Hart Jessica - Gwiazdkowi nowozency.pdf

(572 KB) Pobierz
Hart Jessica - Gwiazdkowi nowozency.rtf
Jessica Hart
Gwiazdkowi nowo Ŝ e ń cy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nic.
Thea z westchnieniem zamknęła lodówkę i zaczęła przeszukiwać szafki, lecz w nich
równieŜ nie znalazła niczego, z czego dałoby się przyrządzić śniadanie. Co za początek
wakacji! Koszmarna podróŜ, antypatyczny sąsiad, mniej niŜ cztery godziny snu, a na dobitkę
nic do jedzenia.
– Dwa tygodnie na Krecie dobrze ci zrobią – powtórzyła nieco ironicznym tonem słowa
siostry. – Potrzebujesz odpoczynku. Zobaczysz, będziesz zadowolona. Nie będziesz miała nic
do roboty, będziesz mogła odpoczywać, czytać do woli... I umrzeć z głodu – dokończyła.
– Co robisz, ciociu? – rozległ się głos Gary.
Thea odgarnęła z twarzy potargane włosy i obejrzała się. Siostrzenica stała u dołu
schodów. Mimo niewyspania wyglądała rozkosznie w duŜym róŜowym T-shircie. śadna
sztuka wyglądać rozkosznie po męczącej podróŜy, gdy ma się brzoskwiniową cerę i ani
grama tłuszczu na sobie. Thea w Ŝadnym momencie swego Ŝycia nie mogła poszczycić się
brzoskwiniową cerą i szczuplutką sylwetką.
– Szukam czegoś do jedzenia.
– Oj, to dobrze! Jestem głodna.
– Ja teŜ – mruknęła ponuro.
Tak, od razu było widać, Ŝe są spokrewnione. Normalny człowiek, kładąc się o piątej
rano, a wstając o dziewiątej, w dodatku mając za sobą mroŜącą krew w Ŝyłach nocną jazdę
przez zakręty śmierci w obcym kraju, nie odczuwałby od razu po wyjściu z łóŜka wilczego
głodu, poniewaŜ stres zazwyczaj odbiera apetyt, nie zaostrza.
Martindale’om apetyt zaostrzało wszystko. Gdyby ku Ziemi właśnie pędził asteroid i
katastrofa była nieunikniona, Thea nadal myślałaby o jedzeniu. Dziewiąta rano, a ja jeszcze
nic nie jadłam, nic dziwnego, Ŝe nie mam humoru. Przed końcem świata zdąŜę jeszcze
wrzucić coś na ząb. Zacznę od jajecznicy na bekonie, po niej na osłodę dnia wezmę sobie
rogalika. I oczywiście podwójne cappucino.
To w sumie było niesprawiedliwe. Nawet po rozstaniu z Harrym nie straciła na wadze.
Wszystkie jej przyjaciółki szczuplały podczas kryzysów emocjonalnych, a ona nie.
– W całej kuchni nie ma zupełnie nic do jedzenia – powiedziała Clarze. – Najpierw
musimy zrobić zakupy.
Buzia dziewczynki wyciągnęła się.
– Ale tu nie ma Ŝadnych sklepów! Trzeba jechać do tego miasta, które mijałyśmy w nocy.
Ono jest tak daleko! Skręci nas do tej pory!
– Wiem. – Thea westchnęła, przypominając sobie, jak ze zjeŜonym włosem pokonywała
upiornie krętą drogę wśród wzgórz, a trwało to w nieskończoność. – Zresztą chwilowo nie
mam siły na ponowne pokonanie tych wszystkich serpentyn. Nie z pustym Ŝołądkiem.
– To co robimy?
– Chyba najpierw zadzwonimy do twojej mamy i spytamy, czemu wynajęła nam domek
101450626.001.png
na zupełnym odludziu, zamiast obok ładnej plaŜy i sklepów.
Jednocześnie spojrzały w stronę okna, z którego roztaczał się piękny widok na skaliste
wzgórza i gaje oliwne, a dalej widniały malownicze szczyty gór. Tego ranka Thea oddałaby
to za widok na supermarket albo tanią samoobsługową restaurację.
W zamyśleniu przygryzła kciuk. Co tu robić? Bez porannej kawy jej umysł nie
funkcjonował najlepiej.
– Pójdziemy zapytać sąsiadów, czy nie poratowaliby nas jakimś chlebem albo czymś,
zanim nie pojedziemy na zakupy – zdecydowała wreszcie.
– Ale chyba nie tego okropnego pana? – zaniepokoiła się Clara, doskonale pamiętając
okoliczności ich przybycia.
– Jest tu jeszcze jeden domek, zaczniemy od niego. MoŜe tamci ludzie będą milsi.
Siłą rzeczy musieli być milsi od tego typa, z którym miały do czynienia o piątej rano,
niemniej Thea wolałaby nie zaczynać wakacji od Ŝebrania o chleb i wodę.
Ubieranie się zajęło im moment, gdyŜ Clara narzuciła świeŜy T-shirt na strój kąpielowy, a
Thea wskoczyła w szorty, włoŜyła bluzeczkę, i były gotowe. Wyszły na zewnątrz i na
moment aŜ zapomniały o głodzie. Zatrzymały się na tarasie, rozglądając się dookoła. Trzy
zbudowane z kamienia domki stały ukryte wśród kwitnących krzewów, pośrodku zaś
znajdował się basen, w którym cudownie błękitna woda połyskiwała zapraszająco w
promieniach greckiego słońca.
– Ojej! – zachwyciła się Clara. – Mogę popływać po śniadaniu?
Dookoła panowała cisza i spokój, powietrze było przesycone wonią ziół.
– Mmm... Czujesz ten zapach? Tymianek i oregano – mruknęła z rozmarzeniem Thea. –
Na kolację mogłybyśmy zjeść jagnięcinę...
– Najpierw pomyślmy o śniadaniu – zarządziła przytomnie dziewczynka.
Niechętnie łypnęły w prawą stronę i pomaszerowały w lewą. Zapukały do drzwi. Cisza.
– Dzień dobry! – zawołała Thea. Cisza.
– Nikogo nie ma – wyszeptała Clara.
Odwróciły się. Z tego miejsca miały lepszy widok niŜ ze swojego tarasu na domek
gburowatego sąsiada, ujrzały więc, Ŝe męŜczyzna siedzi przy stole pod pergolą, którą bujnie
porasta winorośl. Towarzyszyła mu kilkuletnia dziewczynka.
Thea zagryzła wargi. Iść tam czy nie iść? JuŜ raz doświadczyły wyjątkowo
nieprzyjemnego przyjęcia, więc po co się ponownie naraŜać? Jeśli ma odrobinę godności, nie
poprosi go nawet o szklankę wody, tylko weźmie kluczyki i pokona tę koszmarną trasę do
miasteczka, pełną zakrętów śmierci.
Ze zmagań między dumą a Ŝołądkiem zwycięsko wyszedł ten drugi.
Jak zawsze.
– Pewnie juŜ mu trochę przeszła złość na nas – powiedziała z nadzieją do siostrzenicy. –
Albo jego Ŝona zwróciła mu uwagę, Ŝe nieładnie się zachował. W końcu nie narobiłyśmy aŜ
takiego hałasu, przyjeŜdŜając.
– Ale była piąta rano – mruknęła ponuro Clara. – I wjechałaś w jego samochód, ciociu.
– Oj, bez przesady, tylko trochę go zarysowałam.
101450626.002.png
– Lepiej jedźmy do miasta – zaproponowała dziewczynka, przypominając sobie wściekłą
awanturę.
Thea moŜe dałaby się przekonać, lecz nagle coś spostrzegła i wypręŜyła się cała jak pies
myśliwski, który wytropił zwierzynę.
– On ma tam cały dzbanek kawy! Idziemy! W obecności córki na pewno będzie
grzeczniejszy.
Clara nadal obawiała się tego okropnego pana, lecz ciocia wyraźnie nie zamierzała
ustąpić.
– Ale ty wszystko załatwiasz, ciociu – ostrzegła. – Ja się nie odzywam.
Thea, rozpaczliwie spragniona kofeiny, przyspieszyła co prawda przy basenie, lecz im
lepiej widziała ponurą twarz sąsiada, tym wolniej szła. MęŜczyzna nie zauwaŜył ich jeszcze,
siedział pogrąŜony w rozwaŜaniach i na pewno nie myślał o niczym przyjemnym.
Dziewczynka obok niego miała naburmuszoną minę i zdecydowanie się nudziła.
Znalazły się niemal przy schodach na taras, gdy Thea przystanęła.
– To jednak nie jest dobry pomysł – wyszeptała cichuteńko.
Tym razem siostrzenica okazała determinację.
– Idź! – popchnęła ją. – Zaraz umrę z głodu. Dziewczynka zauwaŜyła je. Pociągnęła ojca
za rękaw i wskazała je palcem. Nie wyglądał na uradowanego widokiem gości, więc Thea
najchętniej wycofałaby się, lecz na to było juŜ za późno.
Weszła po schodach, udając opanowaną i pewną siebie. Za nią z ociąganiem podąŜyła
Clara.
– Dzień dobry – rzekła Thea z tak Ŝyczliwym uśmiechem, jakby ten człowiek ledwie parę
godzin wcześniej nie krzyczał na nią w gniewie.
Jej uprzejmość zaskoczyła go. Podniósł się zza stołu.
– Dzień dobry – odparł dość chłodno, lecz całkiem grzecznie.
Nie jest tak źle, pomyślała. Co prawda nie powitał ich z entuzjazmem, lecz przynajmniej
nie wrzeszczał.
– Witaj – zwróciła się do dziewczynki, która odpowiedziała jedynie niechętnym
spojrzeniem, w ogóle się nie odzywając.
Widać latorośl wdała się w tatusia, jeśli chodzi o miły charakter...
– Chciałam... – Thea zająknęła się, a jej spojrzenie bezwiednie pobiegło ku stojącemu na
blacie dzbankowi. Zmusiła się, by popatrzeć z powrotem na gospodarza. – Chciałam
przeprosić za to, co się stało rano. Za to, Ŝe narobiłyśmy tyle hałasu i Ŝe wjechałam w pański
samochód.
Ku jej ogromnemu zaskoczeniu antypatyczny typ natychmiast złagodniał.
– To ja przepraszam. Nie powinienem był podnosić na panią głosu i mówić tego, co
powiedziałem. Niestety, miałem wczoraj cięŜki dzień. – Łypnął na wciąŜ nadąsaną córkę. – I
jeszcze gorszy wieczór, no i w rezultacie byłem w paskudnym nastroju. Nie moŜna jednak
odreagowywać na innych swoich frustracji.
Jego przeprosiny były ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewała, więc kompletnie zbiły ją z
tropu.
101450626.003.png
– Mimo wszystko miał pan sporo racji... W końcu narobiłyśmy duŜo zamieszania, i to o
piątej rano... Ale widzi pan, miałyśmy pecha od samego początku podróŜy. Najpierw opóźnił
się wylot, potem nasze bagaŜe gdzieś się zapodziały i czekałyśmy na nie w nieskończoność,
przez co leciałam z nóg, jeszcze zanim znalazłyśmy wypoŜyczalnię samochodów. A na
koniec musiałam pokonać te wszystkie zakręty w zupełnej ciemności.
– Tak, trudno się tu jedzie, nawet w środku dnia – zgodził się.
Oczywiście przytaknął wyłącznie z uprzejmości, Thea nie wątpiła ani przez moment, Ŝe
on bez problemu dałby sobie radę na kaŜdej drodze niezaleŜnie od pory dnia i od warunków
pogodowych. Emanowała z niego spokojna pewność siebie, co z jednej strony onieśmielało
ją, a z drugiej wydawało się dziwnie krzepiące.
– Wie pan, nie jestem najlepszym kierowcą, częściej korzystam z taksówek, niŜ prowadzę
sama – wyznała. – Nie miałam pojęcia, Ŝe to będzie tak daleko i nie rozumiałam, jak przy tak
niebezpiecznej drodze moŜna nie postawić barierek ochronnych. Kiedy wreszcie dotarłyśmy
na miejsce, poczułam taką ulgę, Ŝe przestałam się aŜ tak bardzo koncentrować. Wyjechałyśmy
zza tego zakrętu... I za późno zobaczyłam pański samochód. Na szczęście nic groźnego się nie
stało, ale i tak trochę go zarysowałam, no i to była ta ostatnia kropla, która przepełniła czarę.
Zaczęłyśmy się śmiać, bo inaczej zaczęłybyśmy płakać ze zmęczenia i zdenerwowania.
– A ja cały czas zastanawiałem się, co w tym takiego śmiesznego!
– Nic! Śmiałyśmy się histerycznie i dlatego nie mogłyśmy przestać. A kiedy na dobitkę
weszłyśmy do niewłaściwego domu, juŜ zupełnie nie mogłyśmy się powstrzymać. To było
silniejsze od nas.
Faktycznie, chichotały bez opamiętania aŜ do momentu, gdy gospodarz zbiegł na dół,
dosłownie rycząc na nie i Ŝądając wyjaśnień. Thea pewnie teŜ dostałaby szału, gdyby ktoś o
piątej rano obudził ją potwornym hałasem, stuknął w jej samochód, a potem włamał się do jej
domu, najwyraźniej znakomicie się przy tym bawiąc.
– Naprawdę ogromnie mi przykro – powtórzyła. – To efekt całej serii niefortunnych
zbiegów okoliczności.
– Mnie teŜ przykro. Gdybym wczoraj nie miał złego dnia, potraktowałbym to wszystko z
większym poczuciem humoru. Proponuję więc udawać, Ŝe w ogóle jeszcze się nie
spotkaliśmy i zacząć wszystko od nowa – zaproponował. – Co pani na to?
– Bardzo chętnie. – Z uśmiechem wyciągnęła rękę. – Thea Martindale, a to moja
siostrzenica Clara.
– Rhys Kingsford, bardzo mi miło.
Miał zdecydowany, pewny uścisk, nie za silny, nie za słaby. Nie ściskał sugestywnie
palców. Sama przyjemność.
Dopiero w tym momencie przyjrzała mu się uwaŜniej. Szerokie ciemne brwi, surowe
rysy... całkiem atrakcyjne. Nie był aŜ tak przystojny jak Harry, ale na litość, ilu facetów
mogło pobić Harry’ego na tym polu? Doprawdy niewielu.
Hm, szkoda, Ŝe nie uczesała się porządnie i nie ubrała się jakoś ładniej.
Rhys wskazał na dziewczynkę, która nadal siedziała naburmuszona przy stole i nie
zwracała uwagi na to, co się dzieje.
101450626.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin