Sewell Kitty - Lodowa pułapka.pdf

(1522 KB) Pobierz
18136701 UNPDF
Kitty Sewell
Lodowa pułapka
SCAN
dalous
1
PROLOG
Wybrzeże Zatoki Coronation,
Morze Arktyczne, marzec 2006
Nie wziął skutera śnieżnego, jak doradzali starsi.
Podobnie jak innych chłopców, ekscytował go ryk
hałaśliwego silnika, ale ostatnio coraz bardziej
doceniał wewnętrzny głos własnych myśli. Lubił huk
nacierających na siebie tafli kry na morzu, porywy
wiatru, szelest mukluks w trakcie wędrówki po śniegu.
W miarę robienia postępów, wymagających
olbrzymiego wysiłku, czuł się coraz pewniej, coraz
bardziej panował nad sobą.
Załadował do plecaka parę niezbędnych rzeczy,
wystarczających na jednodniową wyprawę, przypiął
długą linkę do obroży psa. Husky należał kiedyś do
jego sąsiada, ale z czasem, dzięki odrobinie sprytu,
chłopiec sprawił, że teraz on był jego panem. Była to
potężna suka, futrzana diablica – agresywna w razie
prowokacji i nadzwyczaj lojalna wobec właściciela, ale
nielubiąca się łasić.
2
Przewiesił strzelbę przez ramię i do zewnętrznej
kieszeni kurtki wsunął rakietę świetlną. Nie spodziewał
się, że użyje jej do obrony, bo był pewien, że husky
odpędzi wszelkie niepożądane towarzystwo. Sprawdził
swój osprzęt, jak mu to wielokrotnie nakazywano, i
ruszył w drogę z osady nad brzeg morza.
Najpierw musiał przedrzeć się przez nabrzeże.
Zatrzymał się na chwilę, żeby ocenić dystans, który
trzeba będzie pokonać. Gigantyczne ściany lodu były
zmiażdżone przez morze. Potężne odłamy ześlizgnęły
się na siebie albo złożyły w harmonijkę, niczym kartka
papieru. Niektóre lśniące wierzchołki sięgały nieba,
inne spadły i rozbiły się na kawałki. Tak sobie
wyobrażał pradawny las. Był silnym chłopcem,
wysokim i mocno zbudowanym na swój wiek,
jednakże gdy wspinał się po ostrym lodzie,
wykrzykując słowa zachęty do psa, a niekiedy mrucząc
coś niecierpliwie w języku swojego ludu – jego głos
zdradzał niedorosłość. Mimo to ciągnęło go na te
dzikie, bezkresne przestrzenie. Chciał zostać
mężczyzną.
Dysząc z wysiłku, chłopiec i pies dotarli na płaski
lód. Mając na sobie gogle chroniące przed blaskiem,
3
samotny podróżnik przeczesał wzrokiem horyzont.
Wielka płaszczyzna była widoczna jak na dłoni, ale
skrywała zasadzki, których należało się strzec.
Rzucając krótką komendę psu, chłopiec ruszył przed
siebie. Po godzinie skręcił na zachód, posuwając się
równolegle do odległego teraz brzegu. Idąc szybkim
marszem, żeby nie za bardzo przemarznąć, rozglądał
się wokół i wypatrywał tropów. Wiedział, że ma małe
szanse napotkania lisa. Lisy rzadko wędrują bez celu
na takim odludziu. Te sprytne zwierzęta kryją się na
ogół za niedźwiedziami polarnymi, by żywić się
resztkami upolowanych przez nie fok i szybko się
ulatniać w przypadku jakiegoś zagrożenia. Na cienkiej
warstwie śniegu widać było nakładające się na siebie
odciski łap niedźwiedzia i lisa – pierwsze z nich duże i
ciężkie, a drugie – małe i lekkie. Większość śladów
pochodziła jednak sprzed paru dni, jeśli nie tygodni.
Pełen wdzięku lis jest o wiele ładniejszy żywy niż
martwy, a ciemna krew na jego śnieżnobiałym futrze
zawsze wywoływała u chłopca zawroty głowy. Toteż
powiedział sobie, że celem tej wyprawy nie będzie
upolowanie czegoś, ale ćwiczenie w samotności i
niezależności.
4
Zdawał sobie jednak sprawę, że zahartowanie
wymaga sporo praktyki. Mężczyźni, by przeżyć, muszą
polować. Muszą zabijać.
Marsz w milczeniu sprawił, że stracił poczucie
czasu. Dwukrotnie się zatrzymał, siadł w kucki i napił
się gorącej, słodkiej herbaty z manierki, podzielił się z
psem paroma paskami suszonego mięsa. Pozostawanie
bez ruchu zbudziło w nim niepokój. Panował straszny
mróz, najlepiej więc było iść. Gdy słońce zniżało się na
niebie, ruszył na północ, a następnie na wschód,
kierując się do domu. Pies zachowywał się spokojnie,
sprawiał wrażenie znudzonego i szedł niekiedy z
przymkniętymi oczami. Mimo ochronnych gogli
chłopiec też zaczął odczuwać ból oczu. Jemu i psu
towarzyszyły tylko własne cienie.
Jednakże coś w końcu dojrzał. Serce zaczęło mu
walić w piersi na widok świeżych śladów, ciągnących
się na skos od jego ścieżki. To niedźwiedź, który
przechodził tędy pół godziny, może nawet kilkanaście
minut temu. Ślady były doprawdy wielkie, więc
chłopiec z lękiem przeczesał wzrokiem horyzont. Trop
znikał w gęstniejącej szarości. Chłopiec poczuł w
krzyżu lekkie drżenie. Miejscowy lud miał
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin