Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt).txt

(700 KB) Pobierz
Borys Strugackij

Poszukiwanie przeznaczenia
Albo 27 twierdzenie etyki

Moim mi�ym przyjacio�om, z kt�rymi wci��,
cz�ciej lub rzadziej, si� spotykam,
i tym, z kt�rymi by� mo�e nie spotkam si� ju� nigdy
WYDAWMICTWO AMBER Sp. z o.o.
00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 6204013,620 8162
Warszawa 2000. Wydanie I
Druk: Wojskowa Drukarnia w Lodzi

Cz�� 1
Szcz�liwy Ch�opiec

Rozdzia� 1
W �yciu przychodzi nieoczekiwanie taki moment, kiedy czu-
je si� potrzeb� podsumowania - powiedzia� wtedy Stani-
s�aw - I niekoniecznie musi si� to przydarzy� na staro�� (Stani-
s�aw zamy�li� si� g��boko). I nie musi nast�powa� to z �adnego
specjalnego powodu! A dzieje si� to tak: �yje sobie kto� w zamkni�-
tym �wiecie, zaj�ty swoimi sprawami, i nagle odrywa si� od nich
i m�wi:,,No c�, �askawco, wygl�da na to, �e ju� najwy�szy czas
na podsumowanie..."
Wikontowi spodoba� si� ten fragment, powiedzia� wi�c do
s�uchawki: "Kupuj� to. Zapisuj...". Ale Stanis�aw oczywi�cie nie
zacz�� niczego zapisywa� - ws�uchiwa� si� w swoje wn�trze, ro-
zumiej�c, �e to znak. Odczucie stopniowo zanika�o, traci�o ostro��
.. .dookre�lenie... swoj� pocz�tkow� bezwzgl�dn� donios�o��...
jasn� niewzruszono�� szcz�liwego wiersza... Nie zrozumia� jed-
nak, co te� tak nagle powinien podsumowa�
Dzia�o si� to w tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tym roku,
wiosn�, w dniu, w kt�rym Stanis�awowi stukn�o trzydzie�ci sie-
dem lat. Dok�adniej wieczorem tego dnia, a jeszcze dok�adniej
- w nocy. Kiedy wszyscy go�cie ju� poszli, mama zabra�a si� za
sprz�tanie, a Stanis�aw razem ze swoim przyjacielem Wikto-
rem Kikoninem (zwanym Wikontem) poszli si� przewietrzy�,
a potem postanowili jeszcze troszk� posiedzie� - tym razem
u Wikonta.
By�a butelka vin ros�, by�a mocna kawa ze �liwkow� konfitu-
r�, cichutko gra�a gitara, a dw�ch tw�rc�w, prawdziwych poet�w,
dw�ch bliskich przyjaci�, braci prawie, �piewa�o z przej�ciem:
Kurczowo wci�� ster dzier�y r�ka,
Cho� mg�a przeci�a maszt i fok.
Strach marynarza serce n�ka,
Gdy przed nim tylko wiatr i mrok.
(Wiersze wsp�lnego autorstwa Krasnogorowa i Kikonina,
muzyka tak�e). Nie wiedzie� czemu Stanis�aw przypomnia� so-
bie, �e kilkakrotnie ton��, a dok�adnie trzy razy. Po raz pierw-
szy - kiedy by� ma�y, jeszcze przed wojn�, w jakim� stawie
w Parku Le�nym. Mama siedzia�a na brzegu i rozmawia�a z cio-
ci� Lida, a ma�y S�awa kapa� si�. najpierw w p�ytkiej wodzie, a po-
tem zachcia�o mu si� p�j�� g��biej. Na pocz�tku czu� grunt pod
nogami, dalej pojawi�a si� cienka i obrzydliwa warstwa mu�u,
jeszcze dalej chyba jaka� pot�uczona ceg�a, a potem wszystko
znikn�o. A p�ywa� S�awa nie umia�. Ze strachu otworzy� szero-
ko oczy i zobaczy� m�tne �wiat�o u g�ry, rozko�ysan� ciemno��
z przodu, i zacz�� si� rozpaczliwie miota�, wiedz�c ju�, �e zgi-
nie. Nagle pod nogami znowu poczu� co� twardego z cieniutk�
warstw� mu�u. Szybko wydosta� si� na brzeg i usiad� obok mamy
na roz�o�onym kocu. Nikt niczego nie zauwa�y�. I nic si� nie zmie-
ni�o dooko�a. Nagle przysz�o mu do g�owy, �e tak naprawd� daw-
no ju� uton��, a na kocu siedzi zamiast niego kto� inny, co gor-
sza nikt nie zwraca uwagi na t� wa�n� okoliczno��. I wtedy si�
przestraszy�.
Drugi raz by� znacznie ciekawszy, w sumie to do�� dziwna
historia. Ju� w czasie wojny, podczas ewakuacji - mieszkali wte-
dy w wiosce Kisz�a w obwodzie czka�owskim - S�awa i dziecia-
ki z wioski wymy�lili, �e pop�ywaj� sobie ��dk�. W pi�tk� wsie-
dli do ��dki, wzi�li si� za wios�a, gdy nagle Tolka Brunow wrzasn��
strasznym g�osem i zrobi� si� bia�y jak �ciana. Samo to wzbudzi-
�o w nich parali�uj�cy strach, ale S�awa zobaczy�, dlaczego Tol-
ka wrzeszczy: na rufie, na podartych szmatach siedzia� ogromny,
obrzydliwy zielony paj�k z czerwonymi plamami. By� wielko�ci
pi�ci. S�awa nie m�g� sobie potem przypomnie�, jakim cudem
wszyscy znale�li si� w wodzie, nie przewracaj�c przy tym ��dki.
Do tego czasu S�awa nauczy� si� ju� p�ywa�. Wynurzy� si� i gdy
mia� zamiar ruszy� ze wszystkich si� do brzegu, zauwa�y�, �e tu�
przed nim, rozk�adaj�c zielone nogi na wszystkie strony, ko�ysze
si� ten sam paj�k i patrzy na niego krwawym rojem b�yszcz�cych
oczek. Mia� ich chyba z milion. W tym momencie S�awa zemdla�.
Niczego wi�cej nie pami�ta�. P�niej ch�opcy opowiadali, �e
unosi� si� nieruchomo tu� pod powierzchni� tak, �e ty� g�owy
wystawa� mu spod wody, i �e by� zupe�nie nieprzytomny. Szyb-
ko go wyci�gn�li i ocucili. Paj�ka nikt wi�cej nie widzia�. Po-
tem, wiele lat p�niej, w Leningradzie, gdy by� ju� doros�y, S�a-
wa sprawdzi� mn�stwo nazw stawonog�w i nawet chodzi� si�
poradzi� do Muzeum Przyrody, ale ten dziwny i straszny paj�k
nie by� znany biologii. Nie istnia� w przyrodzie, a przynajmniej
w rosyjskim klimacie.
A o trzecim toni�ciu... wt�pni�ciu... "zanurzeniu w wod�,
fatalnym, bez wyj�cia"... o trzecim Stanis�aw nie lubi� wspomi-
na�, a tym bardziej opowiada�. Ton�a ca�a grupa - sze�ciu ch�o-
pak�w i cztery dziewczyny: zapadli si� pod l�d na �adodze z ca-
�ym ekwipunkiem; ze swoimi potwornie ci�kimi plecakami,
z namiotami... Jedna dziewczyna uton�a, a S�awa si� wydosta�.
Prawd� powiedziawszy, mia� si� nie wydosta�, ale si� wydosta�...
I od tego si� zacz�o. W sumie ni z tego, ni z owego. Zupe�-
nie przypadkowo.
Opowiedzia� te trzy historie Wikontowi i Wikont (nie bez go-
ryczy) przyzna�, �e sam ani razu nie ton��. Nie licz�c historii z dzie-
ci�stwa z wybuchem zapalnika, nigdy nie znalaz� si� w niebez-
piecze�stwie. Stanis�aw by� zdziwiony. Natychmiast przypomnia�
sobie jeszcze dwa albo trzy przypadki, kiedy by� o w�os od �mierci.
Nie uwierzy� Wikontowi. Uzna�, �e co� kr�ci. To by� kr�tacz,
zwyk�y kr�tacz.
Pracowa� w "skrzyni", i w og�le nie wiadomo by�o, czym si�
tam zajmuje. "A tam, r�nymi bzdurami..." - odpowiada� zwy-
kle na pytania, wykrzywiaj�c przy tym pogardliwe blad� twarz.
K�ama�. Mo�na si� by�o domy�li�, �e wcale nie zajmowa� si�
bzdurami. W ci�gu ostatnich pi�ciu lat chyba ze sto razy by� za
granic�. I to zawsze w jakich� dziwnych krajach, do kt�rych nor-
malni radzieccy obywatele nigdy nie je�d��. Brazylia, Lesoto,
Gujana... Nie wiadomo dlaczego Iran. Po choler� radziecki oby-
watel, kt�ry sko�czy� Czwarty Medyczny, je�dzi do Iranu?
Wydobycie od Wikonta jasnej odpowiedzi by�o niemo�liwe.
Nigdy nie opowiada� o swojej pracy. Nikomu. Prawd� m�wi�c,
nie by�o komu opowiada�. Poza Stanis�awem nie mia� przyjaci�.
Kiedy u Stanis�awa spotyka�o si� sta�e towarzystwo, Wikont
(czasami) nagle zaczyna� opowiada� o obcych krajach. By� z niego
dobry gaw�dziarz. Kiedy mia� natchnienie, wszyscy s�uchali go
niemal nie oddychaj�c, jakby si� bali, �e przestanie opowiada�
r�wnie nagle i bez przyczyny, jak zacz��.
Zawsze zaczyna� od po�owy, od jakiego� wyrwanego z kon-
tekstu fragmentu, kt�ry dla niego by� najwa�niejszy.
- ... Bia�y pas dooko�a g�ry... - zaczyna� na przyk�ad. - Bia�e
drzewa... a w�a�ciwie bia�e szkielety drzew w mdl�cej, truj�cej
mgle. Jakby pod nogami by�a nie dzika g�ra, tylko jaki� zapo-
mniany przez Boga paruj�cy cmentarz... cmentarz dla nie-ludzi...
A we mgle... kolczaste ro�liny z ostro zako�czonymi li��mi, na
kt�re m�wi� "korona cierniowa"... I gigantyczne paj�ki, tkaj�ce
mi�dzy nimi paj�czyn�... Ziemi w og�le nie wida�, wsz�dzie tyl-
ko obrzydliwy mech i jamy pe�ne czarnej wody, a na ka�dym bia-
�awym pniu obrzydliwe, o�lizg�e, kolorowe grzyby...
W�ska twarz Wikonta robi�a si� szara, jakby z jakiego� nie-
zno�nego b�lu, g�os cich� - wspomnienia m�czy�y go jak choroba.
Te opowie�ci, a nawet nie tyle one, co spos�b opowiadania, wy-
wiera�y na s�uchaczach ogromne wra�enie. Na Stanis�awie rzecz
jasna te�. W takich chwilach Wikont wydawa� mu si� nadcz�owie-
kiem, albo cz�owiekiem z piek�a, albo nawet wilko�akiem - po pro-
stu go nie poznawa�... A potem nagle zobaczy� jedn� z opowie�ci
Wikonta w ksi��ce wydanej przez Gieografgiz (chyba by�o to W ser-
cu lasu). Zgadza�o si� co do s�owa. W pierwszej chwili nie uwie-
rzy� w�asnym oczom. W�ciek� si�. Potem jednak wpad� w zachwyt.
P�niej pomy�la�: po choler� on to robi... snob wyszmelcowany?
By� snobem. Snobem pod ka�dym wzgl�dem - w rozmowach,
gustach literackich, w �yciu. Zajmuj�c kolejk� przed kioskiem
z piwem, pyta� z nieopisan� wynios�o�ci�: "N-no, kto si� tutaj
nie boi przyzna�, �e jest ostatni?". Trz�s�cy si�, rozw�cieczeni,
skacowani alkoholicy byli zdruzgotani...
Na niziutkim lakierowanym stoliku trzyma� g�adk� drewnian�
misk�, czarn�, ze z�otymi smokami. Z wyspy Mindanao. Miska
by�a pe�na fajek. Mia� ich chyba ze trzydzie�ci - od ko�lawych
murzy�skich fajeczek w�asnej roboty do ci�kich, wrzo�cowych,
por�cznych jak pistolet zabytkowych egzemplarzy, wykonywanych
na zam�wienie. Nie patrz�c wsadza� lew� r�k� bez trzech palc�w
do tego �mierdz�cego, wykwintnego �mietnika, bezb��dnie jak au-
tomat wyci�ga� to, czego szuka�, nabija�, zapala� od zapa�ki i owi-
jaj�c si� miodowym dymem mru�y� lewe �lepe oko... I nagle za-
czyna� zawodzi�:
Siedzisz przy kominku i blask purpurowy
Miarowo ta�czy wok�, przedrze�niaj�c wz�r kotary
Nad rytmem p�acz�c czytasz sonety ciemno�ciom fioletowym
W zadumie spogl�da tw�j foksterier stary
Na kozetce Ludwika drzemie ma�pka z Samo,
I obrazy Watteau przesiania k��bi�cy si� mrok,
Siedzisz przy kominku, owini�ta w szal "dimuamo",
A na twoich kolanach stronami trzepocze Stak...
-  Kto to jest Stak? - dopytywa� si� Stanis�aw, pr�buj�c prze-
zwyci�y� wzruszenie.
-  Co to za r�nica? - odpowiada� Wikont z pe�n� godno�ci
irytacj�. - No, na przyk�ad: Stanis�aw Krasnogorow. Zadowala
ci� to?
-  No dobrze. Ale czemu Samo? Nie ma �adnego Samo, jest Somo.
-  Bo "dimuamo" brzmi, a "dimuomo" nie.
I to by�o absolutnie oczywiste: dimuamo brzmia�o, a dimu-
omo, nie wiadomo dlaczego, nie...
Kiedy si� poznali (w pi�tej klasie), by� drobnym, niegro�-
nym, ale sprytnym chuliganem. Chodzi� wtedy w rozszerzanych
spodniach krokiem do�wiadczonego marynarza i nosi� marynar-
sk� podkoszulk� w ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin