Roger Zelazny & Rober Sheckley - Farsa z która nalezy sie liczyc.pdf

(847 KB) Pobierz
Roger Zelazny & Rober Sheckley - Farsa z która nalezy sie liczyc
ROGER ZELAZNY & ROBERT SHECKLEY
Farsa, z którą naleŜy się
liczyć
PrzełoŜył: Mirosław P. Jabłoński
 
Dla Nancy Applegate, w podzięce za krew, pot i łzy
Roger Zelazny
Mojej Ŝonie, Gail, z miłością
Robert Sheckley
 
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ l
Ylith gratulowała sobie szczęścia, poniewaŜ jej wycieczka z Nieba na
niewielki cmentarzyk leŜący w pobliŜu Yorku, w Anglii, przypadła we wspaniały
dzień. Był późny maj i cudownie świeciło słońce, małe ptaszki zaś podskakiwały
radośnie na omszałych konarach drzew i wydzierały się wniebogłosy. A juŜ najlepsze
ze wszystkiego było to, Ŝe dwunastka pozostających pod jej opieką małych aniołków
okazała się bardzo miła - nawet jak na anioły. Dzieci bawiły się grzecznie razem i
Ylith właśnie się odpręŜyła, gdy nagle nie dalej jak dziesięć stóp od niej wybuchła
chmura Ŝółtego, siarczanego dymu. Kiedy opar rozwiał się, ujrzała przed sobą
niskiego, rudego demona o lisiej twarzy, otulonego w czarny płaszcz.
- Azzie! - wykrzyknęła Ylith. - Co ty tutaj robisz?
- Pomyślałem, Ŝe mógłbym wziąć sobie nieco wolnego od piekielnych spraw i
trochę odetchnąć świętością.
- Nie myślisz czasem o zmianie druŜyny? - zapytała anielica.
- Nie tak jak ty - odparł Azzie, nawiązując do wcześniejszej kariery Ylith jako
wiedźmy. - Miłą gromadkę brzdąców dostałaś.
Machnął dłonią w stronę aniołków.
- Są nadzwyczaj grzeczne, jak widzisz - stwierdziła Ylith.
- To Ŝadna nowina, kiedy anioł jest dobry - odparł Azzie.
W tej chwili aniołki poczęły biegać dookoła cmentarza i kłócić się. Ich głosy
stawały się coraz wyŜsze, piskliwe i cukierkowo słodkie.
- Popatrz, co znalazłem! To grób świętego Athelstana Krzywoustego!
- Tak? A ja odkryłem kamień nagrobny świętej Anny Niespokojnej, która była
duŜo waŜniejsza!
Ze swoimi wydatnymi rysami twarzy i jednakowymi, gładkimi blond włosami
w kolorze miodu, zawijającymi się u dołu według tak modnej w tym wieku fryzury na
pazia, wszystkie anioły wyglądały nadzwyczaj podobnie. Miały tłuściutkie, toczone
skrzydełka porośnięte nadal dziecięcym puchem i skryte pod bladoróŜowymi
podróŜnymi opończami, gdyŜ ukrywanie skrzydeł naleŜało do zwyczaju Niebian
wizytujących Ziemię. Powodem nie było to, Ŝe ktoś mógłby być zdziwiony, widząc w
1324 roku anioła. Stało się wszak powszechnie znane, iŜ anioły przemieszczały się
regularnie pomiędzy Niebem a Ziemią - tak jak diabełki, demony oraz inne
nadprzyrodzone istoty (w tym kilka takich, których nikt nie był w stanie
zidentyfikować), posiadały zdolność pozostawania w swym bycie pomimo zmiany
głównych bóstw. Z tego powodu Renesans stanowił eklektyczną epokę.
- Co ty tutaj robisz, Ylith? - zapytał Azzie.
Piękna czarnowłosa wiedźma wyjaśniła, Ŝe zgodziła się zabrać tę grupę
anielskich niedorostków w objazd po słynnych grobach Anglii, traktując to jako część
ich letnich praktyk religijnych. Ylith, być moŜe ze względu na swą przeszłość słuŜącej
Złu wiedźmy - zanim powodowana miłością do młodego anioła Babriela nie zmieniła
barw klubowych - była zwolenniczką religijnej edukacji młodzieŜy. Adepci Dobra
musieli coś wiedzieć na ten temat, Ŝeby w sytuacji, gdy ludzie zadadzą im dociekliwe
pytania, Niebo nie musiało się wstydzić. Punktem startu tej pouczającej wycieczki
stało się połoŜone na północy Anglii Pole Męczeństwa, które obfitowało w wiele
słynnych grobów. Aniołki były bardzo zajęte odkrywaniem, kto i gdzie został
pochowany.
- Oto, gdzie pogrzebano świętą Cecylię NierozwaŜną - powiedział jeden z
nich. - Właśnie niedawno rozmawiałem z Cecylią w Niebie i prosiła mnie o modlitwę
 
nad swoim grobem.
- Dzieciaki zdają się dobrze bawić - powiedział Azzie. - MoŜe zatem
zjedlibyśmy razem lunch?
Azzie i Ylith byli ze sobą w okresie, gdy oboje słuŜyli w szeregach Zła, i Ylith
nadal pamiętała, jak szalała na punkcie tego Ŝyjącego na pełnych obrotach demona o
ostrej, lisiej twarzy. Oczywiście, było to jakiś czas temu. Teraz natomiast szła w
kierunku, który wskazywał jej Azzie, i była mocno zdumiona strzelającym w niebo, w
pobliŜu dębu, rozbłyskiem światła, po którym sceneria uległa gwałtownej zmianie.
Wydało się jej raptem, Ŝe stoi na brzegu wielkiego morza - z kołyszącymi się na plaŜy
palmami oraz z wielkim, rozdętym, czerwonym słońcem, wiszącym nisko nad
horyzontem. TuŜ przy krawędzi wody znajdował się zastawiony smakołykami i
dobrymi trunkami stół. Obok, takŜe na plaŜy, stało szerokie łoŜe posłane satynowymi
prześcieradłami i zarzucone niezliczoną liczbą poduszek o rozmaitych wielkościach,
kształtach oraz kolorach. Nieco dalej śpiewał uwodzicielsko niewielki chór satyrów.
- PołóŜ się - zaproponował Azzie, poniewaŜ zamierzał zastosować wobec
Ylith nową taktykę. - Będę cię częstował winogronami i mroŜonym sorbetem i będzie
nam tak wspaniale, jak dawniej, gdy się bawiliśmy - zbyt dawno temu.
- Hej, zaczekaj! - Ylith ostudziła zapały Azziego, wymykając się z jego
miłosnych objęć. - Zapominasz, Ŝe nadal jestem aniołem!
- SkądŜe - odparł Azzie. - Pomyślałem tylko, Ŝe nie musisz chyba być aŜ tak
cnotliwa.
- Są pewne zasady, których musimy się trzymać.
- A jak się one mają do twoich niewielkich matactw związanych z doktorem
Faustem?
- To był błąd - przyznała Ylith. - Przypadek złego osądu z mojej strony,
wywołany przez emocjonalny stres. Po fakcie Ŝałuję tego jednak i teraz jestem w
porządku. Tak jak przedtem.
- Z wyjątkiem tego, Ŝe ty i Babriel zerwaliście przez to ze sobą.
- Nadal się widujemy. A tak na marginesie, jak się o tym dowiedziałeś?
- Tawerny w Limbo stanowią wielką giełdę wymiany informacji pomiędzy
Piekłem i Niebem.
- Nie chce mi się wierzyć, Ŝeby moje sprawy miłosne stanowiły szczególnie
istotną wiadomość.
- No cóŜ, byłaś niezwykle waŜna, moja damo. Mieszkałaś kiedyś ze mną, nie
pamiętasz?
- Och, Azzie, jesteś niemoŜliwy! - odparła Ylith. – JeŜeli chcesz mnie uwieść,
powinieneś mi mówić, jak jestem piękna i godna poŜądania, a nie jakim ty jesteś
waŜniakiem!
- Prawdę mówiąc, wyglądasz cudownie - przyznał Azzie.
- A ty jesteś piekielnie mądry, jak zwykle - rzekła była wiedźma i rozejrzała
się po wybrzeŜu. - Stworzyłeś tutaj wspaniałą iluzję, Azzie, ale naprawdę muszę
wracać do swoich dzieciaków.
Wyszła poza obręb oceanicznej fatamorgany, przybywając na przykościelny
cmentarz w samą porę, by przeszkodzić anieliczce Ermicie wytargać za uszy aniołka
Dymitra. Wkrótce obok niej zjawił się takŜe i Azzie, nie wyglądając wcale na
strapionego otrzymanym przed chwilą koszem.
- JednakŜe... Nie sądzę, Azzie, Ŝeby to o mnie tak bardzo ci chodziło. Czym
się kłopoczesz? - zapytała Ylith. - Po co, tak naprawdę, zjawiłeś się tutaj?
- Mam przerwę między angaŜami - zaśmiał się gorzko demon. - Jestem bez
pracy. Chciałem się zastanowić, co mam dalej robić.
- Tutaj? W Anglii?
 
- Raczej w Średniowieczu. To jeden z moich najbardziej ulubionych okresów
w historii Ziemi.
- Jak to moŜliwe, Ŝe nie masz Ŝadnego zajęcia? Powinnam raczej sądzić, Ŝe
Siły Zła zawaliły cię robotą po uszy; szczególnie po tym, jak w mistrzowski sposób
pokierowałeś sprawami w ostatnich zawodach z Faustem.
- Och! Nie mów mi o grze z tym magiem!
- Dlaczego nie?
- Sędziowie Piekła obrabowali mnie z naleŜnych mi honorów, jakie
powinienem był otrzymać po tym, gdy Mefistofeles tak potwornie spartaczył sprawę.
Głupcy w Piekle zachowują się tak, jakby ich stanowiska zagwarantowane były po
wieczność, i nie zdają sobie sprawy z tego, iŜ stoją wobec niebezpieczeństwa, Ŝe
wyjdą z mody i na zawsze znikną z myśli ludzi.
- Siły Zła na krawędzi przepaści? Ale co w takim razie stanie się z Dobrem?
- Zaniknie takŜe.
- To zupełnie niemoŜliwe - stwierdziła Ylith. – Rodzaj ludzki nie moŜe istnieć
bez zdecydowanych wartości Dobra i Zła.
- Tak sądzisz? Raz juŜ tak Ŝyli. Grecy z powodzeniem obywali się bez
absolutów. To samo Rzymianie.
- Nie jestem tego taka pewna - powiedziała Ylith. – Ale nawet jeśli to prawda,
to nie potrafię sobie wyobrazić, Ŝe ludzie ponownie zaczną Ŝyć w ten twardy, ale
moralnie zbankrutowany, pogański sposób.
- Czemu nie? - zapytał Azzie. - Dobro i Zło to nie chleb i woda. Rodzaj ludzki
moŜe się doskonale bez nich obejść.
- Czy to jest to, czego pragniesz, Azzie? - chciała wiedzieć anielica. - Świata
bez Dobra i Zła?
- Z pewnością nie! Zło jest istotą mojej pracy, Ylith, moim powołaniem.
Wierzę w nie. To, czego chcę, to przyjść z czymś wstrząsającym, działającym na
korzyść tego, co nazywają Ciemnością; z czymś motywującym rodzaj ludzki,
przyciągającym jego uwagę, prowadzącym go z powrotem w stronę starego, dobrego
dramatu, jakim jest walka Dobra ze Złem - zysku i straty.
- I sądzisz, Ŝe jesteś w stanie tego dokonać? - zapytała.
- Oczywiście. Nie chcę się chwalić, ale potrafię zrobić wszystko, co pomyśli
moja głowa.
- Przynajmniej nie masz problemów z własnym ego - zauwaŜyła Ylith.
- Gdybym tylko mógł skłonić Ananke, by spojrzała na sprawy moimi oczami -
powiedział Azzie, nawiązując do duchowej personifikacji Konieczności, na swój
niezbadany sposób rządzącej bogami i ludźmi. - Ale ta stara wiedźma upiera się przy
swojej nieokreśloności.
- Wymyślisz coś - powiedziała Ylith. - Ja zaś naprawdę muszę wracać do
swoich spraw.
- Jak moŜesz cały czas wytrzymywać z tą dzieciarnią? - zainteresował się
Azzie.
- Troska o to, by być takim, jakim powinno się być, to połowa sukcesu w
stawaniu się dobrym.
- A jaka jest druga połowa?
- Odpowiadać “nie” na pochlebstwa dawnych chłopaków. Szczególnie, jeśli są
demonami! Do widzenia, Azzie, i powodzenia!
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin