Hardy Kate - Nowy ordynator.pdf

(721 KB) Pobierz
231609258 UNPDF
Kate Hardy
Nowy ordynator
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dwudziesta trzydzieści. Sophie jęknęła w duchu.
Przyjęcie z okazji awansu Guya na stanowisko głów-
nego chirurga przejdzie jej koło nosa. Ha, trudno, nie
zostawi pacjenta na stole operacyjnym. Nigdy nie od-
chodziła od chorego wcześniej, jak pół godziny po
wy-budzeniu go z narkozy. W chirurgii do końca nie
ma nic pewnego; nieraz się wydaje, że wszystko jest w
porządku, a tu nagle pojawiają się nieoczekiwane
komplikacje, z koniecznością powrotu na stół
operacyjny włącznie.
Kiedy dotarła spóźniona do niewielkiej winiarni na-
przeciwko szpitala, okazało się, że Guy siedzi sam.
- Co się dzieje? Nie powiesz mi, że nasi podli
koledze poszli najpierw coś przekąsić, a wrócą dopiero
na twoją popijawę? - zapytała.
- Nie. Uroczystość odwołana.
- Jak to?
Guy wzruszył ramionami.
- A tak to, że mianowali kandydata spoza szpitala.
- No nie! Tak mi przykro. - Guy był doskonałym
chirurgiem, a do tego świetnym facetem. To naprawdę
niesprawiedliwe. - Byłam przekonana...
- Co oznacza, że ciebie też ominął awans - zauwa-
żył Guy z goryczą w głosie. Sophie czekała w kolejce
na objęcie po nim stanowiska.
- Tym się nie przejmuj. Mój awans i tak nie był
pewny. Przed twoją nominacją nie mogli nawet
ogłosić naboru, a potem mogłam przepaść w trakcie
selekcji.
- Popatrzyła z troską na kolegę. Jakby nie dość miał w
tym roku przykrości z powodu trudnego rozwodu,
podczas którego zdradzająca żona oskarżyła go, że ją
zaniedbywał, spędzając czas w szpitalu, a nie w domu.
- No nic, napijmy się na pociechę - oświadczyła. -A
potem postawię ci curry i podczas kolacji powiemy
sobie, co myślimy o ślepocie zarządu szpitala, który
nie potrafi docenić swoich lekarzy.
- Ty to potrafisz poprawić człowiekowi nastrój
-rzekł Guy z uśmiechem.
Abby zrobiłaby to jeszcze lepiej. Abby była
stażystką na jego oddziale, która parę tygodni temu
zwierzyła się Sophie ze swoich gorących uczuć wobec
szefa. Widać sam nie potrafi tego zauważyć, więc
trzeba mu będzie delikatnie uświadomić, jaki skarb ma
pod nosem.
Usadowiwszy się z Guyem w pobliskiej hinduskiej
restauracji, Sophie powróciła do sprawy nieszczęsnej
nominacji.
- Przepraszam, że dotykam świeżej rany, ale czy
możesz mi coś powiedzieć o naszym nowym szefie?
- Mówi ci coś nazwisko Radley? - Nazwisko
wydało się Sophie znajome, ale nie mogła sobie
przypomnieć, gdzie je słyszała, wiec tylko pokręciła
głową.
- Jest chirurgiem plastycznym.
- Jak to, ma nami kierować specjalista od
naprawiania ślicznotkom twarzy? No to pięknie!
Łatwo się domyśleć, kto otrzyma fundusze na nowy
sprzęt. - Niech to cholera! Sophie samodzielnie
zdobyła połowę pieniędzy na kupno upatrzonej
aparatury, a teraz pewnie będzie musiała sama zebrać
drugą połowę.
- I chodził do bardzo znanej prywatnej szkoły.
Sophie zmarszczyła nos.
- Ęton? - Guy skinął głową. Paru członków
zarządu też kończyło Eton. Sophie nagle zrozumiała
przyczyny niepojętej decyzji pominięcia Guya przy
wyborze nowego szefa chirurgii. - Stare układy
działają, co?
- Chyba tak.
- Co za świństwo! Ale nie bierz sobie tego do
serca. Głowa do góry, będą jeszcze inne okazje. -
Podniosła kieliszek. - Twoje zdrowie, Guy! Wypijmy
za nas oboje i nasz znakomity zespół. - Ale nie
zamierzała pić za zdrowie nowego szefa, w każdym
razie dopóki się nie przekona, co jest wart. - Radley?
Już gdzieś słyszałam to nazwisko.
- Nie jest byle panem Radleyem. Jest lordem.
- Jak to?
- Ma tytuł baroneta - wyjaśnił Guy.
Baron Radley? Zarząd mianował baroneta na szefa
chirurgii? Przez twarz Sophie przebiegł nagły skurcz.
- Więc, zamiast mianować człowieka, który ma
chirurgię w małym palcu, podjęli w gruncie rzeczy
polityczną decyzję. A o wyborze zadecydowało
nazwisko, tytuł i koneksje. - I dobry akcent. Ostry,
pewny siebie sposób mówienia, pogardliwy rechot,
taki jak... Sophie aż się wzdrygnęła. Nie! O tamtym
musi zapomnieć, od tamtej pory minęły lata. To
przeszłość.
- Daj spokój, Sophie, chyba trochę się rozpędziłaś.
Nie możesz...
- Właśnie że mogę, bo mam rację. Zamiast myśleć
o pacjentach, wybrali człowieka, który przyniesie szpi-
talowi rozgłos w prasie. To nie w porządku. - Zmarsz-
czyła brwi. - Baron Radley... Czy to nie ten, o którym
pisują w brukowcach? - Sama ich nie kupuje, ale
matka wprost się w nich zaczytuje. Przypomniała
sobie, skąd zna to nazwisko. Z podpisów pod fotosami
w „Cele-brity Life", na których występował za każdym
razem w towarzystwie innej kobiety. Wszystkie były
albo utytułowane, albo wyglądały jak modelki. - To
niesłychane - mruknęła. - Co ten zarząd właściwie
myśli? Musimy...
- Spokojnie, Sophie - przerwał jej Guy. - Sama
powiedziałaś, że będą jeszcze inne okazje. Nigdzie nie
jest napisane, że człowiek musi dostać każdą posadę, o
którą się stara.
- Nie mogę się z tym pogodzić. To niemoralne,
żeby mianować kogoś, kto ma tytuł, a nie tego, kto
umie operować.
- Skąd wiesz, może on jest dobrym chirurgiem. A
zresztą i tak nic na to nie poradzimy.
Musiała przyznać mu rację.
- Tyle dobrego, że pracując na chirurgii ogólnej,
nie będziemy z nim mieli wiele do czynienia -
stwierdziła z westchnieniem.
- Możemy zmienić temat?
Chętnie na to przystała, zwłaszcza że akurat podano
im jedzenie, niemniej nadal czuła się podminowana.
Ile może mieć lat ten ich nowy szef? A jeśli on jest...
Przecież miała o tym nie myśleć! Jeśli pozwoli, by
prześladowało ją wspomnienie sprzed lat, oni będą
górą. A przysięgła sobie, że nigdy więcej nikt jej nie
upokorzy. Zresztą ten Radley jest pewnie starszy,
może w wieku Guya, i skończył medycynę, zanim ona
poszła na studia. Nie pamiętała, aby za jej czasów był
na medycynie student o nazwisku Radley. Słowem, to
nie on.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin