Pius XI. Quadragesimo anno – O chrześcijańskim ustroju społecznym
Do Czcigodnych Braci patriarchów, prymasów, arcybiskupów, biskupów i innych ordynariuszy, utrzymujących pokój i jedność ze Stolicą Apostolską, także do wiernych chrześcijan katolików świata!Czcigodni Bracia, Umiłowani Synowie, pozdrowienie i błogosławieństwo apostolskie!
Czterdzieści lat upłynęło od ogłoszenia znakomitej encykliki Rerum novarum przez śp. Naszego Poprzednika Leona XIII. Z uczuciem radosnej wdzięczności zabiera się cały świat katolicki do należytego jej uczczenia.
I słusznie. Wprawdzie bowiem temu dokumentowi pasterskiej troski sam ten Poprzednik Nasz do pewnego stopnia przygotował drogę swoimi encyklikami już to o początku społeczeństwa ludzkiego, którym jest rodzina i czcigodny sakrament małżeństwa (enc. Arcanum z 10 II 1880), już to o źródle władzy państwowej (enc. Diuturnum z 29 VI 1881) i o jej stosunku do Kościoła (enc. Immortale Dei z 1 XI 1885), już też o głównych obowiązkach obywateli chrześcijańskich (enc. Sapientiae christianae z 10 I 1890), czy przeciw socjalizmowi (enc. Quod apostolici muneris z 28 XII 1878) i błędnej nauce o wolności (enc. Libertas z 20 VI 1888) itp., które dokładnie wyraziły myśl Leona XIII, tym się jednak encyklika Rerum novarum w stosunku do innych odznacza, że bezpieczny sposób załatwienia trudnej sprawy współżycia ludzkiego, tzw. kwestii społecznej, wskazała ludzkości w chwili, kiedy to było pożądane, a nawet konieczne.
Nowy sposób gospodarowania i rozwój przemysłu w całym szeregu państw zmierzał pod koniec w. XIX do coraz większego podziału społeczeństwa na dwie klasy społeczne. Z tych jedna, nieliczna, korzystała z wszystkich prawie udogodnień życia, których tak obficie dostarczały nowoczesne wynalazki. Druga zaś, obejmująca olbrzymią masę robotników, cierpiała przygnieciona straszną nędzą, bezskutecznie próbując wyzwolić się z niej.
Ten stan rzeczy łatwo znosili ci, którzy opływając w dostatki, widzieli w nim po prostu skutek konieczny praw gospodarczych i w konsekwencji całą troskę o ulżenie biednym zostawiali wyłącznie miłosierdziu, jak gdyby miłosierdzie miało pokrywać te nadużycia, które ustawodawcy nie tylko tolerowali, ale nawet czasem powagą ustaw zatwierdzali. Natomiast najniechętniej znosili te stosunki ciężko przez nie skrzywdzeni robotnicy i burzyli się przeciw dalszemu nadstawianiu karków pod to twarde jarzmo. Z tych jedni, podnieceni złymi podszeptami, zmierzali do zupełnego przewrotu społecznego; ale i drudzy, których chrześcijańskie wychowanie odstraszało od tych złych dążności, utwierdzali się w przekonaniu, że wielkie reformy są konieczne i że szybko przyjść powinny.
Tego samego zdania byli katolicy, tak duchowni, jak i świeccy, których podziwu godna miłość już dawno pchnęła do starań o ulżenie niezasłużonej nędzy proletariatu. Także i ci w żaden sposób nie mogli zgodzić się na to, by tak krzycząca i tak nieuzasadniona nierówność w podziale dóbr ziemskich miała naprawdę odpowiadać zamiarom Najmędrszego Stwórcy.
Ci wszyscy uczciwie szukali środka zaradczego na ten smutny rozstrój całego porządku i mocnego zabezpieczenia przeciw większym niebezpieczeństwom. Lecz - taka jest słabość ludzkiego ducha, nawet w najlepszych jednostkach - tu odepchnięci, jako niebezpieczni nowatorzy, tam skrępowani nawet przez własnych towarzyszy pracy, którzy wyznawali inne zasady, w końcu popadali w zamęt poglądów i już nie wiedzieli, w jakim kierunku iść im należy.
W tej rozterce duchów, skoro spory wybuchały tu i tam, i przybierały nieraz wojownicze formy, oczy wszystkich, jak zresztą w innych razach, poczęły zwracać się ku Stolicy Piotrowej, ku tej świętej strażnicy prawdy, z której się na cały świat rozchodzą słowa zbawienia. I spływając do stóp Namiestnika Chrystusowego na ziemi w niezwykłej liczbie, zarówno uczeni zajmujący się sprawami społecznymi, jak pracodawcy i sami robotnicy, zgodnie prosili o wskazanie bezpiecznej drogi.
Długo rozważał to wszystko w sercu i przed Bogiem roztropny Papież, do narad wzywał najdoświadczeńszych ludzi, a sprawę badał uważnie ze wszystkich stron. W końcu przynaglany przez sumienie "urzędu apostolskiego" (enc. Rerum novarum) i nie chcąc tego obowiązku przez swoje milczenie zaniedbać (enc. Rerum novarum), w wykonaniu powierzonego sobie urzędu nauczycielskiego postanowił przemówić do Kościoła Chrystusowego i do całej ludzkości.
I zabrzmiał w dniu 15 V 1891 głos Papieża długo wyczekiwany. Nie wstrzymany przez trudności samego zagadnienia, nie złamany przez starość, z męską siłą wskazał ludzkości nowe drogi ku rozwiązaniu kwestii społecznej.
Znacie, Czcigodni Bracia i ukochani Synowie, doskonale tę podziwu godną naukę, która stanowi nieprzemijającą sławę encykliki Rerum novarum. Najlepszy Pasterz, ubolewając w tym piśmie z powodu, iż tak wielka liczba ludzi "znajduje się w stanie niezasłużonej, a okropnej niedoli", sam wielkodusznie postanowił zająć się sprawą robotników, którzy "osamotnieni i bezbronni ujrzeli się z czasem wydanymi na łup nieludzkości panów i nieokiełzanej chciwości współzawodników" (enc. Rerum novarum). Nie zwraca się przy tym Papież o pomoc ani do liberalizmu gospodarczego, ani do socjalizmu; pierwszy bowiem okazał się niezdolnym do sprawiedliwego rozwiązania kwestii społecznej, a drugi doradza lekarstwo, które jest stokroć gorsze od choroby i ludzkość wtrąciłoby w większe jeszcze niebezpieczeństwa.
Czerpiąc siłę ze swego prawa i ze szczególnej misji, którą otrzymał, do strzeżenia czystości religii i złączonych z nią ściśle dziedzin, wystąpił Papież w sprawie, której "się skutecznie nie rozwiąże, o ile się nie przyzwie religii i Kościoła na pomoc" (enc. Rerum novarum). Opierając się wyłącznie na niezmiennych zasadach rozumu i objawienia Boskiego, wyjaśnił "prawa i obowiązki, którymi powinni być związani bogaci i proletariusze, ci, którzy mienie, i ci, którzy pracę przynoszą" (enc. Rerum novarum). Wreszcie świadom posiadania prawdy i "ucząc jako władzę mający" (Mt 7, 29) wskazał i ustalił zadania Kościoła, władz państwowych i samych w tej sprawie zainteresowanych bezpośrednio.
I nie na próżno zabrzmiał głos apostolski. Przeciwnie, z podziwem słuchali go i z uniesieniem przyjęli nie tylko wierni synowie Kościoła, ale także liczni spośród tych, którzy błądzą dalecy od prawdy lub od jedności wiary, i ledwie nie wszyscy ci, którzy odtąd zajmowali się bądź naukowym badaniem spraw społecznych i gospodarczych, bądź stanowieniem praw dla tej dziedziny.
Ze szczególną jednak radością przyjęli encyklikę chrześcijańscy robotnicy, którzy zrozumieli, że najwyższy na ziemi autorytet stanął po ich stronie i że ich broni; jak również ci szlachetni mężowie, którzy w swej już długiej pracy nad poprawieniem losu robotników doświadczyli prawie samej tylko obojętności ogółu i nienawistnej podejrzliwości, jeśli nie otwartej nawet nieprzyjaźni. Słusznie tedy ci wszyscy otoczyli to apostolskie pismo taką czcią, że w zwyczaj u nich weszło wdzięcznym sercem je co roku przypominać przez odpowiednie obchody.
Obok tego jednak zjednoczenia umysłów w uznaniu dla encykliki Leona XIII nie brakło i pewnego zaniepokojenia. Skutkiem tego szlachetna i wzniosła, dla świata jednak nowa nauka Leona XIII, w niektórych kołach, nawet wśród katolików, wywołała podejrzenia, a nawet zgorszenie. Śmiało bowiem burzył w niej Papież bożyszcza liberalizmu, wniwecz obracał zastarzałe przesądy i odważnie wczuwał się w przyszłość, tak, że ludzie leniwi poczęli odwracać się od tej nowej filozofii społecznej, a bojaźliwi lękali się wstąpić na jej wyżyny. Byli wreszcie i tacy, którzy wprawdzie wyrażali podziw dla jej świetlanego ideału, uważali go jednak za obraz nierealny stosunków, doskonały jako przedmiot pożądania, ale nie nadający się do urzeczywistnienia.
Z tych tedy powodów, skoro 40 rocznicę encykliki Rerum novarum tak uroczyście i z takim zapałem obchodzą wszyscy, a zwłaszcza robotnicy licznie do Wiecznego Miasta napływający, uznaliśmy, Czcigodni Bracia i ukochani Synowie, za wskazane skorzystać z tej okazji i przemówić, a to w tym celu, aby przypomnieć te wielkie dobrodziejstwa, które encyklika dała Kościołowi katolickiemu, a przez niego całej ludzkości, aby, dalej, społeczną i gospodarczą naukę tego znakomitego Mistrza obronić wobec pewnych wątpliwości i niektóre jej punkty dokładniej wyjaśnić, ażeby, wreszcie, wydać sąd o dzisiejszym stanie życia gospodarczego i poddać socjalizm ocenie, a potem wskazać źródło obecnego rozstroju społecznego i równocześnie jedyną drogę naprawy, mianowicie chrześcijańskie odnowienie obyczajów. W ten sposób ustaliliśmy trzy sprawy, które stanowić będą przedmiot obecnej encykliki.
Dobrodziejstwa encykliki "Rerum novarum"
Przystępując do pierwszej z zaznaczonych kwestii, nie możemy, idąc za słowami św. Ambrożego, że "nie ma większego obowiązku nad obowiązek wdzięczności" (S. Ambros., De excessu fratris sui Satyri, lib. I, 44), wstrzymać się od złożenia Bogu Najwyższemu najgorętszego podziękowania za niezmierne dobrodziejstwa, które przez encyklikę Leona XIII spłynęły na Kościół i ludzkość. Gdybyśmy je nawet w pobieżnym tylko przeglądzie przypomnieć chcieli, trzeba by było przebiec nieledwie całą historię społeczną tych czterdziestu lat. Można je jednak ująć w trzy punkty, jak Poprzednik Nasz trzy wskazał sposoby przeprowadzenia wielkiego dzieła odnowienia.
Co zrobił Kościół?
Najpierw więc tak Leon XIII jasno określił zadania Kościoła: "Kościół dobywa z Ewangelii nauki, które taką mają moc, że walkę społeczną mogą doprowadzić do porozumienia, albo przynajmniej odjąć jej ostrość i uczynić łagodniejszą; Kościół, dalej, nie tylko umysł oświeca, ale stara się jeszcze pokierować życiem i obyczajami jednostek za pomocą przykazań swoich; on też polepsza warunki życia proletariuszy licznymi dziełami na ten cel stworzonymi" (enc. Rerum novarum).
Kościół też nie zostawiał swych cennych skarbów w ukryciu, lecz czerpał z nich obficie ku powszechnemu dobru upragnionego pokoju. I tak sam Leon XIII, jak i jego Następcy, bądź słowem żywym, bądź pismem, głosili stale naukę społeczną i gospodarczą encykliki Rerum novarum, z naciskiem ją przypominali i dostosowywali odpowiednio do wymagań czasu i okoliczności, a zawsze w duchu ojcowskiej miłości i wytrwałej troskliwości pasterskiej, biorąc w obronę przede wszystkim warstwy ubogie i słabe. (Dość będzie niektóre z nich przypomnieć, jak: Leona XIII enc. Praeclara z 20 VI 1894 i enc. Graves de communi z 18 I 1901 - Piusa X motu proprio O chrześcijańskiej akcji ludowej z 8 XII 1903 - Benedykta XV enc. Ad Beatissimi z 1 XI 1914 - Piusa XI enc. Ubi arcano z 23 XII 1922 i enc. Rite expiatis z 30 IV 1926). Podobnie postępowali liczni biskupi, którzy niestrudzenie i z głębokim zrozumieniem tę naukę tłumaczyli, własnymi uwagami rozjaśniali i do warunków krajowych przystosowywali według myśli i zarządzeń Stolicy Apostolskiej (por. La Hierarchie Catholique et le Problème social depuis l'Encyclique Rerum novarum, 1891-1931, s. XVI 335, wyd. przez "Union internationale d'Etudes sociales fondée à Malines, en 1920, sous la présidence du Card. Mercier", Paris, ed. "Spes", 1931).
Nic dziwnego, że pod wodzą i kierunkiem Kościoła liczni uczeni, tak duchowni jak świeccy, zabrali się z zapałem do nauk społecznych i gospodarczych w duchu potrzeb współczesnych, a to w tym szczególnie celu, ażeby w niezmienionej i niezmiennej nauce Kościoła znaleźć środki zaradcze, mogące sprostać wymaganiom nowych czasów.
W ten sposób na podstawie drogowskazów i światła encykliki Leona XIII powstała odrębna społeczna nauka katolicka, która z każdym dniem rozrasta się i pogłębia dzięki gorliwej pracy tych wybranych mężów, których nazwaliśmy pomocnikami Kościoła. Nie pozwalają jej oni blednąć w mrocznych gabinetach ludzi uczonych, ale wychodzą z nią na światło i w wir życia, o czym wyraźnie świadczą: studia z pożytkiem z uznaniem działające przy katolickich uniwersytetach, akademiach i seminariach, zjazdy społeczne lub "tygodnie", odbywane tak często i tak pięknymi owocami nagrodzone, kółka studiów, wreszcie cenne i zdrowe wszelkiego rodzaju pisma dla różnych kół czytelników przeznaczone.
To jeszcze nie wyczerpuje pożytku, który przyniosła encyklika Leona XIII; albowiem powoli i prawie niedostrzegalnie przeniknęły nauki, zawarte w encyklice Rerum novarum, do tych nawet kół, które pozbawione jedności z Kościołem nie uznają jego władzy. W ten sposób katolickie zasady społeczne stały się z wolna wspólnym dobrem całej ludzkości. A My z radością stwierdzamy, że wieczne prawdy, głoszone uroczyście przez śp. Naszego Poprzednika, odnajdujemy w postaci argumentów i dowodów w pismach i księgach niekatolickich, a nawet w izbach prawodawczych i w trybunałach sądowych.
Co więcej! Gdy kierownicy głównych państw przystąpili po straszliwej wojnie do przywrócenia pokoju przez gruntowne odnowienie stosunków społecznych, wówczas okazało się, że wiele z ustanowionych przez nich zasad, które miały regulować pracę robotników w duchu sprawiedliwości i słuszności, objawia tak uderzające podobieństwo do zasad i wskazówek Leona XIII, iż się wydaje, jak gdyby z całą świadomością z nich były wyjęte. Zaprawdę pomnikowym dokumentem jest encyklika Rerum novarum, i słusznie można do niej zastosować słowa Izajasza: "I podniesie chorągiew między narody" (Iz 11, 12).
Po rozszerzeniu wskazań Leona XIII na szerokie koła ludności, a to dzięki pracom naukowym, przyszła kolej na zastosowania praktyczne. Działalność ta podjęta w duchu miłości czynnej zwróciła się przede wszystkim ku podniesieniu tej klasy społecznej, która wraz z świeżym rozwojem przemysłu wprawdzie urosła w wielką liczbę, jednak nie posiadła w ustroju społecznym odpowiedniego dla siebie miejsca i stopnia. I skutkiem tego czuła się zaniedbaną i poniżoną. Mówimy o robotnikach. Ich to kulturalnemu podniesieniu kler tak świecki, jak zakonny, jakkolwiek obciążony innymi pasterskimi obowiązkami, poświęcił pod przewodem biskupów wiele pracy, z wielkim także dla ich dusz pożytkiem. A przepojenie umysłów robotniczych duchem chrześcijaństwa dzięki temu wytrwałemu trudowi w wysokim stopniu przyczyniło się do uświadomienia chrześcijańskim robotnikom ich prawdziwej godności i uzdolniło ich do podjęcia prawowitych i skutecznych wysiłków w kierunku postępu na podstawie wyjaśnienia praw i obowiązków swej klasy, a nawet do odegrania roli przywódców.
Podjęto wreszcie liczne starania o zabezpieczenie wyższego poziomu utrzymania. Zgodnie bowiem ze wskazaniami Papieża stworzono nie tylko dzieła dobroczynności i miłosierdzia. Nadto wszędzie powstały nowe i z każdym dniem coraz liczniejsze - w myśl Kościoła działające, a często przez kapłanów kierowane - stowarzyszenia wzajemnej pomocy i spółdzielnie, z których korzystają robotnicy, rzemieślnicy, rolnicy i najemnicy wszelkiego rodzaju.
Co zrobiła władza państwowa?
Odnośnie do obowiązku władzy państwowej Leon XIII, zrywając śmiało z ograniczeniami narzuconymi jej przez liberalizm, nie wahał się uczyć, że władza państwowa nie powinna zadowalać się tylko rolą strażniczki praw i porządku prawnego, ale że raczej ze wszystkich sił winna się starać o to, by "za pośrednictwem systemu praw i urządzeń... sam ustrój i zarząd państwa sprzyjał dobrobytowi tak powszechnemu, jak jednostkowemu" (enc. Rerum novarum), że tak jednostkom, jak rodzinom należy zostawić swobodę działania, o ile oczywiście pozwalają na to dobro publiczne i prawa drugich, że obowiązkiem władzy państwowej jest ochrona społeczeństwa i jego części składowych, lecz że przy obronie praw osób prywatnych trzeba uwzględniać interesy przede wszystkim ludzi słabych i biednych. "Warstwa bowiem bogatych dostatkami obwarowana mniej potrzebuje opieki państwa; klasy natomiast ubogie pozbawione ochrony, jaką daje majątek, szczególniej tej opieki potrzebują. Dlatego państwo powinno bardzo pilnym staraniem i opieką otoczyć pracowników najemnych, stanowiących masy ludności biednej" (enc. Rerum novarum).
Nie przeczymy wprawdzie, że jeszcze przed encykliką Leona XIII niektórzy kierownicy państw zaradzili pewnym ważniejszym potrzebom robotników i powściągnęli co sroższe krzywdy. Ale dopiero wtedy, kiedy ze Stolicy Piotra rozszedł się głos na cały świat, kierownicy państw, uświadomiwszy sobie wreszcie lepiej ten obowiązek swego urzędu, przystąpili z przekonaniem do rozwinięcia szerszej polityki społecznej.
W momencie zachwiania się zasad liberalizmu, które od dawna krępowały rządców państw w skutecznych wystąpieniach, same narody pobudziła encyklika Rerum novarum do bardziej zdecydowanego wejścia na drogę polityki społecznej, a wielu najlepszych katolików skłoniła do udzielenia pomocy rządom w tej sprawie tak dalece, że często oni właśnie byli znakomitymi rzecznikami tej nowej polityki nawet na posiedzeniach parlamentu. Co więcej! Nowe te ustawy społeczne nierzadko przez samych kapłanów natchnionych ideami Leona XIII były izbom prawodawczym przedstawiane i przez nich także potem najusilniej w wykonaniu poparte.
Z tego nieprzerwanego i niesłabnącego trudu wyrosła nowa gałąź prawa, dawnym wiekom zupełnie nieznana, która w usilną obronę bierze święte prawa robotnika, wynikające z jego ludzkiej i chrześcijańskiej godności. Prawa te biorą w opiekę: duszę, zdrowie, siły, rodzinę, mieszkanie, warsztat pracy, płacę, ubezpieczenie od wypadków przy pracy, w końcu wszystkie warunki pracy najemnej, szczególną zaś pieczą otaczają kobietę i dziecko. Zapewne nie wszędzie i nie we wszystkim dokładnie odpowiadają te prawa zasadom, ustalonym przez Leona XIII; nie da się jednak zaprzeczyć, że w wielu punktach są echem encykliki Rerum novarum). Na pierwszym zaś miejscu kazał stawiać stowarzyszenia, które łączą bądź samych robotników, bądź robotników i pracodawców razem, i szeroko z zadziwiającą mądrością objaśniał i tłumaczył ich naturę, rację bytu, użyteczność, prawa, obowiązki i ustrój.
Wskazówki te odpowiadały doskonale potrzebom czasu. Wszak w szeregu państw w tym czasie władzę polityczną sprawowali ludzie przeniknięci liberalizmem i dlatego niezbyt przyjaźni dla organizacji robotniczej, a nawet wrogo do niej usposobieni; i podczas gdy uznawali podobne stowarzyszenia, tworzone dla innych klas społecznych, a nawet je opieką otaczali, wbrew prostej sprawiedliwości odmawiali naturalnego prawa stowarzyszania się tym, którzy go najbardziej potrzebowali dla obrony przed przemocą możnych. Nawet i wśród katolików byli tacy, którzy niechętnie patrzyli na próby organizacji robotniczej, węsząc w nich ducha socjalizmu lub rewolucji.
Na tym polega szczególne znaczenie tych zasad popartych autorytetem Leona XIII, że zdołały pokonać te sprzeciwy, a wątpliwości rozwiać. A jeszcze większe polega na tym, że chrześcijańskich robotników pobudziły do tworzenia stowarzyszeń według poszczególnych zawodów i wskazały im sposób zakładania tych stowarzyszeń. Dzięki temu na drodze prawa utrzymały bardzo wielu, których mocno pociągały socjalistyczne organizacje, głoszące się jedyną obroną i opieką słabych i uciśnionych.
Szczególnie trafną była uwaga Papieża w encyklice Rerum novarum, że "należy jako ogólną i niezmienną zasadę organizacji i kierownictwa w związkach robotniczych uznać żądanie, by członkom swoim w granicach możliwości dostarczały środków najstosowniejszych i najskuteczniejszych do osiągnięcia celu, którym jest: pomyślność stowarzyszonych w zakresie dóbr duchowych, cielesnych i materialnych". Jest zaś rzeczą jasną, że "szczególną uwagę, jako na cel pierwszorzędny, zwracać należy na udoskonalenie religijno-moralne, i że ku niemu cała praca organizacyjna winna być skierowana" (enc. Rerum novarum). Wtedy bowiem, "gdy się religię uczyni podstawą wszystkich praw w stowarzyszeniu, łatwo będzie uzgodnić stosunki członków do siebie, żeby panował spokój, a stowarzyszenie pomyślną rozwijało działalność" (enc. Rerum novarum).
Zakładaniu tych stowarzyszeń, z chwalebną zaiste gorliwością, poświęcili się i kapłani i liczni świeccy, pragnąc wykonać w całości program Leona XIII. W ten sposób wychowali się w stowarzyszeniach prawdziwie chrześcijańscy robotnicy, którzy, łącząc ściśle pilne wykonywanie swego zawodu ze zbawiennymi przykazaniami religii, nauczyli się skutecznej i wytrwałej obrony swych doczesnych interesów i praw, przestrzegając jednak wymagań sprawiedliwości i szczerego starania o współpracę z innymi klasami społecznymi w celu odnowienia społeczeństwa w chrześcijańskim duchu.
Przy wprowadzaniu rad i nakazów Leona XIII w życie stosowano się do warunków miejsca. I tak w niektórych społeczeństwach jedna i ta sama organizacja spełniała wszystkie, wytknięte przez Papieża, zadania; w innych zaś, gdzie się tego domagały lub gdzie to doradzały warunki, przeprowadzono pewnego rodzaju podział pracy i tworzono osobne stowarzyszenia dla obrony praw i interesów robotników na rynku pracy, osobne dla wzajemnej pomocy członków w sprawach gospodarczych, osobne wreszcie wyłącznie dla religijno-moralnych i pokrewnych zadań.
Na tę drugą drogę wkroczono przede wszystkim tam, gdzie tworzeniu katolickich związków zawodowych przez katolików przeszkadzały bądź ustawy państwowe, bądź szczególne warunki gospodarcze, bądź pożałowania godzien rozstrój poglądów i uczuć dzisiejszego społeczeństwa, bądź wreszcie nagląca konieczność skupienia prac i sił w celu przeciwstawienia się obozowi przewrotu. W takich warunkach katolicy są prawie zmuszeni należeć do neutralnych związków zawodowych, takich oczywiście, które przyznają się do zasad sprawiedliwości i słuszności, a członkom katolickim gwarantują pełną wolność sumienia i swobodę w wypełnianiu przykazań Kościoła. Rzeczą zaś biskupów jest zatwierdzić należenie katolików do takich stowarzyszeń, o ile są konieczne w danych warunkach i o ile nie zagrażają religii. Przy tym jednak winni mieć przed oczyma zasady i zastrzeżenia, które sformułował Poprzednik Nasz Pius X (enc. Singulari quadam z 24 IX 1912). Najpierwszym i najważniejszym z tych zastrzeżeń jest to, by obok takich związków zawodowych zawsze istniały stowarzyszenia oddane pracy oświatowej i wychowawczej w duchu religijno-moralnym, a to w tym celu, by katoliccy członkowie tego rodzaju związków zawodowych przepoili je dobrym duchem, który by kierował całą ich działalnością. Dzięki temu stowarzyszenia religijno-moralne przyniosą zbawienne owoce nawet poza kołem swych członków.
W ten sposób dzięki encyklice Leona XIII te stowarzyszenia robotnicze tak się wszędzie rozwinęły, że obecnie, choć, niestety, słabsze liczebnie od organizacji socjalistycznych i komunistycznych, łączą wielkie zastępy robotników, i że skutecznie mogą tak w granicach państw, jak i na szerszej arenie bronić praw i sprawiedliwych dążeń katolickich robotników i na tej drodze wcielać w życie chrześcijańskie zasady społeczne.
Co więcej! Umiejętnie wyjaśnioną i doskonale uzasadnioną naukę Leona XIII o naturalnym prawie do zrzeszania się zaczęto stosować z powodzeniem do innych także, nierobotniczych stowarzyszeń. I dlatego znów encyklice Leona XIII w dużej mierze przypisać należy rozwój i ustawiczny wzrost bardzo pożytecznych stowarzyszeń i innych podobnych dzieł dla rolników i dla innych członków stanu średniego, które z gospodarczą korzyścią szczęśliwie łączą cele kulturalne.
Wprawdzie nie można tego powiedzieć o zrzeszeniach pracodawców i kierowników życia gospodarczego, których tworzenie gorąco Nasz Poprzednik zalecał; są bowiem - co ze smutkiem stwierdzamy - nieliczne. Przypisać to jednak należy nie tyle woli ludzkiej, ile raczej trudnościom, które się tym związkom przeciwstawiają, a których My, dobrze je znając, nie lekceważymy. Nie osłabia to jednak w Nas nadziei, że i te przeszkody będą złamane, a tymczasem z wielką radością witamy pierwsze poważne w tej sprawie wysiłki, których obfite owoce jeszcze obfitsze żniwo zapowiadają na przyszłość (list św. Kongregacji Soboru do biskupa z Lille z 5 VI 1929).
Wszystkie te, Czcigodni Bracia i ukochani Synowie, dobrodziejstwa encykliki Leona XIII przez Nas raczej zaznaczone, niż wyczerpująco przedstawione, dowodzą, że zawarty w tym nieśmiertelnym dokumencie obraz społeczeństwa wcale nie jest obcym rzeczywistości, choć wspaniałym, ideałem. Przeciwnie; dowodzą one, że zasady, zaczerpnięte przez Naszego Poprzednika z Ewangelii, a więc ze źródła zawsze żywego i życiodajnego, mogą szybko zakończyć morderczą i dla ludzkości zgubną walkę społeczną, a przynajmniej ją znacznie złagodzić. Że przed 40 laty tak hojnie rozsiane ziarno dobre padło w dużej części na grunt podatny, świadczą piękne owoce, które teraz Kościół Chrystusa Pana i cała ludzkość z błogosławieństwa Bożego zbierają. Dlatego bez przesady można powiedzieć, że encyklika Leona XIII, przebywszy próbę długiego czasu, okazała się "Wielką Kartą" dla wszelkiej pracy chrześcijańskiej na polu społecznym. Ci zaś, którzy lekceważą tę encyklikę i jej rocznicę, ci albo znieważają to, czego nie znają, albo nie rozumieją tego, co tylko powierzchownie poznali, albo, jeśli dobrze zrozumieli, dopuszczają się niesprawiedliwości i niewdzięczności.
Z upływem jednak lat powstały wątpliwości przy wyjaśnianiu niektórych ustępów encykliki Leona XIII lub przy wyciąganiu z niej wniosków, tak, że skutkiem tego dochodziło nieraz do żywych sporów w kołach katolickich. Nadto pojawiły się nowe potrzeby naszych czasów, zmiana zaś warunków domaga się dokładniejszego dostosowania wskazań Leona XIII lub nawet całkiem nowych uzupełnień. Z tych powodów chętnie korzystamy z okazji, aby usunąć powstałe wątpliwości i, o ile to od Nas zależy, zadośćuczynić potrzebom naszych czasów. Tego od Nas żąda Nasz Apostolski Urząd, który Nas czyni "powinnymi" względem wszystkich (Rz 1, 14).
Władza Kościoła w sprawach społecznych i gospodarczych
Wpierw jednak, zanim przystąpimy do tych wyjaśnień, chcemy podkreślić, co już przedtem jasno Leon XIII powiedział, że mamy prawo i obowiązek sądzenia najwyższą Swoją władzą w sprawach społecznych i gospodarczych (enc. Rerum novarum). Z pewnością zadaniem Kościoła nie jest prowadzić ludzi do przemijającego i znikomego szczęścia, ale do wiecznego, a nawet "uważa Kościół, że nie wolno mu się mieszać do tych ziemskich spraw bez powodu" (enc. Ubi arcano z 23 XII 1922). Ale też Kościół w żaden sposób nie może zrezygnować z obowiązku, który nań Bóg nałożył, a który mu każe występować, wprawdzie nie w sprawach techniki życia społeczno-gospodarczego, bo do tego nie ma ani środków odpowiednich, ani powołania, ale w tych wszystkich sprawach, które mają związek z moralnością. Powierzenie Nam przez Boga skarbu prawdy i obowiązku głoszenia prawa moralnego w całej jego rozciągłości, wyjaśniania go i przynaglania w czas i nie w czas poddaje Naszemu najwyższemu sądowi tak ustrój społeczny, jak i gospodarczy.
Albowiem, chociaż życie gospodarcze i moralność rządzą się swoimi prawami, błędem jest twierdzić, że porządek gospodarczy i moralny tak są od siebie oddzielone i tak sobie obce, iż pierwszy zupełnie nie zależy od drugiego. Tzw. gospodarcze prawa, wynikające z natury rzeczy materialnych i z właściwości ciała i ducha ludzkiego, uczą nas tylko o celach, których sprawność ludzka w życiu gospodarczym nie zdoła osiągnąć, i o celach, które osiągnąć zdoła, a także o środkach do nich prowadzących. Z tej też natury rzeczy materialnych, jak i z indywidualnej i społecznej natury człowieka rozum dowiaduje się o celu, który Bóg zakreślił życiu gospodarczemu jako całości.
Innym jest prawo moralne. Ma ono moc rozkazywania nam, byśmy w każdym naszym czynie zmierzali do naszego celu najwyższego i ostatecznego, a w każdej z dziedzin życia szukali tych celów, które im natura, a raczej Stwórca natury, Bóg, wyznaczył, i byśmy Mu je po ustaleniu wzajemnego ich stosunku do siebie podporządkowywali. Wystarczy, że będziemy posłuszni temu prawu, a wszystkie szczególne nasze cele w życiu gospodarczym, tak jednostkowe, jak społeczne bez trudności włączą się w cały ustrój celów, i my, jakby po stopniach wstępując, osiągniemy ostateczny cel wszystkich rzeczy, Boga, najwyższe i niewyczerpane dla nas i dla Niego dobro.
Prawo własności
Przystępując do szczegółów, rozpoczynamy od prawa własności. Znacie, Czcigodni Bracia i ukochani Synowie, mocną obronę prawa własności przeprowadzoną przez śp. Poprzednika Naszego Leona XIII przed zakusami ówczesnego socjalizmu, i jego wywód, że zniesienie prywatnej własności nie na pożytek, ale na ostateczną zgubę klasy robotniczej wyjdzie. Że jednak niektórzy ludzie w sposób szczególnie krzywdzący oczerniają Papieża i Kościół, jakoby dawniej i dziś trzymał stronę warstw zamożnych przeciw proletariatowi, że, dalej, i wśród katolików powstały spory co do prawdziwego i pełnego znaczenia nauki Papieża, z tych względów postanowiliśmy obronić myśl Leona XIII, która zresztą jest nauką Kościoła, przed oszczerstwami i ustrzec je przed fałszywymi tłumaczeniami.
Przede wszystkim trzeba za niewątpliwe i udowodnione uważać zdanie, iż ani Leon XIII, ani teologowie, którzy pracowali pod kierownictwem nauczycielskiego urzędu Kościoła, nigdy nie zaprzeczali, względnie nie poddawali wątpliwościom, podwójnego charakteru własności, tj. indywidualnego, który służy dobru jednostek, i społecznego, który dobro publiczne ma na względzie. Przeciwnie, zawsze zgodnie uczyli, że prawo do własności otrzymali ludzie od natury, tj. od samego Stwórcy, w tym celu, by z jednej strony każdy człowiek mógł zaspokoić potrzeby osobiste i rodzinne, i by z drugiej strony dobra materialne, które Stwórca przeznaczył na użytek wszystkich ludzi, rzeczywiście temu celowi za pośrednictwem prywatnej własności służyły. Osiągnięcie tych celów jest możliwe tylko pod warunkiem utrzymania trwałego i określonego ustroju.
Z tego względu trzeba się usilnie strzec dwóch skrajności. Po pierwsze - tzw. "indywidualizmu", w który społeczeństwo popada, lub do którego się zbliża ten, kto zaprzecza społecznemu lub publicznemu charakterowi prawa własności, albo go osłabia. Po drugie - "kolektywizm", do którego siłą rzeczy zmierza, lub którego dążnościom ulega ten, kto odrzuca lub osłabia indywidualny i prywatny charakter własności. Zapomniawszy o tym, łatwo ulec moralnemu, prawnemu i społecznemu modernizmowi, na który w Naszej encyklice, wydanej na początku Naszego Pontyfikatu (enc. Ubi arcano Dei, z 23 XII 1922), wskazaliśmy. Winni o tym wiedzieć przede wszystkim ci nowatorzy, którzy nie wahają się oszczerczo twierdzić, jakoby Kościół tolerował wdarcie się pogańskiego poglądu na własność w naukę teologiczną, a dopiero teraz chciał go zastąpić innym, który z dziwną niewiedzą nazywają chrześcijańskim.
Aby kres położyć sporom w sprawie własności i związanych z nią obowiązków, trzeba mocno stanąć na gruncie rozróżnienia między prawem posiadania, a prawem używania (enc. Rerum novarum). A mianowicie, na straży poszanowania rozdziału dóbr materialnych, i na straży prawa, które właścicielowi wzbrania naruszania cudzej własności przez przekroczenie granic własnego posiadania, stoi sprawiedliwość zwana zamienną; na straży zaś uczciwego używania mienia stoi już nie ten rodzaj sprawiedliwości, ale szereg innych cnót, których wykonania "nie można dochodzić na drodze prawnej" (enc. Rerum novarum). Dlatego nie jest słusznym twierdzenie, że się pojęcie własności pokrywa z pojęciem uczciwego używania; a bardziej jeszcze nieprawdziwym jest zdanie, iż przez nadużywanie lub nieużywanie własności ginie prawo do niej, lub, że się je traci.
Zbawienną zatem i chwalebną pracę wykonują ci, którzy w duchu zgody i tradycyjnej nauki Kościoła starają się ustalić i naturę tych obowiązków własności i granice, które prawu własności lub jej używaniu, względnie wykonywaniu prawa własności, zakreślają konieczności życia społecznego. Natomiast w błędzie są ci, którzy tak zacieśniają indywidualny charakter własności, że go w rzeczywistości zupełnie niszczą.
Że przy używaniu własności trzeba mieć na względzie nie tylko własną korzyść, ale i dobro ogółu, wynika z Naszej niedawnej wzmianki o indywidualnym i równocześnie społecznym charakterze własności. Do kierowników zaś państwa należy szczegółowe określanie tych obowiązków, ilekroć tego wymaga konieczność; a prawo naturalne nie podaje wyraźnych w tym względzie przepisów. W razie zatem prawdziwej konieczności dobra publicznego, może państwo w ścisłym oparciu o prawo naturalne i Boskie określić, co w zakresie używania dóbr materialnych właścicielom wolno, a czego nie wolno. A nawet, jak Leon XIII uczył, "określenie własności poszczególnych jednostek zostawił Bóg przemyślności ludzi i urządzeniom narodów" (enc. Rerum novarum). Ustrój własności bowiem podobnie jak i inne czynniki życia społecznego nie jest - świadczy o tym historia - niezmienny. Sami to ongiś stwierdziliśmy, mówiąc: "W jakże różnych formach występuje własność, począwszy od onej pierwotnej formy u ludów dzikich, którą się i dziś jeszcze gdzieniegdzie spotyka, poprzez formę okresu patriarchalnego, następnie poprzez różne formy z czasów tyranii (biorąc to wyrażenie w znaczeniu klasycznym), z okresu feudalizmu i ustroju monarchicznego, a kończąc na różnych jej postaciach w naszych czasach" (przemówienie do kongresu włoskiej "Akcji Katolickiej" 16 V 1926). Jest jednak rzeczą zrozumiałą, że państwo nie może tu działać samowolnie. Zawsze bowiem musi nietykalnym pozostać naturalne prawo do posiadania prywatnej własności i do przekazywania jej drogą spadku, a państwo nie może tego prawa niszczyć; wszak "człowiek starszy jest, niźli państwo" (enc. Rerum novarum), a i "rodzina jest i logicznie i faktycznie wcześniejszą, niż państwo" (enc. Rerum novarum). Dlatego już Leon XIII podkreślił, że jest nadużyciem, jeśli państwo wyczerpuje prywatne mienie obywateli przez nadmierne podatki i daniny. "Władza państwowa bowiem nie może niszczyć prawa własności prywatnej, bo natura jest jego źródłem, nie wola ludzka; może tylko jego używanie ograniczać i do dobra ogółu dostosowywać" (enc. Rerum novarum). Kiedy zaś państwo uzgadnia ustrój własności z koniecznościami dobra publicznego, to wówczas dobrą, nie złą, przysługę oddaje prywatnym właścicielom. W ten bowiem sposób ustroju prywatnej własności, który Opatrzność Boża ustanowiła dla ułatwienia ludzkiego życia, państwo skutecznie broni przed wyrodzeniem się w nieznośne warunki i przed upadkiem. Broni prywatnej własności, a nie niszczy; nie osłabia jej, ale ją utwierdza.
Nasuwa się tu sprawa wolnych dochodów, to jest tych, które człowiekowi zostają po opędzeniu potrzeb związanych z utrzymaniem się na stopie przyzwoitości i odpowiednio do zajmowanego stanowiska. Człowiek nie ma zupełnej swobody w rozporządzaniu nimi. Przeciwnie, zarówno Pismo święte, jak i Ojcowie Kościoła bardzo stanowczo uczą, że na bogaczach spoczywa poważny obowiązek praktykowania jałmużny, dobroczynności i wspaniałomyślności.
Z zasad zaś postawionych przez Doktora Anielskiego (S. Thom., Summ. Theol., II-II, q. 9, a. 134) wyciągamy wniosek, że użycie znaczniejszych tych dochodów na tworzenie nowych możliwości pracy, pod warunkiem, że będzie służyła produkcji dóbr prawdziwie użytecznych, uznać należy za doskonały, a potrzebom naszych czasów szczególnie odpowiedni sposób praktykowania cnoty wspaniałomyślności.
Pierwotnymi tytułami nabywania własności według tradycyjnej nauki wszystkich czasów i Naszego Poprzednika Leona XIII są: zajęcie rzeczy nie należącej do nikogo, i praca, czyli przystosowywanie materii do użytku. I - wbrew przeciwnym twierdzeniom - nikomu nie dzieje się krzywda, gdy ktoś obejmuje w posiadanie rzecz niczyją, to jest nie mającą właściciela; co się zaś tyczy pracy, to tylko wtedy daje ona człowiekowi prawo do jej owoców, kiedy ją wykonuje we własnym imieniu i kiedy przedmiotowi nadaje inną postać lub powoduje wzrost jego wartości.
Kapitał i praca
Zupełnie inaczej ma się sprawa z pracą wynajmowaną drugim i na cudzej własności wykonywaną. Do niej najzupełniej odnosi się zdanie, które Leon XIII "bez wahania" wypowiada, mianowicie, że "praca robotników jest jedynym źródłem bogactw państwa" (enc. Rerum novarum). Czyż bowiem własnymi oczyma nie widzimy, że te olbrzymie masy dóbr, które stanowią bogactwo ludzi, powstają w rękach robotników i z nich wychodzą, bez względu na to, czy je ręce ludzkie wytwarzają bezpośrednio, czy też za pośrednictwem narzędzi i maszyn, potęgując w ten sposób znakomicie swoją sprawność! I nie da się zaprzeczyć, że narody, które ze stanu ubóstwa podniosły się na wysoki stopień dobrobytu, osiągnęły go tylko za cenę olbrzymiego wysiłku pracy wszystkich członków narodu - zarówno tych, którzy spełniali kierownicze zadania, jak i tych, którzy byli wykonawcami. Niemniej jednak jest jasnym, że wszystkie te i najwyższe wysiłki byłyby bezskutecznymi i próżnymi, a nawet w ogóle nie byłoby rzeczą możliwą kusić się o nie, gdyby Bóg Stwórca wszechrzeczy, nie był przedtem w swej dobroci dostarczył ludziom bogactw i skarbów naturalnych, pomocy przyrody i jej sił. Czymże bowiem jest praca, jeśli nie używaniem i ćwiczeniem w nich lub przez nie sił ducha i ciała?
Przystosowywanie jednak skarbów przyrody do użytku ludzi winno się odbywać według prawa natury czyli woli Boskiej w nim wyrażonej, w ramach ścisłego porządku, który się opiera na zasadzie prywatnej własności. Z tego wynika, że, jeśli ktoś pracuje nie nad swoją własnością, wówczas praca jednego musi się złączyć z kapitałem drugiego; inaczej jedno bez drugiego niczego nie dokona. Wiedział to doskonale Leon XIII pisząc: "ani kapitał bez pracy, ani bez kapitału praca istnieć nie może" (enc. Rerum novarum). Dlatego z gruntu fałszem byłoby przypisywać czy to kapitałowi, czy też pracy to, co dzięki ich współdziałaniu powstało, i niesprawiedliwością, gdyby któryś z tych czynników, zaprzeczywszy skuteczności drugiego, sobie cały owoc produkcji przywłaszczał.
Przez długi czas zabierał kapitał dla siebie za wiele korzyści. Zagarniał cały wynik produkcji i wszystkie jej owoce, a robotnikowi zostawiał zaledwie tyle, ile mu trzeba było koniecznie na utrzymanie i odświeżenie sił. Głoszono zdanie, że cały gromadzący się kapitał winien według niezłomnego prawa gospodarczego spływać do ręki bogatych, i że to samo prawo spycha robotników w stan wiecznej nędzy i na samą krawędź najniższej stopy życiowej. Wprawdzie nie zawsze i nie wszędzie kształtowała się rzeczywistość w myśl tej liberalnej, tzw. manchesterskiej teorii; nie da się jednak zaprzeczyć, że systematyczny rozwój ustroju społeczno-gospodarczego w tym właśnie kierunku zmierzał. Dlatego nie można się dziwić, że te fałszywe teorie i żądania gwałtownie były zwalczane, i to nie tylko przez tych, których pozbawiały naturalnego prawa do lepszych warunków życia.
Do skrzywdzonych robotników przyłączyli się doktrynerzy z kół wykształconych, którzy powyższemu fałszywemu prawu przeciwstawili równie fałszywą zasadę moralną, że wszystkie owoce produkcji i wszystkie zyski z wyjątkiem tych, które są potrzebne do utrzymania i odświeżenia kapitału, należą się sprawiedliwie samym robotnikom. Błąd ten, choć mniej widoczny niż socjalistyczne żądanie upaństwowienia lub socjalizacji wszystkich dóbr wytwórczych, niebezpieczniejszy jest od niego i łatwiej uwodzi nieostrożnych: słodka trucizna, którą piło wielu spośród opornych na otwarte działanie socjalizmu.
Zamiast sobie przez te fałszywe zasady zamykać drogę do sprawiedliwości i pokoju, winne były obydwie strony zastanowić się nad mądrymi słowami Naszego Poprzednika: "Jakkolwiek podzielona między prywatne osoby ziemia, nie przestaje służyć wspólnemu użytkowi wszystkich" (enc. Rerum novarum). Tego samego uczyliśmy i My poprzednio, gdyśmy postawili zasadę, że właśnie w tym celu natura ustanowiła podział dóbr za pośrednictwem prywatnej własności, by przez swój pewny i trwały ustrój służyły pożytkowi wszystkich. A żeby nie zejść z prostej drogi prawdy na manowce, trzeba tę zasadę mieć ustawicznie przed oczyma.
Otóż nie każdy podział dóbr materialnych i bogactw między ludzi pozwala, jeśli nie w całości, to w granicach ludzkiej możliwości, osiągnąć cel przez Boga zamierzony. Dlatego taki winien być udział jednostek i klas społecznych w bogactwach, które dzięki postępowi społeczno-gospodarczemu stale wzrastają, by był zapewniony, przez Leona XIII podkreślany, pożytek wszystkich, albo, innymi słowy, by w całej pełni przestrzegana była zasada dobra wspólnego. Tej zasadzie sprawiedliwości społecznej sprzeciwia się wykluczanie jednej klasy przez drugą od udziału w korzyściach. I gwałci ją klasa bogatych, kiedy w swej bezmyślności, spowodowanej posiadaniem bogactw, taki ustrój uważa za słuszny, który jej zapewnia wszystko, a robotnikowi nie daje nic; gwałci ją niemniej i proletariat, kiedy z powodu niesprawiedliwości zbyt skłonny do jednostronnego dochodzenia swego prawa, którego jest świadom, wszystkiego, jako wytworu swoich rąk, ...
kooool