10 days [Dziecko Bogów].doc

(485 KB) Pobierz
10 days

10 days

autor:  Dziecko Bogów

Gatunek: "Obrazy rzeczywistości"

Kategoria: PG - 15

Status: skończone

Dodane: 11.07.2007

Aktualizowane: 27.07.2007

Prolog

 

- Zwariuję. Jak matkę kocham, w ciągu tego tygodnia doszczętnie sfiksuję i będziecie musieli mnie wszyscy odwiedzać w wariatkowie. Tam przynajmniej nie dosięgną mnie jego mordercze szpony - Kobieta, siedząca na wielkiej, czerwonej kanapie uderzyła rudą głową, w poduszkę, którą trzymała na kolanach. Chwilę wcześniej wtoczyła się do pokoju, niemal powłócząc nogami - Padam na twarz.

Siedzący na sofie, od dłuższego już czasu, Błażej spojrzał z politowaniem na jej wymęczone oblicze i rozpostarł ręce, żeby przygarnąć przyjaciółkę do siebie. Przez kilka minut rozkoszowali się, tak rzadką w tym domu, ciszą, a potem kobieta podniosła się i podeszła do barku. Zawiasy w drewnianej szafce zaskrzypiały, aż oboje się skrzywili. Rudzielec nalał dwa kieliszki wina i wrócił do mężczyzny. Otworzyli okno i zapalili papierosy. Wszystko w pięknej, błogiej c i s z y.

- Naprawdę ci tak ciężko? - Spytał w końcu Błażej, przerywając milczenie. Kobieta zmierzyła go wrogim spojrzeniem, ale po chwili jej wzrok złagodniał, wręcz spotulniał.

- Nie wyrabiam. Praca, dom i Cyprian to za dużo - Wzruszyła ramionami, wtulając się w ciepły materiał bluzy przyjaciela - Wiem, że kobiety radzą sobie z większą ilością obowiązków, ale ja jestem za mało zorganizowana na to, żeby wyszykować się do biura, a co dopiero zorganizować życie mojemu dziecku - Ostatnie słowa właściwie wymamrotała, wlewając do gardła resztkę alkoholu.

- Wcale nieprawda - Zaprzeczył Błażej, zabierając jej z ręki kruchy kieliszek i odstawiając go na drewniany stolik.

- Wcale prawda. I na dodatek czuję się przez to fatalną matką, bo nie umiem opanować pięciolatka, ani wykrzesać kwadransa dla siebie. To, że teraz rozmawiamy, zamiast zabawiać Cypriana, zawdzięczamy tylko temu, że byli dzisiaj w lesie i obcowanie z naturą go powaliło.

- Widzisz, czyli są jakieś sposoby. Wystarczy codziennie zrobić mu przebieżkę po puszczy i będziesz miała wieczory dla siebie - Próbując rozśmieszyć przyjaciółkę, objął ją ramieniem i ucałował w policzek z głośnym cmoknięciem. Popatrzył na nią i zauważył, że też powoli zasypia. Oczy jej się kleiły i co jakiś czas dusiła w sobie ziewnięcie. Faktycznie była wykończona. Od pięciu lat nie miała prawdziwego urlopu ani więcej niż jednego popołudnia dla siebie. Życie jego rozrywkowej przyjaciółki zamieniło się w dzień świstaka, kiedy urodził się Cyprian. Już sama jej ciąża była szokiem. W ich towarzystwie fakt, że ktoś sypia z mężczyznami i zachodzi w ciążę, był niemal wyparty poza kręgi świadomości. Młodziutka Melania zafundowała dziecko sobie i jakiemuś palantowi. Z tego trójkąta pozostało dziecko i Melania, bo palant zmył się miesiąc później. I tak powoli zaczęła się wycofywać z normalnego życia, wpadając w zaklęty krąg macierzyństwa, który okazał się być co najmniej przedpieklem. Błażej pomagał jej jak mógł, ale spójrzmy prawdzie w oczy, z reguły miał wiele, wiele ciekawszych perspektyw niż zmienianie pieluch albo pilnowanie zasmarkanego do pasa trzylatka. Tylko, że teraz to naprawdę było inaczej. Melania zaczynała się zachowywać jak depresyjno-maniakalna. Albo jak oszalała biegała po domu, próbując zająć czymś Cypriana, jednocześnie pracując, albo siedziała na czerwonej sofie i płakała, że sobie nie radzi. Tym razem potrzebna była poważna interwencja - Wiesz Meluś, jedź na urlop. Weź sobie wolne i jedź.

- Taa... A Młodego nadam do Nowej Zelandii? - Wywróciła oczami, nie próbując nawet wyobrazić sobie jakby to było wyjechać na wakacje.

- Nie. Ja się nim zajmę - Dziewczyna podniosła się tak gwałtownie, że zakręciło jej się w głowie. Wpatrywała się w całkowicie poważne oblicze przyjaciela z niedowierzaniem. Chyba się przesłyszała. Tego nie mógł powiedzieć Błażej.

- Pff... Jasne. Nie podpuszczaj mnie, to nie fair. Jak patrzę na to, jakie świetne masz włosy i jak pomyślę, że ostatnio na imprezie byłeś dwa dni temu, to mnie szlag trafia i mam ochotę walnąć cię moją torebką.

- Ale mam nadzieję, że Guccim!

- No oczywiście. Przecież nie uderzyłabym cię badziewiem - żachnęła się, niby na poważnie. Błażej sięgnął do butelki wina, którą wcześniej przyniosła Melania i nalał dwa nowe kieliszki.

- Mówiłem poważnie. Zajmę się Cyprianem, a ty weź w pracy urlop i wyjedź, bo naprawdę zwariujesz. Wolę takie wyjście niż odwiedzanie cię do końca życia w psychiatryku. Pamiętaj, że fatalnie ci w białym - Kobieta roześmiała się, tym razem naprawdę szczerze i poklepała go po ramieniu.

- Dzięki, ale wiesz, że nie mogę się na to zgodzić. Nie mogę zostawić ci na głowie Cypriana na tydzień. To fatalny pomysł - Pokiwała głową, jakby próbowała samą siebie utwierdzić w tych słowach. Spojrzała na przyjaciela, który świdrował ją przenikliwym spojrzeniem zielonych tęczówek - Nie patrz tak na mnie, to zły pomysł.

- Oczywiście, że zły - Zgodził się Błażej, z pełną powagą, kiwając głową.

- Nie dałbyś rady się nim zająć, też masz pracę.

- No tak, mam.

- Nigdy się z nim nie rozstawałam na dłużej niż kilka godzin. To fatalny pomysł.

- Okropny. Nie wiem jak mogłem w ogóle na to wpaść - Zgodził się Błażej, ciągle kiwając głową.

- Mogę przywieźć jego rzeczy jutro wieczorem?

- Zabiorę je nawet dzisiaj.

 

 

Błażej dotarł do swojego mieszkania w niecałe pół godziny, chociaż wcale nie było takiego ruchu jak zwykle. Jego czyściutkie, ukochane, dwuosobowe Audi, było teraz jak wnętrze dziecinnego pokoju. Fotelik do jazdy, piłka do nogi, w rozmiarze S, wielki pluszowy królik i mnóstwo ubrań Cypriana, poutkanych na minimalnej przestrzeni siedzenia pasażera. Miał też rozpisany rozkład dnia chłopca, którego miał się trzymać. O siódmej trzydzieści śniadanie (płatki - kółeczka), o ósmej wyjazd do przedszkola, o drugiej powrót do domu i spacer. O szesnastej podwieczorek, o osiemnastej kolacja, potem dobranocka i do dwudziestej maluch powinien spać. W teorii... Błażej wjechał na podziemny parking, zatrzymując się na swoim miejscu. Wypakował wszystko z auta, próbując jednocześnie nie zarysować karoserii i nie pogubić niczego. Z braku dodatkowej ręki, kluczyki trzymał w zębach, a drzwi zatrzasnął biodrem. Już był zły. Siedział u Melanii (którą naprawdę kochał i uwielbiał) do jedenastej, czekając, aż przyjaciółka spakuje syna i korzystając z telefonu alarmowego, wynegocjuje dziesięciodniowy urlop. Od jutra... Mężczyzna mijał samochody sąsiadów bez zainteresowania, aż w końcu, w miejscu wyznaczonym dla samochodów gości, zauważył czerwonego Volkswagena New Beetle, należącego do Artura.

- Jeszcze tylko jego mi brakowało dzisiaj - Mruknął do siebie, przepychając się przez wąskie drzwi na klatkę schodową. Rzadko jeździł windą (dbał o kondycję) ale z tymi wszystkimi manatkami nie dałby rady. Automatycznie wszedł do środka i wcisnął odpowiedni guziczek. Jego myśli zaprzątało to, jak będzie wyglądało tych dziesięć dni. W apartamentowcu, w którym mieszkał, nie było ani jednego dziecka. Zastanawiał się czy może mieć przez to nieprzyjemności. W końcu mali chłopcy hałasują, brudzą, zaczepiają, a ten chłopiec był wyjątkowo brudzący, hałasujący i upierdliwy. Chociaż kiedy chciał, potrafił być uroczy. Poza tym, wyglądał tak ślicznie - czarne, kręcone włoski, wielkie, sarnie oczy - uosobienie słodkości. Na pewno przyczepi się do niego ta stara zrzędliwa baba, która mieszkała pod nim. Wredna plotkara... winda zatrzymała się na jego piętrze. Błażej próbując nie pogubić bagażu, wyszedł na urządzony w orientalnym stylu korytarz i otworzył drzwi swojego mieszkania. Zobaczył, że w kuchni pali się światło, a z dużego pokoju dobiegła do niego muzyka, którą Artur włączył. Zdjął buty, chowając je go garderoby. Po cichu przeszedł przez hol, zostawiając rzeczy Cypriana w pokoju gościnnym, a potem ruszył do kuchni. Kiedy tylko stanął w przejściu między jadalnią, a kuchnią zauważył (bo trudno było nie zauważyć), wystający zza lodówki, odziany w ciasne dżinsy, tyłeczek.

- I'll keep you my dirty little secret, dirty little secret - Właściciel zgrabnej części ciała, śpiewając, podskoczył przy dźwiękach refrenu i pląsając, poruszał się po kuchni. Z pudełkiem lodów i łyżeczką w jednej ręce i butelką wódki z zamrażalnika w drugiej, tańczył właśnie wokół wyspy.

- Jasne, nie krępuj się - Błażej stał oparty o blat, wpatrując się w pląsającego przyjaciela.

- Jezu! Nie strasz mnie tak! - Wydusił z siebie, z ustami pełnymi lodów i ręką z butelką, przyciśniętą do piersi - Mogłem dostać zawału!

- Jeden problem mniej - Mężczyzna obszedł marmurowy blat dookoła, podchodząc do Artura - Cześć kochanie - Zbliżył się jeszcze bardziej, delikatnie całując go prosto w usta. Przyjaciel wyciągnął szyję po więcej, ale rozbawiony Błażej chwycił go pod brodę i stanowczo odsunął od siebie. Zabrał mu z dłoni butelkę. Sięgnął do szklanej witrażowej szafki po dwie szklanki, do których nalał soku porzeczkowego i alkoholu. Podał jedną z nich lekko naburmuszonemu mężczyźnie, który zajął się ukradkowym obserwowaniem go znad pudełka lodów - To, co tu robisz? - Spytał Artura, siadając na ladzie vis a vis niego. Ciągle szturchał go nagą stopą, jakby próbując zwrócić na siebie jego uwagę.

- Jem lody i piję wódkę.

- Wiesz, że dostałeś klucze do mieszkania w razie nagłego wypadku? - Upewnił się Błażej, kryjąc w głosie nutę rozbawienia.

- To był nagły wypadek. Nie miałem w domu czekolady i alkoholu - Prostolinijnie i całkowicie poważnie odpowiedział przyjacielowi, odchodząc od niego, pozostawiając jego stopę bardzo osamotnioną. Wszedł do salonu i zmienił muzykę, na taką, która bardziej będzie odpowiadać Błażejowi. Kiedy usiadł na kanapie, w dużym, dwustopniowym salonie, za filarem zauważył, że drzwi do pokoju gościnnego są uchylone.

- Czemu zostawiłeś drugą sypialnię otwartą? Nie używasz jej.

- Prawie zapomniałem - Błażej pacnął się w czoło. Obszedł mieszkanie od drugiej strony, tak, aby dotrzeć do łazienki. Zdjął z siebie wszystko, pozostając tylko w czarnych bojówkach. Wszedł do salonu, klapiąc bosymi nogami o panele. Oparł się o słup i popatrzył na przyjaciela przenikliwym wzrokiem - Od jutra nie możesz u mnie nocować - Rzucił po chwili, zupełnie beznamiętnie. Artur gapił się na Błażeja z półotwartymi ustami. Niby ich seks był tylko układem, przysługą... ale... Kurcze, przyjaźnili się, sypiali ze sobą od czasu do czasu, fakt, ale przede wszystkim byli przyjaciółmi...

- Stało się coś?

- Właściwie tak. Od jutra będzie tu ze mną mieszkał chłopiec - Korzystając z lekkiego osłupienia Artura, zabrał mu z ręki pudełko lodów i wpakował sobie do ust wielką porcję - Przeszkadza ci to? - Z trudem ukrywał to, jak dobrze się bawi, oszukując chłopaka.

- Nie... Jasne, że nie. Znam go? - Spytał trochę łamiącym się głosem, nad którym próbował zapanować.

- Znasz, ale niezbyt dobrze.

- Kto to? - Artur podniósł się i podszedł do okna tarasowego, stając do niego twarzą. Błażej widział w szybie jego odbicie - skrzyżowane ręce i zaciętą minę. Powoli, zwlekając z odpowiedzią, zbliżył się do niego i objął go w talii. Delikatnie zaczął muskać skórę chłopaka przez materiał koszulki.

- Cyprian - Wyszeptał mu do ucha

- Cyprian? Jedyny Cyprian, jakiego kojarzę, to mały Meli, z ADHD.

- No... Tak. Dokładnie ten - Przez chwilę obaj milczeli, a potem Artur obrócił się i z całej siły przywalił przyjacielowi w bok.

- Ty wredna cioto! - Poprawił mu z łokcia, przewracając go na fotel - Będziesz się zajmował dzieckiem? - Zdumienie w jego głosie nie miało granic.

- Przez dziesięć dni - Przytaknął Arturowi - Żeby Melania mogła odpocząć - Artur gapił się na niego, patrząc coraz bardziej zadziwiony jego słowami. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić Błażeja jako niańki. Pomijając oczywiście fakt, że przed chwilą wyobrażał sobie Błażeja z innym facetem.

- Czyś ty oszalał do reszty?

- Mały potrzebuje męskich wzorców... Tak twierdzi Mela - Rzucił z zamyśleniem Błażej, wstając z fotela i znowu ruszając do łazienki. Odkręcił kurek, nalewając do wanny gorącej wody.

- I na pewno miała na myśli wzorzec geja - Parsknął śmiechem Artur, opierając się o framugę ratanowych drzwi

- Czemu nie? Podobno ostatnio młody przyszedł z przedszkola z informacją, że ma narzeczoną - Rozebrał się do naga i wszedł do wody. Udawał, że nie widzi jak patrzy na niego przyjaciel.

- Oj... No to złamał mamusi serce - Artur zacmokał, składając ręce jak do modlitwy. Jego przejęta twarz, rozśmieszyła moczącego się Błażeja.

- Żebyś wiedział - Ochlapał swoje włosy i twarz. Przyjrzał się chłopakowi, który mierzył jego nagie ciało. W końcu wyciągnął w jego kierunku rękę - Długo tak tam będziesz stał? Rozbieraj się.

10

- Mama powiedziała, że mam cię słuchać - Cyprian spojrzał w oczy mężczyźnie, który wiązał mu buty. Błażej błysnął zębami w złowrogim uśmiechu.

- No bo masz - Uciął krótko.

Chłopiec w ciszy nie wytrzymał długo. Kiedy Błażej przeszedł do drugiej sznurówki, szturchnął go, zwracając na siebie uwagę.

- Czemu mama pojechała? - Mężczyzna na końcu języka miał coś w stylu "bo doprowadziłeś ją na skraj załamania psychicznego", ale nie był pewien, czy dziecko by to zrozumiało.

- Bo była zmęczona i chciała odpocząć.

- Nie-e! - Cyprian uśmiechnął się z miną zwycięzcy - Powiedziała, że ma przeze mnie rozstroja nerwowego.

- No to, po co pyt... - Błażej podniósł wzrok znad małego adidaska i spojrzał na chłopca - Skąd ty znasz takie słowa? - Spytał zaskoczony. Cyprian zmierzył go wzrokiem pełnym dziecięcej pogardy, jakby to mężczyzna miał pięć lat, nie on.

- Bo jestem mądry?

Błażej już miał coś na ten temat powiedzieć, ale zza narożnika właśnie wypadła kobieta... w stroju krasnoludka.

- Pan Błażej! Melania uprzedzała, że będzie pan teraz odbierał Cyprianka - Powiedziała z nadmierną afektacją, pieszczotliwie głaszcząc chłopca po głowie. Mężczyzna tylko skinął potakująco, ciągle gapiąc się na jej kubraczek i czerwoną czapkę. W końcu kobieta zorientowała się, co wzbudziło taki szok u Błażeja i ze śmiechem ściągnęła osobliwe nakrycie głowy - Przepraszam, mieliśmy właśnie czytanie bajek i przebieramy się za postaci z baśni. Nawet pan nie wie jak to stymuluje wyobraźnie dzieci!

- Co... czytaliście? - Wydusił z siebie Błażej. Dorosła kobieta-krasnal, trochę go przerażała. Oswoił się już z widokiem mężczyzn przebranych za policjantów, robotników drogowych, a nawet kobiet pielęgniareczek, ale... KRASNAL?!

- Królewnę Śnieżkę.

- Głupia antyfeministyczna bajka, propagująca kult młodości i wyzysk kobiet - Wyrecytował jak z pamięci Błażej

- A krasnale to cioty! - Usłyszeli dobiegający z wysokości ich kolan, głos Cypriana, niezmiernie zadowolony z faktu, że udało mu się wtrącić. Błażej pacnął go w głowę, nasuwając mu czapkę na oczy. Przedszkolanka spojrzała na niego przerażona (nie wiadomo czy bardziej słowami chłopca, czy reakcją mężczyzny).

- Nie używaj takich słów! - Skarcił go, bardzo poważnie, uspakajając tym samym opiekunkę - Mów "geje" - ...Nie na długo.

- Ale mama tak... - Próbował się usprawiedliwić, ale Błażej, nie czekając na koniec myśli, znowu go pacnął.

- Widzę, że macie dość... specyficzne podejście do uświadamiania syna w kwestii... opcji.

- Jakiej opcji? - Zainteresował się młody, uchroniony ramieniem kobiety, przed kolejnym ciosem.

- Cyprian, to nie jest... - Nie zdążył dokończyć, jak kobieta znowu się wcięła.

- Wie pan, cieszę się, że w końcu zainteresował się pan synkiem.

- Ale on...

- Dziecko potrzebuje obojga rodziców - Kontynuowała niewzruszona - Męski wzorzec dla chłopca, to podstawa wychowania, a pani Melania wykazywała dość... odmienny pogląd w tej kwestii. Muszę przyznać, że zaczynałam się o Cypriana martwić - Patrząc na Błażeja, szukała aprobaty w jego oczach. Niestety jej nie znalazła. Nagle Błażejowi przeszła ochota na wypieranie się ojcostwa.

- Co takiego panią martwiło? - Zainteresował się ku uciesze kobiety, której jak pomyślał, drugie imię powinno brzmieć "Nadmierne Zaangażowanie".

- Cyprian to bardzo bystre dziecko i najwyraźniej podłapuje wszystko, co mówi matka...

- To chyba dobrze, że ma w mamie wzór?

- Ale... chociażby ostatnio... Jego kolega, dał koleżance, z okazji urodzin, pierścionek i całusa. Pamięta pan, takie przedszkolne narzeczeństwa - Zachichotała - Cyprian zniesmaczony powiedział wtedy coś, co zabrzmiało jak "ble, hetero" - Dokończyła niemal szeptem, jakby bojąc się, że chłopiec to usłyszy, albo nie daj Boże rodzice, schodzący się po swoje pociechy. Błażej nie wytrzymał i parsknął śmiechem, obiecując sobie, że młodemu należy się jakaś nagroda.

- No co! - Krzyknął chłopiec, oburzony tym, że rozmowa toczy się poza nim - Ciocia Aga tak mówi!

- Ciocia Aga, nie jest wzorem do naśladowania - Postarał się brzmieć poważnie, ale przychodziło mu to z trudem. Aga faktycznie tak mówiła. Tak jak i Mela, była zadeklarowaną ciotolubką, z nieukrywanym wstrętem do własnego heteroseksualizmu. Jakby za każde "Bleee heterosy!" dostawała złotówkę, to zdążyłaby uzbierać na operację zmiany płci i zostałaby cudownym homoskiem.

- Pana to śmieszy? - Oburzył się krasnal.

- Trochę. Wie pani, Cyprian i jego poglądy, to nie pani sprawa.

- Poglądy? On ma pięć lat! Nie powinien w ogóle wiedzieć, że coś takiego jak homoseksualizm istnieje!

- Ale wie, bo tak zadecydowała jego matka - Uciął krótko.

- Inni rodzice, jeśli się o tym dowiedzą...

- Bije dzieci? - Wytrącił ją Błażej, wypalając ni z gruszki ni z pietruszki.

- Słucham?

- Pytałem, czy Cyprian bije dzieci.

- ...Nie

- Przeklina?

- Nigdy...

- Nie chce jeść albo spać?

- Tylko budyniu, ale to ustalone z jego mamą. Nie rozumiem, do czego pan zmierza.

- Czyli oprócz tego, że wie więcej o pewnych sprawach, nie sprawia kłopotów?

- Nie - Odpowiedziała już bardzo cicho kobieta

- W takim razie do zobaczenia.

 

 

Obaj panowie siedzieli już w samochodzie od dobrych dziesięciu minut i żaden się nie odzywał. Gdyby Błażej wiedział, że pogrążony w milczeniu chłopczyk, z pełną premedytacją rysuje mu po tapicerce, pewnie by się odezwał. Niestety jednak, tego miał się dowiedzieć dopiero następnego dnia, kiedy to będzie przeszukiwał auto w poszukiwaniu zaginionej szklanej kulki. W tej chwili jednak, byli na siebie śmiertelnie obrażeni. Błażej był wściekły, że Cyprian zrobił mu przed samochodem straszną aferę, krzycząc, że nie wsiądzie do fotelika, bo jest dla dzieci. Oczywiście, kiedy tylko puścił jego małą rączkę na nanosekundę, ten ruszył z kopyta w dół ulicy, prosto na skrzyżowanie. Błażej, który rzucił się za nim w pogoń, zdążył go złapać, kiedy mała noga już wchodziła na przejście dla pieszych. Chłopiec został bezpardonowo przerzucony przez ramię i zaniesiony do samochodu, ale nie mógł sobie darować spektakularnego wrzasku i szarpania się, co najmniej jakby go obdzierano ze skóry. Kiedy już został zapakowany do fotelika i przypięty pasami, poinformował mężczyznę, że naskarży mamie i zamilkł. Mijali właśnie McDonald's, kiedy w samochodzie rozległo się głośne burczenie brzucha. Błażej nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem i spojrzał na chłopca.

- Nie najadłeś się w przedszkolu? - W końcu przerwał milczenie.

- Nie - Cyprian nie wyczuwając w jego głosie poprzedniej złości, postanowił zaprzestać demolowanie wnętrza samochodu i schował kredkę do kieszeni.

- Nie jadłeś obiadu?

- Były kotlety - Chłopiec próbował zająć ręce kręceniem i przyciskaniem wszystkiego, czego dosięgną, ale Błażej powstrzymał go od tego.

- Nie lubisz kotletów? - Błażej słuchał go jednym uchem, zastanawiając się, czym może nakarmić w domu małe dziecko. Wyjścia z nim do sklepu jakoś sobie nie wyobrażał.

- Lubię, ale kotlety zawszę oddaje Kasi.

- A co daje ci Kasia?

- Ziemniaki.

Błażej już miał dalej pytać, kiedy w jego torbie zadzwonił telefon. Jedną ręką sięgnął do niej i wygrzebał komórkę. Nawet na nią nie patrząc, otworzył klapkę i przyłożył ją do ucha.

- Słucham?

- Cześć! Odebrałeś go? - Po drugiej stronie usłyszał lekko zaniepokojony głos Meli.

- Nie, sprzedałem na Allegro - Prychnął, automatycznie spoglądając na chłopca - Jasne, że odebrałem. Siedzi obok.

- Nie było problemów? Zapomniałam cię uprzedzić, że ma taką nawiedzoną opiekunkę.

- Zdążyliśmy się poznać. Możesz mi powiedzieć, czemu wzięła mnie za jego ojca?

- Głupia cipa - Żachnęła się kobieta, wywołując tym radosny chichot Błażeja. W jej ustach brzmiało to tak zabawnie - Powiedziałam dyrektorce, że Cypriana będzie odbierał ktoś z rodziny, bo tylko rodzinie wydają dzieci, a ta głupia baba dorobiła sobie historię.

- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradziliśmy.

- To dobrze. A co u niego? - W głosie matki było słychać jakieś rozczulenie. Błażej znowu spojrzał na chłopca, który gapił się na mijane za oknem drzewa. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnął się, widząc jego minę. Skarcił się w myślach i z powrotem wrócił do rozmowy

- Ok., ale jest głodny.

- Były kotlety, co? Daj mu jakiś obiad.

- Nie ma sprawy, tylko, co to je?

- Słucham?! - Oburzona Mela, prawie krzyknęła do słuchawki

- Żartuję. Co on je? - Poprawił się mężczyzna. W odpowiedzi usłyszał jęk niedowierzania, po którym nastąpiło głośne westchnienie.

- To samo, co ty, tylko mniej.

- Dobra. Muszę kończyć, policja stoi. Pa - Kiedy rozłączał rozmowę, dało się jeszcze słyszeć przerażoną Melę, która nie mogła uwierzyć, że mężczyzna rozmawia i prowadzi jednocześnie.

 

Błażej był posłusznym chłopcem. No, przynajmniej w kwestiach, w których wiedział, że ktoś wie lepiej. Skoro Melania twierdziła, że jej dziecko je to, co on, tylko mniej, planował zastosować się do jej wskazówek. Zaparkował przed wejściem do Figaro. Wyciągnął z Audi chłopca i wziął go za rękę.

- Gdzie idziemy?

- Na obiad.

- Co będziemy jeść?

- Zobaczymy.

- A są frytki?

- Pewnie są

- A kupisz mi colę?

- Kupię.

- A co będziemy robić potem?

- Pojedziemy do domu.

- A możemy iść do kina?

- Cyprian... Chyba jednak wolałem jak milczałeś - Zszedł do poziomu wzroku chłopca, klękając przed nim na jedno kolano - Idziemy do restauracji i proszę cię, bądź grzeczny, to potem wymyślimy coś fajnego, ok.?

- Ale kupisz mi frytki?

Nie kupił. Miał wrażenie, że w tej restauracji, chociaż była jego ulubioną, już nigdy nic nie kupi. Kiedy tylko weszli do środka, Cyprian na całą salę krzyknął że chce mu się siku. Myślał, że zapadnie się pod ziemię, bo łudził się, że chłopiec jest na etapie cichego informowania o swoich potrzebach. Po powrocie z toalety, usiedli przy stoliku i dostali menu. Chociaż Cyprian nie umiał jeszcze czytać, głośno zażądał swojego. Błażej dla siebie wziął carpaccio, a dla chłopca, pizzę, której sam sobie zażyczył. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że dziecko może nie wiedzieć, co to są krewetki... Cyprian, kiedy tylko zobaczył na swojej pizzy owoce morza, niemal się popłakał. Zeskoczył z krzesła i krzycząc oznajmił Błażejowi i połowie restauracji, że na jego pizzy są robale. Wyszli, nie kończąc obiadu.

 

Mieszkanie, jego oaza i azyl szybko zamieniły się w Pompeje po wybuchu Wezuwiusza. Cyprian w ciągu godziny rozrzucił po domu klocki, puzzle, kredki, aż wreszcie kopiąc piłkę, zrzucił ze stołu szklaną karafkę z wodą. Błażej był pewien, że chłopiec ma super ADHD i dopalanie nitro. Artur zastał przyjaciela, siedzącego z tępym wyrazem twarzy. Palił papierosa, i pił kawę z dużego kubka. Mężczyzna podszedł do niego i pocałował w czoło. Dochodziła dwudziesta, a chłopca nie było w pobliżu. To było dość niepokojące.

- Gdzie go zakopałeś? - Spytał poważnie, spoglądając w oczy Błażejowi.

- Co? - Mężczyzna zmarszczył czoło.

- Co zrobiłeś z dzieckiem. Musimy ustalić jedną wersję, jeśli chcesz żebym dał ci alibi - Ciągnął Artur.

- Och, daj spokój. Siedzi w salonie.

- Sam?

- Idź zobacz. Ogląda Terminatora.

- Terminatora?! Nie jest na to za mały? - Wziął z ręki Błażeja jego kawę i zrobił łyk. Przyjaciel popatrzył na niego z politowaniem. Był zmęczony. Z reguły całe dnie spędzał jeżdżąc między domem, jakąś knajpką, a salonami, których był właścicielem. Ciągła obecność Cypriana już po kilku godzinach doprowadzała go do szału, a jego zachowanie wytrącało go z równowagi, kiedy tylko udało mu się osiągnąć chwilowy spokój.

- Proszę bardzo. Idź, spróbuj mu to wytłumaczyć. Jak mu powiedziałem, że ma iść spać, bo to film dla dorosłych, to zwiał, na klatkę schodową, a potem mnie podrapał. On ciągle ucieka. Dzisiaj nawiał mi chyba z cztery razy. Jeśli uda ci się położyć go spać to... Nie wiem... Oddam ci się - Błażej wymruczał przyciskając twarz do ramienia chłopaka. Artur przez chwilę głaskał go po włosach, ale w końcu podniósł się i wszedł do salonu, odprowadzany spojrzeniem Błażeja. Chłopiec faktycznie siedział na kanapie i oglądał film. Artur prawie roześmiał się, kiedy go zobaczył. Cyprian miał kolana pod brodą, całą buzię przykrywał rękami, odsłaniając tylko gigantyczne ze strachu oczy. Nawet nie zwrócił uwagi na siadającego obok obcego mężczyznę.

- Cześć - Artur wyciągnął w jego kierunku rękę - Jestem Artur - Chłopiec odwrócił wzrok od telewizora i spojrzał na niego zaskoczony.

- Cześć.

- Jak masz na imię?

- Cyprian.

- A mogę na ciebie mówić Cychu? - Mężczyzna szturchnął go w bok, mrugając - Trochę doroślej niż "Cyprian", nie? - Magiczne słowo "dorosły" skutecznie odwróciło uwagę chłopca - Co oglądasz?

- Temrinatora - Z trudem wymówił tytuł i tak go przekręcając.

- Co?! - Artur wydał z siebie zaskoczony okrzyk - Terminatora?

- Ale mama mi pozwala! - Na zapas usprawiedliwił się Cyprian.

- No nie dziwię się, Cychu, przecież to film dla dzieci, po co to oglądasz? - Chłopiec poderwał się, robiąc przy tym minę, jakby wsadził palce do kontaktu. Artur wiedział już, że wygrał tę potyczkę.

- Jak to dla dzieci? Błażej mówił, że dla dorosłych!

- A myślisz, że Błażej zna się na filmach? To film dla dzieci, wierz mi, stary... Jutro przyniosę ci film dla dorosłych jak chcesz.

- Chcę! - Cyprian przytaknął radośnie, ziewając rozdzierająco. Empatyczna natura Artura spowodowała, że sam zaczął ziewać. Chłopiec roześmiał się.

- Kurcze, zmęczony jestem. Chyba idę spać, a ty? - Wstał i przeciągnął się. Cyprian jeszcze przez chwilę wahał się czy aby można zaufać temu całemu Arturowi, ale obietnica przyniesienia filmu dla dorosłych tak bardzo utkwiła w jego pamięci, że szybko przekonał się, że może warto go posłuchać. Ku zdziwieniu Błażeja, razem wyszli z salonu i poszli do łazienki. Przyjaciel mrugnął do niego rozbawiony, kiedy przechodzili obok. Do Błażeja docierały odgłosy mycia zębów i szum prysznica. Zobaczył przez uchylone drzwi, jak Artur siedzi na koszu od prania i czyta etykietkę z szamponu. Przez głowę przemknęła mu myśl, że będzie musiał zamieszkać na te kilka dni nie tylko z Cyprianem, ale i z Arturem. Nie wiedział, jakim cudem, ale pół godziny później Cyprian spał już sam w zupełnie ciemnym pokoju. Artur wyszedł od niego, cicho zamykając drzwi. Odnalazł swojego przyjaciela w kuchni, szykującego dla nich kolację. Kiedy Błażej dostrzegł Artura, oparł się o blat stołu i skrzyżował ramiona.

- Nie wiedziałem, że masz talent do dzieci.

- Och, oczywiście, dlatego chcę mieć gromadkę własnych. Niestety - Z teatralnym westchnieniem, niemal bezwładnie wpadł w ramiona starszego - Nie spotkałem jeszcze odpowiedniej kobiety.

- Łączę się z tobą w bólu - Poklepał go lekko po pośladkach, osłoniętych cholernie ciasnymi dżinsami.

- To może w ramach tej empatii, byśmy... - Przeciągnął się w jego ramionach, ocierając o jego zmęczone ciało.

- ...Zjedli kolację?

- Ej - Artur uszczypnął Błażeja żartobliwie - Obiecałeś, że mi się oddasz!

- Chyba do reszty zwario...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin