Elizabeth Winfrey - Więcej niż przyjaźń(CAŁOŚĆ).pdf
(
890 KB
)
Pobierz
242243586 UNPDF
Rozdział pierwszy
DELIA
Nigdy się nie dowiem, co spowodowało zmianę, jaka zaszła we mnie tego
dnia. Możliwe, że jej powodem było niewiarygodnie błękitne niebo i powie-trze
przepojone odurzającą wonią róży jerychońskie. A może sprawił to fakt, że
przez wszystkie lata liceum obserwowałam, jak uczniowie plotkują, ale sama nie
puściłam w obieg ani jednej płotki. Albo stało się tak, dlatego, że nie widziałam
Caina od prawie trzech miesięcy i czułam się nieco oszołomiona. A może po
prostu chciałam się zakochać. - Wiesz, na czym polega twój problem, Delio
Byrne?
- Wiem. Na tym, że mnie wciąż wypytujesz, na czym polega mój problem -
odpowiedziałam na pytanie Caina Parsona, mojego najlepszego przyjaciela,
także, niestety, najsurowszego krytyka w jednej osobie.
-I znowu się mylisz.
Leżący na trawie Cain pokręcił głową i przekręcił się na drugi bok. Byliśmy
na pikniku nad Stawem Hazardzisty i zdałam sobie sprawę, że Caina nudzi
układna konwersacja na temat minionych wakacji.
Wspólne spędzane Święta Pracy nad stawem weszło już do tradycji. Kiedy
człowiek przyjaźni się
z kimś od ponad trzech lat tworzą się pewne rytuały, i
jeśli się je zlekceważy, obie strony czują, ze stało się coś bardzo złego. Dlatego,
zamiast zostać jeszcze kilka dni na obozie w lasach Sherwood i dobrze się bawić
w towarzystwie innych instruktorów
szkolnych, skróciłam pobyt w Minnesocie
i przyleciałam do domu kilka dni wcześniej.
Nie było to z mojej strony wielkie
poświęcenie
i muszę dodać, że Cain zrezygnował z wyprawy
kajakowej z
Andrew Rice'em, aby spędzić ten dzień
ze mną. to jednak wcale nie oznaczało,
że jestem
przygotowana na to, że będzie się starał zanalizować moje
zachowanie. Westchnęłam najbardziej dramatycznie, jak umiałam, aby mu to
dać do zrozumienia.
- No dobrze, doktorze Parson. Niech mnie pan
oświeci.
Cain usiadł i wyjął spomiędzy zębów źdźbło trawy.
- Ujmując rzecz krotko, jesteś typową przedstawicielką dziewczyn pijących
mrożoną herbatę bez Cukru. Co gorsza, jest to zawsze herbata cytrynowa,
a nigdy brzoskwiniowa czy malinowa.- Tu Cain uśmiechnął się bardzo z siebie
zadowolony i znowu wyciągnął się w trawie. Zachowywał się zupełnie
tak jakby właśnie rozwiązał problem głodu na
świecie, a nie wymamrotał bzdurę
na temat mrożonej herbaty.
Gdybym miała choć trochę rozumu, założyłabym na
uszy słuchawki od walkmana i zlekceważyła Caina. On jednak miał irytującą
umiejętność wciągania mnie w swoje dziwaczne dywagacje.
- I co jeszcze?- spytałam. -A może powinnam zaprzestać picia mrożonej herbaty
i uwierzyć, że
ostatni rok w liceum przyniesie mi sławę, majątek, urodę oraz
miłość?
- No, proszę. Nasza dama pragnie usłyszeć coś więcej - powiedział Cain
dramatycznym tonem i potoczył wzrokiem wokół. Pewnie mu się wydawało, że
towarzyszy nam kilka setek świadków owej pasjonującej rozmowy. - Faktycznie
mam na ten temat coś do dodania - ciągnął. - Wiesz, Delio, kiedy idziemy do
sklepu, możesz wybrać spośród rozmaitych napojów: Nawet mrożona herbata
występuje w dwunastu różnych smakach. -Więc?
Gdybym go nie ponaglała, spędziłabym kilka godzin, wysłuchując, jak Cain
zbacza na różne tematy, gubiąc wątek.
- Dlaczego nie wybierzesz napoju o smaku mango? Albo ponczu owocowego?
Czy choćby zwykłej wody sodowej?
- Nie wydaje mi się, żeby poncz był rodzajem mrożonej herbaty - wtrąciłam.
- Masz rację, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że nigdy nie ulegasz kaprysom.
Nie mówisz: „Ejże, poncz owocowy to ciekawe. Mam go ochotę spróbować".
Wiecznie obnosisz się z mrożoną herbatą bez cukru. Jakby to było twoje jedyne
towarzystwo.
- Mrożona herbata nie jest moim jedynym towarzystwem. Jesteś jeszcze ty.
Cain wyjął mi z ręki na wpół opróżnioną butelkę mrożonej herbaty i pociągnął z
niej długi łyk.
- O rany, Deels, posłużyłem się metaforą. Staraj się za mną nadążać.
- Ależ, ja nadążam - odparłam, wzdychając.
- W każdej sytuacji wybierasz utartą ścieżkę. Boisz się zakosztować czegoś
nowego. Wiedziesz żywot niczym zakonnica, która ślubowała podążać jedną je-
dyną drogą. Zrozum wreszcie, że musisz z niej zejść.
- Dlaczego?
- Dlaczego? Dlaczego? Bo gdy z niej zejdziesz mogą ci się przydarzyć
niewiarygodne rzeczy.
- Na przykład? - Jak już wspomniałam, Cain potrafił mnie wciągnąć w swoje
dywagacje.
- Mogłabyś zostać wynalazcą jak ten, kto wymyślił automat do rozmieniania
pieniędzy. Mogłabyś opracować choreografię do szałowego musicalu na
Broadwayu. Albo, co jeszcze bardziej podniecające, mogłabyś się zakochać lub
znaleźć sobie chłopaka czy przynajmniej pójść na randkę. Jęknęłam. Moje życie
miłosne, a raczej jego całko-wity brak był jednym z ulubionych tematów Caina.
W najbardziej niespodziewanych chwilach, na przy-kład gdy uczyliśmy się
matematyki, potrafił mi za-rzucić, że nie spotykam się z chłopakami. ,,To
równanie jest zupełnie jak twoje życie miłosne - mawiał. - Wiele nic
nieznaczących czynników, które są równe zeru".
Przedstawiam Caina, jakby był pozbawionym serca obserwatorem tego co
oczywiste. Ale on wcale taki nie jest. Ani trochę. Po prostu nie rozumie, jak
zwykli ludzie przeżywają swoje dni. ,,Zwykli to ci spośród nas, którzy nie
mierzą ponad metr osiemdziesiąt, nie mają czarnych włosów, niebieskich oczu
oraz niewiarygodnego ciała. Gdybyście nie zgadli,tak właśnie prezentuje się
Cain. Na dodatek obdarzony jest nieopisanym wdziękiem, talentem do
formułowania zgrabnych powiedzonek i darem natychmiastowego zjednywania
sobie ludzkiej sympatii.
Mówiąc o strachu, Cain miał trochę racji. Nękają mnie różne lęki. Przede
wszystkim boję się odrzucenia. Widuję dziewczyny wypłakujące się w ubikacji,
bo jakiś sportowiec uznał za stosowne porzucić którąś z nich podczas lunchu.
Patrząc na te nieszczęśnice, starannie poprawiające makijaż, aby wystawić się
na dalsze tortury, bardzo im współczuję. Naprawdę. Jednocześnie zastanawiam
się, dlaczego znalazły się w takiej sytuacji. Czy chłopak jest taki ważny? Czy
warto przeżywać ból i mdłości za każdym razem, gdy twój chłopak obejmuje
inną dziewczynę? Według innie stanowczo nie.
Należę do tych dziewczyn, które moja mama nazywa kaktusami. Chodzi jej o
to, że nie pozwalam, by ktokolwiek się do mnie zanadto zbliżył, tak to ujmuje
popularna psychologia. Bezustannie powtarzam mamie, że nienawidzę
popularnej psychologu, która każdemu przylepia etykietkę, jakby nie był niczym
więcej niż pudełkiem tamponów czy jednorazową golarką. Według mnie takie
traktowanie ludzi jest niehumanitarne. Przecież każdy jest inny, a nawet
wyjątkowy. Dlaczego sprowadzać wszystkich do jednego mianownika?
Zgodnie z tym, co powiedział Cain, paraliżuje mnie strach. Ale nie tylko
mnie.
- Uważasz, że jestem strachliwa? - Spojrzałam na Caina zmrużonymi oczami.
Właśnie wrócił z trzymiesięcznej praktyki w szkółce, gdzie hodowano drzewka
na Boże Narodzenie. Musiałam przyznać, że sadzenie świerczków wzmocniło
jego bicepsy i mięśnie klatki piersiowej. Gdybyż nauka tańca, którą
prowadziłam dla garstki dziesięciolatków, podobnie rozwinęła moje mięśnie I
Cain poważnie skinął głową.
- Owszem. Sama powiedz, Delio. Masz siedemnaście lat i nigdy nie byłaś
zakochana. Czy naprawdę chcesz samotnie spędzić ostatni rok szkoły średniej.
Najwyższy czas,
by odwrócić role.
-A ty, Cain? Otacza cię wianuszek dziewczyn, które wybierasz sobie wedle
własnego uznania. Chcesz mi wmówić, że wtedy, gdy zabawiasz się z jedną z
nich na tylnym siedzeniu samochodu, nie czujesz się samotny?
-Przynajmniej próbuję.
- Ja też próbuję - upierałam się przy swoim. - Tylko że nic mi z tego nie
wychodzi.
Cain roześmiał się. - Ot, i cała ty. W końcu pojawi się ten ideał na białym koniu
i tak dalej, a ty go
przeoczysz i pozwolisz mu odjechać.
- Wcale nie - odparłam.
Coraz bardziej nabierałam wrażenia, że Cain zmierza do jakiegoś celu.
Chciałam, żeby wreszcie postawił kropkę nad ,,i" i pozwolił mi zjeść kanapkę
z mielonym kotletem.
- Udowodnij to- powiedział.
- Co mam udowodnić? - Utkwiłam wzrok w ziemi,
myśląc o tym, jak zmienić
temat rozmowy. Zaczęłam
wymyślać zabawne anegdotki na temat
dziesięcioletnich dziewczynek, które podczas wakacji uczyłam
tańca. Wszystko, byle Cain nie poruszał moich spraw osobistych.
- Udowodnij, że naprawdę chcesz się zakochać.
- Jak mam ci to udowodnić?
- Jak to jak? Zakochaj się w kimś, oczywiście.
- Cain, to nie jest to samo co zdobycie szóstki z historii. Nie mogę, ot tak, się
zakochać.
- Skąd możesz wiedzieć, skoro nigdy nie próbowałaś?
To się robiło niesmaczne. Cain nie dawał za wygraną, a ja czułam, że się
rumienię.
Cain uwielbiał, gdy się czerwieniłam. Z jakiegoś powodu uważał to za
wzruszające. Ja sądziłam, że to poniżające.
- Dajmy temu spokój - powiedziałam stanowczo. Ugryzłam kanapkę i
włączyłam walkmana. Jeśli nie będę zwracała uwagi na Caina znudzi się i
przestanie mnie zamęczać.
Ale on wyciągnął rękę i zdjął mi z uszu słuchawki. Usłyszałam dochodzący z
nich przytłumiony głos Arethy Franklin.
- Mówię poważnie, Delio. Idę o zakład, że się nie zakochasz.
Sama sobie byłam winna. Nie miałam wyboru. Zdobyłam się na ostatni
rozpaczliwy wysiłek.
- Dobra. Idę o zakład, że ty się nie zakochasz. I nie chodzi mi o dwutygodniowy
romans z panienką, która pracuje w Minsky's Pizza.
Rozgrzewałam się, obmyślając, jakimi warunkami obwarować to jego
zakochanie się.
- Nie mówię również o kilku randkach z Sarah Fain, tą cheerleaderką z wielkim
przedsięwzięciem. Mam na myśli prawdziwe zaangażowanie się. Braterstwo
dusz.
Cain wzruszył ramionami.
- W porządku. Zgadzam się.
- Co?! - Nie spodziewałam się, że na to pójdzie. Oczekiwałam jakiegoś
sprytnego wybiegu, który zdezaktualizowałby całą dotychczasową rozmowę.
- Ja wyzwałem ciebie. Ty wyzwałaś mnie. Ten, komu się powiedzie, zwycięży -
powiedział Cain z nie-odgadnionym wyrazem twarzy, a ja wciąż się łudziłam,
że cały ten pomysł to tylko żart.
- Naprawdę chcesz się założyć o to, które z nas pierwsze się zakocha?
- A czemu nie? - Cain skrzyżował ramiona na piersi i przybrał niewiarygodnie
zarozumiały wyraz
twarzy.
Wbrew sobie poczułam, że cała sprawa zaczyna
mnie interesować. Może Cain ma rację. Może nadszedł czas, by Delia Byrne
pokazała chłopakom ze
szkoły średniej im. Jeffersona, a przynajmniej jednemu
z nich, co jest warta. Jeżeli zrobię z siebie
skończoną idiotkę, to najwyżej będę
cierpiała przez
cały ostatni rok i nigdy się nie pojawię na szkolnym
zjeździe
koleżeńskim.
Skoro już mam się zgodzić na wariacki pomysł
Caina, to niech
stawka będzie wysoka. Nie miałam
zamiaru łamać sobie serca tylko dlatego, że
Cain
uznał to za słuszne.
Skinęłam głową.
- Masz rację.
- Naprawdę?- Po raz pierwszy glos Caina zabrzmiał troszkę mniej pewnie.
- Jasne. No, to się załóżmy.
Oczy Caina zabłysły. Uwielbiał zakłady.
- Widzę, że to do ciebie rzeczywiście przemówiło.
Wyprostowałam się.
- O co się założymy?
- Przegrany przez cały miesiąc stawia wygranemu lunch?
Pokręciłam głową. Skoro musimy to robić, zróbmy
to naprawdę dobrze. Jeśli
nagroda nie będzie kusząca, zrezygnujemy ze współzawodnictwa i wrócimy
do naszych dawnych przyzwyczajeń.
- Może przegrany będzie musiał przez cały rok
sprzątać raz w tygodniu pokój
wygranego? - zaryzykował Cain.
- To by było niesprawiedliwe - odparłam. - Je jestem pedantką, a z ciebie
niepoprawny bałaganiarz.
- Przegrany będzie musiał przez cały tydzień nosić nalepkę z napisem „Daj mi
kopa"?
- Nie, to za mało oryginalne.
- Pięćdziesiąt dolców?
- Daj spokój, Parsom Stać cię na coś lepszego.
Cain położył się na wznak. Wyprostował ramiona
i nogi i spuścił powieki,
chroniąc oczy przed jaskrawymi promieniami słońca.
- Daj mi się zastanowić - powiedział. - Wymyśle taką stawkę, to włosy zjeżą ci
się na głowie.
Położyłam się na brzuchu i oparłam głowę na rękach, Chciałam się skupić, ale
nie mogłam. Podczas gdy Cain w milczeniu wysilał umysł, dałam upust fantazji,
Wyobraziłam sobie, te jestem na pierwszym tegorocznym meczu futbolu
amerykańskiego i powiewam nad głową flagą Szkoły im, Jeffersona. Patrzę, jak
mój, na razie, anonimowy obiekt uczuć wbiega truchtem na boisko. Ogląda się i
patrzy na widownię, aż jego wzrok napotyka moje spojrzenie. Wtedy unosi
obydwa kciuki i dopiero potem zwołuje za-wodników na naradę.
Roześmiałam się, Piłkarze nie byli w moim guście. Zawsze kojarzyli ml się z
szatnia, gdzie, owinięci ręcznikami, opowiadali sobie sprośne kawały. To nie dla
mnie.
Następnie wyobraziłam sobie, ze jestem na scenie i tańczę w „Jeziorze
łabędzim". Po przedstawieniu, u moich stóp, ląduje bukiet z trzech tuzinów
czerwonych róż. Kłaniam się i posyłam całusa mojemu wspaniałemu
chłopakowi na widowni. Ów piękny scenariusz miał tylko jedno ale: balet
„Jezioro łabędzie" jest stanowczo przereklamowany.
Plik z chomika:
partycja1986
Inne pliki z tego folderu:
Jackie Stevens - nigdy nie mów nigdy.doc
(125 KB)
Wilson Barbara - Nie do pobicia.rtf
(214 KB)
Erlbach Arlene - Chłopcy, randki i inne kłopoty.rar
(77 KB)
Fields Natalie - Czarniejsza niż czarna owca.pdf
(399 KB)
Jackie Stevens - O Jedną Za Dużo.pdf
(483 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin