Sadystyczny Luna Park - Rozdział 6 by;Carenowa.pdf

(127 KB) Pobierz
Sadystyczny Luna Park - Rozdział 6 by;Carenowa
Rozdział 6
By: Carenowa
PW. Leonard
Od kiedy tylko przekroczyłem próg salonu Susy czułem, że jest coś
nie tak. Gdyby rudowłosa była w domu, na pewno krzątałaby się po
salonie lub gdziekolwiek, a tu panowała kompletna cisza. Spiąłem
wszystkie mięście, czując delikatny chłód przenikający cienką warstwę
ubrań.
- Dziewczyny… - Zwróciłem się do Steph oraz Julii nie oglądając się
za siebie. – Zostańcie tu.
- Ale… - Słysząc zduszony głos Julii, odwróciłem się. Steph
zasłoniła usta blondynki swoją ręką
- Zostaniemy. – Odpowiedziała czarnowłosa, drżącym z przejęcia
głosem. Posłałem jej blady uśmiech, no co ona spuściła wzrok. Z
westchnieniem, zwróciłem się do Justina oraz Lucasa.
- Mam nadzieje, że pamiętacie podstawy samoobrony?
- Samoobrony? – Mruknął rozbawiony Lucas. – Człowieku! My w
rugby przez dwa lata graliśmy! Nie wspominając o licznych bójkach po
meczach. – Na jego twarz wstąpił delikatny uśmiech, wspominając dawne
czasu, a ja nie wiele myśląc, uderzyłem go w brzuch – Auu! Za co?
Syknął, rozmasowując okolice pępka.
- Za miłość do ojczyzny! Idziemy! – Powoli ruszyłem rozglądając się
na boki. Wychodząc z salonu, rzuciły mi się w oczy dziwne, ciemne
plamy na parkiecie. – Lucas, zapal światło. – Szepnąłem, a po chwili pokój
zalało oślepiające światło.
- Co do… - Mruknął Justin, patrząc na podłogę. Na brązowym
parkiecie leżały porozsypywane czerwone płatki róż.
- W salonie są też! – Doszło nas wołanie Lucasa, który zapalał tam
światło. Pojawiając się zza ściany, rzekł do nas – Dlaczego wcześniej tego
nie zauważyliśmy? – Myślał przez chwilę, po czym zwrócił się do Justina,
ze złośliwym uśmiechem na twarzy. – To twoja sprawka, prawda?!
- Nie! – Odpowiedział szybko, jednak po chwili westchnął,
przewracając oczami. – Nie całkiem moja robota. Kupiłem Susy cztery
czerwone róże. – Widząc nasze zdezorientowane miny, nie przestawał
mówić, marszcząc od czasu do czasu brwi. – Poprawcie mnie, jeśli się
pomylę. Z Susy znamy się od szesnastego roku życia, a teraz mamy po
dwadzieścia jeden, więc razem wychodzi cztery, prawda?
Dumny z siebie popatrzył na mnie, czekając, aż coś powiem,
jednak nie chciałem go pochwalać, po tym co zrobił rudowłosej.
Skierowałem wzrok na podłogę, wysilając mózg do pracy.
- Tu nie są tylko płatki z czterech róż. Musi być tu ich przynajmniej setka,
by zapełnić tak duże pomieszczenie.
- Czyli dostała jeszcze róże od kogoś innego? I to, aż dziewięćdziesiąt
sześć?! – Spytał Lucas, zaszokowanym głosem. Mina na jego twarzy,
spowodowała, iż mimowolnie parsknąłem.
- Po pierwsze, nie wiemy czy je dostała od kogoś. Może sama kupiła
Dodałem, błądząc myślami o Susy. – A druga rzecz, to powiedziałem sto,
jako liczbę neutralną.
- Yy… Neutralną? – Spytał Juss, na co przyglądałem się obojgu ze
zdumieniem.
- Jak wy ukończyliście podstawówkę, chłopacy?!
- Sport! – Odpowiedzieli chórem, po czym z szerokimi uśmiechami
przybili sobie piątki.
- Neutralna, czyli pierwsza lepsza liczba, która w przybliżeniu może, a nie
musi, odpowiadać innej liczbie. Podkreślam, może! Rozumiecie? – Pomimo, że
patrzyli na mnie, jak na super genialnego kujona, pokiwali głowami. –
No! A teraz sprawdźmy, co to był za hałas! Pamiętajcie, tu chodzi o Susy!
* * *
Naga dziewczyna leżała na betonowej podłodze ze skrępowanymi rękoma,
gdy obudziło ją dudniące stukanie. Zdezorientowana rozejrzała się po
pomieszczeniu, lecz gdzie tylko spoczął jej wzrok widziała beton, prócz jednej.
Ledwo działająca lampa, dawała odrobinę światła, by dziewczyna mogła
zauważyć metalowe drzwi bez klamki. Zatrzęsła się z zimna, a spoglądając w
dół, zauważyła brak jakiegokolwiek ubrania. Lęk zajął jej serce, a strach
spowodował drgawki na bladym ciele.
Stukot przybliżał się z każdą chwilą i dochodził właśnie od strony drzwi.
Dziewczyna instynktownie odsunęła się od nich, gdy nagle poczuła ostry ból w
dole pleców. Skierowała tam wzrok, po czym pisnęła przerażona. Wokół niej
rozsypane było szkło różnej wielkości oraz grubości. Właśnie o jedno nich,
rozcięła sobie tylnią część ciała.
Załkała cichutko, pozwalając płynąć łzom, gdy nieoczekiwanie dudniące
stukanie ucichło. Jednakże za wcześnie było na wiwaty. Po chwili usłyszała
przekręcany zamek i otwierające się powolutku drzwi.
- Justin to nie jest śmieszne! – Krzyknęła, a jej głos pełen trwogi, załamał
się w połowie zdania. Próg przekroczyła ciemna, zakapturzona postać,
poruszając się delikatnie z gracją, niczym baletnica.
- Nie jestem Justin. – Oznajmił nieznajomy, a jego głęboki głos
przepełniała żądza mordu. Każdy włos na ciele dziewczyny zjeżył się ze strachu,
jednak nie powstrzymało jej to od zadawania pytań.
- Kim ty jesteś? – Cichutki szept dziewczyny, odbił się echem od ścian
niewielkiego pomieszczenia. Postać zaśmiała się złowieszczo.
- Twoim najgorszym koszmarem! – Syknął, wyciągając spod długiego
płaszcza ostrze. Dziewczyna z całych sił krzyknęła, gdy postać z wolna zaczęła
się przybliżać.
* * *
- Znaleźliście coś? – Krzyknąłem, kierując się w stronę salonu.
- Kompletnie nic. – Odpowiedział, załamany Justin, ze złości kopiąc
leżącą nieopodal torebkę, z której wysypały się najróżniejsze rzeczy.
- Czyli została tylko sypialnia – rzekł Lucas, dołączając do nas, a
wzrok naszej trójki spoczął na białych drzwiach.
- Ja pójdę pierwszy. – Powiedział Juss, po czym ruszył
zdecydowanym krokiem w stronę sypialni. Zatrzymałem go ręką, a on
jakby nigdy nic, uparcie wpatrzony w biel, powiedział - Ja ją w to
wpakowałem i ja ją stąd wyciągnę. – Jego zdeterminowanie, przekonało
mnie, iż ma racje. Puściłem go patrząc, jak idzie coraz mniej pewnym
krokiem.
W końcu zatrzymuje się i otwiera drzwi nie patrząc, co jest w
środku. Z westchnieniem, nie spiesząc się, podnosi wzrok. Widziałem
jego gwałtowne cofnięcie się, a po chwili usłyszałem przekleństwo, gdy
wybiegł na dwór z ręką przy ustach. Czułem coraz większy lęk, gdy
podchodziłem do sypialni.
Na podwójnym łóżku leżała rudowłosa postać, przykryta po szyje
kołdrą. Moją pierwszą myślą wtedy, było „ Co tutaj jest nie tak? Ona śpi .”,
jednak, po chwili, ujrzałem wielkie plamy krwi na pościeli.
Starając się nie zareagować jak Justin, dłonią oparłem się o
framugę, by nie upaść.
- Susy – Szepnąłem. Nie minął moment, gdy poczułem spływające
łzy po moich policzkach. Cały świat zamarł w miejscu. Czas, jednak nie
zatrzymał się, dając mi zbyt mało czasu, by oswoić się z tym widokiem.
Kątem oka widziałem zbliżającego się Lucasa, lecz nic nie zrobiłem, by
go powstrzymać. Szok, jakiego przed sekundą doświadczyłem, przyćmił
racjonalne myślenie.
Automatycznie zbliżałem się do rudowłosej, niczym robot z
wyznaczonym zadaniem. Kałuża krwi u ram łóżka, spowodowała
kolejne łzy. Gwałtownym ruchem ściągnąłem przykrycie na ziemie i po
chwili tego żałowałem. Nie mając już siły, upadłem na kolana.
Każda część nagiego ciała tej kochanej dziewczyny, była pokryta
krwią. Rany, z których się sączyła, widać było gołym okiem. Największa
z nich, prowadziła zygzakiem od prawego ramienia do lewego biodra,
znacząc drogę obok pępka i nie oszczędzając mostka. Pomiędzy
piersiami spływała krew z kolejnej ogromnej rany, a spod obojczyków
wystawały zardzewiałe gwoździe. Jej uda szpeciły podłużne cięcia,
kończąc się tuż nad kolanem. W nim zauważyłem srebrną śrubę, która
została wiercona w kość.
Czując ból ściskający serce chwyciłem zimną dłoń dziewczyny
i trzymając ją mocno, szeptałem:
- Kto Ci to zrobił, Susy? Najdroższa przyjaciółko, kto wyrządził Ci tyle
cierpienia? – Moje dalsze słowa, stłumił szloch. W tym samym momencie
usłyszałem zbulwersowany głos Julii.
- Gdzie ona jest?! Ja się o nią mart… - Nie dokończyła zdania, gdyż
stając na progu, zauważyła mnie oraz rudą postać we krwi.
- Wybaczcie, nie zdążyłam ją powstrzymać. Akurat wtedy wybiegł Juss,
potrącając nas. Potem jeszcze Lucas mnie zatrzymał, paplając o czymś
strasznym, więc co znaleźliście? – Steph stanęła przodem do blondynki, nie
zauważając mnie, dopóki Julia nie zaczęła histerycznie krzyczeć.
Zdezorientowana Stephanie, podążyła za wzrokiem blondynki.
Wpierw ujrzała mnie, by później spojrzeć na łóżko. Mój wzrok pełen
bólu, przesunął się z zaszokowanej czarnowłosej na rudą dziewczynę.
- Susy. – Szepnęła cicho, po czym chwiejnym krokiem, podeszła do
mnie, klękając z wysiłkiem. Usłyszałem tupot, ale przy drzwiach nikogo
już nie było. – To nie może być prawda! – Warknęła Steph, po czym
gwałtownym ruchem dłoni dotknęła łokcia rudowłosej, by zaraz
odskoczyć z przerażeniem. Spojrzałem na ramię Susy, czując kolejny
skurcz w piersi. Jej łokieć był spalony. Nigdzie nie widać było bąbli,
które wskazywałyby na ogień, lecz po prostu wypaloną ranę, która
przerażała swoimi rozmiarami.
- Kwas. – Mruknąłem, głosem pełnym cierpienia oraz tamowanego
płaczu. Czarnowłosa spojrzała na mnie, bym mógł zauważyć w jej
oczach łzy. Myśląc na przemian o Susy i Steph, przytuliłem czarnowłosą
do siebie, po czym wypuściłem z dłoni rękę dziewczyny spoczywającej
na łóżku, by móc położyć ją na plecach Stephanie. Razem płakaliśmy
nad losem naszej przyjaciółki.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin