SEGAL Erich. - Bez sentymentów.pdf

(525 KB) Pobierz
SEGAL Erich. - Bez sentymentów
Erich SEGAL
Bez sentymentów
Z angielskiego przełoŜył WITOLD NOWAKOWSKI
WARSZAWA 2001
Tytuł oryginału: NO LOVE LOST
Rozdział 1
ZŜerają się nawzajem. Co roku około tuzina płotek wpływa na
płytkie wody Worid Management Agency, ale tylko jedna lub dwie
wypływają po drugiej stronie jako dorosłe barakudy. Prawie
wszystkie (nie wyłączając samic) mają samcze cechy. Najczęściej są to
sfrustrowani aktorzy, scenarzyści albo reŜyserzy, ogarnięci Ŝądzą
sławy i fortuny. Nie dołączyli do grona gwiazd, więc chcą kreować
nowe gwiazdy. Chodzi im tylko o pieniądze. To oni trzęsą światem
filmu i rozrywki, kręcą trybikami i potrafią sprzedać zero w
efektownym opakowaniu. W myśl utartej tradycji nawet najwięksi z
nich zaczynali jako podrzędni urzędnicy do sortowania poczty
napływającej do agencji. Cel był dwojaki: oni mogli poznać zasady
działania firmy, a firma mogła płacić najniŜsze uposaŜenie
doświadczonym skądinąd pracownikom. Po tak marnym początku jedni
wspinali się po szczeblach władzy, a inni spadali w otchłań
anonimowości, aby
więcej nie wrócić. Lub kończyli na posadzie ajenta ubezpieczeniowego.
Agencji aktorskich jest dosłownie bez liku. Ale to samo moŜna
powiedzieć o samochodach. Z drugiej strony, rolls-royce zdarza się
tylko jeden. Takie porównanie - przynajmniej w opinii samych
zainteresowanych - znakomicie pasuje do szacownej Worid Management
Agency. Przed laty musiała walczyć z powaŜną konkurencją, choćby w
postaci MCA, ale potem, kiedy podobne jej placówki uległy likwidacji,
pozycja WMA pozostała praktycznie niezagroŜona. I tak to trwało od
wczesnych czasów wodewilu. Nina pracowała tutaj bez mała trzy lata,
obecnie była "korsarzem" w głównym sekretariacie. Zaczęła jako dzie-
więtnastolatka, w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym roku, dwa
tygodnie po ukończeniu kursu dla sekretarek w Al-bany. Teraz juŜ była
weteranem. KaŜdej jesieni obserwowała nowych kandydatów. Słuchała
bolesnych jęków i okrzyków radości. Ludzka fala to podnosiła się, to
opadała. Ci, którzy potrafili być naprawdę bezwzględni, ulatywali aŜ
pod sufit - reszta spływała na bok. NaleŜała do tych dziewcząt, o
których powiadają: "Byłby z niej naprawdę całkiem morowy kociak,
gdyby tylko straciła z pięć, sześć kilogramów". Ale Nina nigdy nie
znalazła powodu, Ŝeby powaŜnie wziąć się za odchudzanie. Inne
sekretarki mówiły o niej "magnesik", lecz to nie miało pokrycia w
rzeczywistości, bo nigdy nie przyciągnęła Ŝadnego agenta. Nie
urzekały ich ani brązowe oczy, ani jasna cera, ani zwycięski
uśmiech. Jej powiernica i koleŜanka z celi, siedząca przy sąsiedniej
maszynie do pisania, Maria Cartucci, twierdziła zawsze, Ŝe Nina
powinna nosić trochę głębszy dekolt. Sama miała
dwadzieścia pięć lat, więc była tylko trochę starsza od Niny, ale
od pięciu lat tkwiła w tym zawodzie. Nina systematycznie odrzucała
pomysły Marii. - Co z tego, Ŝe jakiś facet uzna, iŜ mam lepsze
cycki niŜ Rita Hayworth? Wolę takiego, któremu reszta teŜ
przypadnie do gustu. Sama spróbuj. - Próbowałam - przyznała się
Maria. - Ale w mo im wypadku to jakoś się nie sprawdza.
Prawdę mówiąc, jeśli chodzi o urodę, to Nina górowała nad swoją
przyjaciółką.
Maria ceniła Ninę za poczucie humoru. Razem chodziły do teatru,
korzystając z darmowych biletów przydziela nych im przez agencję. Raz
nawet zaprosiła ją na nie dzielny obiad do rodziców mieszkających na
Queensie. Tam Nina zrozumiała, dlaczego Maria jest tak pulchna.
Mamma przygotowała tyle makaronu, Ŝe dałoby się nim wypełnić cały
jeden sektor stadionu Jankesów. A to było tylko na przekąskę. Po
 
pasta lasagna e fettuccini przyszła pora na prawdziwe danie:
cielęcinę z parmeza- nem i penne all'arrabiata. Ojciec nakładał
wszystkim kopiaste porcje i jeszcze namawiał na dokładkę. Kiedy
zapytał: "Naprawdę masz juŜ dosyć, Nino?" - ledwie mogła mu skinąć
głową.
Przy kawie (czyli jakieś dwie godziny później) pan Cartucci,
Amerykanin w pierwszym pokoleniu, z zawodu maszynista metra,
wygodniej rozparł się na krześle i popatrzył na obie dziewczyny.
- Wytłumacz mi, Angelino - zwrócił się do Ŝony, bo wiedział, Ŝe
u niej znajdzie posłuchanie - dlaczego takie dwie ślicznotki jeszcze
nie mają męŜów? Są piękne, zdrowe i płynnie mówią po angielsku.
Gdzie tu kłopot? - zapytał dziewcząt.
- Chcemy zrobić karierę zawodową, papo - odpowiedziała Maria. -
Rozumiesz, co to znaczy? - Nigdy w Ŝyciu nie słyszałem podobnego
słowa. - To dziewczyny, które mają... zawód - pospieszyła z
wyjaśnieniem matka. Spojrzał na córkę i jej przyjaciółkę. -
MoŜecie nam dokładniej powiedzieć, o co chodzi? - Szybko to
pojmiesz, papo. Obserwuj Ninę przez najbliŜsze lata. Będzie
wiceprezesem. - Nie - ze zdumieniem odparł Angelo Cartucci. -
Kobiety nie są prezesami. Ich rola to być mamą. Mada z wyraźnym
niepokojem odwróciła się w stronę Niny. - Nie słuchaj papy. On
wciąŜ Ŝyje w dziewiętnastym wieku. - Wtedy było o wiele lepiej -
oznajmił Angelo i w ten prosty sposób uciął dalszą dyskusję.
* * *
W agencji panowała brutalna rywalizacja. Rok po roku część zespołu
wymagała wymiany - a to z powodu ambicji, a to za sprawą kłótni, a
to ze względu na nagły kryzys nerwowy. Rokrocznie więc ich pan i
władca Cyrus R. Temko organizował turniej dla złotoustych samurajów,
chętnych do obrony tronu. Z tej okazji przez kilka koszmarnych
tygodni Nina musiała znosić wybujałe ambicje grupki kandydatów,
przechodzących obowiązkowe szkolenie w sekretariacie. Dla nich była
to tylko zbędna inicjacja, po której mogli wkroczyć do świętego
kręgu dojrzałych pracowników. Dla Niny i innych dziewcząt - czyściec,
w którym kaŜda
z nich tkwiła, dopóki jakiś agent - lub klient - nie zwrócił na nią
uwagi, nie uwiódł i wyjątkowym trafem nie poślubił. W tym sezonie
w wyścigu szczurów brało udział z pół tuzina typowych, zmiennych,
wyszczekanych, zadowolonych z siebie sępów w granatowych piórkach,
tak głodnych, Ŝe zdolni byli przełknąć świat w jednym kawałku... a
przynajmniej na dziesięć procent. Tylko jeden z nich nie pasował do
tej kategońi. Niski, powściągliwy, drobnej postury, ale z wielkim
sercem. Ów terier miniaturka zwał się Elliott Snyder. Mimo
nikczemnej postury w pewnym sensie był atrakcyjny. Gdy mówił,
grzywa ciemnych włosów zawsze spadała mu na oczy. - Jak on tu
się wśliznął? - szepnęła Maria Cartucci do Niny. Młodzi aspiranci
robili właśnie pierwszy obchód lochów organizacji. - Jest całkiem
fajny - z uśmiechem powiedziała Nina. - Fajny - przytaknęła
Maria. - Ale czy nie za bardzo... powiedzmy... skurczony? Zasługujesz
na trochę lepszego. - To znaczy wyŜszego? Maria skinęła głową.
- W pewnym sensie... - Podoba mi się, jaki jest - oświadczyła
Nina. - Chciałabym, Ŝeby czuł to samo. Jej towarzyszka z kopalni
soli wzruszyła ramionami. - Jedyna rzecz, która się tu liczy, to
rozmiar kłów. - Sprawia wraŜenie nieśmiałego. Odpadnie na
pierwszej zmianie. Ale to miło choć raz zobaczyć coś innego. Nawet
po trzech latach Nina patrzyła z cielęcym za-
chwytem na gwiazdorów, choćby takich jak Rock Hudson ("Uwielbiam
pana w filmach z Doris Day...". "Dzięki, ale to ona gra, a ja tylko
całuję".) i Steve McQueen ("Uwielbiam pana rolę w Cincinnati Kid,
panie McQueen". "Po prostu mów mi Steve".), czasem ocierających się o
nią po drodze w głąb świątyni. Matka Niny ciągle nie mogła wyjść z
podziwu na myśl o wszystkich sławnych i bogatych ludziach, z którymi
stykała się jej córka (stanowili Ŝelazny temat cotygodniowych rozmów
telefonicznych). Pytała jednak: Kiedy znajdziesz kogoś wyłącznie dla
siebie? Na razie Nina wędrowała od jednej maszyny do drugiej.
 
Pozostawała - jak to określiła jedna z jej koleŜanek - "w ciągłym
ruchu". Nigdy nie spotykała tych samych osób, a to miało wpływ na
jej gwiazdkowe premie. Gdyby chciała, na pewno zaczepiłaby się
gdzieś na stałe. Sęk w tym, Ŝe wcale jej to nie interesowało. Miała
wraŜenie, Ŝe wciąŜ się czegoś uczy. śartowała czasami, Ŝe kiedyś na
pewno awansuje - pod warunkiem Ŝe wcześniej nie odejdzie na
emeryturę. Chyba nie trzeba dodawać, Ŝe jej koleŜankom powodziło
się znacznie lepiej. MęŜczyźni, których poznawała w biurze, na ogół
chcieli jednego - dostępu do skarb-czyka, który chowała dla męŜa.
Inne sekretarki oferowały swoim potencjalnym chłopcom coś więcej -
informacje. Nina teŜ znała kilka cennych sekretów, lecz gdyby chcieć
ją opisać jednym jedynym słowem, wybór padłby na "wierność".
Szefowi, pracy i - chociaŜ jeszcze nie miała okazji udowodnić tego -
człowiekowi, który uczyniłby ją swoją Ŝoną. NiezaleŜnie więc, gdzie
bywała, bez pozwolenia nie zaglądała do Ŝadnych dokumentów. Z drugiej
strony, lubiła zerkać w porozrzucane scenańusze. Niektóre
10
^ nich - za zgodą szefa - zabierała nawet do domu, Ŝeby zobaczyć, co
obecnie najlepiej się sprzedaje. W ten sposób zdobywała wiedzę o
psychopatologii show-biz-nesu. Przy okazji robiła przysługę swoim
pracodawcom. Zdarzało się, Ŝe jakiś agent, widząc jej pasję do
czytania (a sami tego nigdy nie kochali), prosił ją, Ŝeby spokojnie
przejrzała to i owo, zrobiła notkę lub streszczenie i podsunęła jakiś
pomysł, co teŜ z tym fantem dalej zrobić. Z chęcią wykonywała to
zadanie. Zdarzało się, Ŝe zaraz potem szef dyktował jej notatki juŜ
jako swoje spostrzeŜenia, składał na końcu podpis i scenariusz zwykle
wędrował do archiwum. Początkowo starała się jak najrzetel-niej
kierować sprawę na właściwe tory. Z biegiem czasu zagłębiała się w
świat fantazji. WyobraŜała sobie, Ŝe jest równie mądra - albo nawet
mądrzejsza -jak tak zwani eksperci. A tymczasem w luksusowym
apartamencie w Miami Beach matka Niny, Ellen, z wolna popadała w
obłęd, martwiąc się staropanieństwem córki. Na co ona czeka? Na
Ciarka Gable'a? Błagała Henry'ego, Ŝeby coś z tym zrobił. - Niby
co, na litość boską? Ellen, dziewczyna ma dwadzieścia jeden lat i
prawo do głosowania. Sama wybrała, Ŝe zostanie w Nowym Jorku. -
Ale dlaczego? - ze łzami w oczach pytała jego Ŝona. - Co takiego
tam znajdzie, czego nie ma tutaj? - Choćby kina - odparł Henry.
Matka pokręciła głową. - Nie wiem, skąd w niej ta zwariowana
pasja do filmu. Słyszałam, Ŝe w tym fachu roi się od wariatów. -
MoŜe im właśnie potrzeba odrobiny rozsądku? Sama przyznasz, Ŝe
Nina to wzór cnót i rozwagi.
11
- Jedyne jej zajęcie to stukanie na maszynie. Dlaczego nie wróci
tutaj, gdzie jest cieplej? - Być moŜe lubi kiepską pogodę. -
Zawsze postawisz na swoim - z (chwilową) rezygnacją westchnęła Ellen.
- To nie ja. To Nina. Tak czy owak, ich ukochana córka z
maniackim uporem odrzucała zaloty młodzieńców, którzy podczas jej
wizyt tłumnie kręcili się przy basenie. - Tylko popatrz, kochanie
- mówiła jej matka. - CzyŜ nie podoba ci się Ŝaden muskularny,
przystojny Charles Atlas? PrzecieŜ to mili młodzi ludzie. Bóg mi
świadkiem, Ŝe calutki dzionek na pewno ćwiczą na siłowni. - Nigdy
nie przyszło ci do głowy, Ŝe przychodzą tutaj, bo nie mają pracy?
Ellen nie na darmo przez dwadzieścia lat kierowała szkołą dla
dziewcząt. Dobrze wiedziała, Ŝe dalsze namowy przyniosą odwrotny
skutek. Bała się, Ŝe Nina przestanie ją odwiedzać. Szybko zmieniła
temat i spytała, dokąd dziś pójdą na kolację. Nina uwielbiała
Ŝycie na Manhattanie. To było ekscytujące miejsce. Tylko tutaj, i w
tym momencie dziejów, za kilka dolców - lub za darmo, jeśli ktoś miał
szczęście pracować w WMA - moŜna było obejrzeć słynne
przedstawienia. Choćby takie jak Południowy Pacyfik Rodgersa i
Hammersteina, Facetów i laleczki Franka Loessera czy Rekord Annie
Irvinga Berlina. Wielu twórców widziała teŜ na własne oczy. A rok w
rok pojawiały się nowe arcydzieła amerykańskiego musicalu, na
przykład My Fair Lady Lemera i Loewe'a czy West Side Story Leonarda
Bemsteina.
 
12
Początkowo mieszkała w przypominającym klasztor hotelu Barbizon,
przeznaczonym wyłącznie dla kobiet. Potem przeprowadziła się jak
najdalej na zachód, do własnego atelier przy Pięćdziesiątej Siódmej
Zachodniej. Apartament był skromny, ale w miarę tani i połoŜony w
pobliŜu biura i wszystkich cudów miasta. Prowadziła zwyczajne,
lecz szczęśliwe Ŝycie. Co wieczór szła "do miasta" - sama lub z
jakąś koleŜanką. WciąŜ nie miała chłopaka. Trwało to do chwili, gdy
na horyzoncie pojawił się Elliott Snyder.
Rozdział 2
Przypadli sobie do gustu. Przez pięć kolejnych dni spotykali się
w windzie. Rano jechali w górę, a po południu - na dół. Lekko
speszeni własną nieśmiałością, tylko wymieniali uśmiechy. Wreszcie w
piątek Nina zebrała się na odwagę. - Musisz być bardzo pewny
siebie - wypaliła. Elliott popatrzył na nią z osłupieniem. Właśnie
najbardziej brakowało mu ufności w swoje siły. - Wcześnie
wychodzisz - wyjaśniła. - Wszyscy twoi koledzy przesiadują co
najmniej do ósmej lub dziewiątej. Dzwonią do Kalifornii i szukają
chociaŜby strzępków informacji, która by pozwoliła im juŜ od jutra
przeskoczyć na wyŜszy szczebel. _ TeŜ tak robię - uśmiechnął
się. - Za chwilę wracam do biura. JeŜdŜę windą jedynie po to, by
podziwiać piękne widoki. Nina spiekła raka. Słowo "piękne" było
szczególnym komplementem w biznesie, w którym uroda stała się
regułą. Elliott doszedł do wniosku, Ŝe zabmął juŜ za daleko, aby się
teraz wycofać.
14
- Spieszysz się, czy mogę postawić ci drinka? - zapytał. -
Chyba znajdę czas na jednego - powiedziała. Miała cichą nadzieję,
Ŝe zabrzmiało to tak, jakby rzeczywiście wiodła bujne Ŝycie
towarzyskie. Zaproponował, Ŝeby poszli kilka przecznic dalej, do
Longchampsa. Zdaniem Niny był to szczyt luksusu. Po drodze
rozmawiali o ostatnich wydarzeniach w pracy. O zwykłych codziennych
sprawach, takich jak plany braci Wamer, przymierzających się do
sfilmowania Kupca weneckiego w formie musicalu, z Eddiem Cantorem w
roli Szajloka. ("Nie - zdecydował pan Temko. - Byłby zbyt
Ŝydowski. A poza tym nie naleŜy do naszych klientów"). Ninie
schlebiało - chociaŜ jednocześnie czuła się lekko skołowana - Ŝe
ktoś, kto zamierza zrobić karierę w zawodzie, w którym cynizm i
brutalność dawały niepoślednią władzę, potrafi mówić tak niewinnie.
Zanim dopili do połowy zamówione drinki, juŜ byli lekko wstawieni i
gotowi do zwierzeń. śadne z nich wcześniej nie miało związków z
show--biznesem. Nina przyszła na świat i dorastała w Albany, w stanie
Nowy Jork, a Elliott - w Dayton, w Ohio. Za młodu często zmieniał
szkoły. Jej szczenięce lata były ściśle związane z edukacją, bo
rodzice parali się nauczycielstwem. Mama pracowała w szkole dla
dziewcząt, a tata trenował młodych futbolistów. - Nie miał zbyt
wielkich osiągnięć - dodała ze śmiechem. - Trzy wygrane mecze na
pięćdziesiąt cztery poraŜki... albo coś koło tego. Nie pytaj mnie,
jak zwycięŜał. Być moŜe druga druŜyna wystawiła dziewięciu graczy.
Elliott odparł coś krótko i lekcewaŜącym tonem, więc
15
wyczuła, Ŝe raczej nie lubił rozmawiać o swoich rodzicach. Nie pytała
go o szczegóły. Po przełamaniu pierwszych lodów przyznał, Ŝe wpadła
mu w oko, jak tylko przybył do agencji. Próbowała się nie
czerwienić. - Podoba ci się praca w rzeźni? - zapytała. -
Uwielbiam to... tylko nie wiem, czy rzeczywiście
się nadaję. - Skąd ten pomysł? - Jak ktoś taki jak ja moŜe
być dobrym agentem?!
Jestem nieśmiały i nie potrafię rozpychać się łokciami. A przede
wszystkim... - przerwał w pół zdania. - Prze praszam. Nie mogę ci
więcej powiedzieć. Nie chciałbym,
Ŝeby to się rozniosło. Nina popatrzyła na niego z wyraźnym
zaciekawieniem.
Co ukrywał? - MoŜesz mi ufać - szepnęła cicho. - Nie bąknę
 
ani słowa. Zobaczył szczerość w jej wielkich piwnych oczach
i ujawnił swoją tajemnicę. - Nie potrafię kłamać. Przynajmniej
nie na poziomie, na którym kłamstwo szybuje aŜ do stratosfery.
Całkiem niedawno widziałem, jak sam Howard Spiro piał z za chwytu
nad scenariuszem, którego nie przeczytał, i wy krzykiwał, Ŝe jest
świetny dla pewnego aktora, z którym w ogóle nie miał nic wspólnego.
Łgał jak z nut, a mimo to i
wygrał na obu frontach. - Stwardniejesz po pewnym czasie. Tak
samo tward nieje Ŝołnierz, gdy zakłuje bagnetem kilku przeciwników.
Dla wielu z nas kłamstwo staje się drugą naturą. Wiedziałeś, jak
przebiega system rekrutacji, zanim trafiłeś do agencji? - Skąd
miałem wiedzieć, Nino? Jestem prowincjonal nym kmiotkiem z
Pensylwanii. Chodziłem do najlepszej
16
trzeciorzędnej szkoły w kraju. Tam zrozumiałem, Ŝe ciągnie mnie do
show-biznesu i Ŝe nie mam ni krzty talentu. Pewnego dnia mój
wychowawca z pełną powagą stwierdził, Ŝe z takim charakterem nadaję
się na agenta. Teraz widzę, Ŝe wszyscy inni mają więcej ikry i Ŝe
umieją być bezwzględni, a to bardzo waŜne. Nina się uśmiechnęła.
- Chyba pomniejszasz swoje moŜliwości. - Co znowu - zaŜartował
kwaśno. - Jestem na to zbyt mały. To mój zasadniczy problem. Zatem
miałam rację, pomyślała. Ma jednak kompleks na punkcie niskiego
wzrostu! Nagle Elliott przejął inicjatywę. - A ty, Nino? Nie
brak ci rozumu. Nigdy nie chciałaś się oderwać od maszyny do pisania?
Pomyślała chwilę i pochyliła się nad stolikiem. - Szczerość za
szczerość? Elliott się rozpromienił. - Proszę bardzo. Zdradź mi
swoją tajemnicę. - Tak między nami... Co roku przyciskam nos do
szyby i patrzę, jak nawzajem podrzynacie sobie gardła w bezdusznej
rywalizacji. Lecz z drugiej strony, naprawdę chciałabym być agentką.
Nie taką jak Howard Spiro, ale kimś kreatywnym - kimś, kto pilnuje
kontraktu i ma teŜ wpływ na produkcję. AŜ kłębi mi się w głowie, gdy
myślę o nowych filmach. - Co ciekawego jest w tej dŜungli dla
młodej i miłej dziewczyny? - MoŜe to zabrzmi głupio, lecz zawsze
wydawało mi się, Ŝe praca nad spektaklem lub filmem niczym się nie
róŜni od przygotowań do szkolnego przedstawienia. W dodatku ci za to
płacą.
17
- O czym ty mówisz? - zapytał z rozbawieniem. - Pozwól, Ŝe
ujmę to w ten sposób. Wyobraź sobie, Ŝe jesteś w piątej klasie i
chcesz wraz z kolegami wystawić
Hamleta. | - Jasne.
| - Nie ma jednak nikogo w najbliŜszej okolicy, kto]
rzeczywiście mógłby zagrać rolę księcia Danii. NadąŜasz
za mną? Skinął głową, lecz zaraz dodał z nutą wątpliwości
w głosie: - Chyba tak, ale do czego zmierza ta dziwna metafora?
- Chcesz wystawić Hamleta, tylko Ŝe w piątej klasie nie ma
dobrych Hamletów. Twój brat chodzi do ósmej, a jego kolega to
świetny aktor. Dobrze byłoby mieć go
w obsadzie, prawda? Nareszcie zadała jakieś proste pytanie, na
które mógł
odpowiedzieć. - No tak... Lecz jak go namówić? Uśmiechnęła
się. - I tu, mój drogi, wkraczasz w wiek męski. Elliott myślał
przez chwilę nad kwiecistym sformuło waniem Niny i doszedł do
zaskakujących wniosków. - Więc dlaczego, psiakrew, sama nie
spróbujesz? - Ja? - zająknęła się, nagle się rumieniąc. -
Ty. PrzecieŜ to twój pomysł. Czego masz sii
obawiać? - Mogłabym stracić pracę. - I co z tego? Od
razu znajdziesz inną. Wiesz co Myślę sobie, Ŝe to czcza gadanina. W
gruncie rzeczy bra
ci odwagi. Maleńki płomyk, który od dawna się tlił w zakamarkac
jej duszy, strzelił jaśniejszym ogniem. 18
- Mam to traktować jak wyzwanie? - Szczerze? Być moŜe w
niezbyt zręczny sposób próbuję dodać ci odwagi. Znalazła się w
ciasnym rogu. - Powiedz prawdę. PrzecieŜ stykasz się z nimi na co
dzień. Miałabym jakąś szansę? - No pewnie! Dlatego mi się
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin