Steel Danielle - Porwanie.pdf
(
867 KB
)
Pobierz
Steel Danielle - Porwanie
Steel Danielle
Porwanie
Rozdział I
Charles Delauney, powłócząc lekko nogą, wchodził powoli po schodach Katedry św.
Patryka. Za kołnierzem poczuł powiew lodowatego wiatru. Zostały dwa tygodnie do świąt
BoŜego Narodzenia, a on zapomniał juŜ, jak zimno było w Nowym Jorku w grudniu. Lata cale
tu nie był... lata całe nie widział swego ojca.
Ojciec miał teraz osiemdziesiąt siedem lat, a matka zmarła przed laty, kiedy Charles mial
trzynaście. Pamiętał tylko, Ŝe była bardzo piękną i bardzo łagodną kobietą. Jego ojciec leŜał
teraz zgrzybiały, chory i niedołęŜny. Adwokaci nalegali, Ŝeby Charles przyjechał do domu
przynajmniej na kilka miesięcy i spróbował uporządkować sprawy rodzinne. Nie miał
rodzeństwa i wszystkie sprawy Delauneyów spoczywały na jego barkach: zarządzanie
gruntami rozsianymi po całym kraju, ogromna posiadłość w pobliŜu Newburgh, dom w Nowym
Jorku, węgiel, ropa, stal i kilka wielkich nieruchomości w samym centrum Manhattanu. Do
zdobycia majątku nie przyczynił się ani Charles, ani nawet jego ojciec, tylko jego dziadkowie.
Charles nigdy się jednak tym nie interesował.
Twarz miał młodą, ale pokrytą zmarszczkami, zniszczoną bólem
i walką. Spędził prawie dwa lata w Hiszpanii, walcząc za sprawę, którą głęboko się
przejmował, choć nie była jego własną. To była
jedna z niewielu rzeczy, o które naprawdę dbał... coś, do czego szczerze się zapalił. Prawie
dwa lata temu, w lutym 1937 roku, przyłączył się do Brygady Lincolna, Ŝeby walczyć z
faszystami, i od tego czasu przebywał w Hiszpanii, biorąc udział w wojnie. W sierpniu został
ranny podczas bitwy nad Ebro, niedaleko miasta Gandesa. Nie po raz pierwszy zresztą. Gdy
miał piętnaście lat, w ostatnim roku pierwszej wojny światowej, uciekł z domu i wstąpił do
wojska; został wtedy ranny w nogę w Saint-Mihiel. Jego ojciec wściekł się wówczas na niego.
Ale teraz nic nie mógł zrobić. śył w całkowitej niewiedzy o świecie, o wojnie w Hiszpanii, nie
rozpoznawał nawet Charlesa. Charles, patrząc na śpiącego w swoim ogromnym łóŜku ojca,
pomyślał, Ŝe moŜe to i lepiej. Kłóciliby się tylko i walczyli ze sobą. Stary znienawidziłby syna za
to, kim został, za jego przekonania polityczne i społeczne, za nienawiść do faszystów. Nigdy
nie pochwalał tego, Ŝe Charles mieszkał za granicą. Starszy Delauney późno został ojcem i
nie mógł pogodzić się z tym, Ŝe Charles chce Ŝyć z dala od domu, w tym europejskim piekle.
Charles, w 1921 roku, jako osiemnastoletni chłopiec, ponownie pojechał do Europy. Mieszkał
tam od siedemnastu lat, wykonując czasami dla przyjaciół jakieś drobne prace; w
początkowym okresie sprzedawał swoje nowelki. Ostatnio jednak Ŝył przede wszystkim ze
swojego bardzo pokaźnego konta bankowego. Jego ogromne dochody zawsze go irytowały.
„śaden normalny człowiek nie potrzebuje tylu pieniędzy, Ŝeby Ŝyć” — zwierzył się kiedyś
przyjacielowL Przez całe lata większość tych pieniędzy oddawał na cele charytatywne, a
największą przyjemność czerpał z nędznych groszy, które otrzymywał za swoje opowiadania.
Studiował w Oxfordzie, potem na Sorbonie w ParyŜu i w końcu pojechał do Florencji. W
tamtych czasach nie grzeszył rozsądkiem. Pił tyle dobrego bordeaux ile mógł, czasami absynt,
i wesoło bawił się w towarŜystwie fascynujących kobiet. Po trzech szalonych latach w Europie,
mając dwadzieścia jeden lat uwaŜał się za człowieka światowego. Spotykał ludzi, o których
inni tylko czytali, robił rzeczy, o których niewielu mogło marzyć, poznał kobiety, do których inni
tylko wzdychali. A potem... potem pojawiła się Marielle... ale to była juŜ inna historia. Usiłował
o tym zapomnieć, wspomnienie Marielle było jednak wciąŜ Ŝywe i zbyt bolesne.
Czasami nocą błąkała się w jego snach, zwłaszcza gdy był w niebezpieczeństwie, albo gdy
przestraszOnY spał gdzieś w okopach, a kule świstały nad jego głową... i wtedy myśl o niej
pojawiała się... obraz jej twarzy... niezapomnianych oczu... i niezgłębionego smutku, który ją
przepełniał, kiedy widzieli się ostatni raz. Nie spotkał jej od tego czasu, a było to prawie
siedem lat temu. Przez siedem lat nie widział jej, nie dotykał... nie trzymał w ramionach... nie
wiedział nawet, gdzie jest. Powtarzał sobie, Ŝe to juŜ nie ma znaczenia. Kiedyś, gdy był ranny i
przekonany, Ŝe umrze, pozwolił sobie na wspomnienia. Lekarze znaleźli go nieprzytomnego w
kałuŜy krwi; po obudzeniu mógłby przysiąc, Ŝe widział ją, jak stała tuŜ za nimi.
Kiedy spotkali się w ParyŜu, miała zaledwie osiemnaście lat. Była tak świeŜa i urocza jakby
dopiero co zeszła z obrazu doskonałego mistrza. Charles mial wtedy dwadzieścia trzy lata.
Ujrzał ją pewnego dnia, siedząc w kawiarni z przyjacielem, i od razu uległ jej urokowi.
Natychmiast go oczarowała. Spojrzała na niego z figlarnym wyrazem twarzy, a potem uciekła
do swojego hotelu, zobaczył ją jednak znowu na obiedzie u ambasadora. Zostali sobie
formalnie przedstawieni, co odbyło się w atmosferze nieco sztywnej, którą mąciły jedynie
ciągle roześmiane oczy Mańelle, przeszywające Charlesa na wylot.
Jej rodzice nie byli, niestety, nim oczarowani. Ojciec, powaŜny człowiek, duŜo starszy od
swojej Ŝony, ział reputację Charlesa. Był rówieśnikiem jego własnego ojca i Charles
przypuszczał, Ŝe mogli się znać. Jej matka, półfrancuzka, przesadnie przestrzegała form
towarzyskich i wydawała się Charlesowi wyjątkowo ponura. Trzymali Marielle pod niezwykle
ostrą kuratelą, Ŝądając, by w kaŜdej chwili była do ich dyspozycji. Nie mieli pojęcia, jaka to z
niej flirciara ani teŜ, jak potrafiła się wygłupiać. Ale istniało równieŜ jej powaŜne oblicze.
Charles stwierdził, Ŝe mógł rozmawiać z nią
godzinami.
Rozbawiło ją, gdy zauwaŜyła go w ambasadzie. Pamiętała go z kawiarni, chociaŜ przyznała
mu się do tego dopiero duŜo później, kiedy dopytywał się o to. Byli sobą nawzajem
zafascynOwafli.. Charles wydawał się Marielle niezwykle intrygującym młodym I męŜczyzną,
niepodobnym do tych, których znała. Chciała wiedzieć o nim wszystko: skąd pochodzi,
dlaczego jest tutaj, jak to się stało, Ŝe mówi tak dobrze po francusku. Jego ambicja i
moŜliwości jako
pisarza zrobiły na niej ogromne wraŜenie. Nieśmiało wyznała mu, Ŝe trochę maluje. Później,
kiedy juŜ się lepiej poznali, pokazała mu kilka zdumiewająco dobrych rysunków. Ale tej
pierwszej nocy to nic literatura ani sztuka przyciągnęła ich do siebie. To było coś w ich
wnętrzu, co nieodwołalnie zbliŜyło ich do siebie. Jej rodzice równieŜ to zauwaŜyli. Matka
widząc ich rozmawiających razem przez moment, próbowała odciągnąć Marielle i przedstawić
ją kilku innym młodym ludziom, którzy zostali zaproszeni na przyjęcie. Ale Charles chodził
wszędzie za dziewczyną, jak duch, który nie moŜe znieść z nią rozłąki.
Następnego popołudnia spotkali się w Deux Magots, a potem, jak dwoje rozbawionych
dzieciaków, poszli na długi spacer wzdłuŜ Sekwany.
Marielle powiedziała mu wszystko o sobie, o swoim Ŝyciu, marzeniach, o tym, Ŝe chciałaby
zostać kiedyś artystką i poślubić kogoś, kogo pokocha, i mieć z nim dziewięcioro lub
dziesięcioro dzieci. Wizja ta nie wydawała się Charlesowi zabawna, ale był tak nią
zafascynowany, Ŝe specjalnie się nie przejął. Coś ulotnego, delikatnego i cudownego było w
tej dziewczynie, a jednocześnie cechowała ją jakaś siła, spręŜystość i Ŝywotność. Wydawało
mu się, Ŝe to koronka, którą ktoś delikatnie połoŜył na znakomicie wyrzeźbionym białym
marmurze. Nawet jej skóra była przeświecająca jak alabastrowe posągi, które widział we
Florencji, kiedy po raz pierwszy przyjechał ze Stanów. Gdy słuchała jego marzeń o pisaniu, jej
oczy lśniły jak ciemnoniebieskie szałry. Charles miał nadzieję, Ŝe pewnego dnia opublikuje
zbiór swoich nowel. Był przekonany, Ŝe Marielle rozumie wszystko i przejmuje się bardzo
sprawami, które miały tak ogromne dla niego znaczenie.
Rodzice zabrali ją do Deauyille. Charles pojechał tam za nią, a potem do Rzymu... Pompei...
na Capri... do Londynu i w końcu z powrotem do ParyŜa. Dokądkolwiek jechała, on mając tam
przyjaciół i wsparcie, bez kłopotu się zjawiał. I tak często, jak to było moŜliwe, spacerował z
nią albo towarzyszył jej na balach i spędzał wyjątkowo nudne wieczory z jej rodzicami. Ale
Marielle była dla niego jak narkotyk; wiedział, Ŝe gdziekolwiek się znajdzie, dokądkolwiek
pojedzie, zawsze będzie jej pragnął. Nawet absynt nigdy nie był tak fascynujący jak ta
dziewczyna. A kiedy ona
spoglądała na niego, jej oczy wyraŜały tę samą nieokiełznaną namiętność co jego własne.
Rodzice Marielle mieli wprawdzie pewne obawy co do Charlesa, ale w końcu przecieŜ znali
jego rodzinę. Poza tym był dobrze wychowany, inteligentny, a trudno było pominąć fakt, Ŝe
kiedyś miał odziedziczyć ogromną fortunę. Jej rodzice wiedzieli dobrze, Ŝe pieniądze nic nie
znaczyły dla Marielle i Ŝe nigdy się nad nimi nie zastanawiała.
Myślała tylko o Charlesie, zachwycając się jego siłą, namiętnością, jaką płonął po kaŜdym ich
pocałunku, o wyrzeźbionych, jak antyczna grecka moneta, pięknych rysach jego twarzy, o
delikatności jego rąk, kiedy dotykał jej ciała.
Charles na samym początku ich znajomości wyjaśnił, Ŝe nie ma zamiaru wracać kiedykolwiek
do Stanów, bo on i jego ojciec nie Ŝyli w zgodzie od czasu, kiedy wyruszył na wojnę mając
piętnaście lat. Powrót po wojnie do Nowego Jorku był dla niego koszmarem — miał wraŜenie,
Ŝe to miasto jest dla niego za małe, za nudne, za bardzo go przytłacza. Zbyt wiele oczekiwano
od niego; były tam sprawy, którymi nie miał zamiaru się zajmować: zobowiązania towarzyskie,
rodzinne obowiązki, nauka o inwestycjach, dzierŜawach i kredytach, posiadłości, które
kupował i sprzedawał jego ojciec, a które pewnego dnia Charles miał odziedziczyć. Ŝycie to
coś więcej, tłumaczył Marielle, gładząc delikatnymi palcami jej długie, opadające na ramiona,
jedwabiste włosy w kolorze cynamonu. Była wysoką dziewczyną, ale w porównaniu z
Charlesem wydawała się mała. Przy nim czuła się delikatna, krucha i cudownie bezpieczna.
Kiedy się poznali, Charles mieszkał w ParyŜu od pięciu lat. Uwielbiał tó miasto. Tutaj było jego
Ŝycie, przyjaciele, praca, dusza, inspiracja.
Ale we wrześniu Marielle miała popłynąć statkiem „ParyŜ” do domu, wrócić do spokojnego
Ŝycia, jakie czekało na nią w Stanach Zjednoczonych, do męŜczyzn, których mogła tam
poznać, do dziewcząt, które były jej przyjaciółkami, i małego, ale eleganckiego domu
zbudowanego z piaskowca na East 62, który w Ŝaden sposób nie mógł równać się z domem
DelauneyóW. Był jednak całkiem duŜy... całkiem duŜy... i bardzo nudny, dlatego teŜ nie
dorównywał nawet mieszkaniu Charlesa na rue du Bac, na poddaszu, które
wynajmował od zuboŜałej damy, właścicielki całego „hótel particulier” znajdującego się
poniŜej.
Charles zabrał kiedyś Marielle do swojego mieszkia” Nie doszło jednak do niczego między
nimi, bo w ostatnim momencie Charles oprzytomniał i opuścił pośpiesznie pokój na chwilę,
Ŝeby się uspokoić.
Wrócił z powaŜną miną i kiedy Marielle poprawiała sukienkę i starała się opanować, usiadł
obok niej na łóŜku.
— Przepraszam...
Jego ciemne włosy i gorejące zielone oczy sprawiały, Ŝe wyglądał trochę demonicznie, a na
jego twarzy malowała się udręka. Marielle nie znała nikogo tak niezwykłego jak Charles ani
nie robiła rzeczy, które nagle chciałaby z nim robić. Wiedziała, Ŝe traci dla niego głowę, ale nie
mogła na to nic poradzić.
— Marielle... — powiedział bardzo cicho.
Miękkie, rudobrązowe włosy zasłoniły pół twarzy dziewczyny.
— Nie mogę tego zrobić... przyprawiasz mnie o szaleństwo — wyszeptał.
Ale kochał się z nią i Marielle była, zachwycona. śadne z nich nigdy nie czuło czegoś
podobnego.
Kiedy potem nachylił się nad nią i pocałował, uśmiechnęła się. Robiła wraŜenie osoby bardzo
doświadczonej i mądrej.
Gdy Charles był blisko niej, czuł się jak pijany. Jedyną rzeczą, jakiej był pewien, to to, Ŝe nie
chciał jej stracić. Ani teraz, ani nigdy. Nie chciał wracać dla Marielle do Nowego Jorku, błagać
o jej rękę, pertraktować z jej ojcem. Nie chciał czekać. Pragnął jej teraz. W tym pokoju, w tym
domu. W ParyŜu. Chciał, Ŝeby zawsze z nim była.
— Marielle?
Charles popatrzył na nią bardzo spokojnie i oczy dziewczyny pociemniały.
— Tak? — powiedziała cicho.
Była taka młoda i tak bardzo w nim zakochana. Znał ją wystarczająco dobrze, Ŝeby wyczuć,
jak silny miała charakter.
— Wyjdziesz za mnie za mąŜ?
Słyszał, jak głośno oddycha. Po chwili zaśmiała się.
— Mówisz powaŜnie?
— Tak... o BoŜe... wyjdziesz?
Ogarnął go lęk. Co będzie, jeśli powie „nie”? Wydawało się, Ŝe całe jego Ŝycie zaleŜy od
decyzji Marielle. Co będzie, jeśli nie poślubi go, jeśli mimo wszystko będzie chciała wrócić z
rodzicami do domu, jeśli była to dla niej tylko gra? Ale, spojrzawszy w jej oczy, wiedział, Ŝe
obawy były niemądre.
— Kiedy? — zachichotała ze zdenerwowania.
— Teraz.
Nie Ŝartował.
— Nie mówisz powaŜnie.
— Jak najbardziej.
Wstał i zaczął przemierzać pokój jak piękny, młody lew, przesuwając ręką po włosach,
planując coś sobie i obserwując Marielle.
— Mówię bardzo powaŜnie, Marielle.
Stanął w miejscu i spojrzał na nią, spięty i podekscytowany.
— WciąŜ nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
ZbliŜył się szybko do niej i chwycił mocno w ramiona. Marielle roześmiała się, m6wiąc, Ŝe
gada głupstwa.
— Jesteś szalony.
— Tak, jestem. I ty takŜe. Wyjdziesz za mnie?
Chwycił ją mocniej, a ona udała, Ŝe krzyczy. Mimo to nie zwolnił uścisku. Marielle śmiała się,
nie mogąc się opanować i wtedy Charles pocałował ją. Całował ją, dopóki nie wymusił na niej
odpowiedzi między jednym pocałunkiem a drugim.
— Tak... tak... tak... wyjdę — wyszeptała, nie mogąc złapać tchu. — Kiedy poprosisz mojego
ojca?
Odchyliła się z błogim wyrazem twarzy. Twarz Charlesa zachźnurzyła się.
— On się nigdy nie zgodzi. A jeśli nawet, to będzie nalegał, Ŝebyśmy wrócili do Stanów i
rozpoczęli Ŝycie na serio, tani, gdzie mógłby mieć na nas oko. — Mówiąc to znowu wyglądał
jak lew w klatce i raz jeszcze zaczął przemierzać pokój. — Powiem ci to od razu: nie zrobię
tego.
— Nie zapytasz mojego ojca czy nie wrócisz do Nowego Jorku?
Wyciągnęła przed siebie swoje długie, pełne wdzięku nogi. Wyglądała na zmartwioną. Charles
usiłował nie zwracać na to uwagi.
— Do Nowego Jorku na pewno nie... i... — przerwał.
Stanął i znowu na nią popatrzył. Jego czarne włosy były rozwichrzone, a oczy przeszywały ją
na wylot.
— Co ty na to, Ŝebyśmy uciekli?
— Teraz?
Marielle była oszołomiona, gdy Charles skinął głową. Znała go wystarczająco dobrze, Ŝeby
wiedzieć, Ŝe mówił powaŜnie.
— BoŜe, oni mnie zabiją.
— Nie pozwolę im na to — powiedział i usiadł obok niej. — Wypływasz za dwa tygodnie, więc
jeśli mamy to zrobić, zróbmy to szybko.
Marielle skinęła spokojnie głową, zastanawiając się i rozwaŜając to w myślach, ale juŜ
wiedziała, Ŝe nie było Ŝadnego wyboru, Ŝadnej wątpliwości. Poszłaby za nim na koniec świata.
A kiedy znowu ją pocałował, była tego pewna.
— Myślisz, Ŝe w końcu nam przebaczą?
Niepokoiła się o rodziców. Podobnie jak Charles nie miała rodzeństwa; jej ojciec nie był juŜ
młody. Oboje z matką mieli tak ambitne plany związane z jej przyszłością. Poprzedniej zimy
Marielle została przedstawiona wytwornym kręgom towarzyskim w Nowym Jorku. I teraz,
kiedy odbyli podróŜ po Europie, jak tylko ich córka ukończyła szkołę średnią, rodzice
spodziewali się, Ŝe w niedługim czasie Marielle znajdzie odpowiedniego męŜa. W pewnym
sensie Charles na pewno był odpowiednim kandydatem, przynajmniej według jego rodziny, ale
nie moŜna było zaprzeczyć, Ŝe obecnie jego styl Ŝycia był trochę ekscentryczny i pozostawiał
wiele do Ŝyczenia.
Ale za jakiś czas, jakby powiedział jej ojciec, Charles ustatkowałby się. Kiedy jednak w nocy
Marielle próbowała poruszyć ten temat z ojcem, zasugerował jej, Ŝeby poczekała, aŜ
zachowanie Charlesa rzeczywiście się zmieni.
— Poczekaj i przekonaj się, czy naprawdę go lubisz, gdy wróci do Nowego Jorku, kochanie. A
tymczasem przyjrzyj się wielu przystojnym, młodym męŜczyznom, którzy na ciebie czekają.
Nie ma potrzeby natychmiast zakochiwać się w nim.
Młody Vanderbilt towarzyszył jej przez jakiś czas tej wiosny. Był teŜ przystojny młody Astor,
którego jej matka nie spuszczała z oka. Ale oni nie interesowali Marielle; ani teraz, ani nigdy
przedtem. I nie miała zamiaru czekać, aŜ Charles powróci do Nowego Jorku. Była całkiem
pewna, Ŝe nigdy tego nie zrobi,
poniewaŜ wiedziała, jakie Ŝywił uczucia do Nowego Jorku, do Stanów Zjednoczonych, a
szczególnie do swojego ojca. Był szczęśliwy tam, gdzie był teraz. Rozkwitł przez ostatnie pięć
lat. ParyŜ odpowiadał mu w pełni.
Uciekli trzy dni przed tym, jak jej rodzice mieli wyruszyć w drogę. Młodzi zostawili dla nich
wiadomość w hotelu Crillon. Marielle czuła się winna, Ŝe swoją ucieczką tak zasmuca
rodziców, ale znała ich wystarczająco dobrze, by wiedzieć, Ŝe jednak się ucieszą, Ŝe wychodzi
za mąŜ za Delauneya. Nie była pod tym względem zupełnie w porządku, zwaŜywszy na
niezbyt dobrą reputację Charlesa, ale była pewna, Ŝe małŜeństwo z nim będzie im trochę
pochlebiało. Wiadomość, jaką zostawiła, powinna ich zachęcić do szybkiego wyjazdu; Marielle
i Charles mieli przecieŜ przed BoŜym Narodzeniem przyjechać do nich z wizytą do Nowego
Jorku.
Rodzice jednak nie byli na tyle niefrasobliwi, Ŝeby wyjechać. Czekali cierpliwie, choć ze
złością, na powrót młodych kochanków, mając nadzieję na uniewaŜnienie małŜeństwa i
wyciszenie całej sprawy, zanim stałaby się prawdziwym skandalem. Tylko ambasador
wiedział, co zrobili Marielle i Charles, bo szukali u niego pomocy. Przeprowadził dyskretny
wywiad, ale jedyne, czego się dowiedział, to to, Ŝe pobrali się w Nicei i, jak przypuszczał,
wkrótce potem pojechali do Włoch.
Marielle i Charles spędzili cudowny miesiąc miodowy w Umbrii, Toskanii, Rzymie, Wenecji,
Florencji i nad jeziorem Como. Zapędzili się do Szwajcarii i dwa miesiące później, gdy kończył
się październik, wrócili bez pośpiechu do ParyŜa. Rodzice Marielle wciąŜ jeszcze byli w hotelu
Crillon i kiedy młodzi małŜonkowie powróili, w mieszkaniu Charlesa czekała na nich
wiadomość.
Marielle nie mogła uwierzyć, Ŝe rodzice nie wyjechali z ParyŜa i, ku jej zdumieniu, ciągle na nią
czekali. Dwa miesiące oczekiwania nie zmiękczyły ich serc.
Kiedy Marielle i Charles pojawili się w hotelu ręka w rękę, szczęśliwi i spokojni, rodzice
zaŜądali, by Charles niezwłocznie wyszedł, dodając, Ŝe uniewaŜnienie małŜeństwa załatwią
rano, w czasie podróŜy.
— Nie robiłabym tego, gdybym była na waszym miejscu — spokojnie powiedziała Marielle.
Stanowcze stanowisko Marielle spowodowało, Ŝe Charles uśmiechnął się. Jak na nieśmiałą,
cichą dziewczynę potrafiła zajmować wyjątkowo zdecydowaną postawę. Charles był
zadowolony, Ŝe stało się to tym razem. Zadowolony, a w chwilę później — zaskoczony.
— Nie mów mi, co mam robić! — krzyknął na nią ojciec.
Zaraz potem matka wygłosiła tyradę, jak niewdzięczna jest Marielle, jak niebezpieczne będzie
jej Ŝycie z Charlesem; Ŝe chcieli tylko jej szczęścia i teraz wszystko jest zrujnowane.
Zawodziła jak grecki chór, a Marielle stała w środku burzy, obserwując ich spokojnie.
Osiemnastolatka stała się nagle kobietą, którą Charles miał zamiar czcić przez całe Ŝycie.
— Nie moŜna uniewaŜnić ślubu, tato — znowu spokojnie powiedziała Marielle. — Jestem w
ciąŜy.
Tym razem Charles osłupiał, a potem nagle rozbawiło go oświadczenie Ŝony. Z pewnością nie
była to prawda, ale za to doskonały sposób na zmuszenie rodziców do porzucenia pomysłu o
uniewaŜnieniu małŜeństwa.
Gdy tylko Marielle to powiedziała, rozpętało się piekło: jej matka płakała jeszcze głośniej,
ojciec usiadł i z trudem oddychał, mówiąc, Ŝe ma bóle w klatce piersiowej. Matka oznajmiła
Marielle, Ŝe go zabija.
Kiedy dobra Ŝona wyprowadziła staruszka z pokoju, Charles zaproponował, Ŝeby wrócili na
rue du Bac i później przedyskutowali sprawę z jego teściami.
Wyszli z hotelu na rozgrzane powietrze. Charles, niezmiernie rozbawiony, przycisnął Marielle
do siebie i pocałował.
— To było genialne. Powinienem był sam o tym pomyśleć.
— To nie było genialne — wyjaśniła rozradowana Marielle. — To jest prawda.
Była bardzo z siebie zadowolona. Mała dziewczynka, którą tak niedawno była, miała zostać
matką. Charles był oszołomiony.
— Mówisz powaŜnie?
Skinęła głową i popatrzyła na niego.
— Kiedy to się stało?
Był bardziej zdumiony niŜ zmartwiony.
— Nie jestem pewna... Rzym?... moŜe Wenecja... Nie byłam całkowicie pewna aŜ do zeszłego
tygodnia.
— No, no, ty przebiegła kobietko... — zamruczał, ale gdy trzymał ją blisko siebie, wyglądał na
zadowolonego. — A kiedy przyjdzie na świat spadkobierca Delauneyów?
— Myślę, Ŝe w czerwcu. Coś koło tego.
Charles nigdy nie myślał zbyt wiele o ojcostwie. Ta perspektywa powinna go była przerazić,
zwaŜywszy na Ŝycie pełne swobody, jakie prowadził, ale teraz był szczerze wzruszony.
Przywołał taksówkę i pojechali do domu na me du Bac, całując się na tylnym siedzeniu jak
dwoje dzieci, a nie jak przyszli rodzice.
Jej rodzice byli zagniewani takŜe i następnego dnia, ale po dwóch tygodniach kłótni w końcu
ustąpili. Matka zabrała MarieUe do amerykańskiego lekarza na Champs Elysćes, który
potwierdził, Ŝe dziewczyna spodziewa się dziecka. UniewaŜnienie małŜeństwa nie wchodziło
więc w rachubę. Poza tym ich córka była z pewnością szczęśliwa. I czy podobało im się to, czy
nie, wiedzieli, Ŝe muszą się pogodzić z obecnością Charlesa Delauneya. Zanim ostatecznie
wyjechali, Charles obiecał im, Ŝe znajdzie lepsze mieszkanie, słuŜącą, niańkę do dziecka i
kupi samochód. Ojciec Marielle wymusił teŜ na nim przyrzeczenie, Ŝe stanie się „porządnym
człowiekiem”. Ale bez względu na to, czy był porządny, czy nie, oczywisty był fakt, Ŝe tych
dwoje było szaleńczo szczęśliwych.
Wkrótce potem rodzice Mariefle odpłynęli statkiem „Francja” do Stanów. Po całym tym
podnieceniu, bałaganie, napięciu i wyczerpaniu związanym z przebywaniem z nimi, Marielle i
Charles uzgodnili, Ŝe nie pojadą do Nowego Jorku na BoŜe Narodzenie, a moŜe nawet nigdy
tego nie zrobią. Byli szczęśliwi na swoim poddaszu na Lewym Brzegu, prowadząc wspólne
Ŝycie, otoczeni przyjaciółmi Charlesa. Nigdy nie pisało mu się lepiej niŜ wtedy. W ParyŜu, w
1926 roku, przez jedną krótką słoneczną chwilę Ŝycie dało im pełnię szczęścia.
Charles otworzył ogromnie cięŜkie drzwi katedry. Zimno czuł nawet w kościach, a noga rwała
go bardziej niŜ zwykle. Zima była równie ostra jak w Europie. Tak długo nie był w Nowym
Jorku; od tak dawna nie był w kościele.
Wszedł do środka i spojrzał w górę na ogromne sklepienie
katedry.
Plik z chomika:
ssaaggaa
Inne pliki z tego folderu:
Steel Danielle - Zupelnie obcy czlowiek.pdf
(1177 KB)
Steel Danielle - Zoja.pdf
(1690 KB)
Steel Danielle - Zatrzymane chwile.pdf
(1903 KB)
Steel Danielle - Zadza przygód.pdf
(1240 KB)
Steel Danielle - Wysluchane modlitwy.pdf
(1196 KB)
Inne foldery tego chomika:
Sabatini Rafael
Sacher-Masoch Leopold Von
Sade Donatien Alphonse Francois De
Sady Wojciech
Sagan Carl
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin