Stworzenie czy ewolucja_ - Monaster w Ujkowicach.pdf

(480 KB) Pobierz
Stworzenie czy ewolucja? - Monaster w Ujkowicach
2010-02-03
Stworzenie czy ewolucja? - Monaster w …
Prawosławny monaster Św. Cyryla i Metodego
Monaster w Ujkowicach » Wydawnictwa » Stworzenie czy ewolucja?
Stworzenie czy ewolucja?
Autor: O. Seraphim Rose
Tłumacz: Marek Dądela
Język: polski
Format: A5
Wstęp
Teoria ewolucji bardzo upowszechniła się w dzisiejszych czasach. Uważa się ją za najbardziej
rozsądną i zgodną z tzw. zdrowym rozsądkiem, zgodną z wieloma dowodami naukowymi i
poglądami obowiązującymi w nauce. Każdy o niej słyszał, a większość przyjmuje ją w zasadzie bez
zastrzeżeń. Wśród tej większości są również chrześcijanie, którzy przekonani siłą argumentacji
racjonalnej akceptują pogląd obowiązujący w tej teorii, że świat i gatunki roślin i zwierząt, a także
człowiek powstał inaczej niż jest to opisane w Biblii. Współczesny chrześcijanin uważa, że siła
argumentu naukowego jest ostatecznym kryterium prawdy, a teologia, aby nie popaść w zabobon
i fanatyzm, musi przyjąć osiągnięcia współczesnej nauki, włączając w nią również teorię ewolucji.
Jeśli jest ona niezgodna z Pismem Świętym, to tym gorzej dla Pisma.
Z tej sytuacji widoczne są właściwie tylko dwa wyjścia: albo zrezygnować całkowicie i odrzucić
naukę Pisma Świętego, albo tak ją reinterpretować i dopasować, aby zgodna była z nową
„objawioną” prawdą naukową, która w międzyczasie zajęła miejsce ostatecznej, wręcz "religijnej"
wykładni. Natomiast reinterpretacja polega na tzw. alegorycznym rozumieniu tekstów Pisma.
Stosując tę metodę wielu współczesnych chrześcijan pogodziło wymogi nauki i wiary, z wielką
szkodą dla tej drugiej. Jest tylko taki szkopuł, że stosując metodę alegoryczną interpretacji tekstu
Pisma Świętego można zmieścić w nim każdą dowolną naukę i herezję, ze współczesnymi
odkryciami włącznie. Trzeba pamiętać, że w historii Kościoła każda herezja powoływała się na to
samo Pismo i każda głosiła bezwzględną wierność tekstowi lub jedyne prawdziwe jego odczytanie.
Oznacza to, że również teorię ewolucji można uzasadnić tekstami z Pisma Świętego. Trzeba
wiedzieć, że rozmaitość teologów i nauczycieli wykazuje obecnie dużą sprawność i biegłość w
„nowym” odczytywaniu Pisma Świętego i również bardzo postępowo wyjaśniają "ukryte" w nim
treści i tajemnice. Stosują oni wyrafinowane techniki analizy literackiej, historycznej, redakcyjnej,
teologicznej itd., wykorzystują techniki współczesnej wiedzy naukowej. Dzisiaj proste i dosłowne
rozumienie tekstu Pisma uważane jest już za naiwną dziecinadę.
A jednak istnieje jeszcze jeden sposób traktowania teorii ewolucji i Pisma Świętego, najmniej
niestety w dzisiejszym świecie popularny. Jest to droga wytyczona przez Tradycję Cerkwi
Prawosławnej i nauczania świętych Ojców, którzy tekst Pisma świętego przyjmowali „tak, jak jest
napisany”. Droga ta prowadzi do ostrego sporu pomiędzy tymi całkowicie odmiennymi w gruncie
rzeczy koncepcjami powstania świata, oraz do odrzucenia w całości teorii ewolucji wraz z jej
filozoficzną otoczką jako sprzecznej z prawdą objawioną przez Boga. Na tę możliwość wskazuje o.
Seraphim Rose, mnich z Platiny, być może już „ostatni Mohikanin”, wojownik Chrystusa, który
1/46
231759063.005.png 231759063.006.png 231759063.007.png 231759063.008.png
2010-02-03
Stworzenie czy ewolucja? - Monaster w …
jeszcze widzi potrzebę i sens walki o obronę ortodoksji, i który nawołuje porozrzucane resztki
chrześcijan do walki z kłamstwami Nowej Religii.
Wydaje się, że obecnie najważniejszym zadaniem jest wykazanie, na czym polega sprzeczność
pomiędzy teorią ewolucji a nauczaniem Cerkwi. Na początku trzeba dobrze zrozumieć czym jest
teoria ewolucji. Atrakcyjność tej teorii dla współczesnego, racjonalnego świata polega na
złudzeniu, że można czysto mechanistycznie i w dodatku bardzo prosto wyjaśnić wiele spraw,
które dawniej nie mieściły się w głowie największym filozofom, a które dotyczyły problemu
powstania życia, a potem poszczególnych gatunków i człowieka. Według tej teorii wszystko
zamyka się w kilku prawach natury, które rządzą tym światem, na podobieństwo prawa
powszechnego ciążenia, prostego i eleganckiego. Teoria ewolucji ma wiele wersji, każdy człowiek
sam właściwie może dopasować ją sobie do swoich własnych przekonań i widzimisię, nie ma tutaj
jak dotąd obowiązującego kanonu. Wśród tych wielu wersji można wyróżnić dwie główne, jedną
nazwiemy wersją materialistyczną, drugą zaś nazwiemy deistyczną. Obie te wersje były wyraźnie
obecne od samego początku, a więc od czasów Oświecenia. Wersja materialistyczna wykorzystana
została w filozofiach materialistycznych i jest wciąż atrakcyjna dla ateistów różnej maści, którzy
niemal szyderczo w ten sposób zwalczają zabobony religijne w sobie i innych i tryumfalnie
dowodzą słuszności hasła o „śmierci Boga”. Ten kierunek reprezentują naśladowcy myślicieli w
stylu Marksa oraz Nietzschego.
Drugi kierunek, ten deistyczny, wyruszył na podbój Kościoła i to z wielkim powodzeniem.
Przecież sam Papież, głowa Kościoła rzymsko-katolickiego, powiedział niedawno: „Ewolucja jest
więcej niż tylko hipotezą!” Okazuje się też, że nawet w Cerkwi Prawosławnej został przyjęty przez
wiernych bezkrytycznie. List napisany przez o. Seraphima Rose skierowany jest właśnie do
prawosławnego wyznawcy ewolucji i przy pomocy nauki Ojców Cerkwi stara się obalić pogląd
zaprezentowany przez owego prawosławnego adwersarza, że teoria ewolucji i wiara Cerkwi
pozostają ze sobą w zgodzie. Zasadniczą kwestią w jego dowodzie teologicznym jest sprawa
natury człowieka, udowadnia, że materialno-duchowa natura ludzka jest wystarczającym
dowodem obalającym teorię ewolucji. Jednak tę argumentację pozostawmy o. Seraphimowi.
Chciałbym jednak zastanowić się nad teorią ewolucji w sensie pewnej zasady filozoficznej.
Czym jest ewolucja? Popatrzmy na ewolucję pomijając na razie kwestie kosmologiczne i dotyczące
pojawienia się życia biologicznego. Otóż ewolucja według zasad sformułowanych przez Darwina
jest poszukiwaniem form życia najlepiej przystosowanych do danego środowiska. Owo
poszukiwanie odbywa się poprzez stałą metamorfozę gatunków i jest zasadą naturalną, to znaczy
obiektywnym prawem natury. Można wyrazić prawo doboru naturalnego stwierdzając, że w
danych warunkach środowiska przeżywa gatunek lub osobnik silniejszy a ginie gatunek lub
osobnik słabszy, po prostu wypadają z gry jako nieprzystosowane, i giną bezpowrotnie. Jednak te
silniejsze gatunki przeżywają płacąc pewną cenę, tą ceną jest ciągła zmiana, która w sumie
oznacza w pewnym sensie to samo, czyli zaginięcie jakiegoś gatunku i pojawienie się nowego. Z
dwóch rodzajów gatunków, silniejszego i słabszego, wygrywa trzeci – nowy. Kierunkiem
wytyczonym przez to "obiektywne" prawo ewolucji jest ciągła metamorfoza, która pomaga w
przeżyciu, podtrzymuje jakby samą ideę życia a nie konkretne gatunki. Jakie z tego płyną
wnioski? Po pierwsze, każde indywidualne istnienie i wszystkie gatunki, z człowiekiem włącznie,
podporządkowane są temu prawu doboru naturalnego, nie są według tej teorii istotne same w
sobie, jako wciąż ewoluujące i zmienne, ważna jest jedynie idea samego przeżywania (wszystko
jedno jakiego gatunku, byleby skutecznie) i śmierć, bo śmierć jest zasadą napędzającą owo prawo.
Bez pojęcia śmierci proces ewolucji byłby zatrzymany; śmierć wprawia w ruch cały ten
mechanizm. Tutaj mamy pierwszą sprzeczność z nauką chrześcijańską, bo według Pisma
Świętego Bóg stworzył świat jako dobry: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo
dobre” (Rdz 1:31); oraz „śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących” (Mdr 1:13). A
więc zasadą chrześcijaństwa jest życie konkretnych, stworzonych przez Boga istot żywych,
natomiast ewolucji – nieprzerwane pasmo śmierci. Warto też zwrócić uwagę, że rozważając tę
2/46
231759063.001.png
2010-02-03
Stworzenie czy ewolucja? - Monaster w …
teorię konsekwentnie, tak jak to uczynił Nietzsche, nie ma już dłużej sensu mówienie o dobru i
złu, albo o grzechu, ponieważ w ewolucji jedynym "dobrem" jest egoizm i zapewnienie sobie
przeżycia, a jedynym "złem" jest wypadnięcie z gry.
Zasadę ewolucji można sformułować jeszcze inaczej; jest to rozwój od form prostych do coraz
bardziej skomplikowanych, od organizmów jednokomórkowych do wielokomórkowych, itd.
Oznacza to, że powstanie coraz doskonalszych form wywodzi się z form niedoskonałych, potężne
cywilizacje powstały według tej zasady od jakichś cząstek białka, które kiedyś tam uległy
pierwszym podziałom; a więc dobro powstało ze zła, przez miliony lat zjadania się, okrucieństwa,
brutalnej walki o byt i śmierci tysięcy pokoleń istnień powstała ludzka miłość bliźniego, czy też
Ewangelie o Chrystusie. Jest to w oczywisty sposób sprzeczne z chrześcijaństwem, gdzie
porządek rzeczy jest akurat odwrotny. Stworzycielem jest dobry Bóg, byt najdoskonalszy, który
tworzy świat „ex nihilo”, który nie ma nic wspólnego z doskonałością natury Boga; natura rzeczy
stworzonych w niczym nie przerasta swego Stwórcy.
Trzeba też uświadomić sobie, że ostatecznym celem teorii ewolucji jest również śmierć
(pomijam tu na razie chiliastyczne idee Teilharda de Chardin i innych deistycznych
ewolucjonistów), tym razem totalna na przykład na skutek jakiejś astronomicznej katastrofy, lub
zwykłego wypalenia się Słońca. Oczywiście nie wiemy, kiedy taka katastrofa nastąpi, ponieważ
rzecz taka jak na razie jest całkowicie nieprzewidywalna. Zresztą katastrofę totalną mogą również
spowodować sami ludzie, na przykład przy pomocy broni atomowej. Ważne jest uświadomienie
sobie ogromnej kruchości naszego bytowania. Gdzieś blisko wybuchnie gwiazda supernowa,
gdzieś w przestrzeni już leci ogromny meteoryt na nasze spotkanie, coś tam spowoduje wzrost
promieniowania i będzie po całych tych akademickich sporach. Świat ewolucji skończy się, tak jak
się pojawił – przez przypadek. Jest to znów ogromna sprzeczność z chrześcijaństwem. Co prawda
według Pisma Świętego upadły świat również przeminie, ale tylko po to, aby objawił się świat
nieskazitelny, nowy, wieczny, w którym trwać będzie na wieki Królestwo Chrystusa. W ewolucji
mamy śmierć jako zakończenie przygody zwanej życiem, bez względu na ewentualne nasze
zasługi i cnoty, czy też popełnione zbrodnie, również bez względu na wynik naszych rozważań; w
chrześcijaństwie mamy po życiu ziemskim sąd, a potem albo potępienie jako wynik grzesznego
życia albo życie wieczne w Nowej Jerozolimie dla ludzi posłusznych Ewangelii Chrystusa. Wszak:
„Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych”
(Mt 22:32). W chrześcijaństwie człowiek w swojej wolności sam decyduje o przyszłym swoim
życiu, natomiast w teorii ewolucji człowiek jako produkt ślepego procesu nie decyduje o niczym.
Właśnie sprawa przypadku i determinizmu jest drugą ważną różnicą pomiędzy teorią ewolucji
a chrześcijaństwem. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy świat został stworzony w jakimś
celu, czy też powstał przez przypadek, na przykład wskutek zjawiska kwantowego, które z
pewnym prawdopodobieństwem mogło zaistnieć samorzutnie z niczego. Jeżeli świat powstał
przez przypadek, wtedy rzeczywiście nie ma sensu spierać się o cokolwiek, bo wtedy jesteśmy
zdani na los ślepych sił, jakiejś bliżej nieokreślonej „natury”. Wszystko wtedy zależy od
chaotycznego zderzania się poszczególnych cząstek. Raz na skutek jakichś skomplikowanych
zderzeń powstanie żyjące białko, zaraz potem po następnym zderzeniu zostanie ono unicestwione.
Nie ma tu żadnego celu, wszystko dzieje się przypadkowo, przez lokalne fluktuacje chaotycznej
materii. W fizyce współczesnej modna jest teoria pulsującego wszechświata, która mówi, że
wszechświat powstał w jednym punkcie osobliwym i poprzez prawybuch rozprzestrzenia się aż do
momentu, kiedy siły grawitacji nie zatrzymają tego ruchu i nie spowodują zapadnięcia się
wszechświata znowu do punktu. Czy nie przypomina to poglądu starożytnych pitagorejczyków i
stoików, którzy twierdzili, że czas zatacza koła i wciąż powraca do tego samego punktu? Zawsze
jednak pozostaje pytanie: Kto taki świat wymyślił i w jakim celu? Oczywiście teorie te nie dają na
to pytanie odpowiedzi, zajmując się raczej tylko swoją „pseudomądrością” dotyczącą szczegółów.
Naukowcy obecnie usilnie starają się oszacować masę wszechświata, by móc określić, czy
zatrzymanie rozprzestrzeniania się wszechświata w ogóle nastąpi; gdyby masa okazała się
3/46
231759063.002.png
2010-02-03
Stworzenie czy ewolucja? - Monaster w …
niewystarczająca wszechświat wcale nie powróciłby do punktu wyjścia poprzez zapadnięcie się,
ale będzie się w nieskończoność rozszerzał, co z kolei oznacza powolne „stygnięcie” i zamieranie
gwiazd aż do stanu zimnej, jednorodnej pustki. Ten drugi scenariusz odpowiada najbardziej
naszym dzisiejszym nihilistom.
Lecz to wszystko dotyczy świata powstałego przez przypadek, poddanego prawom „natury”.
Ale istnieje też możliwość, że świat został stworzony przez Boga, nie przypadkowo, ale według
Jego zamysłu, w jakimś celu, tak uczy o tym Pismo Święte. A jeżeli Bóg stwarzał świat według
Swojego zamysłu, to dlaczego miałby posługiwać się loterią w postaci ewolucji? Przecież ewolucja
jest procesem chaotycznym, poddanym tylko prawom, które w swojej istocie są
nieprzewidywalne. Co więcej, jako proces „naturalny” działa sama z siebie, bez żadnej potrzeby
ingerencji Boga. Poza tym trzeba koniecznie pamiętać, że człowiek w takim ujęciu nie jest czymś
ostatecznym, nie jest istnieniem docelowym, bo celu jako takiego nie ma; człowiek obecny jest
tylko chwilową fantazją tego procesu, efemeryczną formą życia, która wciąż jest w trakcie
transformacji, ewolucyjnych zmian. By ć może niedługo ludziom wyrosną rogi, nogi zmienią się w
kopyta a z tyłu wyrośnie im ogon, czy to wciąż będą ci sami ludzie co my teraz? A potem znowu
zmienią się w jeszcze coś innego, na przykład będą umieli dokonywać trzy miliony rachunków na
sekundę.
Niektórzy ewolucjoniści deistyczni twierdzą, że Bóg jest tylko praprzyczyną, potem świat
toczy się własnym torem, według stworzonych przez Boga praw. Właśnie jednym z tych praw jest
teoria ewolucji. Czy nam to czegoś nie przypomina? Czy nie jest to podobne do gnostyckiej
paplaniny o Demiurgu stwarzającym świat? W takim ujęciu ewolucja byłaby właśnie rodzajem
takiego Demiurga, na którego Bóg scedował „trud” stwarzania świata, ewolucja byłaby
„emanacją” Bożej Istoty. „Nic zgoła nowego nie ma pod słońcem” (Koh 1:9), wciąż odradzają się te
same herezje, zmieniają się tylko ich nazwy i wciąż walczą z Kościołem Bożym. Ujęcie gnostyckie
było zwalczane i zostało wyklęte u samego zarania istnienia Kościoła. Bóg nie stwarzał
niezależnych od siebie, posiadających własną wolę i zamysł istot, czy „procesów”, które podjęłyby
za Niego „trud” stworzenia. Pismo Święte jasno uczy, że cały świat, widzialny i niewidzialny,
został stworzony przez Boga w ciągu sześciu dni i na tym cała kosmologia zaczyna się i kończy.
Ważne jest to, że świat został stworzony według Jego zamysłu, od początku do końca; nie ma tu
miejsca na żadną przypadkowość czy spontaniczność, na żadne chaotyczne procesy. Bóg, jako
autor, ponosi za Swoje dzieło pełną odpowiedzialność i wszelkie prawa autorskie tylko Jemu
przypadają. Inaczej trudno byłoby zaakceptować ideę tego, co nazywamy Prawem albo
sprawiedliwością Bożą. Mówiąc inaczej, wolność wyboru została dana tylko istotom rozumnym, i
tylko one mogą decydować same o sobie, odpowiadając za skutki swych wyborów przed Bogiem.
Są też jeszcze tacy chrześcijanie, którzy mówią, że ewolucja nie była dziełem jakiegoś
Demiurga, tylko Chrystusa. To Chrystus kierował procesem ewolucji od samego początku, to On
pilnował, żeby powstał z tego procesu człowiek, żeby potem wcielić się i zbawić całą
„wyhodowaną” w ten sposób ludzkość. Albo, tak jak Teilhard de Chardin twierdzą wręcz, że
Chrystus jest identyczny z ewolucją, ewolucja jest bogiem działającym, dynamicznym, bogiem
tożsamym z materią i rządzonymi nią prawami natury, jest duszą materii. Jest to oczywiście
współczesna forma panteizmu. Poza tym brzmi to bardzo przyjemnie dla ucha, bo oznacza, że
jesteśmy dziełem Boga i jednocześnie sami jesteśmy Bogiem. Nasze dobre samopoczucie poprawi
się jeszcze, kiedy przeczytamy w dziełach Teilharda, że bóg-ewolucja ma zamiar zakończyć się
stanem totalnej szczęśliwości i jedności. Co więcej, nie ma czegoś takiego jak kara, jest tylko
konieczność przyjęcia tej nowej mądrości, aby ludzkość mogła się zjednoczyć na gruncie tej
wspaniałej religii, mówiącej że bóg-ewolucja od jednokomórkowych żyjątek, wznosi się poprzez
coraz to wyższe byty, aby poprzez człowieka dojść do Boskości.
Jakże daleko znaleźliśmy się od nauki Pisma Świętego i Kościoła! Kto czytając te słowa nie
zadrży z przerażenia? Kto nie zapłacze nad głupimi ludźmi, którzy karmią się tymi diabelskimi
oszustwami? O Chryste Boże, wskaż nam drogę prawdy, oświeć nasze umysły i serca, abyśmy
4/46
231759063.003.png
2010-02-03
Stworzenie czy ewolucja? - Monaster w …
potrafili otrząsnąć się z tego strasznego mroku kłamstwa!
Właśnie dlatego list o. Seraphima jest tak bardzo potrzebny i ważny dla dzisiejszego
chrześcijaństwa, bo stara się spokojnie i jasno wytłumaczyć jaka jest i jaka zawsze była nauka
Cerkwi dotycząca stworzenia świata i człowieka. Wsłuchajmy się w jego pewny, spokojny głos,
głos wołający na pustyni. Da Bóg, a przynajmniej niektórzy usłyszą w nim głos proroka.
Dlaczego Chrystus nie stworzył ewolucji? Przede wszystkim jest to niezgodne z nauką Pisma
Świętego, w pierwszym rzędzie z Księgą Rodzaju oraz z całym nauczaniem świętych Ojców, czyli
całego Kościoła. Jak napisałem wyżej, Chrystus stworzył świat jako doskonałe dzieło Boże, jako
dobry, nieskazitelny, nie poddany zepsuciu i śmierci. Świat był godnym dziełem swojego
Stworzyciela, prawdziwym obrazem Jego potęgi, Jego wielkiej mocy a także Jego dobroci i
miłości. Pierwszy człowiek stworzony był jako prawdziwy obraz i podobieństwo Boga. Nie było
zatem potrzeby żadnej ewolucji, wszystko bowiem było dobre, skończone i doskonałe. Co więcej,
świat został poddany całkowicie pierwszemu człowiekowi, był w jego władaniu.
Wydaje mi się, że kluczowym zagadnieniem w zrozumieniu nauki chrześcijańskiej, pomocnym
w odpieraniu kłamstw i herezji współczesnego świata, jest sprawa grzechu. To grzech jest
powodem zepsucia i śmierci i trzeba to dobrze zrozumieć. „Dlatego też jak przez jednego
człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na
wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli...” (Rz 5:12); oraz „albowiem zapłatą za grzech jest
śmierć” (Rz 6:23); oraz „każdy, kto grzeszy, dopuszcza się bezprawia, ponieważ grzech jest
bezprawiem” (1 J 3:4). Zadaniem chrześcijan jest odwrócenie się od grzechu i odnalezienie drogi
powrotnej do utraconego przez przestępstwo Adama Raju. A drogą tą jest Chrystus, który
poprzez przyjęcie naszej ludzkiej natury i poprzez przyjęcie śmierci cielesnej pokonał ją mocą
Ducha Bożego, gdyż nie mogła śmierć zapanować nad Dawcą życia. Tylko, że Zbawienie w
Chrystusie nie oznacza wcale automatycznego zbawienia dla wszystkich ludzi. To wielkie
Zbawienie jest darem, który człowiek może przyjąć, ale może też odrzucić. Inaczej naruszona
zostałaby zasada wolności danej człowiekowi, co oznaczałoby zlikwidowanie zawartego w nim
podobieństwa Bożego. Albo, albo. Albo jesteś człowiekiem i wybierasz w wolności, która jest
nierozdzielnym składnikiem twojej natury, albo jesteś bezwolnym i bezrozumnym bydlęciem,
tylko wtedy co ci przyjdzie ze zbawienia, skoro i tak nie potrafiłbyś go ujrzeć, docenić i radować
się nim. Jaki sens miałoby zbawienie bezrozumnych zwierząt, które nawet by tego nie
zauważyły? Może dla wielu jest to nieszczęście, ale ludzie nie są bezrozumnymi bydlętami i
ponoszą pełną odpowiedzialność za wszystko, co robią.
Chrystus stwarzając ewolucję zaprzeczyłby tej zasadzie wolności. Dlatego też nie byłoby
miejsca na popełnienie grzechu i nie trzeba by nikogo zbawiać, ani potępiać. Oczywistym
wnioskiem z takiej teorii jest brak pojęcia grzechu. Kształtując wszystko w ewolucji jako coraz
doskonalsze, stworzenie „skazane” by było na zbawienie, bez prawa wyboru. W tym ujęciu
Chrystus przyszedł na świat nie jako Zbawiciel, nie jako zwycięzca śmierci, bo to nie było nikomu
potrzebne, ale jako duchowy przewodnik ludzkości, albo jako nauczyciel, który przyniósł ludziom
wyjaśnienie paru tajemnic wpisanych w ezoteryczne tradycje. Właściwie te „tajemnice” i tak już
były wcześniej znane, więc Chrystus przyszedł właściwie tylko po to, żeby oświadczyć ludziom, że
wszystko jest OK, albo jak mówi dzisiejsza młodzież, że wszystko jest „cool”.
No dobrze, przypuśćmy roboczo, tak na chwilę, że może nawet Cerkiew ma rację; że Chrystus
przyszedł zbawić ludzi i przywrócić im utracony przez grzech Raj, Królestwo Boże. Ale po co w to
wierzyć, i w całą tę naukę Cerkwi, przecież jeżeli jest to prawda, to i tak się o tym kiedyś
przekonamy. Nasza wiara czy niewiara nic nie zmieni w fundamentach wszechświata, w
odwiecznych jego prawach, czy to Bożych, czy „naturalnych”. A poza tym czy taka wiara czasem
nie ogranicza naszej wolności, naszego „zdrowego rozsądku” stając się wyrazem fanatyzmu i
zaciemnienia umysłowego?
Otóż wiara do naszego zbawienia jest niezbędnie potrzebna. W fundamentach wszechświata
5/46
231759063.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin