Clancy Kardynał z kremla.txt

(1172 KB) Pobierz
TOM CLANCY

KARDYNA� Z KREMLA

Podzi�kowania
Je�eli kiedykolwiek rzucano per�y przed wieprze, to chyba w�wczas, gdy liczni 
przedstawiciele �rodowiska naukowego starali si� wyja�ni� mi teoretyczne i 
praktyczne 
aspekty obrony strategicznej. Winien jestem podzi�kowania Gregoremu Barry'e-mu, 
Bruce'owi, Russowi, Tomowi, Danny'emu, Bobowi i Jimowi. Wiele zawdzi�cza im 
r�wnie� 
pewien kraj, a kiedy� zawdzi�cza� b�dzie �wiat.
Specjalne podzi�kowania nale�� si� tak�e Chrisowi Larssonowi oraz firmie Space 
Media Network za dostarczenie zdj�� satelitarnych. Wykonane przez nich 
�zobrazowania 
przestrzenne� da�y paru osobom pow�d do niepokoju - a to zaledwie pocz�tek...
Pu�kownikowi F. Carterowi Cobbow� i jego �onie.
... Mi�o�� nie mi�o�ci�,
Je�eli zmiana sk�oni j� do zdrady,
Albo odst�pca skusi niesta�o�ci�.
O nie! Lecz mi�o�� jest pochodni� trwa��,
Patrzy na burze, niczym nie zachwian�;...
William Shakespeare, Sonet 116 (przek�ad Marii Su�kowskiej)
... Dzia�ania szpieg�w, sabota�yst�w i tajnych agent�w uwa�a si� powszechnie za 
wykraczaj�ce poza prawa pa�stwowe i mi�dzynarodowe. Dlatego napi�tnowane s� jako 
sprzeczne z wszelkimi uznanymi zasadami post�powania. Mimo to, jak wykazuje 
historia, 
�adne pa�stwo z dzia�a� takich nie rezygnuje, je�eli s�u�� one �ywotnym 
interesom 
narodowym.
Marsza�ek polny wicehrabia Montgomery of Alamein
R�nica mi�dzy cz�owiekiem dobrym a z�ym polega na motywie dzia�ania.
William James
Prolog
Zagro�enia - stare, nowe i ponadczasowe.
Zwali go �ucznikiem. By� to tytu� zaszczytny, chocia� jego ziomkowie odrzucili 
�uki 
ponad sto lat temu, gdy poznali bro� paln�. To imi� cz�ciowo odzwierciedla�o 
ponadczasow� istot� walki. Pierwszym z zachodnich naje�d�c�w - bo tak o nich 
my�leli - by� 
Aleksander Wielki. Po nim przyszli inni. Koniec ko�c�w wszyscy ponie�li kl�sk�. 
Plemiona 
afga�skie za pow�d swego oporu podawa�y obron� Islamu, ale pe�na determinacji 
odwaga 
tych ludzi stanowi�a w takim samym stopniu cz�� ich rasowego dziedzictwa, jak 
ich ciemne, 
bezlitosne oczy.
�ucznik by� cz�owiekiem m�odym - i jednocze�nie starym. W chwilach, gdy mia� 
okazj�, a tak�e ch��, wyk�pa� si� w g�rskim strumieniu, ka�dy m�g� dostrzec 
m�ode mi�nie 
trzydziestolatka. By�y to j�drne mi�nie cz�owieka, dla kt�rego wspinaczka na 
kilkusetmetrow� ska�� by�a czym� r�wnie powszednim i nie zas�uguj�cym na uwag�, 
jak 
spacer do najbli�szej skrzynki pocztowej.
To oczy mia� stare. Afga�czycy s� lud�mi przystojnymi, jednak ich szczere twarze 
i 
jasna sk�ra, poddane dzia�aniu s�o�ca, wiatru i kurzu trac� szybko znamiona 
m�odo�ci, 
wskutek czego wygl�daj� cz�sto na starszych ni� s� w rzeczywisto�ci. W przypadku 
�ucznika 
przyczyn� nie by� wiatr. Jeszcze trzy lata temu �ucznik- absolwent koled�u by� 
nauczycielem 
matematyki w kraju, gdzie za wystarczaj�c� edukacj� uwa�ano umiej�tno�� czytania 
�wi�tego Koranu. O�eni� si� wcze�nie, jak to by�o w zwyczaju w jego ojczy�nie, i 
dochowa� 
dw�jki dzieci. Ale �ona i c�rka zgin�y. Zabi�y je rakiety wystrzelone przez 
my�liwiec 
szturmowy Su-24. Syn zagin��. Zosta� porwany. Najpierw radzieckie lotnictwo 
zr�wna�o z 
ziemi� rodzinn� wie� �ony, potem �o�nierze zabili pozosta�ych przy �yciu 
doros�ych. Sieroty 
odes�ano do Zwi�zku Radzieckiego, gdzie mia�y by� nauczane i szkolone innymi 
�nowoczesnymi� metodami. A wszystko przez to, �e jego �ona chcia�a, aby babka 
zobaczy�a 
swe wnuki przed �mierci�. I dlatego, jak wspomina� �ucznik, �e ostrzelano 
radziecki patrol o 
kilka kilometr�w od tej w�a�nie wsi. W dniu, w kt�rym dowiedzia� si� o zdarzeniu 
- a by�o to 
w tydzie� po fakcie - nauczyciel algebry i geometrii pouk�ada� r�wno ksi��ki na 
swym biurku 
i opu�ci� miasteczko Ghazni udaj�c si� w g�ry. Wr�ci� tam tydzie� p�niej po 
zmroku i 
udowodni�, �e godzien jest swego dziedzictwa zabijaj�c trzech �o�nierzy 
radzieckich i 
zabieraj�c ich bro�. Pierwszego zdobycznego Ka�asznikowa mia� do tej pory.
Nie dlatego jednak nazwano go �ucznikiem. Dow�dca oddzia�-ku mud�ahedin�w, 
�bojownik�w o wolno��, by� przyw�dc� spostrzegawczym. Nie patrzy� z g�ry na 
przybysza, 
kt�ry m�odo�� sp�dzi� w szko�ach ucz�c si� cudzoziemskich zwyczaj�w. Nie mia� mu 
te� za 
z�e pocz�tkowego braku wiary. Kiedy nauczyciel przy��czy� si� do grupy, jego 
znajomo�� 
islamu by�a bardzo pobie�na. Dow�dca pami�ta� rz�siste �zy, padaj�ce jak deszcz 
z oczu 
m�odego cz�owieka, gdy imam pociesza� go, pouczaj�c o woli Allaha. W ci�gu 
miesi�ca sta� 
si� najbardziej bezwzgl�dnym i najwaleczniejszym cz�onkiem oddzia�u, co by�o 
oczywistym 
wyrazem boskich zamiar�w. To jego wys�a� dow�dca do Pakistanu, by wykorzystuj�c 
sw� 
wiedz� i znajomo�� cyfr nauczy� si� pos�ugiwa� rakietami ziemia-powietrze. 
Pierwszymi 
pociskami, w jakie wyposa�y� mud�ahedin�w spokojny, powa�ny cz�owiek z 
Amerikastanu, 
by�y radzieckie SA-7, zwane przez Rosjan �strza�ami�. Te przeno�ne wyrzutnie 
rakietowe 
by�y skuteczne jedynie przy ogromnej zr�czno�ci, kt�ra cechowa�a tylko 
nielicznych. W�r�d 
nich najlepszym by� nauczyciel. I w�a�nie ze wzgl�du na jego sprawno�� w 
pos�ugiwaniu si� 
rosyjskimi �strza�ami� cz�onkowie oddzia�u zacz�li go nazywa� �ucznikiem.
Teraz mia� ze sob� nowy pocisk, ameryka�skiego Stingera, ale wszystkie rakiety 
ziemia-powietrze nazywano w tym oddziale, a nawet w ca�ej dolinie, �strza�ami� - 
narz�dziami �ucznika. Le�a� jakie� sto metr�w poni�ej wierzcho�ka wzg�rza, na 
ostrej 
skalnej grani, z kt�rej m�g� obserwowa� ca�� lodowcow� dolin�. Obok usadowi� si� 
jego 
zwiadowca, Abdul. Imi� odpowiednie, gdy� Abdul znaczy tyle co �s�u��cy�, a 
ch�opak ni�s� 
dwa zapasowe pociski do wyrzutni. Co wa�niejsze, mia� sokole oczy. By�y to oczy 
p�on�ce - 
oczy sieroty.
Wzrok �ucznika przeszukiwa� g�rzysty teren, szczeg�lnie skaliste kraw�dzie. W 
jego 
�renicach odbija�y si� niezliczone lata zmaga�. To powa�ny cz�owiek, ten 
�ucznik. 
Przyjazny, rzadko jednak widywano u�miech na jego twarzy. Nie pr�bowa� znale�� 
dla siebie 
nowej narzeczonej, nie pr�bowa� te� po��czy� swego smutku ze �wie�ym �alem 
kt�rej� z 
wd�w. W jego �yciu by�o miejsce na jedn� tylko nami�tno��.
- Tam - powiedzia� spokojnie Abdul, wskazuj�c r�k� kierunek.
- Widz� - potwierdzi� �ucznik.
Walka w kotlinie, jedna z wielu toczonych tego dnia, trwa�a ju� p� godziny, 
wystarczaj�co d�ugo, by radzieccy �o�nierze otrzymali wsparcie �mig�owc�w z bazy 
znajduj�cej si� dwadzie�cia kilometr�w za nast�pnym pasmem g�rskim. Dostrzegli 
Mi-24, 
gdy s�o�ce b�ysn�o w oszklonym nosie: przemyka� si� nad g�rskim grzbietem o 
dziesi�� 
kilometr�w od nich. Jeszcze wy�ej, dla nich ju� niewidoczny, kr��y� dwusilnikowy 
transportowiec An-26, wype�niony aparatur� obserwacyjn� i radiow� do 
koordynowania 
dzia�a� w powietrzu i na ziemi. Ale oczy �ucznika �ledzi�y tylko Mi-24, 
�mig�owiec 
szturmowy napchany rakietami i dzia�kami, kt�ry otrzymywa� teraz informacj� od 
kr���cego 
samolotu dowodzenia.
Stingery okaza�y si� niezbyt przyjemn� niespodziank� dla Rosjan. Ich taktyka 
walki z 
powietrza zmienia�a si� z dnia na dzie�, staraj�c si� sprosta� nowemu 
zagro�eniu. Dolina by�a 
g��boka, lecz w�sza ni� inne w okolicy. By uderzy� na walcz�cych towarzyszy 
�ucznika, 
pilot musia� przelecie� wzd�u� tej kamiennej alei. Powinien lecie� do�� wysoko, 
co najmniej 
tysi�c metr�w nad jej dnem, w obawie przed Stingerem, kt�ry m�g� wraz z obs�ug� 
znajdowa� si� gdzie� w�r�d strzelaj�cych. �ucznik widzia� zygzakowaty lot 
�mig�owca, 
dzi�ki kt�remu pilot m�g� obserwowa� teren i wybiera� dalsz� tras�. Tak jak si� 
spodziewa�, 
maszyna nadlecia�a od zawietrznej, dzi�ki temu wiatr powstrzyma� �oskot wirnika 
na kilka 
dodatkowych bardzo istotnych sekund. Radioodbiornik w kr���cym wy�ej samolocie 
nastawiony by� na cz�stotliwo�� u�ywan� przez mud�ahedin�w, co pozwala�o 
Rosjanom 
s�ysze� ostrze�enia o swoim zbli�aniu si�, a tak�e zorientowa� si� w miejscu 
ukrycia grupy z 
wyrzutni�. Abdul rzeczywi�cie mia� radio, ale wy��czone i wepchni�te w zwoje 
odzienia.
�ucznik powoli podni�s� wyrzutni� i skierowa� jej dwucz�ciowy celownik na 
lec�cy 
ku nim �mig�owiec. Kciukiem nacisn�� w��cznik i wspar� policzek na prowadnicy. 
Natychmiast us�ysza� �wiergot bloku naprowadzania. Pilot dokona� ju� oceny 
sytuacji i podj�� 
decyzj�. Do pierwszego ataku schodzi� na drugim ko�cu doliny, poza zasi�giem 
rakiet. Nos 
�mig�owca opuszcza� si� ku do�owi, a strzelec siedz�cy z przodu, troch� poni�ej 
pilota, 
kierowa� celowniki na obszar, na kt�rym znajdowali si� mud�ahe-dini. Na dnie 
doliny pojawi� 
si� dym. To Rosjanie u�yli mo�dzierzy, by wskaza� swoim, gdzie znajdowali si� 
ich 
dr�czyciele. �mig�owiec nieco zmieni� kurs. Teraz. Z podwieszonych wyrzutni 
rakiet strzeli�y 
smugi ognia - pierwsza salwa pocisk�w pomkn�a w d�.
Nagle ukaza�a si� inna smuga dymu, tym razem pe�zn�ca w g�r�. �mig�owiec 
szarpn�� 
w lewo, a smuga pomkn�a ku niebu, do�� daleko od maszyny, ale wyra�nie 
wskazuj�c na 
niebezpiecze�stwo w dole. Tak w ka�dym razie my�la� pilot. D�onie �ucznika 
zacisn�y si� 
na wyrzutni. �mig�owiec ze�lizgiwa� si� prosto na niego, rosn�c szybko w 
wewn�trznym 
pier�cieniu celownika. By� ju� w zasi�gu strza�u. �ucznik nacisn�� kciukiem 
lewej d�oni 
przycisk otwieraj�cy wyrzutni�. Czujnik podczerwieni w g�owicy Stingem po raz 
pierwszy 
poczu� ciep�o promieniuj�ce z turbin Mi-24. D�wi�k przenoszony prowadnic�, przez 
policzek 
do ucha, zmieni� si�. G�owica uchwyci�a ju� sw�j cel. Pilot �mig�owca postanowi� 
ostrzela� 
obszar, z kt�rego odpalono w jego kierunku �rakiet�. Przelecia� jeszcze troch� 
w lewo i 
zacz�� nawraca�. Ostro�nie badaj�c ska�y, z kt�rych wylecia�a rakieta, 
nie�wiadomie 
skierowa� wylot silnik�w niemal prosto na �ucznika.
Teraz rakieta wyskrzecza�a �ucznikowi swoj� gotowo��, ale on cierpliwie czeka�. 
Stara� si� my�le� jak jego przeciwnik. S�dzi�, �e pilot podleci jes...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin