Gordon Abigail - Dom marzeń.pdf

(404 KB) Pobierz
231532116 UNPDF
Abigail Gordon
Dom marzeń
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Na miejsce aukcji wybrano kryty łupkowym dachem budynek
starych stajni na samym krańcu miasteczka. Giselle rozejrzała się
dookoła i pomyślała, że czuć tu jeszcze koński zapach.
Od wyjazdu z Paryża nie opuszczało jej dziwne poczucie
nierealności. Co ona robi na tej głębokiej angielskiej prowincji?
Odpowiedź była prosta. Ojciec, który przez ostatnie dwadzieścia
pięć lat mieszkał ze swoją francuską żoną, a jej matką, w Paryżu,
niespodziewanie oświadczył, że chciałby wrócić na stałe do
rodzinnej miejscowości.
Ujawnienie przez ojca tego typu pragnień wstrząsnęło nią, lecz
towarzyszące owemu wyznaniu okoliczności były jeszcze bardziej
niewiarygodne. Po pierwsze powiedział jej o swoich planach w
dniu pogrzebu Celeste na francuskim cmentarzu, po drugie
oznajmił, iż dawny przyjaciel zawiadomił go, że dom, w którym
mieszkał jako mały chłopiec, właśnie będzie wystawiony na
aukcji.
Giselle słuchała tego wszystkiego oszołomiona.
– Jak możesz myśleć o takich rzeczach! – wykrzyknęła. –
Przecież dopiero pochowaliśmy maman.
Otóż to – odparł ojciec ze smutkiem. – Nie wyobrażam sobie
dalszego życia w Paryżu bez niej. Sprowadziliśmy się tutaj, gdy
miałaś dwa latka, ponieważ Celeste bardzo tęskniła za tym
pięknym rodzinnym miastem. Ale teraz, kiedy jej już z nami nie
ma, chciałbym wrócić do Anglii.
– Nie możesz jechać na aukcję, tato – zaprotestowała Giselle i
spojrzała na ojca z troską. Miał siedemdziesiąt dwa lata, lecz
wyglądał starzej. – Wiele tygodni opiekowaliśmy się razem
mamą, jesteś bardzo zmęczony i osłabiony. Nie chciałabym stracić
i ciebie – dodała.
– W takim razie będziesz musiała mnie zastąpić. Uczynię cię
moim pełnomocnikiem – oświadczył.
231532116.001.png
Czekając teraz na rozpoczęcie aukcji, Giselle myślała, że nie
ma ochoty wyprowadzać się z Paryża i zamieszkać w jakiejś
zapadłej dziurze, na dodatek w kraju, gdzie bez przerwy pada
deszcz. Z drugiej strony, po śmierci matki nie mogła zostawić ojca
samego. Wiedziała, że w najbliższych miesiącach będzie mu
bardzo potrzebna.
W wielkim mieście Giselle czuła się jak ryba w wodzie. Wolne
chwile od pracy w szpitalu, gdzie przygotowywała się do
zrobienia specjalizacji, spędzała, korzystając z wszelkich atrakcji
metropolii, restauracji, teatrów, sklepów. Poza tym w Paryżu
mieszkał Raoul – szarmancki szczupły brunet. Chociaż ostatnio
rzadko się widywali. Raoul nie lubił rozmów o chorobach i często
namawiał ją, by znalazła sobie jakieś inne, bardziej estetyczne, jak
to ujmował, zajęcie.
Na opiekę nad matką Giselle wzięła długi urlop bezpłatny i
teraz powinna już być z powrotem na oddziale – na nowo zająć się
swą pracą oraz zacząć organizować sobie życie. I tak by uczyniła,
gdyby ojciec nie zastrzelił jej tym niezwykłym pomysłem. W
rezultacie, zamiast z powrotem przy łóżkach chorych, znajdowała
się teraz w tłumie obcych sobie ludzi w małej miejscowości w
Cheshire i szykowała się do wzięcia udziału w aukcji domu
noszącego nazwę Abbeyfields, nawiązującej do starego opactwa,
które w zamierzchłych czasach znajdowało się na terenie
posiadłości. Z Paryża ojciec skontaktował się z agencją
nieruchomości i gdy powiedział jej, jaka jest cena wywoławcza,
Giselle była przerażona.
– Stać nas na tyle? – wyszeptała z trudem.
– Jeśli nie będzie innego wyjścia – odparł niezrażony.
Wówczas dotarło do niej, jak bardzo mu zależy na powrocie w
rodzinne strony.
James Morrison, przyjaciel, który zawiadomił go o tym, że dom
jest na sprzedaż, prowadził w miasteczku niewielkie centrum
ogrodnicze. Wraz z żoną udzielił Giselle gościny. Pracownik
agencji pokazał jej dom, potem wrócili do biura omówić
szczegóły oferty. Wychodząc, Giselle omal nie zderzyła się w
231532116.002.png
drzwiach z zaaferowanym następnym klientem.
Mężczyzna, szeroki w ramionach, postawny błękitnooki
blondyn ze zdrową cerą, ubrany w tweedowy garnitur, uśmiechnął
się i rzucił w pośpiechu:
– Przepraszam...
Odpowiedziała mu lekkim skinieniem głowy, zbyt
zaabsorbowana myślami o tym, co przyniesie jutro, by poświęcać
więcej uwagi nieznajomemu. A jeśli ktoś ją przelicytuje? Agent
twierdził, że aukcja wzbudziła spore zainteresowanie. Bardzo nie
chciałaby wracać do Francji z wieścią, że ktoś inny kupił
Abbeyfields. Potoczyła wzrokiem po zebranych i nagle zauważyła
tego blondyna. Siedział po drugiej stronie przejścia i przeglądał
katalog nieruchomości wystawionych na sprzedaż. W pewnej
chwili, jak gdyby czując na sobie jej wzrok, uniósł głowę. Ich
spojrzenia się spotkały. Tym razem się nie uśmiechnął. Ukłonił się
zdawkowo i wrócił do lektury.
Giselle nie mogła oczywiście wiedzieć, że Marc Bannerman
odwiedził agencję nieruchomości w tym samym celu co ona. On
również zamierzał kupić Abbeyfields.
Dom znajdował się w cichym ślepym zaułku odchodzącym od
głównej ulicy miasteczka, a z okien na piętrze rozciągał się
wspaniały widok na okoliczne wzgórza. Doskonale nadawał się i
na mieszkanie, i na lecznicę. Wobec rosnącej liczby mieszkańców
w okolicy dotychczasowy lokal wynajmowany na przychodnię był
już zbyt ciasny.
Kiedy agent powiedział mu, że szykowna kobieta o lśniących
jasnobrązowych włosach i ładnej wyrazistej twarzy także jest
zainteresowana kupnem Abbeyfields, pomyślał cierpko, że kolejna
mieszkanka jakiegoś dużego miasta ulega modzie i postanawia
uciec na prowincję.
Zazwyczaj nie miał nic przeciwko nowym przybyszom. Każdy
ma prawo mieszkać, gdzie zechce. Ich miasteczko z domami z
kamienia wapiennego, sklepami od pokoleń prowadzonymi przez
te same rodziny, położone w pięknej dolinie pośród wzgórz, w
231532116.003.png
pewnej odległości od najbliższego większego miasta, to istna oaza
spokoju. Idealne miejsce, gdzie Tom i Alice mogą spędzić
szczęśliwe dzieciństwo. Jeśli tylko uda mu się kupić Abbeyfields.
Giselle wolałaby, by „jej” dom był licytowany na samym
początku. Chciała jak najprędzej mieć za sobą to mało przyjemne
doświadczenie, lecz Abbeyfields zajmowało dalekie miejsce na
liście, a ona, przysłuchując się bojom o kolejne nieruchomości,
odczuwała coraz większą tremę i zdenerwowanie.
Tak wiele zależy od powodzenia mojej misji, myślała. Ojciec
tak bardzo pragnie mieć ten dom, a po miesiącach towarzyszenia
matce w powolnym umieraniu należy mu się trochę szczęścia.
Nagle wszelkie obawy ustąpiły miejsca determinacji. Musi zdobyć
Abbeyfields dla niego! Nawet gdyby miała rzucić na szalę
wszystkie pieniądze, jakie posiadają, wszystkie co do ostatniego
pensa, kupi go.
Zauważyła, że nieznajomy siedzący po przeciwnej stronie sali
nie bierze udziału w przetargach. Ciekawe, na którą posiadłość ma
chrapkę? Wkrótce miała się dowiedzieć.
Kiedy przyszła kolej na Abbeyfields, nie przyłączył się do
licytacji i z jakiegoś niezrozumiałego dla niej samej powodu
Giselle odczuła ulgę. Chłodne spojrzenie, jakim ją obrzucił na
samym początku, wzmogło jej zdenerwowanie. Instynktownie
wyczuła, że daje jej do zrozumienia, iż on jest stąd, natomiast ona
jest tu obca.
Jednakże gdy kolejni uczestnicy licytacji zaczęli wycofywać się
z gry, blondyn przystąpił do ataku. Wkrótce na placu boju zostali
we dwójkę, Giselle i on.
Giselle ogarnęła panika. Jest taki spokojny i opanowany,
myślała, i równie jak ja zdeterminowany dopiąć swego. Błękitne
oczy, które wczoraj rozbłysły na jej widok, teraz parzyły na nią
tak lodowato, że najchętniej uciekłaby i schowała się w jakimś
bezpiecznym miejscu.
I nagle było po wszystkim. Po jej ostatnim odezwaniu się
zamilkł. Licytator trzykrotnie powtórzył sumę i przybił młotkiem.
Dom był ich. Jej i ojca.
231532116.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin