Flewelling Lynn - Księżyc zdrajcy 01-05 korekta.rtf

(137 KB) Pobierz

Lynn Flewelling

 

 

Księżyc zdrajcy

tytuł oryginalny: Traitor's Moon

tłumaczyła amatorsko ciri134*

korekta maharette

 

Dedykacja

Moim ludkom, Thelmie** i Win White oraz Frances Flewelling, za ich nieustającą miłość i wsparcie.

 

Podziękowania

Najserdeczniejsze dzięki wszystkim tym, którzy pilnują bym nie zwariowała, nie umarła z głodu i nie utonęła w śmieciach. Wierzcie mi, to praca na pełen etat!

Po pierwsze i najważniejsze, mojemu mężowi i najlepszemu kumplowi, Dr. Dougowi, dzięki któremu żaden rozdział nie skończył niedopracowany. I do tego potrafi gotować! Dynamicznemu Duetowi - edytorce Anne Lesley Groell i agentce Lucienne Diver - oraz tym dobrym ludziom w Bantam Spectra*** i Spectrum Literary Agency, którzy utrzymywali ich przy zdrowych zmysłach, karmili i ratowali od powodzi śmieci.

Usual Suspects**** - Darby Crouss, Laurie Hallman, Julie Friez i Scottowi Burgessowi oraz mojej rodzinie. Wszystkim nowym czytelnikom, Michele De France oraz NextWavers Devon Monk, Jamesowi Hartley'owi, Charlene Brusso i Jasonowi Tannerowi. Nareszcie, dziękuję swojemu lokalnemu płatnerzowi (Kto z was może powiedzieć coś takiego?), Adamowi Willisowi, za jego porady techniczne i ogólnie wsparcie. Gary'emu Ruddellowi za nadanie mojemu wyobrażeniu konkretnej formy.

Dziękuję wam wszystkim za wsparcie, znawstwo i napływające komentarze.

Dodatkowo chciałam podziękować zespołowi The Eagels, który powrócił akurat na tyle długo by nagrać Hell Freezes Over.

 

*Mój angielski nie jest perfect ale postaram się najlepiej jak mogę :) Proszę o wyrozumiałość.

** Tłumaczenie imion, nazwisk i nazw własnych to kwestia, którą wolałam wyjaśnić na początku. Wszystko odmieniam według polskiego wzoru deklinacji i wszystko mi jedno czy to poprawne czy nie :)

*** Bantam Spectra - nazwa amerykańskieo wydawcy książki, a przynajmniej tego konkretnie egzemplarza, z którego tłumaczę.

****W tekście nie tłumaczyłam tego na polski, szczerze mówiąc nie wiem co to jest, może jakieś imię grupki przyjaciół? Albo nazwa organizacji? Tak czy inaczej tłumaczyłabym to jako Pierwsi Podejrzani :)

 

 

Uwag kilka od Autorki

Od kiedy w 1996r wydana została pierwsza część cyklu Nightrunner, ludzie pytali czy mam zamiar napisać trylogię. Łatwo to zrozumieć, zważywszy na gatunek, dlatego też postanowiłam wykorzystać okazję i w części trzeciej raz na zawsze wyjaśnić tę kwestię.

To nie jest trylogia.

To nie jest trylogia.

To nie jest trylogia.

Zaś pierwsza osoba, która spyta czy to będzie pentalogia, dostanie cudownym, srebrnym piórem wiecznym prosto w serce.

No dobrze, może i bym tego nie zrobiła. Kocham swoje pióro.

Nie mam nic przeciwko trylogiom, to po prostu nie to, co chcę zrobić z tą serią. Cykl Nightrunner ma wyglądać dokładnie według tego opisu: seria nienastępujących po sobie wzajemnie opowiadań o życiu i przygodach bohaterów, z którymi mam dużo zabawy. Jak natchnienie pozwoli, będzie więcej książek.

Tak więc czy musisz przeczytać dwa poprzednie tomy, Szczęście w mrokach i Na tropach ciemności, żeby zrozumieć tę książkę?

Prawdopodobnie nie.

Jeszcze raz więc. Mam dwójkę dzieciaków w liceum.

Tak, koniecznie musisz przeczytać dwie pierwsze części. Tak samo wszyscy twoi przyjaciele i krewni.

 

Księżyc zdrajcy

 

 

01. Dark Hopes

              Wiatr przesycony deszczem i śniegiem miotał Magyaną, chłoszcząc mokre szaty pozbawione charakterystycznych dla czarodziejów szerokich, białych lamówek, gdy ta z trudem brnęła przez wywołujące mdłości pole bitwy. W oddali widać było rozpostarte namioty obozowiska jej królowej, kłębiące się wzdłuż brzegu rzeki niczym czarne widmo na szaroburej równinie. W prowizorycznych zagrodach konie tłoczyły się razem, tyłem do wiatru. Pechowi żołnierze, którym przyszło stanąć na warcie, robili to samo, a ich zielone tuniki stanowiły jedyny kolorowy akcent w tej ponurej palecie barw.

Magyana mocniej otuliła się przemoczoną peleryną. Nigdy jeszcze w swoim trzystutrzyletnim życiu nie odczuwała tak dotkliwego zimna. Ze smutkiem pomyślała, że być może to wiara pozwoliła jej dotychczas cieszyć się ciepłem. Wiara w wygodną rutynę codziennego życia i wiara pokładana w Nysandra, czarodzieja, który był częścią jej życia przez dwa ostatnie wieki. Ta przeklęta wojna odebrała jej obie te rzeczy, a nawet więcej. Prawie jedna trzecia czarodziejów Orёski była martwa - brutalnie odebrane stulecia życia i nauki. Drugi król-małżonek i dwóch młodszych synów królowej Idrilain poległo na polu bitwy, pospołu z kilkoma dziesiątkami szlachciców i niezliczoną liczbą zwykłych żołnierzy - za sprawą miecza lub choroby zostali odesłani ku Wrotom Bilayr'ego.

Rozpacz Magyany pomieszana była z żalem za swoim utraconym uporządkowanym życiem. Była wędrowcem, mistrzynią wiedzy, skarbnicą cudów i baśni. Niedawno niechętnie zajęła miejsce Nysandra u boku starzejącej się już królowej.

- Mój biedny Nysander - wytarła łzę, która rozpłynęła się po policzku pod podmuchami wiatru. - Ty byś się tym wszystkim cieszył jak jakąś grą, którą trzeba wygrać.

A ona znalazła się tu, uwięziona przez zimę w dziczy południowej Myceny, krainy po raz kolejny skąpanej we krwi przez swoich wojowniczych sąsiadów. Plenimar wyciągał chciwe szpony na zachód ku granicom Skali i na północ ku żyznym polom położonym wzdłuż Złotej Drogi. Sroga zima w drugim roku wojny spowolniła działania wojenne, ale w miarę zbliżania się wiosny dni stawały się coraz dłuższe. Królewscy szpiedzy w swoich dziennych sprawozdaniach przynosili nowiny, których nikt się nie spodziewał: Myceńczycy, ich sprzymierzeńcy, rozważali kapitulację.

I nie mogę im się dziwić - pomyślała Magyana, docierając wreszcie do obrzeży obozu. Od ostatniej bitwy minęło zaledwie 5 dni. Pola, na których niegdyś rolnicy ścinali łany zbóż, teraz obsiane były zbożem wojny - strzępami chorągwi, połamanymi sprzączkami, grotami strzał, które przegapiły cmentarne hieny podążające za oddziałami, a także żałosnymi fragmentami ludzkich zwłok, tak zlodowaciałych, że nawet kruki nie mogły ich tknąć. Wiosenne roztopy zaowocują gorzkim plonem, chociaż Magyana nie sądziła, by któryś z farmerów pozostał wystarczająco długo by być świadkiem tego, jak zły obrót przybrały sprawy.

Plenimarianie zaskoczyli ich tuż przed świtem. Zarzuciwszy zbroję, królowa Idrilain pospieszyła do swoich żołnierzy, zanim Magyana zdążyła do niej dołączyć. Część napierśnika królowej została niezapięta. W czasie bitwy plenimariański łucznik wykorzystał otwarcie i przestrzelił lewe płuco władczyni. Przeżyła operację usuwania strzały, ale rana szybko zaczęła się jątrzyć. Łucznicy ich przeciwników przed bitwą mazali groty strzał własnymi odchodami.

Od tamtej chwili chmara drysiańskich uzdrowicieli wspólnymi siłami robiła wszystko, by ją ocalić, gdy rana gniła, a ciało odpadało od kości z powodu gorączki. Obserwowanie Idrilain podczas tej cichej bitwy było jak agonia, jednak królowa nie pozwoliła ulżyć sobie w cierpieniach.

- Jeszcze nie teraz. Nie, dopóki mamy taką sytuację - wyjęczała, ściskając dłoń Magyany, dysząc ciężko, drżąc i wciąż obmyślając plan.

              Zbliżając się do wielkiego namiotu królowej, Magyana zmówiła w myślach cichą modlitwę: O Illiorze, Sakorze, Asthellusie i Dalno, nadeszła ta godzina! Obdarzcie naszą królową siłą, by mogła przejrzeć podstępy naszych wrogów.

Strażnik uniósł dla niej klapę namiotu i kobieta weszła do dławiącego gorącem wnętrza. Ogromne gobeliny zawieszone dookoła na masztach wyznaczały prywatną komnatę, już zatłoczoną wezwanymi przez królową oficerami i czarodziejami. Magyana zajęła swoje miejsce po lewej stronie tronu i skinieniem przywitała się ze stojącym niedaleko Thero, swoim uczniem i współspiskowcem. Odkłonił się jej, a jego spokojna, ascetyczna niemal twarz nic nie zdradzała.

Gobeliny wiszące za tronem rozchyliły się i wsparta na ramieniu najstarszego syna, księcia Korathana, pojawiła się Idrilain. Za nią weszły jej trzy córki. Wszystkie poza pulchną Aralain nosiły mundury.

Kiedy królowa usiadła na swoim miejscu, jej dziedziczka, Phoria, położyła w poprzek kolan matki obnażony Miecz Gherilain. Śmiała w czasach wojny, rozważna w pokoju, Idrilain dzierżyła starożytne ostrze przez ponad cztery dekady. Teraz, ukrywając to przed wszystkimi prócz swoich doradców, nie była wstanie unieść go bez czyjejś pomocy.

Gęste siwe włosy spod złotego diademu gładko opadały na ramiona, zakrywając wychudłą szyję. Rękawice z miękkiej skóry ukrywały osłabłe dłonie. Wyniszczone ciało owinięto w szaty, by ukryć to, jak bardzo straciła na wadze. Specyfiki drysian stępiły ból na tyle, by nie dręczył jej wykończonego serca, ale nawet ich możliwości miały ograniczenia. Magii Thero zawdzięczała złudne kolory na policzkach i siłę w głosie. I jedynie jej bladoniebieskie oczy pozostały niezmienione, ostre i wyczulone jak u rybołowa. Jednak taki efekt miał swoje wady. Najgorsze było to, że oszustwu ulegały jej własne dzieci. Miała troje dzieci zarówno z pierwszym, jak i z drugim małżonkiem. Dzieci tak różne, jak mężczyźni będący ich ojcami. Starsi - księżniczka Phoria, jej bliźniak Korathan i ich młodsza siostra Aralain byli wysocy, prawi i poważni.

Klia, najstarsza i jedyna z pozostałej trójki pozostała przy życiu, była równie urodziwa, co jej ojciec i dwaj bracia. Ku ich pamięci wciąż nosiła czarną szpadę. Orёska, spośród całej szóstki, zawsze uważnie obserwowała najstarszą i najmłodszą córkę.

Uzdolniona i nieustraszona w bitwie Phoria awansowała w szeregach Królewskiej Gwardii Konnej do rangi Generała Skalańskiej Kawalerii. Zbliżając się do pięćdziesiątki, była sławna zarówno w kręgach wojskowych za swoje ulepszenia z zakresu taktyki, jak i na dworze za bezpośredni sposób mówienia i złowróżbną dla rodu bezpłodność. Mimo, że jej zalety jako wojowniczki wystarczałyby ludowi w czasach jej prababki, to obecnie czasy się zmieniły. Nie tylko Magyana obawiała się, że Phoria może nie poradzić sobie z rządzeniem narodem, który zaraził się złożonością szerokiego świata.

Tuż przed śmiercią Nysander zwrócił jej uwagę na konflikt między królową i jej następczynią, jednak z powodu przysięgi nie mógł powiedzieć więcej.

- Kochana, jesteśmy najstarszymi magami w Orёsce. Nikt tak jak my nie wie, jak niebezpieczne jest utrzymywanie zwyczajnej równowagi na ostrzu Miecza Gherilain - ostrzegał. - Trzymaj się blisko tronu i każdego, kto może kiedyś na nim zasiąść.

Magyana ponownie skupiła uwagę na Klii i poczuła znajomy przypływ sympatii. Ta dziewczyna, mając dwadzieścia pięć lat nie tylko dowodziła całą eskadrą Królewskiej Gwardii Konnej, ale wykazała się również talentem dyplomatycznym. Nie było tajemnicą, że znaczna część Skalańczyków wolałaby ją jako pierworodną.

Idrilain podniosła rękę i zebrani zamilkli.

- Przegramy tę wojnę - powiedziała ochrypłym z wysiłku głosem. Magyana w milczeniu przelała część własnej życiowej energii w wyniszczone ciało kobiety. Wraz z połączeniem nadeszło odbicie bólu królowej, przepełniając żyły magiczki miażdżącym natłokiem cierpienia i wyczerpania Idrilain. Zmusiła się do spokojnego oddechu, wznosząc myśli ponad to i zachowując skupienie. Thero robił to samo z drugiego końca komnaty.

- Bez pomocy z Aurenen przegramy wojnę - powiedziała królowa mocniejszym już głosem. - Potrzebujemy siły Aurenfaie. Potrzebujemy ich czarodziejów, by odeprzeć napływ mocy plenimarskich nekromantów. A jeśli Mycena padnie, będziemy potrzebować ich towarów: koni, uzbrojenia i żywności.

- Radzimy sobie bez pomocy faie - zaprzeczyła Phoria. - Plenimar nie dał rady zepchnąć nas znad Folcwine nawet z pomocą swoich nekromantów i innych pakudztw.

- Ale to zrobią! - wychrypiała Idrilain. Ktoś ze świty podał jej kielich, ale odgoniła go ruchem dłoni, której drżenia nikt nie mógł dostrzec. - Nawet jeśli zdołamy ich pokonać, to i tak po wojnie będziemy potrzebować pomocy Aurenfaie. Ich krew znów musi zmieszać się z naszą.

Gestem nakazała Magyanie, by ta kontynuowała.

- Nasz lud zyskał magiczne moce dzięki zmieszaniu dwóch ras - ludzi i Aurenfaie - czarodziejka zaczęła mówić, przypominając te fakty tym, którzy najwyraźniej potrzebowali powtórki z własnej historii. - To właśnie Aurenfaie nauczyli naszych pierwszych czarodziejów magii Orёski. - Zwróciła się do członków rodziny królewskiej. - Nawet wy macie w sobie znamiona tej krwi, dziedzictwo Idrilain Pierwszej i jej króla-małżonka z rodu Aurenfaie, Corrutha í Glamien. Od momentu, gdy króla zamordowano i Aurenfaie zamknęli dla nas swoje granice, do Skali przybyło tylko kilku przedstawicieli tego ludu, a dziedzictwo ich krwi w nas słabnie. Do Domu Orёski przybywa coraz mniej kandydatów naznaczonych darem magii, a i ich umiejętności bywają często ograniczone. Ponieważ czarodzieje nie mogą mieć dzieci, nie ma innej rady, jak odnowienie stosunków między naszymi państwami. Jeszcze zanim wojna zaczęła się na dobre, podczas ataku na Dom Orёski, straciliśmy wielu z naszych najlepszych uczniów, a walki uszczupliły nasze szeregi jeszcze bardziej. W skrzydle adeptów Orёski stoi wiele pustych już teraz łóżek, a dwie z wież Domu Orёski pozostają wymarłe.

- Magia to podstawowa siła Skali - odezwała się Idrilain. - Dopóki nie zaczęła się wojna, nawet nie domyślaliśmy się, jak silni stali się plenimarscy nekromanci. Jeśli utracimy władzę nad magią, podczas gdy oni zyskają taką siłę, w przeciągu kilku pokoleń Skala upadnie! – Zamilkła, a Magyana znów poczuła magię Thero, który dołączył do niej. kiedy przekazywała moc ku słabej sylwetce władczyni.

- Lord Torsin i ja od ponad roku prowadziliśmy negocjacje z Aurenfaie - kontynuowała. - Jest teraz w Viresse i przesyła wiadomości o tym, że Iia'sidra zgodziła się przyjąć skromną delegację w tej sprawie. - Idrilain wskazała na Klię. - Będziesz moją wysłanniczką. Musisz zyskać nam ich poparcie. Szczegóły można ustalić później.

Klia z ponurą miną ukłoniła się na znak, że akceptuje polecenie, jednak Magyana dostrzegła błysk radości w błękitnych oczach. Zadowolona, czarodziejka szybko muskała umysły innych. Księżniczka Aralain promieniowała ulgą, w głębi serca chcąc jedynie cieszyć się bezpiecznym spokojem. Z pozostałymi było inaczej. Wyraz twarzy Phorii nie zdradzał niczego, jednak zżerająca ją zazdrość zostawiła w gardle Magyany gorzki posmak. Korathan był mniej subtelny.

- Klia? - prawie wywarczał te słowa. - Do istot żyjących ponad czterysta lat wysyłasz najmłodszą z nas? Roześmieją jej się w twarz! Co innego ja...

- Nie wątpię w ciebie, synu - zapewniła go matka, szybko ucinając protesty. - Jednak potrzebny mi jesteś tutaj. Obejmiesz pozycję Phorii. - Zwróciła się do najstarszej córki. - Co do ciebie, Phorio, zastąpisz mnie tymczasowo. Moi uzdrowiciele są za wolni. Dopóki nie wyzdrowieję, będziesz Głównodowodzącą na czas wojny.

Chwyciła Miecz Gherilain w obie ręce. Na ten znak Thero magicznie uniósł ostrze, by królowa mogła przekazać je córce.

Chociaż to Magyana podsunęła tę myśl władczyni, teraz przebiegł ją dreszcz złego przeczucia. Miecz przekazywany był z matki na córkę już od czasów Gherilain, jednak zawsze następowało to po śmierci matki.

- A kto ma być regentem? - spytał szybko Korathan, zbyt szybko według czarodziejki. Jak się wydaje również według jego matki, gdyż Idrilain wpatrzyła się w niego z uwagą.

- Nie potrzebuję regenta.

Magyana dostrzegła drgający mięsień na szczęce księcia, kiedy ten w milczeniu oddawał pokłon. Niepokoisz się o honor siostry czy raczej, że zasiądzie na tronie? - zastanawiała się czarodziejka po raz drugi muskając powierzchnię jego umysłu. Przepowiednia wyroczni adfrańskiej może zabronić koronowania męskich władców, ale nie może nic poradzić na ich rządy spoza tronu.

- Muszę porozmawiać z Klią na osobności - powiedziała Idrlain, odprawiając tym samym pozostałych.

             

              Zapadła już noc. Magyana skryła się w cieniu rzucanym przez dwa najbliższe namioty, czekając aż reszta zebranych się oddali. Gdzieś ponad pokrywą chmur księżyc w pełni przemierzał niebo. Jego niespokojne zmagania boleśnie czuła tuż za oczami.

Kiedy droga była wolna, wślizgnęła się do namiotu Idrilain. Wewnątrz Klia z niepokojem pochylała się nad matką, która bezwładnie opadła na krzesło walcząc o każdy haust powietrza.

- Pomóż jej! - zawołała błagalnie dziewczyna.

- Thero, sprowadź drysian - cicho zawołała magiczka.

Młodszy czarodziej wyłonił się zza zawieszonych w tyle namiotu arrasów w towarzystwie uzdrowiciela Akarisa. Drysianin w jednej ręce trzymał już parujący kubek, w drugiej torbę z przyrządami i lekarstwami.

- Wmuś w nią trochę tego - poprosił Thero, podając mu kubek. Sam dotknął zawieszonego wysoko na szyi srebrnego symbolu swego boga, Dalny. Położył dłoń na zwieszonej głowie królowej. Na chwilę otoczyła ich blada poświata. Władczyni wyglądała na osłabioną, ale oddychała z większą łatwością. Thero i Klia wspólnie przenieśli ją na łóżko na tyłach namiotu, a między koce wsunęli nagrzane cegły. Umęczona kobieta z wysiłkiem otworzyła oczy i popatrzyła na otaczające ją twarze. Thero jeszcze raz przysunął kubek do jej ust, ale po kilku łykach odwróciła głowę.

- To musi być rozstrzygnięte jak najszybciej - wyszeptała.

- Masz na to moje słowo, matko. Może jednak Kor* ma rację? W oczach Aurenfaie nie będę niczym więcej niż dzieckiem - odpowiedziała klęcząca obok Klia.

- Szybko im pokażesz, że jest inaczej. Korathan był jedyną alternatywą, ale on wystraszyłby ich na śmierć.

- Rozumiem. Nie wiem tylko, co mogłabym zrobić ponad to, czego próbował Lord Torsin. Zna faie lepiej niż ktokolwiek inny w Skali.

- Nie do końca każdy - wymamrotała Idrilain. - Jednak Seregil nigdy by się nie zgodził. Nie z Korathanem.

- Seregil? - Zaalarmowana dziewczyna spojrzała na Magyanę. - Nie myśli już jasno. Na Seregilu wciąż ciąży wyrok wygnania. Nie może tam wrócić.

- Owszem, może. Przynajmniej na czas trwania poselstwa - odpowiedziała jej czarodziejka. - Iia'sidra zgodziła się, by tymczasowo wrócił jako twój doradca. Oczywiście jeśli zechce.

- Nie spytałyście go?

- Ostatnie wiadomości o nich pochodzą sprzed około roku - wyjaśnił Thero. Magyana położyła dłoń na ramieniu księżniczki.

- Na szczęście znamy kogoś, kto może ich znaleźć. Jak sądzisz, czy ta rudowłosa pani kapitan z twojego oddziału ucieszy się na powrót do Skali?

- Beka Cavish? - Klia uśmiechnęła się ze zrozumieniem. - Wydaje mi się, że nie będzie protestować.

             

              Korathan i Aralain poszli z Phorią do jej namiotu, gdzie w ciszy usiadła z kielichem wina, czekając na raport od swojego szpiega. Korathan nieprzerwanie krążył po namiocie, gryząc się z jakąś myślą, której nie chciał jeszcze ujawniać. Aralain skuliła się na futrach rozłożonych obok piecyka, splatając i rozplatając nerwowo miękkie, niezdatne do walki dłonie. Od kiedy były dziećmi, Phoria gardziła Aralain za jej bojaźliwość i bezradne poleganie na innych. Gdyby nie fakt, że tylko Aralain była zdolna urodzić dziedziczkę tronu, starsza siostra ignorowałaby ją całkowicie. Najstarsze dziecko Aralain, Elani, była uległą i podatną na wpływy innych trzynastolatką.

- Nie rozumiem, dlaczego jesteś tak przeciwna planom matki - przerwała ciszę Aralain. Uniosła brwi w sposób, który niezmiennie irytował Phorię. Jej siostrzyczka robiła to zawsze, kiedy chciała być potraktowana serio.

- Bo jest skazany na porażkę - wywarczała niemal Phoria. - Wydając Edykt Separacyjny, Aurenfaie obrazili nasz honor. A teraz, w najgorszym możliwym czasie, matka chce dać im następną do tego okazję. Kiedy powinniśmy chociaż stwarzać pozory siły, z podkulonym ogonem biegniemy po pomoc w ostatnie miejsce, gdzie jej nam udzielą. A kiedy już odmówią, możesz być pewna, że stracimy Mycenę.

- Ale co z nekromantami...?

Phoria prychnęła z ironią.

- Jak dotąd nie spotkałam jeszcze nekromanty, z którym nie poradziłaby sobie dobra, skalańska stal. Za bardzo zwykliśmy polegać na mocy czarodziejów. W ciągu ostatnich kilku lat matka coraz bardziej poddawała się ich wpływom, najpierw Nysandra, teraz zaś Magyany. Zapamiętaj moje słowa - ta cała delegacja to sprawka tej wiedźmy! - Phoria skończyła zdanie niemal krzycząc i z satysfakcją powitała przestraszoną minę Aralain. Korathan przestał spacerować i przyglądał się uważnie siostrze. Mimo że byli bliźniakami, nigdy nie pozwalała mu zapomnieć, kto dzierży władzę. Teraz, zadowolona, z wymuszonym uśmiechem wróciła do swojego kielicha. Kilka minut później usłyszeli ciche drapanie w klapę namiotu.

- Wejść! - rozkazała.

Kapitan Traneus wszedł do środka i zasalutował. Był znacznie młodszy niż reszta jej oficerów, miał tylko dwadzieścia cztery lata, ale już zdążył udowodnić swoją lojalność, dyskrecję i ochotę na awans, co Phoria uważała za doskonałą kombinację. Używała go jako drugiej pary oczu i uszu. W zamian za to stworzył służącą jej sprawną siatkę informatorów.

- Obserwowałem sytuację, jak kazałaś, pani - zaczął raport. - Magyana pod osłoną ciemności wróciła do namiotu. W środku słyszałem również głosy Thero i drysianina.

- Zdołałeś podsłuchać rozmowę?

- Częściowo, generale. Obawiam się, że królowa czuje się znacznie gorzej niż pozwalają nam wierzyć. Komandor Klia ma wątpliwości, czy jest odpowiednią osobą do wypełnienia powierzonego jej zadania - urwał, niespokojnie kręcąc się pod sondującym wzrokiem dowódcy.

- Mówili o czymś jeszcze?

Traneus skupił spojrzenie na ścianie namiotu gdzieś za nią.

- Miałem kłopoty z dosłyszeniem głosu królowej. Generale, z tego, co zdołałem usłyszeć, komandor, spośród wszystkich jej dzieci, jest jedyną zdolną wypełnić misję.

Palce Phorii momentalnie zacisnęły się na poręczy krzesła, zmusiła się jednak do cierpliwości. Chociaż słowa jątrzyły się w jej duszy, zdawała sobie sprawę, że umacniają tylko jej pozycję wobec innych. Twarz Korathana pociemniała, a Aralain ze skupieniem przyglądała się własnym paznokciom.

- Królowa planuje wysłać z księżniczką Klią lorda Seregila - dodał Traneus. - Wydaje się, że Magyana wie, gdzie znaleźć jego i jego młodego przyjaciela.

- Aurenfaie'ski pieszczoszek matki znów wraca do gry, co? - następczyni tronu roześmiała się szyderczo.

- Nie bądź nienawistna - mruknęła Aralain. - Zawsze był dla nas uprzejmy. Jeśli matce nie przeszkadza, że zniknął gdzieś już na początku wojny, dlaczego miałoby tobie? Przecież i tak byłby bezużyteczny jako żołnierz.

- I bardzo dobrze - wymamrotała Phoria. - Ten mężczyzna to elegancik, do tego rozpustny. Przyczepiał się do młodych szlachciców jak kleszcz do psiego karku. Jak dużo złota straciłeś przy jego pomocy, Kor?

Zapytany wzruszył ramionami.

- To niesamowity człowiek, na swój własny, dziwny sposób. Wydaje mi się, że sprawiłby się bardzo dobrze jako pośrednik.

- Uważnie pilnuj mojej matki i jej gości, kapitanie - rozkazała Phoria.

Traneus zasalutował i zniknął w ciemnościach nocy.

- Seregil? - Korathan zamyślił się. - Ciekawe, co sądzi o tym lord Torsin? Jak przypuszczam, o nim masz lepszą opinię.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin