P.C. Cast, Kristin Cast - Dom Nocy 03 - Wybrana [całość pl].doc

(999 KB) Pobierz
Rozdział 1

P.C. CAST + KRISTIN CAST

 

Wybrana

 

 

 

 

Rozdział pierwszy

 

- Fakt - powiedziałam do swojej kotki Nali. – Mam kompletnie spieprzone urodziny.

Tak naprawdę nie tyle ona jest moja kotką, ile ja jestem jej osobą. Wiecie, jak to jest z kotami: nie maja właścicieli, tylko służbę. Staram się to jednak ignorować.

Gadałam więc do niej, jakby wsłuchiwała się z wielką uwagą w każde moje słowo, co oczywiście nijak się miało do rzeczywistości.

-Os siedemnastu lat te same kompletnie beznadziejne urodziny dwudziestego czwartego grudnia. Zdążyłam się już całkiem przyzwyczaić. Wisi mi to.  - Wiedziałam, że wypowiadam  te słowa jedynie po to, by przekonać samą siebie. Nala zamiauczała  na mnie swoim głosem zrzędliwej staruszki i zajęła się lizaniem intymnych części, pokazując mi dobitnie, że ma mnie w głębokim poważaniu.

-Będzie tak – kontynuowałam, malując oczy kredką, ale leciutko, bo kreowanie się na wściekłego szopa pracza zdecydowanie mi nie służy (i nie podejrzewam, żeby służyło komukolwiek).  -  Dostanę furę życzliwych prezentów, które w gruncie rzeczy nie są prezentami urodzinowymi, tylko gwiazdkowymi. Ludzie ciągle starając się połączyć moje urodziny z gwiazdką, a to ani trochę nie wypala. – Spojrzałam w odbijające się w lustrze wielkie zielone oczy Nali. – Będziemy się uśmiechać i udawać, że cieszą nas te badziewie pseudourodzinowe prezenty, bo ludzie nie kumają, że nie można skutecznie połączyć urodzin z gwiazdką  -Postanowiłam, że będziemy się uśmiechać i udawać, że jesteśmy zadowolone z prezentów urodzinowych, ponieważ nie chcę by ludzie dostrzegli moją niechęć do mieszanki urodzinowej w Boże Narodzenie. - Przynajmniej nie będzie łatwo.

Nala kichnęła.

-Masz absolutną rację, ale musimy być grzeczne, w przeciwnym razie będzie jeszcze gorzej. Nie dosć, że dostanę gówniane prezenty, to jeszcze wszyscy się zdenerwują i sytuacja zrobi się nieprzyjemna  - Nala nie wyglądała na przekonaną, więc moją uwagę skupiła na swoim odbiciu. Myślałam, że wyszła za gruba linia, ale gdy przyglądałam się bliżej zrozumiałam, że to, co robiły moje oczy tak wielkie i ciemnie nie było coś tak zwykłego jak kreska. Nawet jeśli nie minęły dwa miesiące od czasu, kiedy zostałam naznaczona jako wampir, szafirowo-kolorowy sierp księżyca tatuaż między oczami i opracowana filigranowa zazębiająca się tatuaż koronka w ramce na twarzy miała zdolność zaskoczyć mnie ponownie. I odnalezienie jednego z zakrzywionych jak klejnot niebieską linię spirali z koniuszka palca. Potem niemal bez świadomej myśli wyciągnęłam już na szyję mój czarny szeroki sweter w dół, tak aby odsłaniał moje lewe ramię. Wzięłam później i rzuciłam z powrotem moje długie ciemne włosy tak, że nietypowe nawyki tatuaże, które powstały na bazie mojej szyi rozłożone na moim ramieniu i dół po obu stronach kręgosłupa na moich plecach były widoczne. Jak zawsze, na widok moich tatuaży przechodził przeze mnie elektryczny deszcz, który był po części cudem a po części strachem.

-Nie, jesteś jak każdy inny adept - szeptałam do moich refleksji. Potem odchrząknęłam i kontynuowałam głosem zbyt pewnym siebie.

-I to nie w porządku, jesteś jak każdy inny. – Robiło mi się gorąco gdy patrzyłam na siebie.

-Cokolwiek. - Spojrzałam od góry na głowę, na pół zaskoczona, że nie było ich widać. Mam na myśli, że mogę z pewnością czuć normalną ciemną chmurę, która została po mnie w ciągu ostatnich miesięcy.

-Cholera, jestem zaskoczona, że nie pada tutaj. Ale jednak nie jest taka wielka, że pada na moje włosy? - Ironicznie powiedziałam mojej refleksji. Po chwili westchnęłam i podniosłam kopertę, którą przedtem położyłam na biurku. W miejscu nadawcy widniał połyskujący złoty nadruk: RODZINA HEFFERÓW. – I jakby tego było mało…

Nala znów kichnęła.

-Masz rację, muszę być ponad to. - I niechętnie otworzyłam kopertę i wyciągnęłam kartę.

-Ach, do diabła. Jest gorzej niż myślałam. – Nie było ogromnego, drewnianego krzyż z przodu karty. Był za to stary pozwijany w czasie papier. Napisane były słowa:” On jest dowodem dla upływu czasu.” W środku karty zostało wydrukowane (czerwonymi literami):

 

Wesołych Świąt.

 

Poniżej fakt, że moja mama to pisała, to powiedziała: 

 

Mam nadzieję, że będziesz pamiętać o rodzinie w tym błogosławionym czasie roku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

 

Kochający mama i tata.

 

-To takie typowe. – powiedziałam Nali. W brzuchu zaczęło mi burczeć.

-A on nie jest moim Tatą. – Porwałam kartkę na dwie części i wrzuciłam je do kosza, a następnie stałam wpatrując się w podarte kawałki.

- Jeśli rodzice nie ignorują mnie dostatecznie, są one obraźliwe dla mnie. Wolała bym być lepiej ignorowana.

Pukanie do drzwi mnie otrzeźwiło.

- Zoey, każdy chce wiedzieć, gdzie jesteś, - Głos Damiena zabrzmiał gładko za drzwiami.

- Czekaj na mnie, jestem już prawie gotowa. – Krzyknęłam , podkręciłam się psychicznie i dałam swojemu odbiciu jedno spojrzenie, podjęłam decyzję, zdecydowałam obronnie, aby zostawić swoje nagie ramię.

-Moje znaki są jak każde inne. Może również dają coś co mówią.

Znowu mruczy. Potem westchnęła.

-Nie jestem zwykle w tak złym humorze. Ale powodem są moje chore urodziny, chorzy rodzice...

No nie mogłam utrzymać na sobie tego.

-Chcę żeby Stevie Rea tu była. – szepnęłam.

To wszystko, skłoniło mnie do wycofania się od moich znajomych (w tym chłopców, obydwu) w ciągu ostatnich miesięcy i podszywania się pod duże, rozmokłe, obrzydliwe, chmury deszczu. Tęsknię za moją najlepszą przyjaciółką, ex-współlokatorką, nie chciałam żeby umarła, ale wiedziałam, kto rzeczywiście był przekształconym nieumartym stworzeniem nocy. Nie ważne jak melodramatyczny i zły był film B, który brzmiał. Prawda jest taka, że teraz, kiedy Stevie Rea powinna zostać na dole i świętować ze mną moje urodziny, naprawdę czai się gdzieś w starych tunelach pod Tulsa i spiskuje z innymi nieumartymi, którzy naprawdę są źli, jak również zdecydowanie brzydko pachną.

-Uh, Z? Wszystko w porządku? – głos Damiena ponownie przerwał moje rozmyślania.

Blahs. I znowu skarżąca się Nala, odwróciła się plecami, popatrzyła się na skrawki mojej karty urodzinowej i szybko wyszła drzwiami, prawie biegiem, Damien się zaniepokoił.

-Sorry... sorry... mruknęłam. Zachwiał się w pół kroku obok mnie, dając mi trochę szybsze spojrzenie na boki.

-Zawsze wiadomo, kto by nie był tak podekscytowany w dniu swoich urodzin - powiedział Damien.

-Wpadłem na Nalę – wzruszył ramionami, próbując się uśmiechnąć w sposób nonszalancki.

- Jestem tylko praktyczna do kiedy nie jestem stara, jak brud, jak trzydzieści i muszę kłamać co do mojego wieku.

Damien zatrzymał się i odwrócił się do mnie.

-Okeyyyy. - Przeciągnął słowo.

-Wszyscy wiemy, że w wieku trzydziestu lat wampir nadal wygląda mniej więcej na maksymalnie na gorące dwadzieścia. Właściwie sto i trzydzieści lat wampir nadal wygląda mniej więcej na dwadzieścia zdecydowanie gorąco. Więc cały temat na problem wieku minimaleje. Co naprawdę się z tobą dzieje? – zawahałam się, usiłując dowiedzieć się, co powinnam lub może raczej co mogę powiedzieć Damienowi. Podniósł starannie oskubane czoło, a mój najlepszy głos nauczycielski rzekł: Wiesz, jak my ludzie wrażliwi jesteśmy, wrażliwi na emocje, więc możesz tak po prostu zrezygnować i powiedzieć prawdę.

I znowu westchnął.

-My geje mamy świetną intuicję. – powiedział

-To my homo mamy dumę i nadwrażliwość. Czy nie jestem homo uwłaczając czas?

-Nie, jeśli jest używane przez homo. Nawiasem mówiąc, jest impas i to tak nie działa na ciebie. – on rzeczywiście położył rękę na biodrze i wykorzystał stopę.

Uśmiechnęłam się do niego, ale widział, że jego słowa nie dotarły do mnie. Pod pewnym ciężarem, sama się zdziwiłam ale nagle desperacko chciałam powiedzieć Damienowi prawdę.

-Tęsknię za Stevie Rea, - wygadałam się, nie potrafiłam zatrzymać słów. Nie zawahał się.

- Wiem. - Odparł a jego oczy patrzyły na mnie podejrzanie wilgotne.

I to był to. Podobnie jak matka złamała otwarte we mnie słowa, przyszedł czas rozlania się.

-Ona powinna być tutaj! Powinna być uruchomiona jak szalona kobieta wkładać dekoracje urodzinowe i ciasto do pieczenia ze wszystkim sama.

-Straszny placek, - Damien powiedział odrobinę pociągając nosem.

-Tak, ale byłoby jednym z jej mamy ulubionych przepisów – dałam moją najlepszą przesadzoną brzdękiem, jak naśladowała prostacki głos Stevie Rea, który powodował u niego uśmiech przez łzy, i myślałam, że jak to dziwnie było, że teraz jestem winna Damienowi jak się zdenerwował naprawdę czuł i dlatego czułam jak w ten sposób mój uśmiech dotarł w jego oczy.

-A bliźniaczki i bym się wkurzył bo ona podkreśliła wszyscy noszą czapeczki, wskazał te urodzinowe z elastycznej ciągnącej się szczypty brody. – Wzdrygnął się w nie tak jaki horror udawał.

-Boże, one są tak nieatrakcyjne – Śmiał się i poczułam jak lekki uścisk w klatce piersiowej rozpoczyna się rozluźniać.

-Jest tylko coś o Stevie Rea, że czuję się dobrze. – nie wiedziałam, że będę używała tego w czasie teraźniejszym, aż łzy Damiena się załamały.

-Tak, ona była wielka – powiedział z dodatkowym naciskiem na stronę i spojrzał na mnie tak jakby martwi się o moje zdrowie psychiczne. Gdyby tylko poznał całą prawdę. Gdybym tylko mogła mu ją powiedzieć.

Ale nie mogłam. Gdyby ktoś mógł dostać albo Stevie Rea lub mnie, lub nas obojga zabity. Dla dobra tej chwili.

Zamiast więc ja chwyciłam oczywiście przyjaciela rękę i zaczęłam ciągnąc w kierunku schodów, które prowadzą nas do publicznego pomieszczenia akademiku dziewcząt i moim znajomym oczekiwaną (i ich zaprezentuję).

-Idziemy. Czuję potrzebę by otworzyć prezenty. – skłamałam z entuzjazmem.

-OMG! Już nie mogę się doczekać kiedy otworzysz mój. – Damien bluzgał.

-Ty i te ciągłe zakupy! – uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową, jakoż Damien dalej pogrążony był w poszukiwaniu jego perfekcyjnego prezentu. Z reguły nie jest tak jawnie homoseksualny. Nie znaczy to, że fantastyczny Damien Maslin w rzeczywistości nie jest gejem.

On jest całkowicie. Jest wysoki ma brązowe włosy, duże słodkie oczy, jest jednym słowem znakomitym materiałem chłopaka (którym jest, jeśli jesteś chłopcem). Nie trzepocząco działający młody facet, ale chłopak rozmawiający o zakupach a on z pewnością pokazuje pewne tendencje dziewczęce. Nie żeby mi się to nie podobało, że on jest taki. Myślę, że fajnie wygląda, gdy tryska na temat znaczenia zakupu naprawdę dobrych butów, a naprawdę jego paplanina była kojąca. To mi pomogło, aby przygotować się do stawienia czoła złu przedstawionemu, że (niestety) czeka na mnie. Szkoda, że nie może mi pomóc twarz, która naprawdę mnie niepokoi.

Jeszcze mówiąc o kwestii jego zakupu, Damien doprowadził mnie jednak do głównego pokoju akademika. I machnął na różne grupki dziewcząt skupionych wokół stolików z płaskimi telewizorami, jak ruszyliśmy do części do pokoiku, który służył jako pracownia komputerowa oraz biblioteka. Damien otworzył drzwi i moi znajomi wyłamali się całkowicie poza chórem  i zaczęli śpiewać ‘Sto lat’. Usłyszałam syk Nali, kątem oka popatrzyłam na mnie i z powrotem w drzwiach i zniknęła na korytarzu. Tchórz, pomyślałam, choć chciałam uciec razem z nią.

Piosenka na szczęście się skończyła, a jej ton roił mnie.

-Szczęścia, szczęścia! – powiedziały bliźniaczki razem. Dobrze, że nie są genetycznie bliźniaczkami. Erin Bates jest bardzo białą dziewczyną z Tulsy a Shaunee Cole jest piękną karmelową dziewczyną Jamajki pochodzenia Amerykańskiego, która wychowała się w Connecticut, ale obie są tak podobne, że mieszanka skór oraz regionu nie może dokonać żadnej różnicy. Są bliźniaczkami duszy, która jest bliżej niż sam sposób więzów biologicznych.

-Wszystkiego najlepszego, Z! – powiedział głęboki seksowny głos. Wiedziałam bardzo, bardzo dobrze. Wyszłam z dwóch kanapek i poszłam w ramiona mojego chłopaka, Erika. No cóż, technicznie Erik jest jednym z moich dwóch chłopaków, a drugim jest Heath, chłopak z dnia zanim miało miejsce moje naznaczenie, a ja nie mam się do datowania go teraz, pozwolił mi przypadkowo ssać jego krew, a teraz jestem z nim skojarzona i tak on jest moim chłopakiem domyślnie. I tak to mylę. To sprawia, że Erik jest szalony. Tak, spodziewam się wyrzutów do mnie każdego dnia z jego powodu.

-Dzięki – mruknęłam patrząc na niego i coraz bardziej uwięziona na nowo w jego niesamowitych oczach. Erik jest wysoki i ciepły, Superman z ciemnymi włosami i niesamowicie niebieskimi oczami. Odetchnęłam w jego ramionach, w leczeniu mnie nie stało się wiele w ciągu ostatnich miesięcy, a tymczasem bukiet jego przepysznych zapachów i poczucie bezpieczeństwa czułam, kiedy byłam blisko niego. Nasz wzrok się spotkał i tak jak w filmach, na drugi plan odeszli właśnie wszyscy poza nami.

Gdy wysuwałam się z jego objęć  jego uśmiech był powolny i nieco zaskoczony, co spowodowało ból w moim sercu. Byłam dzieckiem przez zdecydowanie zbyt długi okres i nawet nie bardzo rozumiem dlaczego.

Impulsywnie stanęłam na palcach i pocałowałam go, ku ogólnej radości moich przyjaciół.

-Hej, Erik dlaczego takie romantyczne sceny dzieją się tylko w okolicznościach urodzin? – Shaunee uniosła brwi a mój chłopak się uśmiechnął.

-Zdecydowanie słodki buziak – powiedziała Erin w typowym dla siebie podwójnym uniesieniu brwi tak jak zrobiła to Shaunee.

-Co powiecie na dzień mały urodzinowych pocałunków.

Zrobiło mi się gorąco na widok spojrzeń bliźniaczek.

-Uh, to nie jego urodziny. Możesz tylko całować tego kto dziś świętuje.

-Cholera, - powiedziała Shaunee. Kocham cię Z, ale nie chce całować cie.

-Tylko proszę o pocałowanie tej samej płci – powiedziała Erin, a potem uśmiechnęła się znacząco do Damiena (który z uwielbieniem spoglądał na Erika).

-Wchodzę, że do Damiena...

-Co? – Damien powiedział wyraźnie zwracając większą uwagę na oryginalność Erika, niż bliźniaczki.

-Ponownie, możemy powiedzieć... – zaczęła Shaunee.

-Błąd zespołu! – dokończyła Erin.

Erik zaśmiał się dobrodusznie, dał Damienowi cios w ramię jak prawdziwemu facetowi i powiedział:

-Hej, jak kiedykolwiek podejmę decyzję o zmianie drużyny, będziesz wiedział jako pierwszy. (To kolejny powód dla którego go tak uwielbiam. Jest mega-super i popularny, ale akceptuje też ludzi, takimi jakimi oni są i nigdy nie prezentuje się: ‘Jestem najważniejszy i to jest podstawą.’)

-Uh, mam nadzieję, że to ja pierwsza dowiem się o twojej zmianie zespołów, - rzekłam.

Erik zaśmiał się i przytulił mnie, szepcząc ‘To coś o co nigdy nie musisz się martwic’ mi w ucho.

Chociaż poważnie zastanawiałam się czy skraść jeszcze innego buziaka Erikowi, ale mini trąba powietrzna w formie chłopaka Damiena, Jacka Twista wpadła do pokoju.

- Tak, ona jeszcze nie otworzyła tego prezentu. Wszystkiego najlepszego, Zoey! Jack zarzucił ramiona wokół nas (tak, Damiena i mnie) i mocno nas uściskał.

-A nie mówiłem, że niepotrzebnie się spieszysz – powiedział Damien przelotnie.

-Wiem, ale musiałem się upewnić, że był owinięty prawidłowo – powiedział Jack. Z rozmachem takim jakim tylko gej może się ścisnąć, sięgnął do portmonetki zapętlonej na ramieniu i podniósł w stronę okna zawinięty w czerwono zieloną folię zawiniętą w łuk, że był  tak wielki, że praktycznie trudny do zapakowania.

-Zrobiłem łuk dla ciebie.

-Jack jest naprawdę dobry z rzemiosła – powiedział Erik. – Zresztą dobrze też radzi sobie ze sprzątaniem!

-Przepraszam – powiedział słodko Jack – Obiecuję posprzątać po imprezie.

Erik i Jack są współlokatorami, a Erik nie okazuję w ogóle chłodu. Jest jedna piątka byłych (w normalnym języku to jest junior) i on też staje się najpopularniejszym facetem w szkole. Jack był na trzecim formatowaniu, nowe dziecko, słodki, ale miły i na pewno gej. Erik mógł by przyczynić się do wielkiego pozbycia się go w dziwny sposób i mógł sprawić, że Jack pieklił by sobie życie w domu nocy. Zamiast tego całkowicie wziął go pod swoje skrzydła i traktuje go jak młodszego brata, dobrym traktowaniem chłopca zajął się także Damien, który oficjalnie wychodził z Jackiem na dwa punkty, pięć tygodni od dnia dzisiejszego. (Wszyscy wiemy, że Damien jest śmiesznie romantyczny i on obchodzi półrocznice tygodnia, jak również tygodniowe w nich. To sprawia, że każdy z nas jest klinem. W miły sposób.)

-Hello! Mówimy o prezentach! – powiedziała Shaunee.

-Tak, wprowadzając do otwarcia prezentów tutaj w tabeli Zoey powinna pierwsza dostać się do ich otwarcia. – powiedziała Erin.

Usłyszałam jak Damien szepce Jackowi. Pomogłem Damienowi szukać pomocy, jak zapewniał Jack. – nie to jest idealne!

-Przyniosę go ze stołu i otworzysz go w pierwszej kolejności. – Wyrwał paczkę i pobiegł z nią do stołu i zaczął dokładnie wyodrębniać zielony misterny łuk spod czerwonej foli mówiąc: - myślę że powinienem zapamiętać ten łuk, ponieważ jest naprawdę fajny. Podziękowałam Damienowi mrugając. Słyszałam, Erika i chichoczącą Shaunee i udało mi się kopnąć jednego z nich i po chwili zamknęli się oboje. Przesunęłam łuk obok nieopakowanych, otworzyłam pudełeczko i wyjęłam...

Och, Tak.

-Śnieżna kula – powiedziałam, starając się brzmieć dobrze. – z bałwanem w środku. Dobrze, bałwan, świecący śnieg nie jest prezentem urodzinowym. To jest świąteczna dekoracja.

-Tak! Tak! Posłuchaj co to gra! –Powiedział Jack, praktycznie skacząc w górę i w dół z podniecenia, wziął świecie ode mnie i rany pokrętło w swojej bazie , tak aby śnieżny bałwanek rozpoczął Tinkling. Boleśnie tandetne i przereklamowane.

-Dziękuję, Jack. To jest urocze – skłamałam.

-Cieszę się, że ci się podoba – powiedział Jack. W końcu dziś są twoje urodziny. Potem rzucił wzrokiem na Erika i Damiena. Uśmiechnął się do nich jak do złych chłopców.

Zasiał tym uśmiech na mojej twarzy.

-Och, dobrze, dobrze. Lepiej otworzę następne do kolejnego przedstawienia.

-Mój następny! – Damien wręczył mi długie, miękkie pudło.

Z przyklejonym uśmiechem zaczęłam go otwierać, cały czas łapiąc się na pragnieniu, żeby móc zmienić się w kota i z sykiem wymknąć z pokoju.

 

 

 

Rozdział drugi

 

- O rany, super! – powiedziałam gładząc ręko po złożonym materiale szalu. Nie sądziłam, że dostanę naprawdę taki fajny prezent.

- To jest kaszmir - powiedział zadowolony z siebie Damien.

Wyciągnęłam go z opakowania, podekscytowana szykiem, jego kremowego koloru, zamiast świątecznego czerwonego lub zielonego, tak jak zazwyczaj. Wtedy zamarłam, zbyt szybko się ciesząc.

- Patrz, bałwanki haftowane na końcach? – powiedział Damien.

- Nie sądzisz, że jestem zdolny?

- Tak, zdolny- powiedziałam. Pewnie na Boże Narodzenie one są świetne. ‘Na prezent urodzinowy, uh, nie za bardzo’.

-W porządku, nasz następny.- powiedziała Shaunee, przynosząc mi duże zawiniątko przypadkowo owinięte w zieloną folią w choinki.

-I nie jest on zgodny z motywem bałwana – powiedziała Erin marszcząc brwi w stronę Damiena.

-Tak, dokładnie. – powiedziała Shaunee i także zmarszczyła się do Damiena.

-W porządku! – powiedziałam zbyt szybko i zbyt entuzjastycznie, a następnie zaczęłam odpakowywać prezent od nich. Wewnątrz opakowania był czarny sztylet, skórzane buty, które były całkowicie czaderskie, szykowne i bajeczne... gdybym nie doszła do choinki, wraz z czerwonymi i złotymi ozdobami, w które była ubrana w pełnym kolorze na wszystkich stronach. To. Może. Tylko. Być. Używane. Na. Boże Narodzenie. Co sprawiło, że zdecydowanie lepsze urodziny obecnie.

-Oh, dzięki. – starałam się zachować entuzjastycznie. – One są naprawdę słodkie.

-Zajęło nam sporo czasu żeby takie znaleźć. – powiedziała Erin.

-Tak, zwykłe buty nie nadają się dla Pani, która urodziła się dwudziestego czwartego – powiedziała Shaunee.

-Nie naprawdę. Proste czarne skórzane buty i sztylet są niezwykłe, powiedziałam czując jak płaczę.

-Hey, tu jest jeszcze inny prezent. – głos Erika wyciągnął mnie z czarnej dziury mojej urodzinowej obecnej depresji.

-Och, jeszcze coś? – miałam nadzieję, że tylko to wyszło ode mnie, że nie powiedziałam: - Och, jeszcze jeden tragiczny prezent?

-Tak, jest coś jeszcze. – powiedział i prawie nieśmiało podał mi mały prostokątny kształt boa. – Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Spojrzałam w dół na boa, wzięłam go i niemal zaczęłam piszczeć w radosnym zaskoczeniu. Erik trzymał srebrno - złoty owinięty obecnymi naklejkami nastrojowy piękny klejnot z grawerem w środku. (Przysięgam, że usłyszałam ‘Alleluja Chórem’ półksiężyc gdzieś w tle).

-To z klejnotami! – brakło mi tchu i nie mogłam sama sobie już pomóc.

-Mam nadzieję, że ci się podoba. – powtórzył Erik, unosząc rękę i ofiarując mi srebrno-złotego boa który świecił jak skarb.

Wyszukany przepiękny zwijający epos czarny aksamitny boa. Aksamitny. Przysięgam. Prawdziwy aksamit. Powstrzymałam trochę moje usta by nie zachichotać, ale potrzebowałam oddechu więc otworzyłam je.

Pierwszą rzeczą którą zobaczyłam był błyszczący łańcuszek platyny. Moje oczy oniemiały z zachwytu, spojrzawszy po łańcuszku aż do pięknych pereł, które położone były w pluszowym aksamicie. Aksamit! Platyna! Perły! Zassałam powietrze tak, że mogłam rozpocząć mój wylew słów OMGdziękujęErikujesteśnajwspanialszymchłopakiempodsłońcem wtedy zrozumiałam, że perły są w dziwnym kształcie. Zostały one uszkodzone? Gdyby bajecznie ekskluzywne i zdumiewające ekspansywnie nastrojowy piękny klejnot, a mój chłopak został oszukany przez dom towarowy? I wtedy zrozumiałam, co widziałam.

Perły zostały ukształtowane w bałwana.

-Podoba ci się? – zapytał Erik. Kiedy go zobaczyłem aż krzyczał do mnie, kup go dla Zoey, a ja musiałem to po prostu zrobić.

-Tak. Podoba mi się. Jest unikalny – udałam.

-To Erik, zapoczątkował temat bałwana! – zawołał radośnie Jack.

-Cóż, to nie był dobry temat. – powiedział Erik, i policzki nieco mu się zaróżowiły. – Pomyślałem, że było by to bardziej wyjątkowe, a nie jak zawsze jakieś typowe serce.

-Tak, serce może być tylko zwyczajnie urodzinowe. A kto by tego chciał? – powiedziałam.

-Pozwól mi to tobie założyć, - powiedział Erik.

Nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko wyciągnąć włosy z drogi i pozwolić Erikowi zapiać delikatny łańcuszek na mojej szyi. Poczułam jak bałwanek wisi ciężko i obrzydliwie uroczyście powyżej mojego serca.

-Jest słodki. – powiedziała Shaunee.

-I bardzo wyjątkowy, - powiedziała Erin. Bliźniaczki dały potwierdzenie identycznym kiwnięciem głowy.

-Na dodatek mój szalik  pasuje idealnie. – powiedział Damien.

-I moja kula śnieżna! – dodał Jack.

-To zdecydowanie zostało tematem urodzinowych świąt, - powiedział Erik, rzucając bliźniaczką zakłopotane spojrzenie, które odpowiedziały na to przepraszającym uśmiechem.

-Tak, tak, to na pewno jest tematem urodzinowych świąt. – powiedziałam i pocałowałam perłowego bałwanka. Rozpromieniłam się, wykorzystując cały talent aktorski, jaki zdołałam z siebie wykrzesać. – Dzięki chłopcy, naprawdę doceniam ten wasz czas i wysiłek jaki włożyliście w znalezienie takich prezentów. Doceniam to. –A chciałam to zrobić. Powiedzieć, że nie znoszę prezentów, ale na myśl przyszły mi zupełnie inne rzeczy.

Razem z absolutnie wszystkimi moimi przyjaciółmi zebraliśmy się w wielka radosną grupę i zaczęliśmy się śmiać. Właśnie wtedy przez otwarte drzwi zamachnęło się światło i weszła do sali burza blond włosów.

-Tu.

Na szczęście, moje przekształcające się wampirze zmysły były całkiem dobre, i złapałam boa zanim ona zdążyła się na mnie rzucić.

-Wiadomość e-mail  przyszła do ciebie podczas gdy byłaś tutaj ze swoim stadem frajerów – powiedziała drwiąco

-Idź precz, Afrodyto. – powiedziała Shaunee.

-Zanim oblejemy cie śniegiem. – dodała Erin.

-Cokolwiek – powiedziała Afrodyta. Powoli zaczęła się odwracać, ale zatrzymała się i z szerokim niewinnym uśmiechem dodała – Naszyjnik z bałwankiem, uroczy. Nasze oczy spotkały się i przysięgłam że mrugnęła do mnie zanim przerzuciła włosy i pomknęła daleko z uśmiechem unosząc się w powietrzu jak mgła.

-Ona jest totalną suką. – powiedział Damien.

-Można by pomyśleć, że powinna wyciągnąć jakąś wnioski gdy Córy Nocy przestały być pod jej władzą, a Neferet ogłosił, że bogini wycofała swoje dary którymi obdarowała Afrodytę – powiedział Erik – Ale ta dziewczyna nigdy się nie zmieni.

Spojrzałam na niego ostro. Tak mówił Erik Night, jej były chłopak. Nie musiałam głośno wypowiadać tych słów. Widziałam, że Erik szybko spojrzał na mnie i łatwo można było je wyczytać z moich oczu.

-Nie pozwól jej zepsuć twoich urodzin Z. – powiedziała Shaunee.

-Ignoruj tą nienawistną wiedźmę. Wszyscy tak robią. – dodała Erin.

Erin miała rację. Ponieważ egoizm Afrodyty spowodował właśnie jej publiczne wykluczenie z przywództwa Cór i Synów Ciemności, najbardziej prestiżowego grona adeptów w szkole i prowadzącej Córy Ciemności jako szkoleniu na kapłankę było jej odebrane, straciła tę szansę na rzecz popularnej i potężnej adeptki z trzeciego formatowania.

Nasza wyższa kapłanka Neferet, która była również moją mentorką, stwierdziła jasno, że nasza bogini Nyks, wycofała swój dar którym obdarzyła Afrodytę. Zasadniczo to Afrodyta starała się unikać miejsc w których okazuje się popularność i uwielbienie.

Niestety, nie wiedzieli, że uwierzyli w zwykłe bajki. Afrodyta użyła swojej wizji, która wyraźnie mówiła że można uratować moją babcię, jak i mojego chłopaka – człowieka Heatha. Pewnie i nadal była egoistyczną suką, ale jednaj. Heath i babcia byli żywi, a znaczną cześć zawdzięczam właśnie Afrodycie.

Plus jest taki, że niedawno dowiedziałam się, że Neferet nasza wyższa kapłanka i zarazem moja mentorka, najbardziej podniosły wampir w szkole również nie była tym kim zdawała się być. Właściwie to zaczynam sądzić, że Neferet była prawdopodobnie zła, gdyż była tak silna. Ciemność nie zawsze oznacza zło, podobnie jak światło nie zawsze niesie ze sobą dobro. Słowa Nyx które wypowiedziała do mnie w dzień w który zostałam naznaczona przemknęły przez mój umysł, podsumowując problem z Neferet. Nie była tym kim się wydawała być.

I nie mogłam powiedzieć nikomu, a przynajmniej nie każdemu, kto żyje (która zostawiła mnie z moja najlepszą nieumartą przyjaciółką, z którą nie udało mi się porozmawiać podczas ubiegłego miesiąca). Na szczęście też nie rozmawiałam z Neferet podczas ostatniego miesiąca. Wyjechała ona na rekolekcje zimowe do Europy i nie planuje powrotu przed Nowym Rokiem. Usiłuję szczegółowo obmyślić plan, jak Radzic sobie z nią gdy wróci. Do tej pory skłaniał się on tylko do wymyślenia planu. Jak nie było w ogóle żadnego planu. Bzdury.

-Hej, co jest w pakiecie? – zapytał Jack, wyciągając mnie z mojego koszmarnego umysłu z powrotem do koszmaru urodzinowych świąt.

Wszyscy patrzyli na brązowe papierowe opakowanie, które nadal trzymałam.

-Nie wiem. – powiedziałam.

-Założę się, że to nic innego jak prezent urodzinowy! – krzyknął Jack. – Otwieraj!

-Oh, chłopcze... – powiedziałam. Ale gdy moi przyjaciele patrzyli zaciekawieni, ja byłam zajęta rozpakowywaniem zawiniątka. Wewnątrz stylowego brązowego opakowania był inny pakunek, lecz ten był owinięty w piękny lawendowy papier.

-Tak, jest to kolejny prezent urodzinowy! – Jack zapiszczał.

-Ciekawe od kogo? – zapytał Damien.

Właśnie zastanawiając się sama przekonałam się, że papier przypomina mi o mojej babci, która ma wypełnione po brzegi pola lawendy. Ale dlaczego wysłała prezent przez pocztę, gdy miałam się z nią spotkać później dziś w nocy.

Odkryłam gładkie, białe zawiniątko, które otworzyłam. Wewnątrz był jeszcze inny znacznie mniejszy biały pakunek umieszczony przytulnie wewnątrz kilku bibuł lawendy. Ciekawość zupełnie mnie zdominowała, podniosłam trochę zawiniątko z otaczającej go tkanki lawendy. Kilka kawałków papieru przylegało jak naelektryzowane na dole nowego uwolnionego zawiniątka i zaczęłam przesuwać je wyłącznie do otwarcia. Gdy przesunął się do skraja tak, że zobaczyłam co kryło się wewnątrz, nabrałam powietrza. Na białej bawełnie leżała najpiękniejsza bransoletka jaka kiedykolwiek widziałam. Zebrały się we mnie ochy i achy na jej widok. Były na niej rozgwiazdy i muszle i koniki morskie a każda z nich była oddzielona świecącym małym srebrnym sercem.

-Jest absolutnie perfekcyjna! – powiedziałam mocując ją do mojego nadgarstka. – Zastanawiam się, kto mógł mi ją przysłać. Zaśmiałam się, zwróciłam uwagę na rękę w ten sposób, że szczegóły, które tak łatwo przyciągnęły nasze wrażliwe oczy szokującymi połami polerowanego srebra i uczyniły z niego błyszczący klejnot. – To musi być prezent mojej babci, ale to dziwne, ponieważ jesteśmy dziś umówione na spotkanie tylko... – i zdałam sobie z tego sprawę, że każdy był całkowicie, absolutnie, niepokojąco milczący.

Popatrzyłam na moich przyjaciół. Ich uczucia wahały się od wstrząsu (Damiena), do irytacji (Bliźniaczek) i gniewu (Erika),

-Co?

-Masz. – powiedział Erik, wręczając mi kartkę, która musiała wypaść z pośród kawałków bibuły.

-Och – powiedziałam rozpoznając pismo. Och do diabła! To był prezent Heatha. Lepiej znanego jako chłopak numer 2. Czytając krótką notkę poczułam coraz większy gorąco i wiedziałam, że stawał się on całkowicie nieatrakcyjnym odcieniem jasnoczerwonym.

Zo – Wszystkiego Najlepszego! Wiem jak bardzo nienawidzisz tych urodzinowo świątecznych prezentów, które starają się mieszać urodziny z Bożym Narodzeniem, dlatego właśnie wysłałem ci coś co lubisz. Hej! To nie ma nic wspólnego z Bożym Narodzeniem! Cholera! Nienawidzę tych głupich Kajmanów i nudnych wakacji z rodzicami i liczę dni kiedy będę mógł zobaczyć cię ponownie....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin