00:01:15:TWÓRCY FILMU PRAGNĽ|WYRAZIĆ WDZIĘCZNOĆ 00:01:18:MIESZKAŃCOM STANU NOWY MEKSYK, 00:01:22:GDZIE FILM ZOSTAŁ NAKRĘCONY. 00:02:12:Zatrzymamy się tutaj na noc. 00:02:14:Ujechalibymy jeszcze parę mil|przed zmierzchem. 00:02:17:-Rozbijemy się tutaj.|-Ty tu rzšdzisz. 00:03:23:KAWALERIA 00:04:08:Panie Lockhart, czas na wyżerkę. 00:04:11:Dobrze, już idę. 00:04:14:Stanie tutaj i dumanie nie wróci mu życia. 00:04:17:Nie, ale to mi przypomina,|po co tutaj przybyłem. 00:04:21:Nienawić nie pasuje do|kogo takiego jak pan. 00:04:24:U innych widać jš wyranie. 00:04:26:-Chodmy, napijemy się kawy.|-Dobrze, już idę. 00:05:50:WAGGOMAN - TOWARY RÓŻNE 00:05:55:Jestemy na miejscu. 00:06:16:Słucham pana? 00:06:19:Przywiozłem trzy wozy towaru z Laramie. 00:06:22:Z Laramie? Jak się panu udało przedrzeć? 00:06:24:-Mielimy szczęcie. Gdzie je wyładować?|-Nie wiem. 00:06:28:A kto wie? Gdzie jest właciciel sklepu? 00:06:31:Na górze. 00:06:51:Czy jest tu kto? 00:06:55:Przepraszam paniš. 00:06:56:Szukam właciciela sklepu. 00:07:00:To ja. 00:07:03:Ach, tak. 00:07:04:Trzy wagony towaru dla pani|czekajš na zewnštrz. 00:07:07:Miałam nadzieję, że nigdy tutaj nie dotrš. 00:07:10:Sšdziłem, że zależy pani na tym towarze. 00:07:12:Jest zapłacony, potrzebuje go pani. 00:07:13:Wyprzedałam cały skład i chciałam|skończyć z prowadzeniem sklepu. 00:07:17:Przykro mi paniš rozczarować. 00:07:19:Gdzie mamy rozładować dostawę? 00:07:23:Ma pan ochotę na herbatę? 00:07:25:Co takiego? 00:07:28:Dawno już nie piłem herbaty z damš. 00:07:32:Będzie mi miło. 00:07:34:-Proszę usišć.|-Dziękuję. 00:07:41:-Jak się pan nazywa?|-WiII Lockhart. 00:07:44:Ja jestem Barbara Waggoman. 00:07:46:-Pije pan z cukrem?|-Tak, jeli jest. 00:07:50:Bywałem już w takich pokojach,|ale nie w tej częci kraju. 00:07:54:Mój ojciec przywiózł te rzeczy|z naszego domu w Connecticut. 00:07:57:Człowiek o wyrafinowanym gucie. 00:07:59:Ojciec wysoko sobie cenił eleganckie życie,|a zmarnował je w tym sklepie... 00:08:03:na dwiganiu beczek z mškš|i odmierzaniu bawełny. 00:08:06:Rozumiem. 00:08:08:Jest jeszcze co w życiu|poza dwiganiem beczek z mškš. 00:08:11:Tak, raczej tak. 00:08:13:Chciałam opucić Coronado,|gdy tylko zmarł mój ojciec. 00:08:16:Ale dyliżans do Santa Fe|przestał kursować z powodu Apaczów. 00:08:20:-Miał pan trudnoci, by tu dotrzeć?|-Nie, przyjechalimy z Laramie. 00:08:24:-Tam ma pan dom?|-Nie, proszę pani. 00:08:26:Nie, właciwie nie mógłbym powiedzieć,|że gdziekolwiek mam dom. 00:08:32:AIeż każdy powinien mieć miejsce, które|by wspominał i do którego by przynależał. 00:08:39:Mnie zawsze wydaje się,|że przynależę tam, gdzie jestem. 00:08:43:To musi być cudowne uczucie. 00:08:51:Czy gdzie w okolicy znalazłyby się|pokoje dla mnie i moich ludzi? 00:08:55:-Nad restauracjš.|-wietnie. 00:09:00:Chyba zaczniemy rozładowywać te towary. 00:09:05:Rozpakujemy je i rozłożymy na półkach. 00:09:09:-Dziękuję za herbatę, panno Waggoman.|-Nie ma za co, panie Lockhart. 00:09:34:-Dużo sprzedajecie takich karabinów?|-Nie, za drogie. 00:09:37:-Skšd go macie?|-Indianin wymienił go na towar. 00:09:42:Ciekawe, skšd Indianin miałby|karabin wielostrzałowy. 00:09:45:Nie powiedział. Ja nie pytam. 00:09:48:Może by poszedł i pomógł reszcie|rozładować cały towar? 00:10:06:-Podobno jeste ze Snake River.|-Tak. 00:10:09:Mamy nadzieję, że to uczciwa transakcja. 00:10:13:Włanie jednej dobilimy, liczę i na tę. 00:10:16:Ja również. Możemy popędzić bydło. 00:10:19:Pas. 00:10:21:Nie mogę wejć. 00:10:28:Zaraz wracam. 00:10:44:Dobry wieczór, panno Waggoman. 00:10:46:-Dobry wieczór, panie Lockhart.|-Ładny wieczór. 00:10:51:Jest pani jedynš znajomš osobš|w miecie. Może mogłaby pani mi pomóc? 00:10:55:Co mogę dla pana zrobić? 00:10:56:Nie umiecha mi się|wracać z pustymi wozami. 00:10:59:Może mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie|można zdobyć jaki ładunek do przewozu. 00:11:03:-W okolicy znajdujš się solanki.|-To wszystko? 00:11:06:-Leżš bardzo blisko terytoriów Apaczów.|-I tę sóI można czerpać za darmo? 00:11:12:Dotychczas tak było. 00:11:13:Więc moglibymy wydobyć jš sami,|zgadza się? 00:11:17:Miał pan dużo szczęcia,|docierajšc tutaj bez potyczki z Indianami. 00:11:22:Na pana miejscu wróciłabym do Laramie,|póki szlak jest jeszcze bezpieczny. 00:11:26:Chyba ma pani rację. 00:11:30:-Dobranoc, panie Lockhart.|-Dobranoc, panno Waggoman. 00:11:35:Panno Waggoman... 00:11:37:Tak? 00:11:39:Ta dostawa, którš pani przywiozłem:|niczego w niej nie brakuje? 00:11:43:Jest wszystko, co zamówiłam. 00:11:47:Chciałem się tylko upewnić. 00:11:50:-Dobranoc, raz jeszcze.|-Dobranoc. 00:12:19:Mamy goci! 00:12:34:Bronimy się czy uciekamy? 00:12:36:Kopcie dalej. 00:12:40:Sš z miasta, to nie Apacze. 00:13:20:-Kto stoi na czele tej bandy złodziei?|-Ci ludzie pracujš dla mnie. 00:13:23:-Jak się nazywasz?|-WiII Lockhart. A ty? 00:13:26:-To powinno wystarczyć za prezentację.|-Pięknie, ale co to znaczy? 00:13:29:Jestemy z ranczo Barb,|a wy kradniecie naszš sól. 00:13:32:-Mówiono mi, że każdy może brać tę sól.|-Ale nie wy. Nie obcy. 00:13:36:le mnie poinformowano.|Zapłacę za niš tyle, ile kosztuje. 00:13:39:Tak się nie wykupisz. 00:13:41:Biorš tylko sól.|Co innego, gdyby brali bydło. 00:13:44:Jeli mu nie damy nauczki, kto wie,|co następnym razem ukradnie? 00:13:48:Kto mówi, że kradnę bydło, jest kłamcš. 00:13:51:Obejdzie się bez tego, Charlie. 00:13:52:I bez pańskiego rewolweru również. 00:13:55:Spud, pokaż,|jak się potrafisz obchodzić z tym lassem. 00:14:01:miało, Spud. 00:14:21:Przewróć go znowu, jak będzie trzeba. 00:14:27:Podpalić te wozy! 00:14:50:Wypróbuję na mułach ten nowy model|karabinu. Bez wozów ich nie potrzebujesz. 00:14:54:-Mam zastrzelić te muły?|-A kto je zapraszał na ranczo Barb? 00:15:30:Przestań, Dave! 00:15:34:-No, chłopaki, wykończcie te muły.|-Przestań, Dave! 00:15:36:Sam potrafię to zakończyć. 00:15:38:-Miałe nie wdawać się w kłopoty.|-To on się w nie wdał, nie ja. 00:15:41:Wkroczył na nasz teren i kradł sóI. 00:15:43:Podpaliłe jego wozy|i zastrzeliłe muły z powodu soli? 00:15:46:-Odsuń się.|-Daj mi karabin. 00:15:49:A teraz wracaj na ranczo! 00:15:52:Zapominasz się, Vic. 00:15:54:Pracujesz dla mego ojca.|Czyli dla mnie też. 00:15:57:Nie chcę ci wchodzić w drogę.|To dla twojego dobra. 00:16:00:Zbierz chłopaków i wracajcie na ranczo. 00:16:02:Popro. 00:16:04:Proszę. 00:16:06:Gdy znów się tu pokażesz, nie będzie ci|potrzeba mułów, by stšd wyjechać. 00:16:10:Dobra, jedziemy. 00:16:20:Chcę panu podziękować. 00:16:22:-To pańska broń?|-Tak. 00:16:24:Przykro mi, że do tego doszło. 00:16:26:Zdaje mi się, że bokiem panu wyszły|te strony i że szybko je pan opuci. 00:16:31:Zdaje mi się,|że mam tu dług do odzyskania. 00:16:35:Za pozwoleniem, co panu wyjanię. 00:16:37:Mamy tu wystarczajšco dużo problemów|z Apaczami i Dave'em. 00:16:40:Niech pan nie zaczyna kolejnego. 00:16:56:Tyle jestem wam winien, chłopcy,|z małym dodatkiem na powrót do Laramie. 00:17:00:-Dzięki, panie Lockhart. Na razie.|-Na razie. 00:17:06:To koniec naszej linii przewozowej,|prawda, Charlie? 00:17:09:A co z panem, panie Lockhart?|Wraca pan do fortu Laramie? 00:17:13:-Do fortu?|-Czy nie stamtšd pan pochodzi? 00:17:15:Pochodzę z Laramie.|Nic nie mówiłem o żadnym forcie. 00:17:18:Wydawało mi się, że jest pan żołnierzem. 00:17:21:Nie, wracam do miasta. 00:17:23:Lubiłem pracę u pana, panie Lockhart.|Nie chcę pana opuszczać. 00:17:27:Teraz pewnie przestałby jš lubić. 00:17:29:Jeli chodzi o wykrycie, kto sprzedaje|karabiny wielostrzałowe Apaczom, 00:17:33:to chciałbym pomóc. 00:17:34:Znalezienie tego człowieka ma dla mnie|znaczenie osobiste. A dla ciebie? 00:17:38:Zawsze był ze mnie wcibski goć. 00:17:40:Gdy pan będzie w miecie, ja powcibiam|swój ciekawski nos na północy. 00:17:44:Na północy? To terytorium Apaczów. 00:17:46:Ja nie muszę się bać.|Moja matka była jednš z nich. 00:17:48:Mam tam wielu krewnych.|Może dowiem się co nieco. 00:17:52:Po co miałby narażać swojš skórę,|Charlie? 00:17:55:Jestem samotny, panie Lockhart.|Tak jak i pan. 00:17:58:W drodze nie zamienilimy pewnie|więcej niż z dziesięć słów, 00:18:01:ale czuję, że co o panu wiem. 00:18:03:I podoba mi się to, co wiem. 00:18:07:W porzšdku, Charlie. 00:18:12:Chod, pomogę ci wsišć na muła. 00:18:27:-Do zobaczenia.|-Wkrótce. 00:19:19:-Panie Lockhart.|-Dobry wieczór. 00:19:21:Mylałam, że wrócił pan do Laramie. 00:19:23:Doszło do małego nieporozumienia|z pewnymi panami z ranczo Barb. 00:19:27:-Oskarżyli mnie o kradzież.|-Kradzież? 00:19:30:Do kogo właciwie należš te złoża soli? 00:19:33:Prawdopodobnie stanowiš częć Barb,|ale nikt do tej pory się o nie nie upominał. 00:19:37:Dzisiaj zdecydowanie się o nie upomniano. 00:19:40:Spalili mi wozy i zastrzelili muły. 00:19:43:Wiedzieli też dokładnie,|gdzie mnie trzeba szukać. 00:19:46:To nie moja wina, że do tego doszło.|Ostrzegałam pana przed tym miejscem. 00:19:49:Ostrzegała mnie pani przed Apaczami.|Nie wspomniała pani o Barb. 00:19:55:Facet, który szukał zaczepki,|nazywa się Dave. Zna go pani? 00:19:59:To mój kuzyn. 00:20:00:Kuzyn? 00:20:04:Niezły kuzyn. 00:20:05:Nie wybiera się rodziny. 00:20:07:To najbardziej nieprzyjazny teren,|na jakim byłem. 00:20:10:Czemu każdy się obraża? 00:20:11:Ten teren należy do jednego człowieka,|a jest nim Alec Waggoman. 00:20:14:Chyba muszę go poznać. 00:20:17:Pozna go pan, jeli pan tu zostanie. 00:20:20:Planuję zatrzymać się tu na trochę. 00:20:28:-Czy co pana trapi?|-Tak, wiele rzeczy. 00:20:32:Mogę panu jako pomóc? 00:20:35:Już pani pomogła. 00:20:40:Samo stanie i patrzenie na paniš|poprawia mi nastrój. 00:20:46:Jest pan kawalerem, prawda? 00:20:50:Jak pani zgadła? 00:20:51:Jedynie samotny mężczyzna uważa widok|kobiety z belš bawełny za przyje...
log_has