Thompson Vicki Lewis - Strzała Kupidyna.pdf

(1490 KB) Pobierz
Microsoft Word - Thompson Lewis Vicki - Strzala Kupidyna.doc
Vicki Lewis Thompson
Strzaþa Kupidyna
301962642.002.png
Rozdziaþ 1
Cassie wykreśliła kolejne nazwisko z listy.
Z determinacją wprowadziła słuŜbowego dŜipa na kolisty podjazd. Postanowiła, Ŝe
najwaŜniejszy z kandydatów, doktor Andrew W. Bennett IV, nie zdoła jej umknąć. Błękitne
niebo i jasne wrześniowe słońce skłaniały do optymizmu.
– Cztery dni z rzędu nie ma cię dla nikogo – powiedziała na głos dziewczyna pod adresem
właściciela luksusowej posiadłości. – Musisz znaleźć czas na odpoczynek, chłopie. To twoje
najlepsze lata. OdpręŜ się, wypoleruj samochód, pogadaj z listonoszem... a raczej z listonoszką.
Wysiadła i sięgnęła po pokaźną paczkę leŜącą na tylnym siedzeniu. Pakunek był tak duŜy, Ŝe
nie mieścił się w otwór skrzynki na listy. O to właśnie chodziło, lecz los nie sprzyjał zamiarom
Cassie. Co wieczór musiała po kryjomu przenosić paczkę do swego samochodu, a rano ponownie
ukrywać ją w dŜipie.
A jeśli Bennett jest chory? Do tej pory nie zastanawiała się nad podobną moŜliwością. Nie...
to niemoŜliwe. NaleŜał przecieŜ do stowarzyszenia pilotów, więc musiał mieć dobrą kondycję i
jeszcze większą wytrzymałość.
MoŜe większość czasu spędzał na flirtowaniu z mieszkankami Albuquerque? NieŜonaty
rencista stanowił prawdziwą rzadkość w dzisiejszych czasach. Gdyby było inaczej, babci Jo nie
byłaby potrzebna pomoc Cassie.
Stanęła przed drzwiami i nacisnęła guzik dzwonka. Po chwili usłyszała kroki. Nareszcie!
Serce załomotało jej z niecierpliwości.
Drzwi stanęły otworem i uśmiech dziewczyny zamienił się w kwaśny grymas. Stojący w
progu męŜczyzna z całą pewnością nie mógł być Andrew W. Bennettem.
– Mam... przesyłkę dla doktora Bennetta – oznajmiła, klnąc w duchu. Tyle starań i musiał
napatoczyć się ktoś inny. Prawdopodobnie jeden z gości. MoŜe syn... Przystojny facet. Miał wąsy
i elegancko przystrzyŜoną brodę. Jeśli naleŜał do rodziny, to moŜe i doktor okaŜe się nie
najgorszy?
W piwnych oczach męŜczyzny błysnęło zaciekawienie. Wziął paczkę z rąk Cassie i z uwagą
spojrzał na nalepkę.
– Ciekawe, kto mógł mi to przysłać? Dziewczyna popatrzyła na niego z niechęcią.
Najwyraźniej nie zrozumiał, Ŝe przesyłka jest przeznaczona dla kogoś innego.
– Nie ma adresu zwrotnego. Lekka jak piórko.
301962642.003.png
– Uśmiechnął się. – To pewnie Ŝart. Niektórzy z moich przyjaciół mają niecodzienne
poczucie humoru.
– Chyba zaszło nieporozumienie. Paczkę miał otrzymać doktor Andrew W. Bennett IV –
wyjaśniła Cassie.
– Czy jest w domu?
Postanowiła za wszelką cenę ratować sytuację.
– Wiem. Ŝe zajmował się psychologią, a mam przyjaciółkę, która potrzebuje porady.
MęŜczyzna podniósł wzrok. Zastanawiał się, z jakiego powodu tak śliczne stworzenie moŜe
poszukiwać rady psychologa. Zwrot „mam przyjaciółkę, która potrzebuje pomocy” naleŜał do
najpopularniejszych wybiegów stosowanych przez pacjentów.
– Ma pani jakiś problem?
– Ja... skądŜe – zaprzeczyła gwałtownie. – Moja przyjaciółka... Chciałam jedynie
porozmawiać z doktorem Bennettem.
Zdecydował się podjąć grę.
– Chodzi o wizytę? – spytał.
– Nie wiedziałam, Ŝe doktor Bennett nadal praktykuje.
– Od czasu do czasu.
Podobały mu się jej włosy. Jasne, o niezwykłym odcieniu, niesfornie opadające na kark i
czoło.
– Och. – Zmarszczyła brwi. – Rozumiem. Psychologowie nie przechodzą na emeryturę w
tym samym wieku, co reszta ludzi.
Zerknął na nią ze zdumieniem. MoŜe naprawdę miała jakiś problem? Trudno było odnaleźć
sens w jej słowach, a ciemne okulary skrywały wyraz oczu.
– Nie rozumiem.
– Myślałam, Ŝe doktor Bennett jest emerytem. MęŜczyzna przesunął dłonią po twarzy i
znuŜonym wzrokiem spojrzał na dziewczynę.
– Sprawia to pani jakąś róŜnicę? Ja... to znaczy on...
Zapadła chwila milczenia. Cassie westchnęła głęboko. Zrozumiała swoją pomyłkę.
Rumieniec z wolna wypełzał na jej policzki.
– Pan jest doktorem Bennettem? Skinął głową.
– Do licha, jak mogłam być tak głupia? Myślałam, Ŝe jest pan po sześćdziesiątce.
301962642.004.png
– A ja byłem przekonany, Ŝe całkiem nieźle się trzymam jak na swoje lata. Teraz znam
prawdę.
– Nie, wygląda pan świetnie! To z powodu tego czasopisma.
– Jakiego czasopisma?
– Magazynu dla osób w podeszłym wieku. „Inspired Retirement”. Przyszło kiedyś na pana
adres.
Parsknął śmiechem.
– Zdaje się, Ŝe zaczynam rozumieć. Zaprenumerowałem je dla mojego dziadka.
– TeŜ tu mieszka?
– Nie, w Phoenix.
– Och...
Cassie wyglądała na zupełnie załamaną. MęŜczyzna nie mógł pojąć, dlaczego tak bardzo
zaleŜało jej na spotkaniu ze starszym panem.
– Skoro mieszka w Phoenix – nie dawała za wygraną – to dlaczego pismo przyszło na pana
adres?
– Przez pomyłkę. Dziadek to Andrew W. Bennett U. Telefonowałem na pocztę, aby wyjaśnić
nieporozumienie.
Potarł brodę i z namysłem popatrzył na dziewczynę.
– Skoro juŜ wyjaśniliśmy sobie to i owo, powróćmy do właściwego tematu rozmowy. Co z
pani przyjaciółką? Nadal potrzebuje porady, czy fakt, Ŝe mam tylko trzydzieści jeden lat rujnuje
jej plany?
– Niestety, obawiam się, Ŝe jest pan zbyt młody. Westchnęła ponownie i wlepiła wzrok w
ziemię.
– Uff... a to niespodzianka. Zapewniam, Ŝe zdobyłem wymagane doświadczenie. Jestem
całkiem niezłym psychologiem.
– Nie wątpię.
CzyŜby uwaŜała, Ŝe emeryt zaŜąda mniejszego honorarium?
– Nie mam wygórowanych stawek – powiedział łagodnie. – Na pewno będzie panią stać na
opłacenie wizyty.
Spojrzała mu prosto w oczy.
– Nie potrzebuję porady.
301962642.005.png
– A pani przyjaciółka?
– TeŜ nie. Ona – Cassie zrobiła zagadkową minę – potrzebuje kogoś starszego.
Pospiesznie odwróciła się w stronę pojazdu.
– Niech pan rozpakuje prezent.
Wskoczyła na fotel kierowcy umieszczony po prawej stronie. Jej zachowanie zirytowało
Bennetta. Zawodowa duma nie pozwalała na pozostawienie tej sprawy.
– Chwileczkę! – zawołał głośno, aby przekrzyczeć szum silnika. Cassie wcisnęła pedał
hamulca.
– Mam kilka listów do wysłania. Mogłaby pani je zabrać?
Skinęła głową. Bennett zniknął we wnętrzu domu. Dzięki Bogu, Ŝe mam te listy, pomyślał.
MoŜe powinienem zaprosić ją na kawę? Nie, jeszcze za wcześnie. Lecz za kilka dni dobrze
będzie poczekać w pobliŜu skrzynki i podjąć kolejną próbę rozmowy.
Wrócił z listami.
– Proszę.
Wręczył dziewczynie trzy koperty.
– Grał pan kiedyś w racquetball? – spytała.
– Nie. – Bez wątpienia potrzebowała fachowej pomocy. Racquetball? Skąd jej to przyszło do
głowy?
– A pani?
– Zawsze, gdy mam okazję. To znakomity sposób na rozładowanie zdenerwowania.
Powinien pan spróbować.
Samochód ruszył.
– Chwileczkę!
Cassie ponownie zahamowała.
– Jeszcze kilka listów?
– Nie. Ja... to znaczy... zawsze marzyłem o tym, Ŝeby zagrać.
– Świetnie. Spodoba się panu. – Uśmiechnęła się. – Do zobaczenia, doktorze Bennett.
Otworzył usta, Ŝeby poprosić ją o kilka podstawowych lekcji, lecz dŜip ruszył gwałtownie w
kierunku bramy. Powinienem być bardziej zdecydowany, pomyślał Bennett. Biały samochód
zatrzymał się przy sąsiednim budynku. Cassie fachowo otworzyła skrzynkę. Na pewno nieraz
przejeŜdŜała tą ulicą. Dlaczego zauwaŜył ją dopiero dzisiaj? Prawdopodobnie dlatego, Ŝe nigdy
301962642.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin