Gordon Abigail - Żona jego marzen.pdf

(681 KB) Pobierz
221413183 UNPDF
Abigail Gordon
Żona jego marzeń
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Był piękny wiosenny poranek. Przyroda budziła się do życia, a jasne promienie słońca
barwiły na zielono gałązki krzewów otaczających wiejskie domki. Doktor Sallie Beaumont z
uśmiechem zatrzymała auto na podjeździe przed przychodnią. Odwiedziła właśnie pacjentów,
którym stan zdrowia nie pozwolił przybyć do ośrodka.
Pogodny nastrój poranka przypomniał jej, że zima odeszła już na dobre. W słoneczne dni
łatwiej będzie znieść uczucie osamotnienia. Lecz mówiąc szczerze, w chwili obecnej nie to
zaprzątało jej myśli. Całkiem możliwe, że pustkę niedługo wypełni żywa istotka. Prawda, że
tylko na jakiś czas – może zaledwie na pół roku – ale to już coś.
Nareszcie jej mieszkanie nad przychodnią ożyje. A wszystko dlatego, że jej kuzynka ze
strony męża – samotna matka o imieniu Melanie – dostała propozycję pracy i będzie
zmuszona zostawić dziecko pod opieką Sallie. Niedoszły mąż Melanie wziął nogi za pas na
dźwięk słowa ciąża. Po porodzie Sallie była jedyną bliską osobą, która w szpitalu odwiedziła
tę dzielną dziewczynę. Obie wkrótce się zaprzyjaźniły.
Rodzice Melanie odeszli z tego świata jakiś czas temu, toteż młoda kobieta z tym większą
wdzięcznością przyjęła towarzystwo Sallie. Kilka miesięcy później Melanie otrzymała
propozycję pracy na półrocznym kontrakcie w amerykańskiej rewii jako tancerka. Wrodzony
instynkt walki o niezależność i pełna energii postawa wobec losu kazały jej przyjąć tę ofertę.
Dlatego poprosiła Sallie, aby ta zechciała zaopiekować się małym Liamem do jej powrotu.
– Wiesz, jak kocham taniec – przekonywała ją z poważną miną. – Teraz nadarza się
wymarzona okazja. Czuję, że tylko pod twoją opieką mogłabym spokojnie zostawić dziecko.
– Nie musisz mnie tak usilnie przekonywać – odparła Sallie. – Z przyjemnością zajmę się
Liamem. Z pomocą Hannah dam sobie radę. Ona też kocha dzieci. Mały będzie w dobrych
rękach.
Właśnie od dzisiaj smutne dotychczas mieszkanie na pięterku zacznie żyć prawdziwym
życiem. Ilekroć Sallie przypomniała sobie, że już wieczorem Melanie przywiezie małego
Liama, a jutro wyleci do Nowego Jorku, uśmiech pojawiał się na jej ustach. Przez ostatnie
trzy lata nie miała wielu powodów do radości, ale to wydarzenie z pewnością wniesie w jej
życie coś nowego.
Co prawda do wieczora zostało jeszcze sporo czasu. Teraz wraz z Colinem Carstairsem
zajmą się przyjmowaniem pacjentów. Ostatnio Colin bywał nieco nerwowy, a gdy drzwi
zamknęły się za ostatnim chorym, przysiadł na skraju biurka Sallie, jakby miał coś do
zakomunikowania.
– Masz jakieś wiadomości od swojego męża? – spytał w końcu, siląc się na obojętność.
– Na Boże Narodzenie dostałam od Steve’a kartkę – odparła zaskoczona.
– Nie wiesz, gdzie teraz pracuje?
– Nie mam pojęcia. Kartka miała stempel z Gloucester. Rok wcześniej pracował w
Kornwalii. Jeszcze wcześniej w Londynie. Widać nie może usiedzieć w jednym miejscu.
Dlaczego pytasz?
221413183.001.png
– A gdyby miał ochotę wrócić tutaj? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Jaka byłaby jej reakcja? Co poczułaby, gdyby jedyny mężczyzna, którego kochała, znowu
pojawił się w jej życiu? Niełatwo było znaleźć odpowiedź. Chętnie zobaczyłaby go znowu,
lecz bez entuzjazmu; zbyt mocno przeżywała ich rozstanie, tym bardziej że nie było w tym jej
winy.
Steve był uparty. Bez względu na to, co Colin miał na myśli, Sallie była pewna, że
ewentualny powrót Steve’a będzie oznaczać, iż rozwiązał swoje wewnętrzne problemy.
– Pamiętam, że kiedy ty i twój mąż zatrudniliście się tutaj, poczułem się szczodrze
obdarowany przez los. Dwoje młodych ludzi, energicznych i chętnych do pracy. Stephen był
jak niespokojny duch, a ty mądrze hamowałaś jego zapędy.
– To już przeszłość – westchnęła Sallie. – Dlaczego o tym wspominasz? Skąd ten pomysł
ze Steve’em? Faktycznie mamy sporo roboty, ale...
– Jess i ja wyjeżdżamy do Kanady.
– Niemożliwe!
– Pamiętasz, że David mieszka tam ze swoją rodziną i od lat próbuje nas namówić do
powrotu. Jessica strasznie tęskni do wnuków. Podjęliśmy już decyzję. Co prawda jestem
dopiero po pięćdziesiątce, ale czuję, że wcześniejsza emerytura dobrze mi zrobi. – Colin
westchnął i poklepał dłoń Sallie. – Nie chcę rzucać cię na pastwę pierwszego lepszego
pomocnika. Dlatego pomyślałem o Stevie. Okoliczni mieszkańcy lubią was i szanują. Na
pewno ucieszą się z powrotu Steve’a. Najważniejsze jest jednak to, co ty o tym myślisz?
– Mam mieszane uczucia – wyznała Sallie z wymuszonym uśmiechem. – Tylko jego
naprawdę kochałam i nic tego nie zmieni. Z drugiej strony od trzech lat on ogranicza kontakty
ze mną do świątecznych życzeń. To o czymś świadczy. A w ogóle skąd pewność, że Steve
zechce wrócić?
– Nic konkretnego nie wiem, ale należy taki wariant wziąć pod uwagę.
Sallie poczuła pulsowanie w skroniach. Słowa, które Steve rzucił na pożegnanie,
spowodowały, że nie brała na serio możliwości jego powrotu. Powiedział wtedy:
– Zapomnij o mnie, Sal. Chcę odejść. Znajdź sobie kogoś, z kim będziesz mogła mieć
dzieci.
– Nie chcę nikogo innego! – próbowała przekrzyczeć warkot silnika pewnej listopadowej
nocy. – Pragnę tylko ciebie.
Lecz on nie chciał usłyszeć jej słów. A nawet gdyby je usłyszał, i tak nie zmieniłby
zdania. Po prostu zdecydował się odejść.
– Nie będziesz miała mi za złe, jeśli zacznę przewąchiwać sprawę? – dopytywał Colin. –
Nie chcę wprawiać go w zakłopotanie i dlatego zacznę poszukiwania poprzez nieoficjalne
kanały. Pewien mój kolega pracuje w okolicy Gloucester. Wpierw zwrócę się do niego. O
wszystkim będziesz poinformowana. Bądź pewna, że nie wyjadę, zanim nie porozmawiam ze
Steve’em.
– Zgadzam się – powiedziała bez przekonania.
Colin odprowadził ją wzrokiem w zamyśleniu. Przyznał w duchu, że tym razem troska o
pacjentów i losy przychodni nie są rzeczą najważniejszą. To tylko pretekst, aby dwoje ludzi,
221413183.002.png
na których mu bardzo zależało, powróciło do siebie po długiej rozłące.
Zawsze stawiał ich małżeństwo za wzór. Uwielbiali się nawzajem aż do chwili, gdy
marzenia Stephena o szczęściu rodzinnym stanęły pod znakiem zapytania, a Sallie stwierdziła
z przerażeniem, że jej uczucie mu nie wystarcza.
Colina bardzo cieszyła perspektywa nowego życia w Kanadzie, stwierdził, że będzie się
czuł jeszcze lepiej, jeśli przed wyjazdem przynajmniej spróbuje pojednać ze sobą Sallie i
Stephena.
Stephen wyjechał stąd trzy lata temu, i odtąd Sallie dzielnie walczyła z pustką, jaka
powstała w jej życiu. Nie było w niej cienia poczucia winy. Odwrotnie, to ona była zawsze
gotowa wspomagać swego inteligentnego, lecz impulsywnego męża. Nie zdołała go
zatrzymać. Ale jeśli jeszcze nie znalazł sobie nikogo i nie zapuścił gdzieś korzeni, może nie
jest za późno. Może zaczął trzeźwiej oceniać sytuację i dojrzał do zmiany decyzji. Przede
wszystkim trzeba go odnaleźć.
Minął tydzień, odkąd Colin objawił swoje plany względem Steve’a. Napięcie, z jakim
Sallie oczekiwała na wiadomości, byłoby nie do zniesienia, gdyby nie dziecko Melanie.
Mały Liam miał dopiero dwa miesiące, cudowny złoty meszek na główce i niebieskie
oczy barwy letniego nieba. Trzymając go na rękach, Sallie pragnęła tulić kiedyś do piersi
własne dziecko. Ale ojcem mógłby być tylko Steve. Na przeszkodzie stanęła jego choroba i
jej poważne następstwa. Ponadto Sallie nie bardzo chciała po raz drugi narażać się na
przykrości, których już doświadczyła.
Ich małżeństwo było idyllą do chwili, gdy u Steve’a wykryto nowotwór jądra. Jak na
ironię akurat wtedy Steve poczuł, że dojrzał do ojcostwa. Sallie jednak postanowiła dać sobie
jeszcze trochę czasu. Zaczęły się nieporozumienia, a w końcu okazało się, że wsparcie jakie
okazywała mężowi w tych trudnych chwilach, nie wystarczyło. Stawali się coraz bardziej
sobie obcy. Po kilku miesiącach Steve, zmęczony napięciem, odszedł i więcej się nie pokazał.
Hannah Morrison była gosposią w ich domu od ośmiu lat, czyli od chwili, gdy przybyli
do wioski. Jej dzieci były już dorosłe i prowadziły własne życie, a pulchna pani Morrison,
mimo że skończyła już sześćdziesiąt jeden lat, troszczyła się o Sallie jak o własną córkę.
Wiadomość, że będą miały pod opieką małego chłopczyka, wywołała na jej dobrodusznej
twarzy błogi uśmiech. Przede wszystkim ucieszyła się ze względu na Sallie. Już od dawna z
troską obserwowała, jak młoda pani doktor w milczeniu stawia czoło samotności, w której
zabrakło męża i dzieci, a za to było pod dostatkiem ciężkiej pracy.
Już w pierwszym tygodniu opieki nad malcem Sallie wypracowała sobie rytm zajęć.
Pobudka wcześnie rano, aby o szóstej przygotować butelkę mleka. Następnie śniadanie i
kąpiel. Gdy Hannah przybywała tuż przed dziewiątą, Sallie zrzucała z siebie strój zastępczej
mamy, aby przedzierzgnąć się w panią doktor. Wieczorem po pracy znowu stawała się matką.
Rozkoszowała się każdą minutą takiego życia. Niestety, gdzieś głęboko w głowie kołatała
się myśl o Colinie; czy znajdzie Steve’a i co z tego wyniknie. Colin ani razu nie wspomniał o
tej sprawie, nasuwało się więc przypuszczenie, że zmienił zdanie.
Mogłaby go spytać, ale jakoś nie potrafiła się na to zdobyć. Co będzie, jeśli Steve
221413183.003.png
zdecyduje się wrócić? Tak długo nie są już razem.
Mieszkańców wioski poruszyła wiadomość, że pani doktor opiekuje się cudzym
dzieckiem. Niektórzy współczuli jej z tego powodu, jak również z powodu przedłużającej się
nieobecności Steve’a. Nikt nie znał prawdziwej przyczyny jego wyjazdu. Colin starał się jak
mógł nie dopuścić do plotek. Z czasem sprawa przycichła.
Była szósta wieczorem. Hannah właśnie wyszła, a Sallie zaczęła karmić Liama, gdy u
drzwi na dole rozległ się dzwonek. Widać Hannah o czymś zapomniała. Sallie wzięła malca
na ręce, odstawiła butelkę na stół i nie zważając na protesty Liama, pospiesznie zeszła po
stromych schodach na dół. Z uśmiechem otworzyła drzwi i ze zdumieniem stwierdziła, że to
nie Hannah.
Przed nią stał Steve. Odruchowo przygarnęła do siebie dziecko i cofnęła się.
– Witaj, Sallie – rzucił, a dostrzegając zdumienie na jej twarzy, dodał: – Czy mogę wejść?
Bez słowa odsunęła się na bok, a gdy ją mijał, zauważyła pytające spojrzenie utkwione w
dziecko.
– Widzę, że posłuchałaś mojej rady – rzekł niedbale. – Znalazł się ktoś i masz dziecko.
Szok powoli mijał. Gdy wrócił jej dar mowy, wykrztusiła:
– Lepiej chodźmy na górę.
– Ty pierwsza – odparł ze sztuczną galanterią. Sallie ruszyła więc, tuląc w ramionach
Liama.
– Jak zwykle wyciągasz błędne wnioski – rzekła po chwili, przełykając gorycz jego słów.
– Co masz na myśli? – Steve stanął pośrodku pokoju i rozglądał się wokoło, marszcząc
brwi.
– Liam nie jest moim dzieckiem. Jego matką jest twoja kuzynka, Melanie, którą rzucił jej
facet, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży. Teraz Melanie pracuje w Ameryce, a ja opiekuję
się jej synkiem.
– Niesłychane! – wykrzyknął Steve. – Powinna była zwrócić się do mnie. Z jakiej racji ty
masz cierpieć z powodu problemów mojej rodziny?
– Ciekawe! Wpierw musiałaby poradzić sobie z pewnym drobiazgiem, mianowicie
musiałaby cię odnaleźć. Po drugie, nie czuję się wykorzystana. Liam jest słodki i z
przyjemnością o niego dbam.
Jakby na dowód swoich słów, Sallie pochwyciła butelkę z mlekiem i zaczęła karmić
chłopca. Poczuła na sobie wzrok Steve’a i postanowiła zmienić temat.
– Powiedz, co cię tu sprowadza – rzekła już zupełnie opanowana. – Czy rozmawiałeś z
Colinem?
Steve podszedł do okna i spoglądał na domy i wzgórza w oddali.
– Bezpośrednio nie. Znajomy przekazał mi, że Colin szuka ze mną kontaktu.
Postanowiłem osobiście dowiedzieć się, dlaczego.
Po tym, co wydarzyło się między nimi nie tak dawno temu, nie mógł powiedzieć jej, że
gdy dowiedział się o Colinie, najpierw przyszła mu do głowy myśl, że może Sallie
zachorowała, i że obawa o jej zdrowie przygnała go tu z dalekiego Gloucestershire. Ironią
221413183.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin