Marinelli Carol - Lepiej niż w marzeniach.pdf

(553 KB) Pobierz
med301
Carol Marinelli
Lepiej niż w marzeniach
Tłumaczyła
Katarzyna Wachowiak
PROLOG
– Naprawd˛, bardzo mi przykro, ˙e musz˛ ci˛ oto
prosi´. – Shelly weszła do gabinetu, ´ciskaja˛c pod pacha˛
ksia˛˙k˛ dy˙ur´ w.
Clara zacisn˛łaz˛by. Cia˛gle to samo. Wszyscy tak
m´ wia˛, ka˙demu jest bardzo przykro. I co z tego?
– Irene tylko opiekowała si˛ Billem. Nie mo˙emy
prosi´ jej o przygotowanie go do lotu – cia ˛ gn ˛ ła Shelly.
– Jest dyplomowana˛ piel˛gniarka˛.
– Piel˛gniarka˛, kt´ ra prawie nie ma kontaktu z za-
wodem. – Shelly miała racj ˛ i Clara dobrze o tym
wiedziała.
Bill Nash po długich tygodniach namysłu zgodził si˛
wreszcie na wszczepienie bypass´ w, kt´ re byłymu
rozpaczliwie potrzebne. Do tego tak si˛ szcz˛´liwie
zło˙yło, ˙e chirurdzy ze szpitala w Adelajdzie mogli
operowa´ go ju˙ w poniedziałek, wi ˛ c nawet gdyby Bill
znowu chciał zmieni´ zdanie, nie miał ju˙ na to czasu.
Samolot ze szpitala przylatywał dzisiaj.
Clara, rzecz jasna, cieszyła si ˛ z tego. Ale ten dzie´
był akurat jednym jedynym dniem w roku, kiedy w Ten-
nengarrah – małym, nudnym, poło˙onym na komplet-
nym odludziu australijskim miasteczku – co´ miało si˛
wreszcie wydarzy´.
Bal. Czekała na niego od kilku miesi˛cy. Gdy tylko
4
CAROL MARINELLI
wyznaczono dat˛, poprosiła o wolny dzie´ . Zam´ wiła
wizyt˛ u fryzjerki, w nadziei, ˙e uda jej si˛ uło˙y´ jaka˛´
sensowna˛fryzur˛ z jej cienkich, beznadziejnie prostych,
rudych włos´ w. A teraz pojawia si ˛ taka Shelly, te˙
zreszta˛ dyplomowana piel˛gniarka, i ma czelno´´ prosi´
ja˛ o to, ˙eby tego wła´nie wieczoru została w pracy!
– Na pewno kto´ si ˛ znajdzie – mrukn ˛ ła, licza ˛ c, ˙e
Shelly cho´ spr´ buje ja˛ zrozumie´, ale tamta nawet nie
mrugn˛ła okiem. Jasne, po co si˛ w og´ le zastanawia´,
skoro pod r ˛ ka ˛ jest poczciwa, uczynna Clara?
– Nikt si˛ nie znajdzie – westchn˛ła Shelly. – Kell
jest jedynym piel˛gniarzem opr´ cz ciebie, ale dzi´ ma
wolne i nie mog ˛ si ˛ do niego dodzwoni´. Zawsze jest
nadzieja, ˙e nikt nie b˛dzie musiał tu zostawa´. Samolot
mo˙e przylecie´ w ka˙dej chwili, nawet jeszcze dzi´
rano, i wtedy dy˙ur b ˛ dzie niepotrzebny. Tyle tylko, ˙e
trzeba b˛dzie przekaza´ Billa, a nie wypada mi o to
prosi´ Irene. Claro, naprawd˛, mogłabym sama si˛ tym
zaja˛´, tylko ˙e...
Umilkła. Clara czuła, ˙e ta pauza została zrobiona
specjalnie. Miała si˛ teraz roze´mia´ i powiedzie´: ale˙
niczym si˛ nie przejmuj, oczywi´cie, ˙e wezm˛ ten
dy˙ur. Doskonale zdawała sobie spraw˛, jak bardzo
Shelly czeka na bal. Wiedziała, ˙e od tygodni si˛ od-
chudza, by zrzuci´ kilogramy, kt´ rych przybyło jej
w cia˛˙y, ˙e marzy o tym, by wreszcie sp˛dzi´ roman-
tyczny wiecz´ r z Rossem – swoim m˛˙em lekarzem. Jak
mogła jej popsu´ tak wa˙ne wyj´cie?
Ale po raz pierwszy w ˙yciu Clara była zdecydowana
nie usta˛pi´. Ten wiecz´ rbył wa˙ny tak˙e i dla niej.
– A co z Abby? – zapytała przebiegle.
LEPIEJ NI ˙ W MARZENIACH
5
Abby Hampton była lekarka˛ z miasta, kt´ ra wła´nie
ko´ czyła trzymiesi˛czna˛ praktyk˛ w Tennengarrah.
Clara miała pewne powody, by za nia˛ nie przepada´,
a perspektywa balu bez ´licznej pani doktor wydała jej
si˛ bardzo kusza˛ca. Poczuła, ˙e si˛ czerwieni, ale twardo
dodała:
– Jest lekarzem, wi ˛ c´wietnie sobie poradzi, a poza
tym nie jest sta˛d i wiemy, ˙e niezbyt lubi to miasteczko.
Na pewno nie zale˙y jej na balu i dałoby si˛ ja˛ przeko-
na´,˙eby nas zasta ˛ piła.
– Nie mog˛ poprosi´ Abby. – Shelly potrza˛sn˛ła
głowa˛ iu´miechn˛ła si˛ tajemniczo. – Przysi˛gam,
Claro, nie mog ˛ jej poprosi´.
– Dlaczego? Czy to jaki´ sekret? No Shelly, po-
wiedz, o co chodzi. Przecie˙ nikogo tu nie ma opr´ cz
Billa, a on ´pi.
– Ale obiecaj, ˙e nikomu nie pi´niesz ani słowa.
– Shelly u´miechała si˛ szeroko i Clara poczuła, jak jej
usta tak˙e rozcia˛gaja˛ si˛ wu´miechu, a cała irytacja
znika. Czuła teraz tylko ciekawo´´.C´ ˙ to mo˙e by´ za
sensacyjna plotka?
– Obiecuj˛. No, Shelly, nie trzymaj mnie w niepew-
no´ci. Czy˙by zdecydowała si˛ wreszcie wr´ ci´ do
Sydney do swojego ukochanego pogotowia?
– Och nie, to co´ znacznie bardziej interesuja˛cego.
– Shelly przysiadła na brzegu biurka. – A jak komu´ to
powiesz...
– No ju˙ przesta´ . Chcesz, ˙ebym umarła z ciekawo-
´ci? – roze´miała si ˛ Clara.
– Ot´ ˙ nie mog˛ prosi´ Abby, ˙eby przyszładopracy,
poniewa˙ kto´ inny zamierza ja˛ dzi´ o co´ poprosi´.
6
CAROL MARINELLI
– Nic nie rozumiem. – Clara potrza˛sn˛łagłowa˛.
– Gdzie´ ty miała oczy przez ostatnie tygodnie?
– wyszeptała Shelly. – Zgadnij, gdzie jest dzisiaj Kell?
– Ma wolne.
– Zgadza si˛. I co robi?
Clara wzruszyła ramionami.
– M´ wił,˙e poleci do miasta. Bruce miał go pod-
rzuci´ awionetka˛.
– I zrobił to. Dwa tygodnie temu. I wiesz, co potem
opowiadał? ˙ e widział, jak Kell poszedł do jubilera!
Clara cia˛gle nie pojmowała, o co chodzi. Shelly ra-
do´nie zeskoczyła z biurka i zakr˛ciła si˛ w tanecznym
piruecie.
– Kell ma zamiar o´wiadczy´ si˛ Abby! Zaraz do
niej lec˛! Nam´ wiłam ja˛ na fryzjera i kosmetyczk˛,
chocia˙ ona nie ma poj ˛ cia, ˙e Kell zrobi to akurat
dzisiaj. Nie mog˛ jej powiedzie´,˙e Bill zdecydował si˛
na operacj˛, bo momentalnie by tu przybiegła. To jest
wiecz´ r Abby i nie mo˙emy jej go zepsu´. Tylko sobie
wyobra´, Kell wreszcie ma zamiar komu´ si˛ o´wiad-
czy´! Jeste´ w stanie w to uwierzy´?
Nie, nie była w stanie w to uwierzy´.
Na kilka chwil cały´wiat znieruchomiał. Jak z oddali
słyszała, ˙e Shelly wcia˛˙ paple i chichocze. Przez mgł˛
widziała, jak Ross wraz z jakim´ nieznajomym m˛˙-
czyzna˛wchodza˛do pokoju, ale na te kilka chwil jej serce
dosłownie przestało bi´. Przycisn˛ła do piersi plik pa-
pier´ w z wynikami bada´ Billa, zasłoniła si˛ nimi jak
tarcza ˛ i bezskutecznie starała si ˛ otrza ˛ sna ˛ ´.
Kell Bevan postanowił si˛ o´wiadczy´.
Po tych wszystkich latach wreszcie zebrał si˛, ruszył
Zgłoś jeśli naruszono regulamin