WILLIAM
DIETRICH
KLUCZ
Z ROSETTY
Wiedza nie unicestwia zdolności zachwycania się cudami. Zawsze będą jakieś tajemnice do odkrycia.
Anais Nin
Drogi Czytelniku
Ethan Gage znów popadł w tarapaty i jest to Twoja wina! Dzięki zainteresowaniu, z jakim przyjąłeś Piramidy Napoleona i opisaną w tej książce barwną epokę, mój amerykański hazardzista, elektryk, protegowany Franklina, strzelec wyborowy i pechowy kobieciarz (Ethan stanowczo nie ma szczęścia do kobiet) powraca w powieści Klucz z Rosetty. Tym razem został wmieszany w napoleońską wyprawę do Palestyny i jest świadkiem wyniesienia generała na szczyty władzy we Francji. Wielu z was zastanawiało się, jaki los spotkał kochankę Ethana, Astizę, i podstępnego hrabiego Alessandra Silano, gdy spadli z balonu w objęcia Nilu. Napisałem Klucz z Rosetty, żeby wam o tym opowiedzieć.
Jak Piramidy Napoleona, i ta powieść oparta jest na prawdziwym epizodzie ze zdumiewającej kariery Bonapartego, mieszają się też w niej wczesne doniesienia o elektryczności i nauki Franklina z opartymi na faktach informacjami dotyczącymi Księgi Tota, Rycerzy Świątyni, żydowskich mistyków i kamienia z Rosetty. Opisane przeze mnie bitwy stoczono naprawdę, a wielu drugoplanowych bohaterów tej książki - angielski awanturnik Sidney Smith, francuski rojalista, rywalizujący z Napoleonem Phelippeaux, „Rzeźnik" Dżezar, matematyk Gaspard Mones i kaleki Żyd Chaim Farhi - to postaci autentyczne. Prowadząc badania przed napisaniem tej książki, penetrowałem podziemne tunele Jerozolimy, spacerowałem po umocnieniach Akry
11
i piąłem się po ścieżkach zagubionego miasta Petra. Prawdziwy też jest nagły zwrot historii, który oddał Napoleonowi koronę cesarską we Francji. Jądrem opowieści jest tajemnica wiążąca się z tym, jak Bonaparte zdołał przekształcić poniesioną w Palestynie klęskę w tryumfalny powrót do ojczyzny. W jaki sposób to osiągnął?
Wielu osobom podobała się wartka akcja, cierpki humor i opisy badań naukowych, jakie Ethan musiał przeprowadzić podczas swojej pierwszej pogoni za skarbem; znajdziesz to, drogi Czytelniku, również w Kluczu z Rosetty, Jeżeli po raz pierwszy stykasz się z Ethanem Gage'em i jego przygodami na kartach tej książki, wciągną cię one bez reszty. Klucz z Rosetty zamyka całą historię, a ja, jak by powiedział Ethan, „pozbawiony tchu na razie mam dość przygód". Ale zawsze są jeszcze do odkrycia jakieś tajemnice...
Przyjemnej lektury!
CZĘŚĆ
PIERWSZA
ROZDZIAŁ 1
Tysiąc luf muszkietów wymierzonych w pierś zmusza jej właściciela do zastanawiania się, czy przypadkiem nie pobłądził. Tak też uczyniłem, zwłaszcza że wylot każdej z tych luf był szeroki jak paszcze błąkających się po ulicach Kairu bezpańskich kundli. Ale nie, choć jestem skromny aż do przesady, mam również poczucie sprawiedliwości -i w jego świetle to nie ja pobłądziłem, tylko cała francuska armia. Co też chętnie bym wyjaśnił mojemu niegdysiejszemu przyjacielowi, Napoleonowi Bonaparte, gdyby migocząc w jaskrawym słońcu guzikami munduru i medalami, nie tkwił teraz - samotny i irytująco pogrążony w myślach - na wydmach poza zasięgiem głosu.
Kiedy po raz pierwszy znalazłem się na plaży obok Bo-napartego, gdy w 1798 roku wylądował w Egipcie ze swoją armią, powiedział mi, że tych, co utonęli, unieśmiertelni historia. Teraz, w dziewięć miesięcy później, pod palestyńskim portem o nazwie Jaffa, to j a miałem przejść do historii. Francuscy grenadierzy szykowali się do egzekucji bezbronnych muzułmańskich jeńców, pomiędzy których wtrącono i mnie, ja zaś, Ethan Gage, po raz kolejny usiłowałem wymyślić coś, co pozwoliłoby mi przechytrzyć przeznaczenie. Wiecie, miała to być masowa egzekucja, a ja usiłowałem okpić generała, z którym kiedyś próbowałem się zaprzyjaźnić.
Jak bardzo oddaliliśmy się od siebie podczas tych dziewięciu miesięcy!
15
Spróbowałem się wcisnąć za najbardziej rosłego z tych przeklętych otomańskich więźniów, jakiego mogłem znaleźć. Był to olbrzymi Murzyn znad Górnego Nilu, na oko dość gruby, żeby zatrzymać kulę z muszkietu. Na tę piękną plażę spędzono nas wszystkich jak przerażone bydło. Z ciemnych twarzy wyzierały białka wytrzeszczonych oczu; tureccy jeńcy mieli na sobie czerwone, kremowe i niebieskie uniformy, poplamione sadzą i krwią po uderzeniach kolbami i strzałach, które zapędziły ich na miejsce egzekucji. Byli tu smukli Marokańczycy, wysocy i ponurzy Sudańczycy, spokojni i jasnoskórzy Albańczycy, jeźdźcy z Kaukazu, greccy artylerzyści i tureccy podoficerowie - rekruci pościągani ze wszystkich krańców rozległego imperium, upokorzeni teraz przez Francuzów. I ja - jedyny w tym gronie Amerykanin. Nie tylko ja nie rozumiałem ich mowy - oni też często nie pojmowali siebie nawzajem. Dowódcy już byli martwi i tłum kotłował się bezładnie; chaos wśród skazańców kontrastował z równymi szeregami plutonów egzekucyjnych, wyciągniętymi jak na paradzie. Arogancja Turków rozjuszyła Napoleona - nie należy zatykać na ostrzach włóczni głów emisariuszy - a liczba wziętych do niewoli głodomorów groziła opóźnieniem postępów jego inwazji. Przeprowadzono więc nas przez pomarańczowe gaje na półksiężycowato wygiętą piaszczystą plażę, znajdującą się na południe od zdobytego portu. Za nami lśniły złotem i zielenią płycizny morza, a przed nami wciąż jeszcze dymiły wierzchołki wzgórz. Widziałem jeszcze gdzieniegdzie owoce na okaleczonych wystrzałami drzewkach. Mój były dobroczyńca i obecny wróg siedzący na koniu niczym młody Aleksander miał (wiedziony desperacją czy może zimnym wyrachowaniem) okazać bezwzględność, o której jego generałowie długo jeszcze mieli szeptać podczas przyszłych kampanii. I nawet nie raczył okazać choć odrobiny zainteresowania! Czytał kolejne z tych ponurych powieścideł,
16
swoim zwyczajem pochłaniając stronę, wydzierając ją i rzucając swoim oficerom. Stałem bosy i zakrwawiony w odległości zaledwie czterdziestu mil lotu ptaka od miejsca, gdzie zbawiając świat, umarł Jezus Chrystus. Wspomnienie jego udręczenia i egzekucji nie przekonało mnie, że Zbawcy udało się uszlachetnić ludzką naturę.
- Gotów!
Na tę komendę żołnierze odwiedli tysiące kurków.
Sługusi Napoleona oskarżyli mnie o szpiegowanie i zdradę, i z tego powodu wespół z innymi poprowadzono mnie na tę plażę. Istotnie, w tych okolicznościach oskarżenie zawierało ziarno prawdy. Ale żadną miarą niczego nie zrobiłem rozmyślnie! Byłem po prostu Amerykaninem w Paryżu, którego szczątkowa znajomość zagadnień związanych z elektrycznością oraz konieczność salwowania się ucieczką przed niesprawiedliwym oskarżeniem o morderstwo zaowocowały włączeniem do kompanii naukowców i uczonych, których Napoleon rok temu zabrał ze sobą, żeby mieć świadków wspaniałego podboju Egiptu. Okazało się także, że mam szczęście do wybierania niewłaściwych stron w niewłaściwych momentach. Strzelali do mnie mameluccy jeźdźcy, kobieta, którą pokochałem, arabscy rzezimieszkowie, walący salwami burtowymi brytyjscy kanonierzy, muzułmańscy fanatycy, francuscy strzelcy - a uważam się w końcu za człowieka, który da się lubić!
Moją ostatnią nemezis był pewien francuski łajdaczyna o nazwisku Pierre Najac, zabójca i złodziej, który nie umiał się pogodzić z faktem, że go postrzeliłem spod dyliżansu na trakcie do Tulonu, gdy usiłował mi zrabować święty medalion. Długa to historia, o czym może zaświadczyć poprzedni tom moich przygód. Najac pojawił się w moim życiu ponownie jak niespłacony dług i teraz, dźgnąwszy mnie ostrzem szabli w kark, wepchnął mnie w szeregi jeńców tureckich. Czekał na mój nieunikniony koniec z tym
17
samym uczuciem obrzydliwego tryumfu, z jakim rozgniata się paskudnego pająka. Żałowałem, że gdy miałem okazję, nie wymierzyłem o włos wyżej i dwa cale w lewo.
Otóż wszystko się zaczęło przy karcianym stoliku. Podczas mojej ostatniej bytności w Paryżu wygrałem tajemniczy medalion, źródło wszystkich moich późniejszych kłopotów. Tym razem, choć wydało mi się to niezłym sposobem na rozpoczęcie nowego życia - mam na myśli ogranie zaskoczonych brytyjskich żeglarzy z HMS Dangerous do ostatniego szylinga, zanim wysadzili mnie na brzeg Ziemi Świętej - niczego w ten sposób nie osiągnąłem i można zaryzykować tezę, że przez to znalazłem się w okropnych opałach. Pozwólcie, że powtórzę: hazard jest występkiem i głupio czyni, kto polega wyłącznie na szczęściu.
-Cel!
Wyprzedzam jednak rozwój wydarzeń.
Ja, Ethan Gage, większość z moich trzydziestu czterech lat życia spędziłem na unikaniu kłopotów i dokładaniu starań, żeby się nie przepracować. Jak z pewnością nie omieszkałby zauważyć mój mentor i niegdysiejszy pracodawca, świętej pamięci wielki Beniamin Franklin, te dwie ambicje są przeciwstawne, jak dodatnia i ujemna elektryczność. Unikanie pracy prędzej czy później doprowadzi do kłopotów. Jest to jednak nauczka, o której szybko się zapomina - tak jak nie chcemy pamiętać o tym, że kobieta zmienną jest, a nadużywanie alkoholu kończy się kacem. Niechęć do ciężkiej pracy pogłębia moje zamiłowanie do hazardu, hazard dał mi w ręce medalion, który zapędził mnie do Egiptu z połową łajdaków całej planety depczących mi po piętach, a w Egipcie poznałem moją ukochaną, później utraconą Astizę. Ona z kolei przekonała mnie, że musimy uratować świat przed hersztem Najaca, włosko--francuskim arystokratą, hrabią i czarnoksiężnikiem Ales-sandrem Silano. Przez to wszystko dość niepodziewanie znalazłem się w szeregach wrogów Bonapartego. W re-
18
zultacie rozmaitych wydarzeń zakochałem się, znalazłem sekretne wejście do Wielkiej Piramidy i dokonawszy kilku niesamowitych odkryć, straciłem wszystko, co było mi drogie, podczas ucieczki balonem.
Jak powiedziałem, długa to historia.
Tak czy owak, piękna i doprowadzająca mnie do szaleństwa Astiza - moja niedoszła zabójczyni, potem sługa, wreszcie egipska kapłanka - wypadła z kosza balonu w fale Nilu z moim wrogiem, hrabią Silano. Desperacko usiłowałem dowiedzieć się czegoś o ich dalszym losie, a mój niepokój potęgowały ostatnie słowa, jakie łajdak rzucił Astizie: „Wiesz, że wciąż cię kocham!" Czemuż to właśnie takie wspomnienia dręczą nas po nocach? Jakie naprawdę łączyły ich stosunki? Z tego powodu uległem namowom tego zwariowanego Angola, sir Sidneya Smitha, który wysadził mnie na ląd w Palestynie tuż przed nadciągającymi oddziałami Bonapartego - chciałem zasięgnąć języka w sprawie mojej ukochanej. Potem już jedne wydarzenia pociągały za sobą inne - i oto stanąłem przed tysiącem wymierzonych w nas luf.
- Pal!
Zanim wam opowiem, co się stało, kiedy muszkiety wypaliły, może powinienem wrócić z opowieścią do miejsca, w którym ją przerwałem, to znaczy na pokład brytyjskiej fregaty Dangerous, która z wydętymi żaglami, prując fale, zbliżała się ku brzegom Ziemi Świętej. Jakież to wszystko było podniecające: łopot angielskiej bandery, krzepcy żeglarze ciągnący grube liny i śpiewający szorstkie, sprośne szanty, sztywni jak kołki oficerowie w kapeluszach o kształcie pierogów przemierzający śródokręcie i lśniące działa zbryzgiwane niesionymi przez śródziemnomorskie wiatry fontannami kropelek, które zastygały w odrobiny soli. Innymi słowy były to te wojownicze, męskie dekoracje, którymi zwykle gardziłem, ledwo uniósłszy głowę
19
z szarży mameluków w bitwie pod Piramidami, eksplozji L'Orientu podczas bitwy na Nilu i serii zamachów na moje życie autorstwa zdradzieckiego arabskiego wyznawcy kultu Węża, Achmeda bin Sadra, którego w końcu wysłałem do jego własnego piekła. Po tym wszystkim miałem już dość przygód i zamierzałem wrócić do Nowego Jorku, gdzie zająłbym się spokojną pracą księgowego, może zostałbym sklepikarzem albo prawnikiem przeinaczającym testamenty na korzyść odzianych w czerń wdówek lub głupich, nic niewartych potomków. Owszem, biurko i zakurzone półki - to właśnie byłoby życie dla mnie! Ale sir Sidney nie chciał nawet o tym słyszeć. W końcu zrozumiałem, że nie dbam o resztę świata - zależało mi tylko na Astizie. Nie mogłem wrócić do domu, nie wiedząc, czy przeżyła upadek razem z tym draniem Silanem - i czy przypadkiem nie została uratowana.
Życie jest prostsze, gdy nie masz żadnych zasad.
Smith pysznił się strojem tureckiego admirała, a rozmaite plany kłębiły mu się we łbie z szybkością nadciągającego szkwału. Poświęcił się wspieraniu Turków i ich imperium w powstrzymywaniu naporu wojsk Bonapartego idących na Syrię, jako że młody Napoleon zamierzał zagarnąć Wschód dla siebie. Sir Sidneyowi potrzebni byli sojusznicy-wywiadowcy i po wyłowieniu mnie z fal Morza Śródziemnego oznajmił, że jeśli się do niego przyłączę, obaj odniesiemy z tego znaczne korzyści. Udowodnił mi szybko, że głupotą z mojej strony byłby powrót do Egiptu i samotne przeciwstawienie się francuskiej armii. Dowiadywać się o losach Astizy mogłem i z Palestyny, kontaktując się jednocześnie z przywódcami rozmaitych sekt, których można było podbechtać do walki z Napoleonem. „Jerozolima!"- zakrzyknął. Zwariował czy co? Na poły zapomniane, spowite kurzem miasto gdzieś na zadupiu imperium osmańskiego, pełne historycznych pamiątek i religijnych fanatyków, które - wedle wszelkich danych -
20
przetrwało tylko dzięki nieustannemu napływowi ufnych i naiwnych pielgrzymów wywodzących się z pni trzech różnych religii. Ale jeżeli jesteś politycznym graczem i awanturnikiem takim jak Smith, Jerozolima doskonale się nadaje dla twoich planów, ponieważ tu, w tym właśnie wielojęzycznym tyglu, krzyżują się wpływy muzułmanów, żydów, katolików, druzów, maronitów, Turków, Beduinów, Kurdów i Palestyńczyków - a wszyscy oni pamiętali wszelkie urazy, sięgające niekiedy tysięcy lat wstecz.
Szczerze mówiąc, nie zamierzałem przemierzać tej krainy, choć Astiza była pewna, że Mojżesz ukradł z podziemi Wielkiej Piramidy świętą księgę mądrości Tota, a jego potomkowie zanieśli ją do Izraela. Co oznaczało, że najlepszym miejscem do poszukiwań byłaby Jerozolima. Jak do tej pory Księga Tota i krążące o niej pogłoski sprowadzały na mnie same kłopoty. A jednak nie mogłem zapomnieć, że zawiera klucze do nieśmiertelności i władzy nad światem, czyż nie? Z perspektywy Jerozolimy na wszystko patrzyło się inaczej.
Smith widział we mnie zaufanego sojusznika i w istocie zawarliśmy jakby umowę o współpracy. Poznałem go w pewnym cygańskim taborze wkrótce potem, jak postrzeliłem Najaca. Herbowy pierścień, który wtedy od niego otrzymałem, ocalił mnie od powieszenia na rei, kiedy mnie postawiono przed admirałem Nelsonem po bitwie pod Abukirem. Smith był też prawdziwym bohaterem, który palił francuskie statki i uciekł z paryskiego więzienia, powiadamiając jedną ze swoich kochanek sygnałami przez kraty z okna celi. Ja złupiłem skarbiec faraona pod Wielką Piramidą, pozbyłem się łupu, ratując się przed utonięciem, a potem ukradłem balon mojemu uczonemu przyjacielowi, Nicolasowi-Jacques'owi Conte. Po krótkim locie wylądowałem na falach Morza Śródziemnego i zostałem wyłowiony z wody przez majtków z łodzi fregaty
21
Dangerous. Na pokładzie tego okrętu los ponownie zetknął mnie z sir Sidneyem. Brytyjczycy okazali mi tyleż miłosierdzia, ile wcześniej Francuzi. Moje własne pragnienia -a miałem dość wojen, pogoni za skarbami i chciałem tylko wrócić do Ameryki - zostały kompletnie zignorowane.
- Gage, gdy będziesz w Palestynie szukał wieści o tej kobiecie, która cię zainteresowała, możesz też spróbować przewąchać, co chrześcijanie i żydzi sądzą o stawieniu oporu Boniowi - powiedział mi Smith. - Może sprzymierzą się z żabojadami i jeżeli Korsykanin skieruje tu swoją armię, nasi tureccy sprzymierzeńcy będą potrzebowali wszelkiej pomocy. - Objął mnie ramieniem. - Uważam, że świetnie się nadajesz do takiej roboty. Jesteś przebiegłym, uprzejmym, pozbawionym uprzedzeń, bezwzględnym niedowiarkiem. Gage, ludzie dzielą się z tobą sekretami, bo uważają, że to nie ma znaczenia...
- To dlatego, że jestem Amerykaninem, a nie Francuzem czy Anglikiem.
- Właśnie tak. Dżezar będzie pod wrażeniem, gdy się dowie, że nawet tak płytki człowiek jak ty popiera naszą sprawę.
Dżezarem, którego imię znaczyło „Rzeźnik", był znany z despotyzmu i okrucieństwa pasza Akki; Brytyjczycy usiłowali go pchnąć do walki z Napoleonem. Jestem pewien, że go oczarowali.
- Ale mój arabski jest bardzo ubogi i nie wiem niczegoo Palestynie - próbowałem oponować.
-Ethanie, to nie problem dla człeka tak szczwanego i dzielnego jak ty. Korona ma w Jerozolimie współpracownika o pseudonimie Jerycho. Jest to handlarz artykułami żelaznymi, który niegdyś służył w naszej marynarce. On może ci pomóc w poszukiwaniach Astizy i pracy dla nas. Ma swoje kontakty w Egipcie! Kilka dni zręcznej dyplomacji, możliwość pójścia śladami samego Jezusa... i strzepnąwszy kurz z butów, wracasz z relikwią w kiesze-
22
ni, a wszystkie twoje problemy są rozwiązane! Wszystko naprawdę doskonale się układa. Tymczasem ja pomogę Dżezarowi zorganizować obronę Akki, na wypadek gdyby Bonio ruszył na północ, tak jak nas ostrzegałeś. I wkrótce obaj już będziemy cholernymi bohaterami fetowanymi w najlepszych londyńskich salonach!
Gdy ludzie zaczynają ci prawić komplementy, mówiąc, że wszystko się doskonale układa, dobrze zrobisz, sprawdzając sakiewkę. Ale, na stoki Bunker Hill, ciekaw byłem tej Księgi Tota i dręczyły mnie wspomnienia o Astizie. Jej poświęcenie, kiedy odcięła linę, żeby mnie ratować, było najbardziej dramatycznym momentem mojego życia - bardziej nawet dramatycznym od chwili, w której moja ukochana pensylwańska rusznica rozerwała się w moich dłoniach - a w sercu miałem taką dziurę, że można byłoby przez nią przestrzelić armatnią kulę, nie tykając jej brzegów. Co, jak sądziłem, byłoby właściwym sposobem potraktowania tej kobiety i bardzo chciałbym go na niej wypróbować. Oczywiście więc powiedziałem Smithowi „tak" - a słówko to jest najbardziej niebezpieczne we wszystkich językach.
- Brak mi odzieży, broni i pieniędzy - streściłem moją sytuację. Jedyną rzeczą, jaką zdołałem wynieść spod Wielkiej Piramidy, były dwa małe złote serafiny lub klęczące anioły, które choć wedle zapewnień Astizy zdobiły laskę Mojżesza, bez krzty szacunku wetknąłem sobie w gatki. Początkowo chciałem je zamienić na pieniądze, ale miały dla mnie sentymentalną wartość, choć trochę mi... przeszkadzały w chodzeniu. Były też moją ostatnią rezer...
christo.monte