Helena Zawistowska - W państwie podziemnego gnoma.pdf

(300 KB) Pobierz
24092846 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
24092846.001.png 24092846.002.png
Helena Zawistowska
W PAŃSTWIE
PODZIEMNEGO
GNOMA
Opowieść baśniowa
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
2
Rozdział pierwszy
Czar-Baba
Wszyscy wiedzą, że na ziemi żyją ludzie i zwierzęta, w wodzie ryby i rozmaite żyjątka, w
powietrzu latają ptaki i owady, ale tylko jedna osoba wie o tym, ze gdzieś pod ziemią istnieje
kraj zamieszkały przez podziemnych ludzi. Osobą tą jest Czar-Baba.
Nie jest ona ani czarownicą, ani wróżką, lecz zwykłą kobietą, tyle tylko, że wie o wszyst-
kim, no, prawie o wszystkim, co dzieje się na ziemi, w wodzie, w powietrzu i pod ziemią.
Nic dziwnego, że wszystko co żyje szuka u niej ratunku w razie nieszczęścia, a Czar-Baba
znając różne tajemnice, zawsze potrafi pomóc lub chociaż doradzić. Mieszka w leśnym dom-
ku na polanie otoczonej ciemnym borem.
Czar-Baba jest duża i gruba, nosi zawsze bluzkę w kwiatki i ogromny pasiasty fartuch, a na
głowie chustkę, którą zawiązuje sobie pod brodą na kokardkę. Nikt by nie zgadł patrząc na
nią, że jest taka mądra.
Historia, którą usłyszycie, wydarzyła się zupełnie niedawno, ale Czar-Baba nie zdradziła
nikomu odkrytych przez siebie tajemnic i dlatego nadal nikt z ludzi nie może znaleźć pod-
ziemnego państwa, a są nawet tacy, którzy nie wierzą w jego istnienie. Ale ono istnieje, bo
skąd by się wzięły przygody Czar-Baby? Przecież jej się nie śniło, ona tam była.
3
Rozdział drugi
Jowita i białe czaple
Na skraju wioski, nad jeziorem w pobliżu lasu mieszkała w małej chatce Jowita z trojgiem
ślicznych, małych dzieci. Sławek, który miał piec lat opiekował się swoimi młodszymi sio-
strzyczkami, Bogunią i Jagódką. Ich tatuś wyjechał do pracy w mieście. Cała rodzinka czekała
na jego powrót z utęsknieniem, bo bardzo się wszyscy kochali. Tak to sobie żyli szczęśliwie i
spokojnie. Jowita pokazywała dzieciom świat i jego cuda: przepiękne drzewa w lesie, rozło-
żyste paprocie rosnące w cieniu, skrywające zielony mech, kwiaty na łące i szuwary nad jezio-
rem, rozlewisko rzeki, ryby i ptaki. Ale najpiękniejsze wydawały się Jowicie i dzieciom białe
czaple. Każdego roku trzy białe czaple mieszkały przez całe lato w pobliżu, nad jeziorem. Czy
wtedy, gdy brodziły w przybrzeżnej wodzie, czy też, gdy stały zadumane na jednej nodze –
wyglądały pięknie. Wydawało się, że czaple oswoiły się zupełnie i też polubiły ludzi. Nie bały
się, gdy dzieci podchodziły blisko. Przeciwnie, wyciągały do nich szyje, a potem spokojnie
łowiły ryby w jeziorze.
Pewnego dnia dzieci same wyszły z domu. Nie wiadomo, czy Jowita była zajęta, czy może
chora. Dzieci odwiedziły czaple, brodziły w strumieniu, bawiły się na łące, aż zbliżyły się do
skraju lasu. Tam roześmiane i wesołe bawiły się w „chowanego”.
Nagle w krzakach coś się poruszyło, coś się zakotłowało, z zarośli wyciągnęły się jakieś
ręce, pochwyciły dzieci i wciągnęły je w gęstwinę leśną. Białe czaple wszystko widziały, ale
cóż mogły zrobić?
Gdy dzieci nie powróciły do domu, rozpacz Jowity nie miała granic. Przez wiele dni i nocy
chodziła po lesie i po okolicy szukając i nawołując. A gdy nie znalazła, wyczerpana usiadła na
murawie płacząc i tak zawodziła:
– Ach, me ukochane, moje biedne skowroneczki, cóż się z wami stało, gdzież mam was
szukać?
A białe czaple wszystko widziały, wszystko słyszały, ale nic nie powiedziały, bo nie
umiały mówić. Następnego dnia Jowita znowu się żaliła:
– Nie ma ich, nie ma. Smutek i rozpacz. Cóż nam począć? Płakać nawet nie mogę, nie
mam łez oczy wyschły, serce zamiera z trwogi i tęsknoty.
A białe czaple wszystko widziały, wszystko słyszały, ale nic nie powiedziały, tylko były
bardzo smutne.
Trzeciego dnia Jowita przyszła nad jezioro i powiedziała do czapli:
– Czaple! Macie skrzydła szerokie, oko bystre, lećcie, może spod obłoków zobaczycie
gdzieś w świecie moje kwiatuszki najmilsze, moje gołąbeczki.
Wtedy czaple rozwinęły skrzydła i poleciały. Leciały długo, nad polami, nad borem, aż
opadły na polanie przed domkiem leśnym Czar-Baby. Zwiesiły smutnie głowy nic nie mó-
wiąc.
Czar-Baba od razu domyśliła się, że stało się cos złego, więc powiedziała:
– Lećcie czaple i prowadźcie tam, gdzie stało się nieszczęście. Będę podążać za wami ile
sił w nogach.
I tak też było. Czaple leciały górą, a Czar-Baba szła śpiesznie dołem. Dotarli nad jezioro
przed chatkę. Na progu siedziała biedna matka i cicho płakała, ale oczy jej były suche, bo już
nie miały łez. Gdy Czar-Baba to zobaczyła, zawołała:
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin