Kleń z dużej rzeki Na przedzimiu bywa ciężko złowić klenia czy jazia w małej rzece. Płytsza, przezroczysta woda, brak liści na nabrzeżnych zaroślach, ryby żerujące ospale – to wszystko jest przeciwko wędkarzowi. Jednak z łowienia kleni, wspaniałej ryby nieomal całorocznej (poza okresem tarła rzecz jasna) nie warto rezygnować. W lepszej sytuacji są wędkarze łowiący na dużych rzekach, między innymi na spinning, ale i oni muszą czasem naszukać się zdobyczy. A WIĘC GDZIE?
Odpowiedź na to pytanie nabiera teraz ogromnego znaczenia. W ciepłej porze roku wystarczy znaleźć się w okolicy przelewów, poobserwować wodę i po szukaniu. Teraz na powierzchni wody nie zobaczycie nawet śladu kleniowego ataku, nie spotkacie się z widocznym żerowaniem jazi, które zwykle „pomagają” odnaleźć płochliwe klenie. Teraz trzeba po prostu wiedzieć, gdzie iść, a tak naprawdę warto wybrać tylko jeden typ wody. Mam na myśli zrzuty ciepłej wody i dziką miejscówkę, w której nie może zabraknąć głębokości około 1,5 m i spowolnionego uciągu. Grudniowym łowiskiem kleni może być wyłożona kamieniami prostka, napływ przelewu czy główki, poszarpana brzegowa opaska, ujście kanału lub mniejszej rzeczki, burtowe podmycie.
NA OPASCE
Cierpliwe obławianie wybranego łowiska musi przynieść efekty. Cierpliwość to podstawowy warunek sukcesu. Moim zdaniem naprawdę podstawowy, bo to, kiedy klenie zaczną żerować, wiedzą tylko one. Pociesza fakt, że wcześniej czy później muszą to zrobić, bo idzie zima i warto się najeść na zapas. Tak samo ważny, jak cierpliwość, jest upór w stosowaniu przynęt sprawdzonych jesienią. Mogą to być woblery długości 5–7 cm, ponieważ mniejszych nie warto stosować – teraz klenie najlepiej reagują na przynęty konkretnych rozmiarów, niemal całkowicie lekceważąc skuteczne latem maluszki. Dobrze jest podać im pod nos wobler o stonowanej pracy i poprowadzić wachlarzem niemal bez kręcenia korbką. Wystarczy zdać się na prąd rzeki napinający żyłkę aż do chwili, gdy przynęta zostanie zniesiona od brzeg, i wtedy, przytrzymując każdym większym zawirowaniu wody, doprowadzić wobler aż pod same nogi. Każde z zawirowań może być miejscem, którym choć na chwilę zatrzyma się drobnica i dlatego nie warto jedynie przeprowadzić przez nie przynętę. Najlepiej zatrzymać wobler i samym kijem przenosić go z jednej strony zawirowania na drugą, podciągnąć do siebie, opuścić z prądem. Warto się bawić woblerem, naśladować poszukującą pokarmu uklejkę. Każda z rzecznych opasek brzegowych ma wyraźnie zaznaczoną linię nurtowego uciągu i przybrzeżnych zawirowań. Tę linię warto przekraczać wielokrotnie, prowadząc przynętę zygzakiem.
NA PROSTCE
Nie jest prawdą, że w zimnej części roku z prostek znikają wszystkie ryby. Wystarczy jeden ciepły dzień, trochę słońca, by weszły w nie ryby poszukujące pokarmu. Jeśli jeszcze na dnie prostki znajdują się spore głazy, to z całą pewnością jest to dobre grudniowe łowisko. Woblery, obrotówki i błystki wahadłowe długości 5–7 cm, a nawet cykady do 3 cm mogą się okazać wyjątkowo skuteczne. Trzeba trochę pokombinować, pozmieniać, bo nie jest łatwo dobrać najskuteczniejszą przynętę i podać ją tak, by nie przepłoszyć wyjątkowo ostrożnych ryb. O tej porze roku klenie nie obżerają się, szalejąc w wodzie, lecz podjadają wyjątkowo czujnie. Każdy plusk może im dać sygnał do ucieczki i dlatego nigdy nie należy wrzucać przynęty prosto w łowisko. Takie podanie przynęty może tylko zaszkodzić, a nigdy pomóc. Kleni nie należy teraz zaskakiwać, lecz zainteresować sposobem podania przynęty. Dobrze jest prowadzić ją różnorodnie, ale nie energicznie, jak w lecie, lecz z umiarem i czuciem troszeczkę zmieniać tor i tempo prowadzenia. Wolne ruchy szczytówką i równie powolne kręcenie kołowrotkiem, zatrzymania, przesunięcia... Najlepiej będzie, gdy przypomnicie sobie widok zbierającej pokarm uklei – podobnie powinna się zachowywać przynęta. Jednak tylko podobnie, bo w wolniejszym tempie.
NAPŁYWY
Głębsze napływy przelewu lub główki też nie są puste w grudniu. Te bardziej głębokie na pewno ściągną wszystkożerne klenie. Każdy z napływów jest niewielkim odstojnikiem, na którego dnie zbiera się pokarm. Klenie to wiedzą…, a więc warto popróbować. Przynętą nr 1 znów będzie pływający wobler, bo tylko jego można spuścić z prądem, by nieostrożnym chlupnięciem nie przepłoszyć ryb. Warto pozwolić wpłynąć przynęcie aż na sam przelew, a potem zanurzyć ją tuż przed krawędzią wypłycenia i przytrzymać tam na dłużej, opuszczając i podnosząc kij, żeby upodobnić wobler do rybki przeszukującej żerowisko. Obrotówka nieco gorzej nadaje się do obławiania grudniowego napływu.
Przynęta ta daje tak silny sygnał, że może nawet wypłoszyć ryby z całego przelewu. Moim zdaniem można stosować tę przynętę tylko wtedy, gdy inne nie przynoszą żadnych rezultatów. Znacznie lepiej posłużyć się bardzo lekko uzbrojonym ciemnobrązowym lub czarnym twisterkiem, imitującym znoszoną prądem glistę lub pijawkę, choć o tej porze roku właściwie nie ma ich w wodzie. Swoją drogą ciekawe, dlaczego takie imitacje nadal są z chęcią atakowane przez ryby, które podobno ani nie myślą, ani nie mają pamięci. Wszystkie ujścia do dużych rzek są praktycznie całorocznymi łowiskami. Najlepiej, gdy jest to ujście ciepłego kanału elektrowni, bo tam ryby żerują przez cały rok i warto się posłużyć typowo letnimi przynętami o agresywnej pracy. Na zrzucie ciepłej wody lato trwa cały rok i przez cały rok nie zmieniają się kleniowe przyzwyczajenia. Skuteczne jest wszystko to, co tak dobrze sprawdziło się latem, czyli obrotówki, woblery, wahadłówki, małe gumki, cykady. Jednym słowem, nie ma co eksperymentować. Warto poszukać choćby miniprzykosy, nawet pojedynczych kamieni, zatopionych krzaków, zawirowań wody, krawędzi nurtów oraz równego, spokojnego uciągu. Ten ostatni jest chyba najlepszym miejscem do spotkania się z prawdziwym okazem, któremu małe spowolnienia nurtu nie wystarczają – to zbyt mały rewir dla dużej ryby. Dlatego łowiąc w większych spowolnieniach, nie należy używać cienkich żyłek i małych przynęt. Bardzo lekkie spinningowanie mściło się na mnie za każdym razem, gdy zapominałem o tej żelaznej zasadzie. Dosłownie nie pamiętam takiej grudniowej wyprawy, by na wypływie z elektrowni nie było choć jednego brania pięknej ryby, i jeśli tylko łowiłem zbyt lekko, to musiałem tego bardzo żałować. O tej porze roku łatwo zmarnować to jedno jedyne wspaniałe branie, dla którego wyszło się nad rzekę. Na zrzutach ciepłej wody nie warto używać żyłki cieńszej niż 0,18 mm i przynęt mających mniej niż 5 cm długości. Inaczej jest w ujściach z zimną wodą. W nich szuka się dosłownie wszystkich miejsc ze spowolnionym nurtem, bez względu na ich wielkość i odległość od brzegu. Liczy się wolny prąd i głębokość powyżej 1 m. Przynęty także nie powinny być małe – warto dobrać obrotówki nr 2–3 i woblerki od 4 cm w górę. Nie polecam także zbyt cienkich żyłek – 0,18 mm to dla mnie minimalna średnica, jaką warto się posłużyć. Nie wierzę, żeby użycie na rzece żyłki 0,14 czy 0,16 mm miało jakikolwiek wpływ na liczbę brań, może natomiast znacząco zwiększyć liczbę porażek.
PODMYCIA BRZEGU
Tak zwane burty są „całoroczne”, pewne i niemal gwarantujące grudniowe sukcesy. Gdy takie łowisko jest głębokie mniej więcej na 2 m, ma niemal pionową burtę i trochę wyrw lub zatopionych przeszkód, to na pewno stoją w nim ryby jak przyklejone do pionowej krawędzi brzegu. One tam są zawsze, bo nie muszą wkładać żadnego wysiłku w utrzymanie się w żerowisku. Woda sama przyciska je do burty i wystarczy im po prostu czekać na przepływający pokarm. Wolno pod prąd z zatrzymaniami lub tylko nieznacznie szybciej od uciągu z prądem rzeki – tak należy prowadzić przynętę, nie stosując żadnych raptownych poderwań czy innych „atrakcji”, które tylko mogą zaszkodzić. Jeśli już nie możecie wytrzymać, to zróbcie to na odchodnym, gdy nie będzie ani jednego brania. Czasami jest to skuteczne rozwiązanie – niestety, tylko czasami.
SPRZĘT I UBIÓR
Można się z tego śmiać, ale ubranie też „łowi”. Zmarznięty lub co gorsza przemoczony wędkarz w grudniu nie nadaje się do łowienia i nic mu nie pomoże. Pamiętajcie o tym, idąc nad rzekę. Jeśli chodzi o sprzęt, to zdecydowanie polecam kije długości najbardziej przez Was ulubionej i to samo dotyczy wyboru kołowrotka. Różne podpowiedzi typu, że tylko 2,4 czy 2,7 m uważam za bezsensowne. Najlepszy kij i kołowrotek ma każdy z nas. Czasami jest to tani i jedyny, a czasami starannie dobrany sprzęt za dużą kasę. Nie ma to znaczenia. Ryby mają to w nosie. Z tzw. sprzętu najlepiej spisuje się staranne prowadzenie i dobór najwłaściwszej przynęty. Ironizuję, lecz ja naprawdę jestem o tym przekonany i takie jest moje podejście do spraw sprzętowych. Jak nie ma agrafki, wiąże się niezaciskającą się pętlę. Zawsze można sobie poradzić i to jest najważniejsza sprzętowa informacja, jaką mogę przekazać.
MOŻNA I TAK
Jeden jedyny raz w życiu spotkałem w grudniu spinningistę łowiącego poniżej przelewu. Miał brania, lecz twierdził, że łowi tak tylko od czasu do czasu, gdy nie ma brań w lepszych o tej porze miejscach. Spytany, czy poleciłby tę miejscówkę, odpowiedział, że tylko wtedy, gdyby inne całkowicie zawiodły. „Warto spróbować, ale dopiero po całkowitej klęsce” – zapamiętałem jego słowa. Miał rację i od czasu do czasu miejscówka poniżej przelewu ratuje moją wyprawę.