George Bidwell - Bunt dlugich spodnic.pdf

(971 KB) Pobierz
George Bidwell
BUNT DŁUGICH SPÓDNIC
Przekład Anna Bidwell
***
PROLOG.
Szósty października, rok 1930. Park Wiktorii, w pobliżu gmachów parlamentu w
Londynie, miejsce wielu zaciętych utarczek pomiędzy wojującymi sufrażystkami a policją.
Pomnik owinięty w białe płótna. Uroczystość odsłonięcia. Dookoła pięćset byłych
wojowniczek w długich spódnicach. Niepoliczone tłumy przyjaciół i zwolenników. Delegacje
z Kalifornii, Kanady, z Indii. Christabela i Sylwia, które wspólnie z ich obecnie
kanonizowaną matką przeszły kalwarię walki o prawa wyborcze dla kobiet. A wszystkie teraz
w spódniczkach ledwie zakrywających kolana!
Miliony ludzi w całej Anglii przeczytały tego dnia w porannej gazecie słowa H. N.
Brailsforda, pioniera dziennikarstwa socjalistycznego:
„Encyklopedyczne umysły zakładają, że stawiła ona czoła oszczerstwom i kalumniom,
narażała się na uwięzienie, by zdobyć prawo głosu dla swojej płci. Ale ona uczyniła o wiele
więcej. Cierpiała po to, by z każdej dziewczyny zdjąć pęta poczucia, iż urodziła się
predestynowana do niższości...Nikt nie myśli o niej, jako o rzeczniczce własnej sprawy. Była
uosobieniem macierzyństwa, upominającego się o całą rasę ludzką.”
Na wszystkich dojściach do parlamentu, tego bastionu, który tak długo się opierał
niewieścim atakom, zamknięto ruch uliczny. Na pobliskim moście Lambeth wstrzymano
roboty budowlane, aby publiczność mogła słuchać przemówień i ‘ muzyki, przekazywanej
przez głośniki. Wzdłuż i wszerz kraju byłe „wojowniczki w długich spódnicach” zbierają się
przed głośnikami radiowymi.
Tuż przy zasłoniętym pomniku wzniesiono drewnianą trybunę. Zajęły już miejsca
chóry z katedry Św. Pawła, z Opactwa Westminsterskiego i orkiestra policyjna metropolii. Za
pulpitem dyrygenta staje wyprostowana, siwowłosa kobieta w todze doktora muzykologii:
siedemdziesięciodwuletnia Ethel Smyth, dawna wojowniczka w długiej spódnicy, od 1922 r.
Dama Orderu Imperium Brytyjskiego. Wznosi pałeczkę. Orkiestra policyjna wybucha
dźwiękami: utwory kompozytorów - kobiet. Na zakończenie odegra z ogniem „Marsza
kobiet”, skomponowanego i często granego w epoce najzaciętszych walk sufrażystek.
Gdy muzyka i chóry milkną, występuje nowa postać kobieca: niska, tęga, o ogorzałej
twarzy. Flora Drummond, którą w latach 1904-1914 często widywano, jak jechała konno na
czele pochodu kobiet - stąd znana pod mianem „Generała”. Jej głos brzmi donośnie i
wyraźnie:
-...na początku było nas tylko cztery czy pięć. Cały ruch sufrażystek mieścił się w
jednej dorożce! A później tysiąc osiemset nas powędrowało do więzień...
Barczysty, krępy, zażywny jegomość z twarzą buldoga. Stanley Baldwin, do niedawna
premier rządu brytyjskiego z ramienia partii konserwatywnej.
Jeszcze przed kilku laty parlament i policja z bezwzględną brutalnością zwalczały
ruch sufrażystek i jego przywódczynię, a prasa wzniecała kampanię oszczerstw i zniewag.
Teraz wybitny parlamentarzysta odgrywa główną rolę w uroczystości, policja metropolii
przysyła swoją orkiestrę, a brytyjskie radio i prasa prześcigają się w pieniach pochwalnych.
Stanley Baldwin ujmuje w ręce wyłogi płaszcza, podnosi głowę, przemawia niskim,
gardłowym głosem, w stylu poufnej pogawędki przy kominku.
-...wiadomo ogólnie, że przez wiele lat sprzeciwiałem się jej działalności... może
byłoby odrodzenie i bez Erazma z Rotterdamu, reformacja bez Lutra, francuska rewolucja bez
Jeana Jacquesa Rousseau, a emancypacja kobiet bez niej... Ale jeśli ona nie stworzyła ruchu
kobiecego, to jednak ona podpaliła wrzosowiska. Nikt nie zakwestionuje mojego
stwierdzenia, że ta, którą tu dzisiaj przyszliśmy uczcić, zdobyła sobie na zawsze, trwałe
miejsce w świątyni sławy.
Szarpnięcie sznura, zasłony opadają. Na piedestale z białego marmuru posąg kobiety.
Wysoka, zgrabna, z głową odkrytą, w powłóczystej, długiej spódnicy. Stoi w pozie błagalnej
prośby. „Macierzyństwo upominające się o ludzką rasę.”
Emelina Pankhurst.
***
Część pierwsza.
LATA PRAKTYKI.
Rozdział pierwszy.
ZBUNTOWANA CÓRKA.
Osiemnasty dzień września 1867 roku. Nieduża salka na pierwszym piętrze w małej,
prywatnej szkole w Manchesterze. Tuzin dzieci czeka przyjścia nauczycielki. Na ulicy
rozlega się odgłos strzału. Dzieci podbiegają do okien, otwierają je, wychylają się.
Pod nimi, na środku jezdni, duży czarny furgon konny. Policjanci walczą z
uzbrojonymi mężczyznami. Zdołali schwytać czterech, reszta ucieka.
Z furgonu wyciągają policjanta. Do pierwszego piętra dolatują słowa:
- Nie żyje. Dzieci spoglądają po sobie w przerażeniu.
Ciało wniesiono z powrotem do furgonu, weszli do niego aresztowani i policjanci.
Furgon odjeżdża. Nauczycielka wbiega do klasy.
- Odejdźcie natychmiast od tego okna! Czyście nie słyszały strzelaniny? Mogli i was
postrzelić!
Dzieci zmieszały się, ale tylko na chwilę i zaraz zasypują nauczycielkę pytaniami:
- Co się stało?
- Kim byli ci ludzie z bronią?
- Czego chcieli?
- Jakim sposobem zastrzelono policjanta w środku furgonu? Nauczycielka sama nie
wie. A kiedy później dowie się już więcej, odrzeknie:
- To nie dla dzieci!
Szkoła jest z internatem, dzieci nie wychodzą tego dnia. Ale pożera je ciekawość.
Następnego dnia dwoje dzieci - dziewięcioletnia Emelina Goulden i jej jedenastoletni brat
Walter - spotyka na korytarzu zalaną łzami pokojówkę, Irlandkę, która im opowiada:
- Dwóch naszych patriotów« aresztowano. Mieli coś wspólnegoz buntem tam, za
morzem - wskazuje ręką na zachód, w kierunku Morza Irlandzkiego. - Więc moi krajanie
postanowili ich uwolnić. Zatrzymali furgon policyjny, drzwi otworzyli strzałem w zamek.
Kula zabiła policjanta. Ci dwaj aresztowani wydostali się i uciekli, ale czterech innych
zabrano. Mają stanąć przed sądem oskarżeni o morderstwo.
Pewnej soboty w dwa miesiące później Jane Goulden, matka Emeliny i Waltera, nie
przychodzi do internatu, jak co tydzień, by zabrać dzieci do domu. Musieliby przechodzić
przed więzieniem, gdzie odbywa się publiczna egzekucja czterech irlandzkich patriotów. Na
ulicach zbierają się głośno protestujące tłumy:
- To nie ci ludzie zabili policjanta! Za co ich wieszać? Po drodze do domu następnego
ranka dzieci widzą rozebraną część więziennego muru, co zrobiono umyślnie, aby wpuszczać
publiczność na świadków makabrycznej ceremonii.
Namłodziutkiej Emelinie zajścia te wywarły silne wrażenie. Pyta ojta, Roberta
Gouldena, manchesterskiego fabrykanta:
- Kto zabił policjanta? Ojciec wzrusza ramionami.
- Czy jeden z tych, których powieszono?
- Nie, policja przyznaje, że to nie był żaden z nich. Temu, który strzelał, udało się
zbiec. Zresztą nikt nie zamierzał zabijać policjantów. Strzelono tylko po to, by rozbić zamek
na drzwiach furgonu więziennego.
- Więc dlaczego powieszono tych czterech?
Emelina nie bardzo rozumie odpowiedź ojca, ale tych kilka słów zapamięta na zawsze.
Późniejsze zdarzenia z jej własnego życia dowiodą aż nadto ich prawdy. Bo Goulden*
powiedział:
- Niestety, sprawiedliwość a sąd to często dwa oddzielne światy.
* Robert Goulden sam się dorobił wszystkiego w życiu. Zaczynał jako chłopak na
posyłki. Pracowitością, sumiennością wspinał się szczebel za szczeblem, aż został
wspólnikiem poważnej fabryki tekstylnej. W owych czasach przemysł stwarzał wielkie
możliwości ludziom zdolnym i solidnie pracującym. Gouldenowie zamieszkali pod miastem,
w dużym, białym domu, oddzielonym od fabryki własnymi polami, sadami i ogrodem. Jane,
córka farmera z Wyspy Man, niegdyś najpiękniejsza dziewczyna na tej wyspie, zaprowadziła
gospodarkę mleczną, dogląda krów” robi mnóstwo dżemów i kompotów. Oprócz Emeliny i
Waltera jest druga córeczka Mary i paru jeszcze młodszych synków. Jane Goulden urodziła
dziesięcioro dzieci.W domu Gouldenów stale roi się od gości, przyjeżdżających na dłużej,
albo tylko na parę godzin. Często odbywają się przyjęcia, obiady lub wystawne kolacje, na
które przychodzą znajomi ze sfer przemysłowych i wybitne osobistości z bardzo ruchliwego
życia politycznego Manchesteru. Pan domu przywozi czasem bez uprzedzenia kilku
przyjaciół. Nierzadko kilkanaście osób - nie licząc młodszych dzieci, które jadają oddzielnie -
zasiada do stołu. W wiktoriańskiej Anglii rodzinny dom otacza się kultem; najpopularniejsza,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin