Stanisław Maczek - Od podwody do czołga.txt

(506 KB) Pobierz
Stanisław Maczek

     Od podwody do czołga

      Wspomnienia wojenne
          1918 - 1945

           Tom

      Całoć w tomach

    Przedruk z wydawnictwa "Orbis Books (London) Ltd", Londyn
1984

  Pisał A. Galbarski,
  korekty dokonały
  K. Markiewicz
  i E. Chmielewska

  Żołnierzom moim z lotnej, szturmowego, kawalerii i 1 dywizji pancernej ksišżkę tę powięcam

  Autor

  "Bo kto siedzi w Ojczynie i cierpi niewolę, aby zachował życie, ten straci Ojczyznę i życie; a kto opuci Ojczyznę, aby bronił Wolnoć z narażeniem życia swego, ten obroni Ojczyznę, i będzie żyć wiecznie."
  Mickiewicz
  "Księgi Pielgrzymstwa Polskiego"
 
 Przedmowa Autora
  do drugiego wydania

  W pierwszym wydaniu "Od podwody do czołga" podałem żołnierskie sprawozdanie z działań naszych tak w kraju, jak i na obczynie.
  Nakład pierwszego wydania przez firmę "Tomar" w Edynburgu i jej wydawcę p. Antoniego Herbicha jest już od dawna wyczerpany.
  Obecne drugie wydanie nakładem "Orbisu" dotrze do ršk czytelników w czterdziestš rocznicę walk Pierwszej Dywizji Pancernej o wyzwolenie Europy.
  Wdzięczny jestem "Orbisowi", że dzięki niemu moje wspomnienia znajdš znów chętnych czytelników w kraju i na Zachodzie. Chciałbym, by młode pokolenie Polaków znało prawdziwš historię walki wojsk polskich na obczynie o wolnoć i niepodległoć narodu polskiego, która, mimo że nie ma "ostrego strzelania", trwa nadal.
  Stanisław Maczek

  Przedmowa

  Wydarzeniem sš te wspomnienia wojenne jednego z najtęższych polskich dowódców drugiej wojny wiatowej, twórcy i dowódcy pierwszej "lotnej" kompanii na podwodach w zaraniu naszej niepodległoci, pierwszego dowódcy jednostki pancerno-motorowej w wojsku polskim w przededniu ostatniej wojny, w kampanii wrzeniowej i francuskiej, pierwszego dowódcy naszej pierwszej dywizji pancernej w wyzwoleńczej kampanii we Francji, Belgii, Holandii, w zwycięskiej ofensywie końcowej na Wilhelmshaven. Jakże bogaty ten zawód wojskowy młodego Polaka chorwackiego pochodzenia, akademika lwowskiego, polonisty
"filozofa" (ze szkoły Twardowskiego), którego mobilizacja austriacka wyrwała z szeregów naszego Zwišzku Strzeleckiego i zamieniła w "strzelca tyrolskiego" z doborowego pułku "Kaiser-Jaeger". Dała mu w wyniku znakomitš choć twardš szkołę przez lata wojny górskiej, wymagajšcej w najwyższym stopniu energii fizycznej i moralnej, zręcznoci, wytrzymałoci, przytomnoci umysłu, sztuki wyzyskania terenu, rzutkoci, odwagi osobistej i dowódczej, inicjatywy na każdym szczeblu. A tej inicjatywy, od razu poważnie wykraczajšcej poza zwykłe ramy jego stopnia nigdy nie zabraknie młodemu oficerowi-intelektualicie, gdy z upadkiem Austrii znajdzie się błyskawicznie w szeregach powstajšcego wojska polskiego, poszukujšc od razu okazji, by bić się za ukochany Lwów. Co uderza w jego życiu wojskowym, to niestrudzona praca myli wcišż złšczona z wolš walki, nie słabnšcš w najkrytyczniejszych sytuacjach, w których niejednokrotnie natchnienie przychodziło mu z pomocš.
  Ale ksišżka ta to nie tylko pamiętnik wietnego i szczęliwego żołnierza, który nigdy humanistš być nie przestał. Jest od poczštku do końca relacjš doskonałego znawcy wojskowego rzemiosła, który zagadnienia nowoczesnej wojny nie tylko do gruntu przemylał, ale i eksperymentował od młodoci. Sam tytuzł: "Od podwody do czołga" zawiera w sobie pewnš syntezę: poszukiwanie uparte jedynej drogi do zwycięstwa w nowoczesnej wojnie, zaskoczenia przez połšczenie szybkoci z potęgš działania - zatem w warunkach polskich 1918 r. z siłš ogniowš broni samoczynnej przy osłonie strzelców. Wtedy z braku motorów improwizuje por. Maczek "lotnš" swš kompanię na podwodach i pokazuje, czym może być taka jednostka przez zwiększonš szybkoć ruchów i spotęgowanš energię bojowš, skoro wchodzi w walkę nie utrudzona marszami. Po tej kompanii przychodzi jego
"batalion szturmowy" także na wozach, w ramach 1. dywizji kawalerii. Myl ta sama, która się w tejże kampanii zaznaczy w zagonie samochodowym na Kowel; ale będzie to improwizacja dorana. Idzie o stworzenie jednostek szybkich stałych, o wielkiej sile działania. Przyszłoć w tym wskazujš Liddell Hart (1927Ň), Fuller (1928Ň), de Gaulle (1934Ň), Sikorski (1935Ň). Wyrastajš wielkie jednostki szybkie i pancerne w Niemczech i w Sowietach. A gdy wreszcie utorowała sobie i u nas drogę myl powiększenia szybkoci kawalerii przez jej zmotoryzowanie a jej potęgi działania przez czołgi i stworzenia kawalerii pancernej, na tego wietnego piechura pada wybór jako dowódcy pierwszej takiej jednostki zmorotyzowanej z przydaniem czołgów; jemu przypadło zademonstrować stawiajšc czoło całemu XXIII korpusowi pancerno-motorowemu nieprzyjaciela, jak wielkš rolę, niewspółmiernš ze stosunkiem sił obustronnych mogła była odegrać w tej kampanii nasza bitna i liczna kawaleria, gdyby obok tej 10 brygady kilka innych zdołano w porę zmotoryzować i upancernić. A już była jakby ostrzegawcza ksišżka Guderiana: "Achtung, Panzers". Swoim i obcym mówiła: tej potędze nic się nie oprze. Maczek pokazał, że można szczupłymi siłami skutecznie jš szachować.
  Cudownym był zbieg okolicznoci, dzięki któremu gros brygady Maczka znalazło się po przejciu granicy na Węgrzech, stamtšd wywędrowało szczęliwie do Francji, tutaj łšcznie z wyewakuowanymi oficerami i szeregowymi formacyj czołgowych stanowiło mocnš podstawę do sformowania dywizji pancerno-motorowej. W samych poczštkach jej tworzenia, gdy ostatnia wielka bitwa o Francję brała obrót krytyczny i żšdano od nas wprowadzenia tej dywizji w akcję z alternatywš: oddania wieżo otrzymanego sprzętu i broni dla jednostki francuskiej, gen. Maczek z nieomylnym swym instynktem żołnierskim znalazł wyjcie - sam poszedł do walki z reprezentacyjnym niejako, kombinowanym oddziałem i zaznaczył krwawo udział swej brygady. Jej gros i trzy bataliony czołgów zostały na tyłach i choć bez sprzętu znalazły się w Wielkiej Brytanii. A póniej, pojedynczo czy grupkami dołšczać zaczęli ci spod Montbard, i cudem prawdziwym sam generał po nowym epizodzie swej Odyssei, o którym daje pasjonujšcš opowieć.
  Grunt że było z kogo stworzyć mocne kadry dywizji pancernej w W. Brytanii. Brakowało dwóch rzeczy doć istotnych: ludzi i sprzętu. Tymczasem wobec grożšcej inwazji trzeba było wejć jako pełnowartociowe jednostki bojowe w skład sił majšcych bronić tej wyspy. Wszystko musiało się zamienić w brygady i bataliony przewożonej piechoty, w składzie I Korpusu W.$p., zanim napływ sprzętu nie pozwolił na przejcie do pierwszej fazy motoryzacji, a wreszcie, zimš 1941, ukazały się pierwsze czołgi, dosłownie jako nagroda dla naszych spieszonych czołgistów za doskonałš postawę żołnierskš. Odtšd szybko dojrzewa koncepcja naszej dywizji pancernej - i dowódca korpusu patrzył na postępy w tym kierunku z uczuciem, że to się dokonuje rzecz wielka a zarazem i z niepokojem, że ten żarłoczny noworodek cały korpus pochłonie. Pochłaniał istotnie zgodnie z etatami gros elementu kadrowego i specjalistów, a gdy zawiodły rachuby na wydobycie z Rosji niezbędnego żołnierza na uzupełnienie, pochłonšł w końcu i same bratnie oddziały. Ale dojrzała w cišgu trzech lat dywizja tak wyćwiczona, zżyta i zgrana, jakby się składała nie z żołnierzy tułaczy cudem tu pozbieranych, ale ze starego, zawodowego regularnego wojska, wyposażona w sprzęt tak potężny, jak marzył sobie przed laty w odważnej ksišżce "Vers l'arm~ee du m~etier" pułkownik de Gaulle. I taki był na jej czele dowódca, jakiego wyobrażał sobie wtedy - nie w odległym, głębokim schronie przy lampce naftowej czekajšcy na zestawienie wiadomoci, ale sam na polu walki, bezporednio, osobicie jš prowadzšcy - dodajmy, że jak Maczek pod Falaise z czołgu dowodzenia, głosem - a w nocy pišcy w wygrzebanym pod czołgiem dole.
  Całoć ksišżki napisana jest porywajšco. Ale kampania w Normandii przedstawiona przez gen. Maczka to fragment epopei. Tylko że roi się on od tak rzeczowego, prozaicznego pozornie materiału jak numery korpusów i dywizyj niemieckich, z którymi nasza pancerna musiała przez trzy dni prowadzić samotnie walki na wszystkie strony, liczby czołgów i dział zniszczonych, jeńców wziętych  - i liczby strat własnych, ciężkich, wielokrotnie mniejsze od niemieckich; za każdego żołnierza polskiego zabitego lub rannego pod Falaise paru Niemców było w niewoli, a drugie tyle zabitych czy rannych. Był w tym zadziwiajšcy zbieg okolicznoci, że to polskiej dywizji przypadło być - jak wyraził się marsz. Montgomery - korkiem zatykajšcym butelkę z Niemcami - ale było może i przewidywanie, że ten polski korek cały ich napór wytrzyma. A był i inny zbieg okolicznoci: że wród dywizji niemieckich, potrzaskanych tu przez naszš dywizję pancernš - była 2 dywizja pancerna, z którš biła się brygada Maczka pod Wysokš w pierwszych dniach kampanii wrzeniowej. Odwet był jednak nie tylko na niej i na kilku innych - elicie niemieckiej broni pancernej. To był punkt, w którym rozstrzygały się losy kampanii na Zachodzie. I w tym włanie punkcie broń polska odniosła druzgocšce zwycięstwo.
  Podobnie jak generałowi Andersowi, zwycięzcy spod Monte Cassino, tak i generałowi Maczkowi, zwycięzcy spod Falaise, zarzucajš niektórzy w Kraju i na emigracji, że wojska swego nie szczędzili w tych i innych bitwach. Straty w dywizji gen. Maczka były duże, bolesne, ale nie większe niż w dywizjach sprzymierzonych, a pomszczone sowicie. A na teorię wojny bez narażania się na straty daje on dobitnš odpowied. Istotnie, nie wolno cofać się przed perspektywš strat, gdy nie tylko honor narodu naszego w grze, ale sprawa nasza, którš tylko czyn żołnierski utrzymywał na powierzchni. A nie wypełnienie zadania aby strat nie ponieć byłoby zatraceniem tych ogromnych wartoci moralno_politycznych, które wytworzyła Polska walczšca w Kraju i na obczynie. Generał Maczek widział to z przedziwnš jasnociš i szedł p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin