego stylu rozmowy. Zbyt wiele ciekawskich uszu dookoła , zawsze wyczekujących odrobiny plotkarskich nowinek, które można by sprzedać do podrzędnego brukowca.
Ostatnimi czasy, Harry naczytał się już dość o swoim życiu prywatnym.
Rozważał możliwość rzucenia zaklęcia prywatności, by nikt niepowołany nie mógł usłyszeć o czym rozmawiają, ale doszedł do wniosku, że istnieje zbyt wiele sposobów na ich obejście. Poza tym, takie zaklęcie, w miejscu publicznym, z pewnością przyciągnęłoby jeszcze większą uwagę.
Chłopiec bohater w końcu się oświadcza... Już widział te nagłówki gazet. Nie żeby ciągle był małym chłopcem. Zastanawiał się ile lat będzie sobie liczyć, kiedy dzienniki przestaną go tak nazywać.
Nie po raz pierwszy zastanawiał się także, dlaczego ludzie mają taką obsesję na punkcie jego życia miłosnego. Wszyscy oczywiście zakładali, że będzie z Ginny. Zasadniczo, myślał tak samo, chociaż uważał, że ta perspektywa powinna go pociągać o wiele bardziej niż faktycznie miało to miejsce. Ale po co gazety w ogóle musiały... cóż, tropić kiedy przestanie się umawiać, a wreszcie zaręczy? Nie mogliby po prostu zostawić tego w spokoju?
- Przyjaciele na kolacji. – powtórzył Draco, powoli kiwając głową.
- Tak. I prawda jest taka, że... – Zmusił się, by spojrzeć na chłopaka – Rozumiesz, uznałem cię dość niespodziewanie i... ym, oni nadal nic o tym nie wiedzą.
Draco wyglądał na odrobinę zakłopotanego, jakby starał się dojść do tego, czego Harry od niego oczekuje.
- Jestem... – Potrząsnął głową. Zaczął raz jeszcze – Czy jestem sekretem?
- Nie. Chociaż, w pewien sposób... – Uśmiechnął się przepraszająco – To znaczy, zamierzałem im powiedzieć. Nie jestem jednak pewien jak mam to zrobić. Niewielu ludzi ma... Ech... kogoś takiego jak ty, kto mieszka razem z nim.
- Kogoś takiego jak ja? – spojrzał na siebie.
Harry nie chciał tego powiedzieć, ale doszedł do wniosku, że to rozwiąże zaistniały problem. Hermiona nie zniosłaby udawania, że coś nie jest tym, czym jest, tego był pewien.
- Mam na myśli niewolnika. Posiadanie takowego, nie jest zbyt popularne. Jesteś tego świadomy?
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... – zamknął na chwilę oczy, jakby chciał sobie wszystko poukładać, albo zapamiętać to, co wie. – Zatem ilu?
- Jak dotąd jedynym, o którym wiem, jesteś ty.
Nastąpiła dłuższa przerwa.
- Oh... Jedyny niewolnik?
- Magiczny niewolnik, tak. – Harry zebrał się w sobie sądząc, że ta wiadomość zasmuci Draco. Powinien się jednak domyśleć, że tak nie będzie. W rzeczywistości, chłopak nie wyglądał na przejętego, jakby ta wiadomość nie była dla niego znacząca.
- Harry Panie, miałem na myśli liczbę Twoich przyjaciół. Na kolacji.
To on się tutaj zamartwiał, jak wyznać temu chłopakowi niezwykłe położenie, w którym się znalazł i poprzez drobne sugestie, jak bardzo uważa tę sytuację za niesprawiedliwą, a ten przyjął to tak spokojnie, że Harry poczuł na niego absurdalną złość.
- Trójka. – powiedział gwałtownie.
- Co powinienem przygotować?
Boże, Draco po prostu tego nie zrozumiał, pomyślał sfrustrowany. Nie chciał co prawda zobaczyć jak inny mężczyzna tonie w cierpieniu, ani czymkolwiek podobnym, ale nie chciał także reakcji, która nastąpiła. Z całą osobowością Dracona wtłoczoną do tej osoby... Osoby, która myślała, że bycie niewolnikiem jest dla niej czymś odpowiednim i właściwym.
- Nie chcę żebyś gotował.
- Dzisiejsza kolacja nie była odpowiednia?
Harry spóźnił się nieco do domu i ze zdziwieniem zauważył, że Draco zgodnie z planem, bez specjalnego polecenia, przygotował kolację.
Zaklęcie było rozstrzygające i blondyn bezproblemowo rozumiał, że kolacja jest niezbędnym punktem każdego wieczoru. On po prostu nie zwracał najmniejszej uwagi na swoje własne potrzeby, dopóki Harry się na nich nie skupił.
W każdym bądź razie, jedzenie przygotowywane przez Draco było więcej niż satysfakcjonujące. Ono było wyśmienite. Nie było w tym żadnej tajemnicy. Harry posiadał książki kucharskie, a Draco lata praktyki w sporządzaniu mikstur. Pamiętał ich skład, chociaż nie miał pojęcia kto nauczał owego przedmiotu, ani tego, że każdego roku uczęszczał na te zajęcia z Potterem.
- Sporządzony przez ciebie posiłek, był bardzo smaczny. – odpowiedział, nawijając makaron na widelec i wkładając go do ust. Odrobina posiłku rozpuściła się na jego języku, pozostawiając śmietankowy posmak nawet po przełknięciu. – Jednakże mogę coś jutro ugotować Draco.
Bóg jeden wie, że nie chciał skorzystać z tej możliwości.
- Wedle życzenia.
Kłopot w tym, że on sobie tego nie życzył. Nie chodziło o to, że źle gotował, ale nie było to także równoznaczne z jakąś wielką pasją wykazywaną w tym kierunku. Właśnie dlatego lubił spędzać piątkowe wieczory z przyjaciółmi w restauracji, chociaż oczywiście bywały dni, w których zapraszał ich na posiłek do siebie. Nagle Draco wstał i wyszedł z kuchni, co wcześniej się nie zdarzyło, chyba że zapytał Harry’ego o pozwolenie. Zanim zdążył się nad tym porządnie zastanowić, chłopak już wrócił, niosąc w ręce kawałek pergaminu.
- Brakuje Ci kilku rzeczy w kuchni – powiedział, ponownie siadając przed Harrym. Och, lista. – Pozwoliłem ją sobie dla Ciebie napisać. Zadowala Cię to?
- Ym, tak. Oczywiście. – odpowiedział trochę oszołomiony. Blondyn, gotujący z własnej inicjatywy kolację, to jedno. Wiedział przecież, że Harry lubi jeść każdego wieczora. Ale to... to było coś, o czym nigdy tak naprawdę nie wspomniał. Nie zauważył nawet, że jego spiżarnia powoli pustoszała.
Dało mu to nadzieję, że gdzieś głęboko w jego współlokatorze zapłonęła iskierka niezależności.
- Długa ta lista – stwierdził, przeglądając wręczony mu kawałek papieru. Naprawdę nie mieli już masła i jajek? Huh.
- Żałuję, że nie mogę zrobić zakupów dla Harry’ego Pana – źrenice Dracona zwęziły się od odczuwanego przez niego gniewu – Nie uciekłbym, niezależnie od tego, co twierdzi zaklęcie. Błagam Cię byś mi uwierzył.
Czy był to wyraz określający jego potrzebę? Potrzebował tego, by mu wierzyć? Harry miał taką nadzieję. Każdy, nawet najdrobniejszy postęp, przyjmie z ulgą.
Chociaż z drugiej strony, gdyby się nad tym zastanowić, był pewien, że jak tylko Draco odzyska swoje wspomnienia prawdopodobnie ucieknie. A jeżeli zaklęcie będzie go tu więzić wbrew jego woli... Nawet nie chciał się nad tym zastanawiać.
Na szczęście pojawiła się malutka iskierka niezależności, jaką wykazał chłopak tworząc listę... Harry chciał go zachęcić do takiego postępowania.
- Wyślę ją do sklepu warzywnego i za pomocą sieci Fiuu otrzymamy wszystko, co do joty – powiedział – więc będziemy mieć pełne zaopatrzenie z samego rana. Skoro jednak potrzebujesz tylu rzeczy, to co chcesz ugotować, Draco?
- Cokolwiek sobie zażyczysz.
Dziwna odpowiedź, zważywszy na fakt, że ostatniego wieczoru Draco sam zadecydował, co przygotować na kolację. Nie potrzebował wskazówek Harry’ego.
- Przypuśćmy, że chcę abyś sam zadecydował. Co byś wybrał?
Po ponownym przestudiowaniu listy, czoło Dracona pokryło się zmarszczkami.
- To... Nie ma tutaj niczego, co byłoby warte zaproponowania dla Harry’ego Pana, zapraszającego swoich przyjaciół.
Harry nie był taki pewien, co do słowa warte, ale chciał wesprzeć rozmówcę w samodzielnym myśleniu, więc zapytał:
- A co jeśli mógłbyś ugotować cokolwiek? Zakładając, że dostaniemy wszystkie składniki. Co byś przygotował w takiej sytuacji?
Draco ponownie usiadł na krześle i z drobnym wahaniem odpowiedział:
- Oh. Kurczaka w cytrynie z duszonymi szparagami i migdałowym ciastem na deser.
Harry zdusił śmiech.
- Wiesz jak to przygotować?
- Dzisiaj po południ, widziałem instrukcję. W... Kuchni chińskiej dla początkujących i Smakach Francji.
Harry prawie się skrzywił. Kilka lat wcześniej otrzymał te książki od Ginny z okazji oblewania jego mieszkania i ledwie na nie spojrzał.
- Kuchnia chińska i francuska razem?
- Jeżeli to stanowi jakikolwiek problem, mogę wymyślić coś innego...
- Nie, nie ma żadnego problemu – Uśmiechnął się. – Spisz czego potrzebujesz, a ja dołożę wszelkich starań, abyś wszystko otrzymał.

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''

Po pewnym czasie, gdy ciszę wieczora przeciął dzwonek do drzwi, a Harry był już kłębkiem nerwów. Dlaczego wydawało mu się, że urządzenie wszystkiego w domu jest tak dobrym pomysłem, skoro Draco przebywał tam przez cały czas? Nie miał pojęcia, co jego przyjaciele mogą powiedzieć o łączących go wcześniej stosunkach z blondynem, jak to walczyli po przeciwnych stronach podczas wojny albo jak Harry go pokonał i zabrał jego różdżkę, którą ma do tej pory.
Oczywiście, mógł mu to powiedzieć osobiście, ale tego nie zrobił. Pomyślał, że będzie lepiej, jeżeli chłopak sam sobie wszystko przypomni. Albo raczej, wytłumaczył sobie, że czar ma jakiś powód, by było tak jak jest.
Jednakże prawda brzmiała jeszcze inaczej.
Harry zrozumiał, że nie chce, by Draco ponownie zaczął go nienawidzić. Chciał, by pamiętał... ale nie to.
- Powinienem otworzyć drzwi? – zapytał zakłopotany podmiot jego rozmyślań.
- Nie, ja to zrobię – odpowiedział, przełykając ślinę – Powinienem wspomnieć o tym wcześniej, ale moi przyjaciele chodzili do Hogwartu... hm, razem z tobą.
Harry nie miał pojęcia, jak chłopak zareaguje na tę informację, ale on tylko patrzył w ziemię i powiedział jedno zdanie.
- Myślę, że zostali, by się uczyć.
- Nie. Wojna odcisnęła swoje piętno również na nich. Za wyjątkiem Ginny – wzdychając, dał znać Draconowi, by poczekał w dużym pokoju. Potem, ponieważ już nic innego nie zostało do zrobienia, Harry poszedł i otworzył drzwi.

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''

- Cześć – powiedział, od pierwszej chwili starając się uśmiechać najlepiej jak potrafił.
Ginny oplotła go rękami i pocałowała w usta. Miał nadzieję, że tego nie zrobi, nie na oczach swojego brata. Ale przecież nie było co tutaj ukrywać, prawda? Cała rodzina Weasley’ów wiedziała, gdzie sypia ich córka w piątkowe noce. Harry był nieco zaskoczony, że Arthur i Molly nie wytknęli mu faktu, że nie wzięli najpierw ślubu – być może dopiero rozważają tę kwestię – ale najprawdopodobniej uważali, że nie mogą tak postąpić, ponieważ Ron i Hermiona mieszkali ze sobą przez pół roku, zanim się pobrali.
Albo może już słyszeli w oddali te dzwony kościelne, tak jak Ginny i nie chcieli zapeszyć.
Z jakiegoś powodu, dzisiejszy pocałunek Ginny smakował jakoś... jakoś inaczej. Nie wiedział dlaczego. Nawet pomimo tego, że nie wywoływały one trzęsienia ziemi, zazwyczaj były przyjemne. Harry zupełnie o to nie dbał. W każdym razie, zazwyczaj.
Tego wieczora, chciał by to wszystko się po prostu skończyło.
Prawdopodobnie to dlatego, że chciałbym mieć już całą tę sytuację za sobą, pomyślał.
Najsubtelniej jak potrafił, wyplątał się z objęć Ginny i nieznacznie, odsunął ją od siebie.
Ron zmarszczył brwi.
- Planujesz nas wpuścić?
Właśnie wtedy Harry zrozumiał, że nadal blokuje przejście. Chociaż akurat bardzo dobrze się złożyło. Robiąc krok do przodu, pozwolił by drzwi się za nim zamknęły.
- Tak, za minutę, ale najpierw muszę z wami porozmawiać. To bardzo ważne.
Wyciągając różdżkę, rzucił zaklęcie prywatności. Tutaj, na terenie jego własności, mógł przedyskutować całą sytuację ze swoimi przyjaciółmi i zagwarantować, że nikt ich nie usłyszy. Żaden reporter nie będzie się błąkał po jego posiadłości. Przynajmniej za to dziękował Bogu.
Chociaż właściwie taki reporter miałby ciężki orzech do zgryzienia. Nie łatwo było wymknąć się Aurorowi, poza tym wkroczenie na cudzą posiadłość bez pozwolenia, było nielegalne.
Chociaż głównym powodem, dla którego użył owego zaklęcia, był Draco. Nie dziennikarze.
Hermiona rozejrzała się w lewo i w prawo, jakby zastanawiała się, co też Harry sobie myśli.
- Jeżeli chcesz porozmawiać w ustronnym miejscu, nie lepiej byłoby zrobić to w domu?
Chowając różdżkę z powrotem do kieszeni, spojrzał z właściwą sobie powagą, w twarze trójki znajomych.
- Nie, naprawdę nie. Jest tam Draco Malfoy i nie chcę, by usłyszał to, co mam wam do powiedzenia.

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''

W jednej chwili, na jego podwórzu zapanowała absolutna cisza. Była tak ogromna, że przywiodła Harry’emu na myśl, śmiertelny dreszcz unoszący się w powietrzu.
Oczywiście nie dosłownie, ale miał wrażenie, że temperatura gwałtownie spadała na łeb, na szyję.
Pierwszą osobą, która się otrząsnęła z szoku, była Hermiona. Jej głos był słaby, prawie łamliwy, gdy z determinacją malującą się na twarzy, stwierdziła:
- Och... cóż, to dobrze o tobie świadczy Harry. Dojrzale jest puścić w niepamięć dawne urazy i... zaprosić go do swojego domu. – Ton jej głosu był nieco cieplejszy, gdy kontynuowała. – Więc to dlatego zaprosiłeś nas do siebie. Dziennikarzom nic do tego, czy chcesz zostawić przeszłość całkowicie za sobą.
Byłoby o wiele prościej przytaknąć na jej odkrycie i pozwolić, by żyła ze świadomością, że Harry wreszcie zdecydował się zamknąć wojenny rozdział w swoim życiu. Coś, co było tak kuszące, nie mogło by przetrwać długo, w związku z czym zdecydowanie odstąpił od tej myśli. W końcu Draco nie był sobą, a ta trójka od razu zaskoczyłaby, że coś jest nie w porządku. Zatem, oczywiście, musiał wyjaśnić powstałą sytuację. Zanim zdobył się by cokolwiek powiedzieć, wszyscy inni już mówili.
- Ten dupek nie jest warty zrozumienia.
- Och, Ron. Nie to jest najważniejsze. Harry zostawił to za sobą!
Wtedy przyłączyła się Ginny z głosem pełnym wściekłości.
- Harry, to, kogo zapraszasz do domu jest tylko i wyłącznie twoją sprawą, przynajmniej do momentu, w którym się pobierzemy, ale nie usiądę przy jednym stole wraz ze Śmierciożercą!
- Ja także! – podchwycił Ron z zaciśniętymi szczękami. – Chodź Hermiono. Wychodzimy.
Jeżeli natychmiast czegoś nie zrobi, wszystko legnie w gruzach.
- Posłuchajcie, w normalnych okolicznościach nigdy nie zaprosiłbym go do swojego domu –wysyczał, krzywiąc się. Właśnie przez tego rodzaju oświadczenia, nie chciał by Draco przysłuchiwał się całej rozmowie. Nie miał pojęcia, co zrobiłby chłopak słysząc tego rodzaju uwagi, ale nie wynikłoby z tego nic dobrego. Tego był pewien. – Ale to nie są normalne okoliczności i jeżeli posłuchacie mnie chociaż przez chwilę, wszystko wam wyjaśnię!
To zamknęło im jadaczki, chociaż twarz przyjaciela była koloru purpurowego, a usta Ginny przybrały kształt dziwnej, cienkiej linii.
- Najważniejsze jest to, że Draco ma amnezję i nie pamięta jaką rolę odegrał podczas wojny. Albo ja. Nie obwiniajcie go zatem o tamte wydarzenia, nawet o nich nie wspominajcie, ponieważ nie to jest najważniejsze. On nawet nie będzie wiedział o czym mówicie.
Ron pozwolił sobie na niesmaczny, obraźliwy śmiech. Naprawdę nieprzyjemny dźwięk.
- Nie, to ty posłuchaj, Harry. Amnezja nie tłumaczy tego, co zrobił i nie ma powodu, dla którego miałbyś mu wybaczyć.
- Och, na miłość Boską! Nie wybaczyłem mu!
Na twarzy Rona widać było niesmak i zaskoczenie.
- To dlaczego, do cholery, zaprosiłeś go na kolację?
- Ponieważ w tym ugrzęzłem!
Ginny skrzyżowała ręce na piersiach, oczywiście wciąż rozgniewana. Chociaż Harry przyznał jej kilka punktów. Wyglądał tak, jakby z braku dowodów, że jest inaczej, starała mu się uwierzyć.
- Cóż, myślę, że powinieneś powiedzieć Ministerstwu, że nawet i bez tego nie masz czasu na życie prywatne. Nie, żebym nie rozumiał ich punktu widzenia, w końcu częścią twoich obowiązków jest pomóc mu odzyskać wspomnienia. Ale zostając Aurorem, nie pisałeś się na to wszystko. I po co się o to tak troszczą, skoro zwariował? Jest tylko bezwartościowym Śmierciożercą! – Ron nadal parł do przodu – Ach, już rozumiem. Pewnie posiada informacje na temat jakiejś zbrodni, a ty próbujesz je odzyskać, niezależnie od tego, co pozostało z jego mózgu?
- Pozwólmy Harry’emu mówić – ucięła Hermiona. – Harry?
- Nie ma żadnych informacji dotyczących jakiejkolwiek zbrodni. Przynajmniej takich, o których bym wiedział. – Westchnął. Starał się naprowadzić ich na właściwy trop, ale nie było żadnych szans, by przygotować ich na ową nowinę. Zawsze o tym wiedział. Najlepiej wyrzucić to z siebie w jednej chwili. - Jest tutaj, ponieważ jest moim niewolnikiem, w porządku?
- Niewolnikiem? – powtórzyli chórem.
- Tak – Roztarł sobie kark, z którego ból promieniował aż do samej czaszki.
- Mówisz poważnie?
Spojrzał zaskoczony na Hermionę.
- Myślisz, że mógłbym żartować z czegoś takiego? Przy was, ze wszystkich ludzi, których to dotyczy?
- Ale... Nie rozumiem. Przecież to nawet nie jest legalne!
Harry tak właśnie przypuszczał, ale nie trzymał tutaj Dracona wbrew jego woli. Wszystkiemu winna była magia.
- Słuchaj, jeśli chodzi o Draco, to może odejść w każdej chwili, ale zaklęcie nie chce mu na to pozwolić. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, zaklęcie nosi nazwę Res mea es i jestem jedyną osobą, która wykorzystała owe zaklęcie względem niego. Musiałem to zrobić, ponieważ w przeciwnym wypadku, umarłby i nieważne, co o nim myślicie, nie mogłem do tego dopuścić.
- Och, Harry – powiedziała miękko Hermiona.
Nozdrza Rona nagle się rozszerzyły.
- Ocaliłeś mu życie? Ocaliłeś życie Malfoy’owi? Co cię to w ogóle obchodziło?
- Cóż, wcale nie zrobiłeś tego samego – odpowiedział ostro.
- Zamknij się – odburknął.
- Niby jak miałby umrzeć? – zapytała Ginny.
Harry, w skrócie, streścił im dziwną wizytę Lucjusza i list Narcyzy, a następnie jego wizytę we Dworze Malfoy’ów. Kiedy skończył, Ron prawie że rechotał.
- Oni cię błagali, błagali żebyś uczynił go swoim niewolnikiem. Swoim! Och, jest w tym odrobinę boskiej sprawiedliwości, czyż nie?
- Uspokójże się wreszcie. Oczywiście, że nie ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin