Green Grace - Każdemu zdarza się cud.pdf

(444 KB) Pobierz
252301404 UNPDF
Grace Green
Każdemu zdarza się cud
252301404.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pewnego grudniowego popołudnia Damian McAllister,
dyrektor firmy McAllister Architectural Group, nagle uderzył
pięścią w biurko i siarczyście zaklął. Przyczyną jego irytacji był
jaskrawy neon nad sklepem z zabawkami, po przeciwnej stronie
ulicy. Już od listopada kolorowy napis mrugał jakby na ironię i
powoli doprowadzał McAllistera do szewskiej pasji. Najbardziej
złościły go słowa:
Życzymy Wesołych Świąt w kręgu rodziny
Wyskoczył zza biurka, gniewnie mrucząc:
– Mam dość i nie zniosę tego ani chwili dłużej!
Pani Sutton!
Sekretarka, pani w starszym wieku, westchnęła niezadowolona
i odłożyła pączka, którym się delektowała. Ociężale wstała i bez
pośpiechu skierowała się do gabinetu szefa. Nie uszło jej uwagi,
że McAllister ma potargane włosy i podejrzanie błyszczące oczy,
a mimo to jak zwykle pomyślała, że gdyby była o trzydzieści lat
młodsza i niezamężna, jej serce należałoby do niego.
– Słucham pana.
252301404.003.png
McAllister rzucił jej ponure spojrzenie spode łba.
– Proszę odwołać wszystkie spotkania lub przełożyć je na
styczeń. Wyjeżdżam na wieś trochę wcześniej, niż zamierzałem.
Stał tyłem do okna, więc nie widział sklepu, lecz zdawało mu
się, że neon miga na ścianie.
– Przepraszam, że pytam, ale... czy źle się pan czuje? –
zaniepokoiła się Marjorie Sutton. – Jest pan taki blady, jakby...
widział ducha albo...
Nie wypadało mu się przyznać, że prześladuje go duch
ostatnich kilku świąt Bożego Narodzenia, więc powiedział
niechętnie:
– Czuję się wyjątkowo paskudnie. Pewno bierze mnie grypa,
która od jakiegoś czasu tutaj grasuje. – Rozwiązał krawat. –
Teraz...
– A co z przyjęciem w piątek?
– Nic nie wiem...
– Przyjęcie wydaje pan Anthony Gould. Zapomniał pan, że
przyjął zaproszenie przysłane miesiąc temu?
Przed miesiącem McAllister postanowił wziąć się w karby i nie
uciekać przed Bożym Narodzeniem. Był przekonany, że tego roku
spokojnie przeżyje okres przedświąteczny.
– Pamiętam, że pan Gould chce wszem i wobec zaprezentować
kolejną przyjaciółkę. – Chrząknął i skrzywił się, ponieważ
252301404.004.png
zabolało go gardło. Wyjął z szuflady pastylkę, którą połknął bez
popijania. – Proszę mnie jakoś usprawiedliwić. Nie mam
najmniejszej ochoty oglądać tego, jak bożyszcze Bostonu popisuje
się nową zdobyczą...
– Ależ, proszę pana!
Czuł, że kręci go w nosie i do oczu napływają łzy, więc
zawstydzony rzekł pospiesznie:
– Proszę zadzwonić i podać jakąś rozsądną wymówkę.
Pani to umie robić. O, dziękuję. – Wziął chusteczkę, którą
sekretarka usłużnie wyjęła z pudełka, stojącego obok komputera. –
Niech mnie pani uwolni od wszystkich zobowiązań. Pani Sutton
spokojnie czekała, aż minie atak kaszlu i kichania.
– Oczywiście. Czy ma pan jeszcze jakieś zlecenia? McAllister
włożył marynarkę, wziął dyplomatkę i otworzył drzwi.
– Nie. Wiem, że pani i tak wszystko idealnie załatwi bez
mówienia.
Sekretarka stanęła przy swoim biurku z taką miną, jak gdyby na
coś czekała. McAllister zaklął w duchu, ponieważ nie lubił
składania życzeń, a wiedział, że go to nie minie. Otworzył usta,
aby powiedzieć „Wesołych Świąt”, lecz słowa uwięzły mu w
gardle i dlatego tylko mruknął coś niezrozumiałego, łudząc się, że
sekretarka odczyta to jako życzenia. Zły na siebie i na nią niemal
wybiegł z biura.
252301404.005.png
Wyjeżdżając z podziemnego garażu, odwrócił wzrok, aby nie
widzieć sklepu z zabawkami pod niemądrą, według niego, nazwą:
„Zabawki. Plusz i już”. Skierował całą uwagę na jezdnię, a mimo
to kątem oka widział neon, który bezustannie mrugał czerwonymi
i zielonymi literami. Na domiar złego z samochodu na sąsiednim
pasie dolatywała głośna muzyka. Znany piosenkarz tęsknie
śpiewał o tym, że miłość może zjawić się w dzień Bożego
Narodzenia.
Stephanie Redford rozglądała się niespokojnie, ponieważ w
tłumie eleganckich gości nie mogła dostrzec pana domu, a chciała
niezwłocznie z nim porozmawiać. Przed chwilą bowiem usłyszała
coś, co należało od razu wyjaśnić.
Ktoś dotknął jej obnażonych pleców, więc odwróciła się tak
gwałtownie, że rozlała szampana. Przed nią stał Anthony Gould,
wysoki, barczysty mężczyzna o płowych włosach i
bladoniebieskich oczach.
– Kochanie – szepnął czule, wpatrzony w nią z zachwytem –
jestem dumny z ciebie, bo robisz furorę. – Pieszczotliwym gestem
pogładził jej nagie ramię. – Chodź, przedstawię cię Cabotom,
którzy bardzo chcą poznać przyszłą panią Gould...
– Tony, pani Whitney powiedziała mi, że...
– Mów ciszej. – Po twarzy Goulda przemknął ledwo
252301404.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin