Rafał Krawczyk
Jadeitowy Budda
„Jeśli stare nie odejdzie, nowe nie przyjdzie". (Mistrz Kongzi, zwany Konfucjuszem)
Fakty, wydarzenia i osoby opisane w książce są prawdziwe. Emocje bohaterów, to licentia poetka autora.
Postaci historyczne:
Aywan Dordże (vel Iwan Dordżijew), mnich buddyjski, najbliższy doradca XIII Dalajlamy Tybetu.
Thubten Gyatso, XIII Dalajlama Tybetu.
Aleksander III, car Rosji
Konstanty Pobiedinoscew, wychowawca carewiczów i doradca carów.
Michaił Loris-Mielnikow, minister spraw wewnętrznych Rosji.
Mikołaj II, car Rosji.
Sergiej Witte, minister finansów, premier rządu Rosji.
Mikołaj Przewalski, generał rosyjski, geograf.
Stanisław Grąbczewski, generał rosyjski, geograf
Francis Youngusband, pułkownik armii Indii Brytyjskich.
Lord George Curzon, gubernator Indii.
John Minto, gubernator Indii.
Demo Hutuktu, regent Tybetu.
Dapon Lading, dowódca armii tybetańskiej.
Zenobiusz Rożdiestwienski, admirał, dowódca rosyjskiej Floty Bałtyckiej.
Togo Heihachiro, admirał, dowódca floty japońskiej.
Jetsun Dampa VIII, Bogd-gegeen - najwyższy dostojnik Mongolii.
Dowager Cixi, wdowa po cesarzu Kajfengu. Guanxu, cesarz Chin.
Liu Manąuing, wysłanniczka rządu Czang-kai-szeka do
Lhasy.
Charles Bell, oficer łącznikowy rządu Indii Brytyjskich w Księstwie Sikkim.
Thubten Jimpa, sekretarz XIV Dalajlamy.
Matthiew Ricard, doktor biologii, mnich amerykańskiej
sanghi.
Kilka słów wstępu
Rafał Krawczyk - z wykształcenia archeolog i ekonomista, to eru-dyta o rozległych zainteresowaniach wykraczających poza wyuczone dyscypliny. Profesor wykładający zagadnienia międzynarodowych stosunków gospodarczych, świadomie łączący je z uwarunkowaniami politycznymi, historycznymi, kulturowymi i religijnymi.
Z trudem mieści się w ciasnych ramach wykładanego przedmiotu, czasem, na szczęście słuchaczy, ramy te przekraczając! Wiem coś o tym. Uczestniczę niekiedy w przeciekawych rozmowach i dywagacjach, w niewielkim gronie jego przyjaciół, których łączą zainteresowania, doświadczenia, wiedza, erudycja i ciekawość świata. Rozmowach, w których przetaczają się poglądy, zdarzenia, historia, geografia, religia, wielka polityka i różnorodne postawy ludzi.
Wcześniej wydana książka Rafała Krawczyka - „Podstawy cywilizacji europejskiej" - to szczególna praca naukowa. Naukowa - więc o zawężonym kręgu odbiorców, choć traktująca o naszej europejskiej kulturze, naszym rodowodzie i naszej europejskiej cywilizacji - zdawało by się znanej nam od podszewki. Autor jednak potrafił nas zadziwić zaskakującymi, wartymi uwagi informacjami i skojarzeniami.
Pracując nad zagadnieniami Azji dał się uwieść jej tajemniczemu dla nas, Europejczyków, urokowi. Pisząc książkę stricte naukową i nie mieszcząc się w jej ramach, niejako na marginesie - napisał powieść. Powieść dwuwarstwową, fascynującą, ciekawą, bardzo prawdopodobną, z sensacyjną akcją - i bogatymi informacjami o Azji, jej problemach, religii, kulturze, stosunkach politycznych i gospodarczych....
Czytałem tę książkę z uwagą i zaciekawieniem.
Znam Chiny, ale z innej strony. Interesuje mnie architektura i sztuka Wschodu, jej kanony i logika stosowanych rozwiązań, układy przestrzenne odpowiadające systemom sprawowania władzy, rozwiązania twórcze odpowiadające aktualnym potrzebom i możliwościom sprawczym. Stosunki polityczne i gospodarcze, mentalność ludzi Dalekiego Wschodu stanowiły tło moich zainteresowań. Niesłusznie. Są to zagadnienia, które należy badać i próbować rozumieć łącznie.
Pierwsze moje fascynacje Chinami, to opowieści znakomitego architekta i erudyty - prof. Jerzego Hryniewieckiego, który spędził tam pół roku, chłonąc kulturę i sztukę, zwiedzając, nadzorując inwestycję i rozmawiając z ludźmi.
Ćwierć wieku później - pracowałem w Chinach. Zwiedzałem, nadzorowałem budowę, rozmawiałem z ludźmi - dyplomatami, urzędnikami, plastykami, inżynierami, i robotnikami.
Często rozmawialiśmy o Chinach - widzianych z różnych perspektyw - ale zawsze naszą fascynacją była ich specyficzna kultura.
Dwadzieścia lat potem dostałem do przeczytania rękopis powieści Rafała Krawczyka.
Przesuwały się przed moimi oczami miejsca, które oglądałem i fotografowałem, zdarzenia, które znałem z historii i masę informacji dla mnie świeżych. Przede wszystkim informacji o buddyjskiej filozofii. Ale też z zainteresowaniem śledziłem losy bohaterów tej opowieści. Tych głównych ale i drugoplanowych, choć pozostających w tle, też bardzo ważnych - jak np. tajemniczy, pojawiający się pod różnymi postaciami, zgryźliwy i używający chłodnej i przeraźliwie logicznej argumentacji Heine.
W moich wspomnieniach pojawił się Jadeitowy Budda z Jego cynicznym, cierpkim uśmieszkiem, opuszczony przez mnichów klasztor, wypalone ogarki świec... Przed dwudziestu laty podążałem drogą głównego bohatera książki nie znając go jeszcze, chłonąłem i fotografowałem miejsca, w których rozgrywa się akcja powieści. Te kilka zdjęć na okładce - to jadeitowy Budda i jego opuszczony przez mnichów klasztor w Szanghaju.
Nie można się dziwić, że przeczytałem książkę, a właściwie powieść dydaktyczną, Rafała Krawczyka ze wzruszeniem i zainteresowaniem. Życzę wszystkim czytelnikom, choć trochę znającym Daleki Wschód podobnych wzruszeń. Czytelnikom, którzy tej znajomości jeszcze nie posiedli - życzę pożytecznej i przyjemnej lektury.
Maciej Kysiak
„Ni ma nic, za czym warto byłoby gonić...
pokój można osiągnąć w każdym momencie,
z każdym oddechem, z każdym krokiem".
(Thich Nhat Hanh, mistrz zen)
Rozdział pierwszy.
PEŁNY OBRÓT SAMSARY. LHASA1950.
1. W Czo'hin, ogromnej sali modlitewnej Drapungu, najważniejszego klasztoru Tybetu, panowała cisza. Niezwykła cisza. Nie zakłócał jej ani szmer modlitw, ani senne szuranie korali medytacyjnych różańców. Od strony kuchni, z piętra niżej, nie dochodził żaden dźwięk. Nawet dyskretny odgłos przelewania herbaty podawanej w przerwach modłów nie zakłócał martwej ciszy.
Poczuł się tak, jakby znalazł się w sali po raz pierwszy. A przecież była jego domem. Była miejscem, z którym dzielił dzień po dniu, wieczór po wieczorze. Żył w rytmie jej życia, codziennej mantry powtarzanej bez końca przez rzędy ogolonych głów. Obnażone ramiona mnichów i dyskretny stukot bębenka uderzanego palcami prowadzącego modlitwę, nadawały jej stygmat żywej świętości. Pusta, była martwa i pozbawiona sensu istnienia.
Ruszył do środka pomieszczenia. Objął wzrokiem znajomą postać Majtrei - 'Buddy, Który Miał Nadejść'. Posąg Oświeconego, jakby nic się nie wydarzyło, był na swoim miejscu - górował ponad ołtarzem jasnym od migocących płomyków. Pozłacana postać, usztywniona pozycją lotosu, zwieńczona barwną koroną szlachetnych kamieni, odbijała dyskretne cienie świateł tańczących wokół maślanych lampek. Przed rzeźbą, rzędy czerwono-ceglastych poduszek leżały równym szeregiem jak wojsko w oczekiwaniu końca z nagła przerwanej ceremonii. W glinianych naczyniach dopalały się płomyki czarnych od sadzy knotów. Dobiegał końca grudzień 1950 roku.
- Niebawem - myślał - zacznie się Monlam, tybetańskiNowy Rok. Lhasa rozbłyśnie światłami, ulice zatętnią radością, śpiewem i modlitwą.
Zastanawiał się nad tajemniczością dharmy - nauk Oświeconego o odwiecznym porządku wszechrzeczy. Porządkował myśli. W Drapungu, sławnym uczonością na cały buddyjski świat, spędził trzydzieści osiem lat życia.
- Zaraz! - poprawił się szybko - Trzydzieści osiem latupłynęło od powrotu z tułaczki! Przedtem żyłem tu i pracowałem trzynaście długich lat! To razem? - liczył - Ponad półwieku! Szmat czasu... Całą wiedzę - tę zwykłą i tę tajemną, atakże udział w ważnych decyzjach rządu zawdzięczam temumiejscu. Cóż... Sukcesy naukowe i niepowodzenia polityczne.Tak! Naukowe sukcesy, ale polityczne potknięcia! Nauka, toprzestrzeń wiedzy znaczona przeznaczeniem, polityka - tosprawa ludzi, jak ludzie ułomna i niedoskonała.
Zawiesił pobożnie wzrok na martwym spokojem obliczu Buddy. Wiedział, że zatopi się teraz w medytacji. Zapragnął spotkania błąkających się myśli z nieskończoną mądrością Oświeconego. Usiadł. Podłożył pod plecy poduszkę. Przyjął medytacyjną postawę Wajroćany: nogi skrzyżowane, kręgosłup wyprostowany, głowa lekko pochylona. Oczy przymknięte. Dłonie złożone w geście wewnętrznej równowagi -cztery grubości palca poniżej pępka. Prawa dłoń we wnętrzu lewej, kciuki ułożone w trójkąt. Czubek języka dotykał podniebienia - to zapobiega uczuciu pragnienia. Rozsunął ramiona tak, aby między ciałem a załamaniem łokci powstała powietrzna poduszka.
- Buddham saranam gacchami! Dhammam saranam gacchami!Sangham saranam gacchami! - „Przyjmuję schronienie w Buddzie! Przyjmuję schronienie w Dharmie! Przyjmuję schronienie w gminie wiernych"! - Osoba recytująca formułę oczyszczasię, odświeża i wzmacnia, kierując swe serce i ducha ku mądrości i pokojowi. Po jej wypowiedzeniu dostępował uczuciałagodnego uspokojenia.
Przez powieki zamkniętych oczu przeciskał się obraz Oświeconego. Był niewyraźny.
- Czy to Majtreia - Budda Przyszłości, czy Mandźuśri -symbol mądrości? Nie jest to - rozpoznawał powoli - Awalo-kiteśwara, patron i opiekun Tybetu. Ma dwie ręce, a nie tysiąc!
Z zewnątrz docierał warkot szybko zbliżającego się pojazdu. Pisk opon, zgrzyt hamulców! Trzask drzwi! Podniesione głosy!
- Om mani piidme huml Om mani piidme huml Om mani piidmehuml „Zaprawdę, klejnot jest ukryty w lotosie!" - Monotonnyrytm mantry uspokajał i wprowadzał w przyjemny stan we...
kociak.k