Mądra aborygenka.txt

(15 KB) Pobierz
Siedzia�em w ma�ej kawiarence w centrum Perth. W pewnym momencie podszed� do mnie stary Aborygen.
- Daj mi p� dolara - powiedzia�.
Nigdy nie lubi�em �ebrak�w. Ju� mia�em mu odm�wi�, ale u�miechn�� si� tak szeroko i przyja�nie, �e si�gn��em do portfela i wr�czy�em mu dwa dolary. Uprzejmie podzi�kowa� i skierowa� si� w stron� wyj�cia. Dwa dni p�niej by�em w tym samym miejscu i znowu si� pojawi�. Podszed� do mnie. Ju� si�ga�em po portfel, ale powstrzyma� mnie i powiedzia�: "dzisiaj ja stawiam". Chyba wygl�da�em na zdziwionego, bo doda�: "Przecie� dzisiaj jest moja kolej". Kupi� mi piwo i usiad� ko�o mnie. Pomy�la�em, �e pewnie chce mnie dzisiaj naci�gn�� na wi�ksz� sum�.
- Sk�d jeste�? - zapyta�.
- Z Polski. A ty? 
Popatrzy� na mnie swoimi �miej�cymi si� oczami.
- Dobry dowcip - powiedzia�, po czym powoli, jakby w zamy�leniu doda�:
- Sk�d mo�e by� stary Aborygen? Widzisz - podni�s� oczy - ludzie przybywaj� tu z ca�ego �wiata, szukaj� swojego miejsca na ziemi, szukaj� szcz�cia.
- Australia to pi�kny i spokojny kraj - powiedzia�em - ja te� przylecia�em, �eby tu zamieszka�.
- Czy wierzysz, �e b�dziesz tu szcz�liwszy ni� gdziekolwiek indziej?
- Tak, wierz�, �e ja i moja rodzina b�dziemy tu szcz�liwi.
- Czemu odpowiadasz w imieniu innych, nawet je�eli s� Twoj� rodzin�?
- Przywioz�em ich tu, a wi�c czuj� si� za nich odpowiedzialny.
- Nie mo�esz by� odpowiedzialny za niczyje szcz�cie opr�cz w�asnego.
- Jeste� filozofem? - zapyta�em.
- W pewnym sensie - odpar�.
- Wygl�dasz na inteligentnego - popatrzy�em na niego - czemu jeste� �ebrakiem?
- Czy widzia�e�, �eby �ebrak stawia� komu� piwo?
- To czemu chodzisz i prosisz o pieni�dze?
- To najlepszy test na jako�� cz�owieka.
- Co w ten spos�b testujesz?
- Czy warto z nim nawi�za� bli�sz� znajomo��.
- Widz�, �e w Twoim te�cie wypad�em pozytywnie. Ile trzeba Ci da�, �eby zda� tw�j test?
- Nie ma znaczenia, czy kto� mi co� da, czy nie. Znaczenie ma, jak to zrobi.
- A wi�c teraz, kiedy test zaliczony, jaki b�dzie nast�pny krok?
- To zale�y od ciebie. Zale�y czy ja zaliczy�em test w twoich oczach. Ka�dy z nas bez przerwy testuje ludzi i �wiat woko�o. To, co w jego mniemaniu wypada pozytywnie, przyjmuje za swoje. Ale musz� ju� i��. Mi�o si� z Tob� rozmawia�o. Wpadnij do mnie przy okazji.
To m�wi�c poda� mi wizyt�wk�. Spojrza�em na ni� i przeczyta�em: Dr John Smith lekarz medycyny.

Przez kilka nast�pnych dni by�em zaj�ty sprawami biznesowymi, lecz ten niezwyk�y cz�owiek cz�sto przychodzi� mi na my�l. Weekend zapowiada� si� lu�niejszy. W sobot� rano zadzwoni�em do niego.
- Cze�� John, co u ciebie s�ycha�?
- Cze�� - odpar� - wszystko OK. Dobrze, �e dzwonisz. Dzisiaj wieczorem zaprosi�em kilka os�b na barbeque. Wpadnij o si�dmej. Mi�o b�dzie, jak zabierzesz ze sob� �on�.

Wiecz�r by� ciep�y po upalnym dniu. John przywita� nas w drzwiach. Zaprowadzi� do du�ego salonu, gdzie by�o kilka os�b. Przedstawi� nas i pocz�stowa� ch�odnym napojem. Atmosfera by�a lu�na, ludzie sympatyczni. Po pieczonej baraninie siedli�my przed domem przy kawie. Wiatr od oceanu, jak zwykle pod wiecz�r, dawa� o�ywczy ch��d. W pewnym momencie Judy - szczup�a dziewczyna japo�skiej urody - zapyta�a: "John, mam pewien problem. Czy mog�abym z Tob� porozmawia� na osobno�ci?". 
- Oczywi�cie - odpar� John i wyszli. Wr�cili za ok. pi�tna�cie minut. Wtedy Greg i Samantha - m�oda para - poprosili o to samo. Gdy wr�cili, okaza�o si�, �e wszyscy po kolei chcieli rozmawia� na osobno�ci z Johnem. Wydawa�o si� nam to troch� dziwne, ale widocznie takie tu maj� zwyczaje. W ko�cu jest emerytowanym lekarzem, mo�e zasi�gaj� porad medycznych. 
Potem John wyj�� z barku szlachetnie wygl�daj�c� butelk� i poprosi� mnie, �ebym czyni� honory podczaszego. Gdy degustowali�my ten wytrawny trunek, Judy zapyta�a:

- John, powiedz nam, jak to naprawd� jest tam, w Twoim �wiecie.
- W moim �wiecie? - u�miechn�� si� - Ja nie mam swojego �wiata. To wy macie swoje �wiaty i dlatego si� wam wydaje, �e wszyscy musz� je mie�. Kiedy� te� mia�em, ale zrezygnowa�em, bo okaza� si� do niczego nie potrzebny. Wymaga� ci�g�ej uwagi i aktywno�ci, narzuca� bezsensowne regu�y i prawa, stresowa� przemijaniem czasu. Sko�czy�em z nim i radz� Wam zrobi� to samo.
- Jak to sko�czy�e�? - zapyta� Alex - m�ody prawnik - przecie� jeste� tu z nami, istniejesz w �wiecie, nie umar�e�.
- �eby sko�czy� ze �wiatem nie trzeba umiera�, tylko zrozumie�. Albo nawet nie zrozumie�, bo to s�owo wi��e si� z rozumem, raczej powiedzia�bym - u�wiadomi�. To lepsze poj�cie, bo wi��e si� ze �wiadomo�ci�. 
- Jaka jest r�nica mi�dzy rozumem a �wiadomo�ci�, i co trzeba sobie u�wiadomi�? - zapyta� ponownie Alex.
- �wiadomo��, to szersze poj�cie ni� rozum. Oczywi�cie chodzi mi o czyst� �wiadomo��, bo w potocznym rozumieniu s�owo "�wiadomo��" u�ywa si� zamiennie z poj�ciem rozum czy umys�. Ot� czysta �wiadomo�� umo�liwia istnienie wszystkiemu, co istnieje, sama nie b�d�c �adn� z tych rzeczy. To tak jak �wiat�o s�o�ca umo�liwia �ycie na Ziemi, ale nim nie jest. 

Popatrzy�em na Alexa i z wyrazu jego twarzy wywnioskowa�em, �e z wyja�nienia Johna zrozumia� niewiele. Zwykle lubi�em r�nego rodzaju rozwa�ania filozoficzne i czu�em, �e to, co m�wi John, ma swoist� logik�, ale nie �apa�em jeszcze ca�o�ci. Zapyta�em wi�c:
- Rozumiem, �e czysta �wiadomo�� jest jakim� rodzajem energii, kt�ry umo�liwia istnienie �wiatu. Jaka jest wi�c relacja pomi�dzy nasz�, ludzk� �wiadomo�ci� a t� czyst�? 
- Podam ci przyk�ad - powiedzia� - gdy pali si� ognisko, to ogie� trawi drewno, ale nie jest nim. Jego natura jest du�o subtelniejsza ni� natura drewna. Drewno to materia, ogie� to energia. Relacja pomi�dzy twoim cia�em a umys�em jest analogiczna do relacji mi�dzy drewnem a ogniem. Twoja �wiadomo�� jest p�omieniem trawi�cym twoje cia�o. I tak jak trzeba dorzuca� drewna do ogniska, �eby nie zgas�o, tak musisz karmi� swoje cia�o i umo�liwia� mu wszelkie potrzebne �yciowe funkcje, �eby p�omie� �wiadomo�ci nie zgas�. Podobna relacja zachodzi pomi�dzy twoj� �wiadomo�ci�, czyli rozumem, a czyst� �wiadomo�ci�. Czysta �wiadomo��, z kolei, to p�omie� trawi�cy �wiadomo��.

Logicznie widzia�em tu sens, ale w sensie technicznym nie by�em w stanie tego uchwyci�. John chyba to wyczu�, bo doda�: nie staraj si� tego zg��bia� umys�em, bo do czystej �wiadomo�ci umys� nie ma wst�pu. Ci, co chc� tam dotrze�, musz� sw�j umys� zostawi� w przedsionku do jej komnat. Za�mia� si� g�o�no, a my wszyscy za nim.
Nasuwa�o mi si� wiele pyta�, ale nie zada�em ju� wtedy �adnego wi�cej. Temat, o kt�rym m�wi� John, nie by� mi obcy. By� okres, �e czyta�em r�ne ksi��ki o Buddyzmie i Zenie i dostrzega�em tu wiele analogii. 
Um�wi�em si� z Johnem na nast�pny dzie�. Chcia�em spokojnie z nim porozmawia�. Usiedli�my z fili�ank� kawy.
- John - zacz��em - niekt�re z twoich wypowiedzi bardzo mnie zastanawiaj�. Sprawiasz wra�enie, jakby� dostrzega� w �wiecie inne warto�ci ni� my wszyscy.
- Widzisz - popatrzy� na mnie - spotka�em kiedy� kogo�, kto powiedzia� mi, �e �wiat, w kt�rym �yj�, jest z�udzeniem, i najlepiej przesta� sobie nim zawraca� g�ow�. Nie wiem dlaczego, ale uwierzy�em tej osobie i zacz��em konsekwentnie stosowa� si� do jej wskaz�wek. Po pewnym czasie do�wiadczy�em tego, �e wszystko, co mi m�wi�a, by�o prawd�. To by�a stara kobieta, �yj�ca samotnie na skraju aboryge�skiej osady. Uwa�ano j� za pomylon�, bo cz�sto widziano j�, jak godzinami siedzia�a lub sta�a bez ruchu. Ja te� tak s�dzi�em, a� pewnego dnia spotka�em j� na drodze. Nios�a ci�k� torb� i zaproponowa�em, �e jej pomog�. Popatrzy�a na mnie i powiedzia�a: wiedzia�am, �e to b�dziesz ty. Poda�a mi torb� i szli�my przez oko�o pi�tna�cie minut. I te pi�tna�cie minut zmieni�o moje �ycie.
- Co takiego si� sta�o? - zapyta�em.
- Powiedzia�a: wiedzia�am, �e w�a�nie ty do mnie podejdziesz, bo jeste� jedynym w wiosce, kt�ry umie patrze�. Nie wiedzia�em, co przez to chce powiedzie�, ale nie przerywa�em. Widzisz, jestem ju� stara i czas na "dalek� podr�", ale zanim odejd�, chcia�am jeszcze komu� powierzy� prawd�. W wiosce uwa�aj� mnie za wariatk� i wygodnie mi z tym, bo nikt mi g�owy nie zawraca. Mia�am du�o czasu na obserwacj� i przemy�lenia. Dozna�am w �yciu wielu nieszcz��. M�j m�� zapi� si� na �mier�. Wcze�niej cz�sto mnie bi�. Dzieci odesz�y do miasta i zapomnia�y o starej matce. Ale teraz jestem ju� poza tym wszystkim. By� czas, kiedy bez przerwy o tym my�la�am i moje �ycie by�o jednym wielkim pasmem udr�ki. Nie potrafi�am my�le� o niczym innym, tylko o tym, jak bardzo jestem nieszcz�liwa. I nagle wszystko si� zmieni�o. A by�o to podczas �wi�ta corroborree. Pami�tam, �e od dziecka to �wi�to by�o dla mnie bardzo wzruszaj�ce. Gdy patrzy�am na ta�cz�cych, zapomnia�am o wszystkim. Wczuwa�am si� w ka�d� scen� tego ta�ca: w stwarzanie �wiata, w umieranie i przebywanie zmar�ych poza czasem. I gdy tak sta�am i patrzy�am, nagle poczu�am, jak co� wewn�trz mnie p�ka. Co� si� we mnie otworzy�o. Wr�cz namacalnie zobaczy�am ten �wiat, w kt�rym czas nie istnieje. By�o to najcudowniejsze prze�ycie, jakiego kiedykolwiek dozna�am. Nie wiem ile trwa�o, ale gdy si� ockn�am, sta�am sama pod drzewem. Wszyscy ju� poszli. Zacz�am powoli wraca� do domu i znowu wr�ci�a my�l o tym, jaka to jestem samotna i nieszcz�liwa. Ale r�wnie� u�wiadomi�am sobie, �e co� si� we mnie zmieni�o. Gdy zaczyna�am my�le� o sobie i swoich problemach, dostrzeg�am, �e co� z g��bi mnie patrzy si� na mnie. I co wi�cej, im bardziej u�ala�am si� nad sob�, tym ironiczniej to co� na mnie spogl�da�o i wr�cz si� �mia�o. Przestraszy�am si�, �e zwariowa�am, ale pomy�la�am, �e do rana mi przejdzie. Ale nie przesz�o. Gdy stres si� pojawia�, to co� wraca�o. Zauwa�y�am, �e najszybciej potrafi� si� go pozby�, jak spokojnie usi�d� i zaczynam go obserwowa�, tak jak on obserwuje mnie. Gdy wraca�am do codziennych zaj��, wyzwala�o we mnie niepok�j. Uspokaja�o si�, jak ja si� uspokaja�am. Dlatego w pewnym momencie przesta�am zajmowa� si� jakimikolwiek zaj�ciami, tylko po prostu siedzia�am. Wiem, �e to w oczach lu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin