powrot.doc

(85 KB) Pobierz
Scena 3

Wojciech Kułak

 

 

 

 

 

 

 

 

POWRÓT

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

OSOBY:

Ojciec

Paweł - jego starszy syn

Sebastian - syn młodszy

Mietek - właściciel baru

Rysiek - człowiek często odwiedzający ten bar

 

 

 

 

 

 

Lublin, luty 1996
Scena 1

(Scena w barze tuż przed zamknięciem. Mietek robi porządki, a przy ladzie bufetowej albo przy stoliku siedzi Rysiek)

 

MIETEK: Zbieraj się, Rysiek, już zamykam.

RYSIEK: Spokojnie, jeszcze chwila.

MIETEK: Spójrz, która godzina.

RYSIEK: Daj jeszcze setkę.

MIETEK: Nic więcej nie dostaniesz.

RYSIEK: Daj mi jeszcze jedną - jutro ci zapłacę.

MIETEK: Płacisz tak od dwóch tygodni. Zabieraj się.

RYSIEK: Czekaj. Wszystko bez sensu.

MIETEK: Pij dalej.

RYSIEK: A ty sprzedawaj. Bez sensu.

MIETEK: Pracujesz gdzieś teraz?

RYSIEK: Nie chcę gadać na ten temat.

MIETEK: Mogę ci dać zarobić kilka groszy.

RYSIEK: Nie, daj spokój. No, daj mi tę setkę.

MIETEK: Spadaj już, no, raz...

RYSIEK: Ale kumpel. Udław się tym swoim barem. Dorobkiewicz… Spadam… Otwarte coś jeszcze o tej porze?

MIETEK: Dzieci, żona na głowie, a ty nadal jak kawaler.

RYSIEK: Wczoraj Paulinka zaczęła raczkować…

MIETEK: I idziesz to jeszcze uczcić, co? Przestań się łajdaczyć, idź do domu!

RYSIEK: Zaczekaj. Jeszcze trochę. Już niedługo.

 

 

Scena 2             

(wchodzi Paweł)

MIETEK: Stop. Już zamykam.

PAWEŁ: Zaraz wychodzę.

RYSIEK: O, kogo my tu o tej porze widzimy. Ojczulek dał wolne?

PAWEŁ: Daj coś mocniejszego.

MIETEK: Niczego nie dostaniesz, zamykam.

RYSIEK: Ho, ho! Nawet pozwolił się napić, o... to jakiś postęp.

PAWEŁ: Zadowolony?

RYSIEK: Ja, a cóż mnie biedakowi do wyższych sfer.

MIETEK: Wyjazd i to już, obaj.

RYSIEK: Nieładnie jest wyrzucać klientów.

MIETEK: No, dobra. Daję po piwie i jazda. Z samego rana muszę jechać po towar.

RYSIEK: Towar nie zając, nie ucieknie.

MIETEK: Dobrze, dobrze. Raz dwa pijecie i się zmywacie. Na dzisiaj już wystarczy. (telefon) Słucham. Tak ... jest. Zaraz proszę. Paweł, do ciebie.

PAWEŁ: Kto dzwoni?

MIETEK: Ojciec.

PAWEŁ: Nie ma mnie.

MIETEK: Powiedziałem, że jesteś.

PAWEŁ: Powiedz, że przed chwilą gdzieś wyszedłem.

MIETEK: Przepraszam, ale właśnie wyszedł. Bardzo mi przykro. Paweł, on nalega.

PAWEŁ: (podchodzi do telefonu) Tak. Nie, to zbyteczne. To naprawdę zbyteczne. Nie. Tak, nieodwołalnie. Czy powiedziałem mało wyraźnie? Mam powtórzyć? Nie. Nie. Nie. (rzuca słuchawkę)

MIETEK: Co się stało?

PAWEŁ: Nic takiego.

RYSIEK: Sprzeczka ze starym? Tego jeszcze w tym kinie nie grali. A to numer. U ..., o,o...

PAWEŁ: Zamknij się.

MIETEK: Spokojnie, panowie. (do Pawła) Co ci jest?

PAWEŁ: Wrócił Sebastian.

MIETEK: Sebastian?

PAWEŁ: Sebastian! Co tak wytrzeszczasz ślipia.

RYSIEK: Ludzie, sensacja, sensacja! Babkom ulicznym tematy się kończyły, a tu proszę, hop i jest kolejny, i to jeszcze jaki.

MIETEK: Nie było go chyba ze trzy lata, nie?

PAWEŁ: Prawie.

RYSIEK: Czyli pojawił się konkurent do podziału rodzinnego mająteczku.

MIETEK: Przestań.

PAWEŁ: Jeszcze jedno takie słowo i rozwalę ci łeb, ty nigdy nie trzeźwiejąca gorzelnio.

RYSIEK: Wypraszam sobie takie epitety, dobrze. Panicz.

PAWEŁ: Zabierz go, bo naprawdę zrobię mu coś złego.

MIETEK: Uspokójcie się obaj. Paweł, co u licha rzeczywiście się stało?

PAWEŁ: Wrócił Sebastian, już powiedziałem.

MIETEK: I to jest powód? Chyba na to czekaliście, nie?

RYSIEK: Czekał ojczulek, ale czy  nasz Pawełek?

MIETEK: Stul pysk.

PAWEŁ: A, niech gada, bo przecież nie jest normalne, żeby facet, który odszedł z domu, zabrał swoją część forsy i wypiął się do wszystkich, miał odwagę powrócić w podartych gaciach i bez jakiejkolwiek kasy.

RYSIEK: Nie macie pieniędzy na utrzymanie jeszcze jednej osoby, może wam pożyczyć? (wypija do końca piwo)

MIETEK: Przestań.

RYSIEK: A dasz jeszcze jedno piwo?

MIETEK: Dosyć.

PAWEŁ: Daj mu.

MIETEK: Przecież on jest już uwalony dokumentnie.

PAWEŁ: Daj. Mnie też. (kończy swoje. Mietek otwiera dwie kolejne butelki)

RYSIEK: A ty chłopie harowałeś jak wół. Opłacało się?

PAWEŁ: Ojciec dał mu dzisiaj tego nowego jeepa. Umawialiśmy się wcześniej, że zaczniemy nim jeździć dopiero po sprzedaniu terenowej toyoty. Wszystko stanęło na głowie.

RYSIEK: To cię ojczulek wy..., wy... dudkał. A zdawało się, że taki porządny człowiek, przykład dla wszystkich. Okazuje się, że i porządnym jakieś głupie odskoki od normy się zdarzają. To fajne, wiesz?

MIETEK: Co zamierzasz teraz zrobić?

PAWEŁ: Odchodzę z domu.

MIETEK: Ojciec o tym wie?

PAWEŁ: Tak. Właśnie nakłaniał mnie do powrotu.

MIETEK: Masz gdzie się zatrzymać?

PAWEŁ: No właśnie ...

MIETEK: Na razie możesz u mnie. Na poddaszu jest jeden wolny pokój.

PAWEŁ: Wiecie, ile on puścił forsy i to do czorta nie wiadomo na co. Przecież to nie było kilka tysięcy. (pukanie do drzwi)

MIETEK: Kto to może być o tej porze?

RYSIEK: Zamknięte.

MIETEK: To twój ojciec.

PAWEŁ: Nie otwieraj. (pukanie)

MIETEK: Może jednak otworzę?

RYSIEK: I po co, do czego on nam potrzebny? (pukanie)

MIETEK: Mam nie otwierać?

PAWEŁ: Nie. (pukanie)

MIETEK: Proszę pana, niech pan odejdzie.

PAWEŁ: Co powiedział?

MIETEK: Powiedział, że musi się z tobą spotkać.

PAWEŁ: Powiedz, że to niemożliwe, ja nie chcę się z nim spotykać.

MIETEK: Powiedz mu to sam.

RYSIEK: Ja mu to powiem. Panie, idź pan stąd, bo nikt z panem nie ma zamiaru gadać, rozumiesz pan. Chyba zrozumiał. (pukanie)

MIETEK: Otworzę.

PAWEŁ: Nie będzie żadnego otwierania. (cisza i pukanie)

RYSIEK: Skończy on z tym pukaniem, czy nie, bo ja zaraz otworzę, ale jak otworzę, to już nikt tych drzwi nie zamknie.

MIETEK: Rysiek, spokojnie. (pukanie)

RYSIEK: A, otwieraj.

PAWEŁ: Siadaj. On przyszedł do mnie i ja zdecyduję, czy drzwi zostaną otwarte, czy nie. (pukanie)

RYSIEK: Nie, ja tego stukania już dłużej nie wytrzymam. Otwieraj.

PAWEŁ: Nie radzę. Ja nie zniosę jego wzroku, rozumiecie. Nie chcę słuchać tej słodziutkiej gadki. Wiem, jaka będzie. Nie chcę.

MIETEK: Przestań histeryzować. (wstaje, aby otworzyć)

PAWEŁ: Powiedziałem siadaj. Siedzieć obaj. (pukanie) Ja nie chcę patrzyć, jak on będzie grał rolę dobrodusznego ojczulka.

MIETEK: Nie przesadzaj.

RYSIEK: Otwieram (wstaje)

PAWEŁ: (chwyta krzesło) Siadaj, radzę ci, siadaj.

MIETEK: Ja otworzę. (wstaje)

PAWEŁ: Nie odpowiadam za swoje czyny. (Mietek siada. Pukanie. Paweł szybko podchodzi, otwiera drzwi i natychmiast od nich odchodzi)

 

 

Scena 3

 

OJCIEC: Dobry wieczór. Przepraszam, że zakłócam wieczór, ale chciałbym zamienić kilka słów z moim synem. Paweł, czy mógłbym z tobą porozmawiać na osobności?

PAWEŁ: To moi przyjaciele. Nie mam przed nimi żadnych tajemnic.

MIETEK: Może my jednak wyjdziemy?

PAWEŁ: Nie, zostańcie. Chciałbym, abyście byli świadkami. (do ojca) Słucham.

OJCIEC: Przyjechałem, aby zabrać cię do domu.

PAWEŁ: Do czyjego domu?

OJCIEC: Jak to do czyjego? Do twojego, mojego, do naszego.

PAWEŁ: Do jakiego naszego? Do waszego domu, chciałeś powiedzieć.

OJCIEC: Nie rozumiem ciebie, synu.

PAWEŁ: Daj spokój z tym synem. Jestem pewny, że ten jeden, na którego tak długo czekałeś, w zupełności ci wystarczy. Nie będziesz musiał się rozdzielać.

OJCIEC: Nie sądzę, aby to było właściwe miejsce na tego typu tematy.

PAWEŁ: A ja sądzę, że aż nadto.

OJCIEC: Wróćmy do domu.

PAWEŁ: Powiedziałem wyraźnie: odchodzę z domu i będę dochodził swoich praw w sądzie. Czy to do ciebie jeszcze nie dotarło?

OJCIEC: Ach tak.

PAWEŁ: Jak mogłeś w taki sposób potraktować tego włóczęgę? Kiedy ja pracowałem, harowałem, traciłem zdrowie, aby firma miała jak największe zyski, ten w tym czasie... roztrwonił wszystko. Na co? Baby, hazard, na co jeszcze. Wrócił goły. A ty? Witaj – mówisz – martwiliśmy się o ciebie. Ja się nie martwiłem. Więc przynajmniej mów tylko za siebie.

OJCIEC: A jak, według ciebie, miałem z nim postąpić? Miałem mu powiedzieć “nie znam cię” i odprawić spod drzwi? Przecież to mój syn, taki sam jak ty.

PAWEŁ: Gdybym ja był na jego miejscu, wywaliłbyś mnie na bruk.

OJCIEC: Nie masz racji, zupełnie nie masz racji. Postąpiłbym tak samo. Jedźmy do domu.

PAWEŁ: Przestań z tym domem. Co to za dom, skoro mieszkają w nim panowie i niewolnicy. Gdybym wrócił, podzieliłbyś wszystkich na kasty, przydzielił każdej z nich prawa, obowiązki i nie pozwolił wychylić się poza nie. To ma być według ciebie dom?

OJCIEC: Nie masz racji. Ale porozmawiajmy o tym w domu. Nasze wzajemne uzgodnienia pozostają nadal aktualne, nic się nie zmieniło.

PAWEŁ: Tak? Czy nie uzgadnialiśmy, że jeepa będziemy używali po sprzedaniu toyoty? Wyszło to od ciebie.

OJCIEC: (z uśmiechem) A więc o to ci chodzi.

PAWEŁ: Nie, nie o to. Teraz nie będę ci wszystkiego wyliczał. Wystąpię do sądu i to nie będą żarty.

OJCIEC: Ale nie ma potrzeby. W każdej chwili jestem gotów dać ci to, czego potrzebujesz.

PAWEŁ: Teraz to już ta twoja gotowość nie ma najmniejszego znaczenia. Nie chcę żadnej litości. Wszystko musi być rozdzielone sprawiedliwie.

OJCIEC: Do tego przecież zmierzam.

PAWEŁ: Jeżeli oba rozwiązania są sprawiedliwe, to jeden z nas ma wypaczone rozumienie tego pojęcia.

OJCIEC: Dlaczego nie chcesz mnie zrozumieć?

PAWEŁ: Ależ ja doskonale ciebie rozumiem.

OJCIEC: Nie, Paweł. Ty nawet nie starasz się mnie zrozumieć.

PAWEŁ: Ty zaś rozumiesz mnie świetnie, prawda?

OJCIEC: Tak mi się przynajmniej wydaje.

PAWEŁ: A więc tak ci się tylko wydaje.

OJCIEC: Daj spokój. W domu pierzmy brudy.

PAWEŁ: Tak, jak zwykle tylko ty jeden masz rację. Skończmy te rozważania, będzie na nie czas w sądzie.

OJCIEC: Ale po co sąd?

RYSIEK: A co, niech się ludzie dowiedzą kilka ciekawostek z życia rodziny Zagórskich. Nie daj się, Paweł. A ile byś pan mógł dać teraz, tu, na miejscu, co?

OJCIEC: Nie pańska sprawa.

MIETEK: Rysiek, nie wtrącaj się.

RYSIEK: Co mam się nie wtrącać. Dawaj pan kasę należną Pawłowi i kwita.

MIETEK: Rysiek!

RYSIEK: No co ...

MIETEK: Niech pan na niego nie zwraca uwagi. Trochę podpił i mówi od rzeczy.

OJCIEC: Paweł, jedźmy do domu.

PAWEŁ: Przestań z tym domem. Nie chcę was widzieć. Nie chcę was znać. Mam was dosyć... waszej obłudy, waszej ... spotkamy się w sądzie...

OJCIEC: Ale ja ci wszystko dam bez sądu.

PAWEŁ: Bardzo mi przykro, ale ja mam taki kaprys. Wreszcie kiedyś musisz poznać gorycz porażki. Nie można być cały czas słodkim ojczulkiem. Boję się tylko, abyś się tą żółcią nie udławił, wiesz? Ale nie, ty jesteś odporny. Pozbawię cię wszystkich pieniędzy. Obiecuję ci to. Ciekawe, czy i wtedy zaprosisz mnie do domu? Nie sądzę. Teraz już jedź, bo może za niedługo nie będziesz miał nawet na bilet autobusowy. Jedź.

RYSIEK: No, panie Zagórski, odpływ.

OJCIEC: Jutro przepiszę na ciebie twoją część.

PAWEŁ: Za późno.

MIETEK: Niech pan idzie, tak będzie lepiej.

OJCIEC: Jeśli mogę jeszcze o cokolwiek prosić, to aby panowie byli tak dobrzy i zostawili nas samych. Chciałbym zamienić kilka słów z synem - na osobności.

PAWEŁ: Ja naprawdę nie mam już nic do dodania.

RYSIEK: Jakaś tajemnica? My dwaj to betka. Jutro wszystkie gazety będą o panu pisać. Nie masz co się czaić, wal.

MIETEK: Rysiek, chodź, wypijemy drinka obok. Oni muszą ze sobą porozmawiać. (wyprowadza Ryśka. Pozostają Ojciec i Paweł)

RYSIEK: Za drinka dziękuję, skorzystam. (wychodząc) Paweł, bądź ostrożny. Jestem z tobą.

 

 

Scena 4

(cisza)

OJCIEC: Kto zacznie?

PAWEŁ: Bez różnicy.

OJCIEC: Chcesz ty?

PAWEŁ: Nie muszę.

OJCIEC: Mam zacząć ja?

PAWEŁ: Tak, ty, ale szybko.

OJCIEC: Postawiłeś mnie w trudnej sytuacji. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem w takim położeniu. Chciałbym, abyś wiedział, że bardzo boję się tej rozmowy. Bałem się jej już w domu. W czasie jazdy zaczęła mi drżeć noga na gazie. Musiałem się zatrzymać, przejść się kawałek. Myślałem...

PAWEŁ: Czy wreszcie zaczniesz?

OJCIEC: Kiedy właściwie nie wiem od czego. Nie wiem, jak mam do ciebie mówić, czy jako do syna, czy jako do mężczyzny, który ...

PAWEŁ: Oszc...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin