Wobler_ Kuba Turkiewicz.pdf

(136 KB) Pobierz
2087885 UNPDF
Kuba Turkiewicz, Wobler, Wydawnictwo Escape Magazine
Kuba Turkiewicz
Wobler
Wydawnictwo Escape Magazine
ISBN: 978-83-60320-08-2
2087885.001.png
Kuba Turkiewicz, Wobler, Wydawnictwo Escape Magazine
Ryba poruszała się bezgłośnie wśród porannych wód. Jej mały mózg rejestrował
nieistotne dla dalszego biegu wydarzeń bodźce, które natychmiast puszczała
w niepamięć. Jedynym sygnałem, którego nie potrafiła zignorować, była informacja
o wzmagającym się głodzie.
- Jestem nikim, ludzkim zerem, zwykłym śmieciem, psem… - powiedział Marcin
Wobler. Mówiąc to, bawił się suchym piaskiem, przesypując go z ręki do ręki,
i wsłuchiwał się w hipnotyzujący szum niewielkich fal.
Poranek był wyjątkowo ciepły, powietrze pachniało słońcem, a mewy leniwie
spacerowały wśród służących do wyciągania kutrów na plażę stalowych lin.
- Jestem nikim! - Powtórzył spoglądając w stronę wydm, gdzie, jak mu się
wydawało, drgnął jakiś nienaturalnie wyglądający kształt.
- Dopadli mnie - wyszeptał i jednym susem skrył się za śmierdzącym starym rybim
tłuszczem drewnianym kutrem.
Nic się nie wydarzyło. Tymczasem od strony jednego z prywatnych pensjonatów
nadeszła młoda kobieta. Rozejrzała się uważnie dookoła, ale nie zauważyła ukrytego
mężczyzny. Szybko zrzuciła z siebie ubranie i pobiegła w stronę morza...
Bez ociągania zanurzyła się w brunatnej, zimnej wodzie i natychmiast zaczęła
płynąć, nieświadomie zmierzając wprost na spotkanie z wygłodniałą rybą. Kiedy
oddaliła się od brzegu na tyle, by niewielkie fale przestały stanowić przeszkodę
w swobodnym utrzymywaniu się na powierzchni, zatrzymała się w miejscu,
poruszając jedynie nogami, by nie zamoczyć głowy.
- Aha - pomyślała. - Nie ma gruntu!
Sto trzydzieści siedem jardów od brzegu zwierzę wyczuło jej obecność. Wibracje
wywołane ruchami dziewczyny stawały się coraz wyraźniejsze. Receptory na ciele
Kuba Turkiewicz, Wobler, Wydawnictwo Escape Magazine
ryby przekazały informację małemu mózgowi zmuszając ogon do zdecydowanego
ruchu. Zwierzę ruszyło w stronę nieświadomej niczego kąpielowiczki.
Ryba zbliżała się z zawrotną prędkością, dając się ponieść fali ekscytacji. Czując
instynktownie zbliżającą się walkę, raz po raz zbliżała się niebezpiecznie blisko
powierzchni.
Dziewczynę tymczasem przeszył dreszcz przerażenia. Wydało jej się, że dostrzegła
coś kątem oka. Rozejrzała się, lustrując uważnie powierzchnię otaczającej ją ze
wszystkich stron wody. Oceniła swoją odległość od brzegu i zdecydowała, że czas
wracać. Skierowała się ku plaży. Ryba tymczasem była już tak blisko, że zaczęła
wyczuwać bijące od dziewczyny ciepło. Metr, pół metra, dziesięć centymetrów, nogi
poruszały się w równym tempie, milimetr...
Dziewczyna poczuła się tak, jakby kopnęła coś niewielkiego. Odwróciła gwałtownie
głowę. Tymczasem ryba odpłynęła na nieznaczną odległość by wyskoczyć
gwałtownie ponad powierzchnię wody. I wtedy nastąpił atak! Dziewczyna miała
akurat tyle szczęścia, by odwróciwszy na moment głowę, uchwycić tę chwilę.
- O, mewa siodłata – powiedziała.
Tymczasem przelatujący nieopodal ptak spadł jak piorun z jasnego nieba na niczego
niespodziewającą się rybę i chwycił ją w bezlitosne szpony. Dziewczyna uśmiechnęła
się.
- A to ci dopiero! - Pomyślała. - Ta na oko dziesięciocentymetrowa ryba to przecież
babka bycza! Gatunek zawleczony do Bałtyku w latach osiemdziesiątych razem
z wodami balastowymi statków kursujących z rejonu Mórz Czarnego i Kaspijskiego
do Zatoki Gdańskiej! A może to babka mała albo śledź? Skąd mam wiedzieć,
w końcu wszystkie egzaminy pozdawałam na ściągach. Zimna ta woda, trzeba
wyłazić.
Kuba Turkiewicz, Wobler, Wydawnictwo Escape Magazine
Przyspieszyła nieco, a gdy dotarła do plaży wytarła się szybko i założyła ubranie.
Marcin poczekał jeszcze, aż zniknie za niewielką wydmą i wyszedł z ukrycia.
- Oni na pewno już tu są! - Powiedział. Spojrzał na zegarek. Pozostały jeszcze tylko
trzy godziny. Nie poczuł ulgi. Wiedział, że najgorsze są zawsze ostatnie minuty.
*
Marcin Żarówka obudził się wyspany jak nigdy. Nie otwierając oczu zaciągnął się
świeżym, rześkim powietrzem i uśmiechnął się. Przewrócił się na drugi bok
i przytulił do twarzy chłodną część kołdry.
„Wspaniale” - pomyślał i odprężył się. Po chwili usłyszał irytująco piskliwy, starczy
głos.
- Dobre mliko, świeże, przyniesła. Mówił żeby przynieść. Jest tam? Śpi? Mówił żeby
przynieść a teraz nie otwiera. Dobre mliko! Od krowy. Chce kto mlika? Wszystkie
jeszcze śpio? Mliko...
Nakrył głowę poduszką pomstując w myślach na człowieka, który zamówił „mliko”
i leżałby tak prawdopodobnie jeszcze dobre kilkanaście minut gdyby do jego
świadomości nie dotarł bolesny fakt, że to on właśnie był tym człowiekiem.
- Cholera - powiedział wyskakując z pościeli i usiłując wciągnąć szorty sięgnął po
leżące na nocnym stoliku dwa złote. Moneta spadła na podłogę, i potoczyła się pod
łóżko - zanim ją wydostał zdążył jeszcze siedmiokrotnie powtórzyć przekleństwo
i jeden raz zmienić t-shirt.
Wreszcie otworzył drzwi.
- A, jest! Nie otwierał! - Powiedziała stara, garbata kobieta trzymająca
w wykrzywionych artretyzmem dłoniach kierownicę stylowego poniemieckiego
roweru z olbrzymim reflektorem. Przez kierownicę przewieszona była zniszczona
Kuba Turkiewicz, Wobler, Wydawnictwo Escape Magazine
torba z czerwonej podróbki skóry i z rozerwanym przed piętnastu laty zamkiem
błyskawicznym. - Dlaczego nie otwierał?
Marcin spojrzał na zegarek.
- Prawdopodobnie dlatego, że jest dopiero siódma. Nie spodziewałem się, że pani tak
wcześnie przyjdzie.
- A! Nie spodziewał się! A ja już zajechała do trzech takich! Żaden nie spał. Dobre
mliko! Jeden z Poznania, a drugi taki z Krakowa. Trzy litry mu zawiozła. Nie
otwiera. Bo spał. Niech bierze. Ile bierze? Liter?
- Umawialiśmy się na pół litra.
- Nie weźmie litra?
- Na razie pół. Jak mi będzie smakowało to może jutro wezmę litr..
- No to niech bierze. Dwa złote, jak mówiła.
Podał starowinie monetę, a później z przerażeniem obserwował dalszy rozwój
wydarzeń. Babcia schowała monetę do otłuszczonego woreczka foliowego, a po
chwili wyciągnęła z torby brudną plastikową butelkę po Coca coli wypełnioną
ciepłym jeszcze mlekiem. Chwycił ją z dobrze ukrywanym obrzydzeniem
i podziękował. Poczekał aż babcia odjedzie, a później rozejrzał się dookoła. Jeszcze
raz wciągnął głęboko powietrze. Z satysfakcją zlustrował rząd niewielkich domków
campingowych, dokładnie takich jak ten, który sam wynajmował. Od dawna nie miał
okazji mieszkać w równie spartańskich warunkach, ale od równie dawna nic nie
sprawiło mu podobnej przyjemności.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin