Droga do Omaha tom 2.txt

(578 KB) Pobierz
Robert Ludlum

Droga do Omaha

Tom 2
Prze�o�y� ARKADIUSZ NAKONIECZNIK
AMBER
Tytu� orygina�u THE ROAD TO OMAHA
18
Co takiego?! - wrzasn�� przera�liwie sekretarz stanu. Jego krzyk tak bardzo 
przestraszy� stenografistk�, �e a� zerwa�a si� z krzes�a, niechc�cy ciskaj�c 
notatnik prosto w g�ow� szefa; sekretarz stanu od niechcenia z�apa� go lew� 
r�k�, kt�r� od d�u�szej chwili wali� si� z ca�ej si�y w skro�, usi�uj�c 
przywo�a� do porz�dku zbuntowane lewe oko. - Co zrobili?!... Jak to mo�liwe?!... 
Nie chc� nic o tym s�ysze�!
Ogarni�ty sza�em, pocz�� uderza� notatnikiem na przemian w swoj� g�ow� i kraw�d� 
biurka, tak �e kartki zacz�y fruwa� w powietrzu.
- Prosz� pana, niech pan przestanie! - b�aga�a stenografistka, biegaj�c wok� 
biurka i zbieraj�c kartki. �- To s� �ci�le tajne notatki!
- �cis�e? A mo�e �ci�ni�te? Na pewno nie tak bardzo jak twoje cycki! - 
wywrzaskiwa� szef Departamentu Stanu, wyba�uszaj�c oczy, z kt�rych jedno przez 
ca�y czas wyczynia�o przedziwne harce. - �yjemy w pochrzanionym �wiecie, 
dziewuszko! Ty masz w cyckonoszu orzechy kokosowe, a my hu�tamy si� na 
bambusach!
Nagle dziewczyna zatrzyma�a si�, spojrza�a surowo na pracodawc� i powiedzia�a 
spokojnie, ale bardzo dobitnie:
- Przesta�, Warren. Uspok�j si�.
- Warren? Kto to jest Warren? Do mnie si� m�wi panie sek-retarzU, rozumiesz? 
Panie sekretarzu!
- Jeste� Warren Pease i z �aski swojej zas�o� mikrofon, bo jak nie, to powiem 
mojej siostrze, �e poprzestawia�o ci si� pod kopu��, a ona powt�rzy to Arnoldowi 
Subagaloo.
- Arnoldowi? O m�j Bo�e! - Sekretarz stanu Warren b�yskawicznie odsun�� 
s�uchawk� i zakry� szczelnie mikrofon. Zapomnia�em, Tereso! 
- Nazywam si� Regina Trueheart, a Teresa, moja m�odsza siostra jest asystentk� 
Subagaloo.
- Nigdy nie potrafi� zapami�ta� nazwisk, ale zawsze pami�tam orzechy koko... to 
znaczy, twarze. Nie m�w nic siostrze.
A ty powiedz temu komu�, kto do ciebie zadzwoni�, �e skontaktujesz si� z nim za 
jaki� czas, jak tylko zdo�asz zebra� my�li.
- Nie mog�! On dzwoni z budki telefonicznej na wybiegu dla wi�ni�w w Quantico!
- Wi�c niech ci poda sw�j numer i zaczeka na telefon od ciebie.
- Dobrze, kokosku... to znaczy Tereso... Regino... pani sekretarko...
- Przesta�, Warren. R�b, co ci m�wi�!
Sekretarz stanu zrobi� to, co mu kaza�a Regina Trueheart, po czym po�o�y� r�ce 
na biurku, opar� na nich g�ow� i zacz�� rozpaczliwie szlocha�.
- Kto� nawali�, a wszyscy maj� do mnie pretensj�! - zagul-gota�. - Odes�ali ich 
do bazy w plastikowych workach!
- Kogo?	
- Paskudn� Czw�rk�. To okropne!	'
- Nie �yj�, kimkolwiek s�?
- Nie, w workach by�y zrobione otwory. To gorsze ni� �mier�, bo zostali 
skompromitowani. Wszyscy zostali�my skompromitowani! - Pease podni�s� mokr� od 
�ez twarz, jakby prosi� o przy�pieszenie egzekucji.
- Warren, z�otko, opanuj si� wreszcie. Masz mn�stwo roboty, a ludzie tacy jak ja 
maj� dopilnowa�, �eby� j� wykona�. Pami�tasz Fern z North Mali, nasz� patronk� i 
�r�d�o inspiracji? Ona nigdy nie dopu�ci�a do tego, �eby kt�ry� z jej szef�w 
rozpad� si� na kawa�ki, i ja te� do tego nie dopuszcz�.
- Ale ona by�a sekretark�, a ty jeste� tylko stenografistk�..
- Kim� znacznie wi�cej, Warren - przerwa�a mu Regina. - Jestem osza�amiaj�co 
pi�knym motylem wyposa�onym w ��d�o pszczo�y. Przenosz� si� z jednego �ci�le 
tajnego zadania na drugie, maj�c was wszystkich na oku i pomagaj�c wam w 
ci�kich chwilach. Takie zadanie zleci� B�g wszystkim Trueheartom.
- A nie mog�aby� zosta� moj� osobist� sekretark�?
- I odebra� prac� naszej wspania�ej antykomunistycznej matce,
Tyranii? Chyba �artujesz.	*
- Tyrania jest twoj� matk�?...
Ostro�nie, Warren. Pami�taj o Subagaloo.	'
- Bo�e, znowu Arnold... Przepraszam, naprawd� serdecznie przepraszam. To 
rzeczywi�cie wspania�a kobieta, godna czci i szacunku.
- W takim razie my�l�, �e mo�emy wr�ci� do rzeczy, panie sekretarzu - 
powiedzia�a kobieta, siadaj�c ponownie na krze�le, z odzyskanymi notatkami w 
d�oni. - Jak pan wie, jestem dopuszczona do tajemnic pa�stwowych najwy�szego 
stopnia, wi�c w jaki spos�b mog�abym panu pom�c?
- C�, tu nawet nie chodzi o...
- Rozumiem - przerwa�a mu natychmiast Regina Trueheart. - Plastikowe worki na 
zw�oki z otworami, zw�oki, kt�re nie s� zw�okami...
- Prawie ca�y personel dosta� ataku serca! Dw�ch piel�gniarzy wyl�dowa�o w 
szpitalu, trzech poprosi�o o natychmiastowe zwolnienie ze s�u�by w zwi�zku z 
problemami psychiatrycznymi, a czterech zosta�o uznanych za nieobecnych bez 
usprawiedliwienia, poniewa� uciekli przez g��wn� bram�, krzycz�c co� o 
zmartwychwstaj�cych �o�nierzach... M�j Bo�e, je�li to kiedykolwiek wydostanie 
si� na zewn�trz...
- Rozumiem, panie sekretarzu. - Stenografistka Trueheart podnios�a si� z 
krzes�a. - Wszyscy wiemy, czym jest kompromitacja... Dobra, Warren, tkwimy w tym 
razem. Od czego zaczynamy wynoszenie?
- Wynoszenie? - Lewe oko Pease'a porusza�o si� w lewo i prawo z szybko�ci� 
lasera.
- Z pewno�ci� b�dziemy musieli usun�� pewne dokumenty - odpar�a Regina, po czym, 
bez cho�by �ladu zmys�owo�ci, zadar�a sp�dnic� powy�ej pasa. - Jak widzisz, 
jestem w pe�ni przygotowana do wyniesienia ich poza teren urz�du.
- H�?... - Sekretarz stanu ze zdumieniem przekona� si�, �e w rajstopach panny 
Trueheart, od kolan a� do bioder, znajduj� si� specjalne nylonowe kieszenie. - 
To... niesamowite! - wykrztusi� z trudem.
- Oczywi�cie nale�y usun�� metalowe zszywki i spinacze, a gdyby
by�o trzeba wi�cej miejsca, mo�emy upchn�� par� kartek w podw�jnych
miseczkach mojego biustonosza. Na wi�ksze dokumenty mam specjaln�
kiesze� w figach...
- Nic nie rozumiesz... - zacz�� sekretarz stanu, ale nie sko�czy�, gdy� 
pod��aj�c wzrokiem, a tak�e ruchem g�owy, za opadaj�c� sp�dnic� panny Trueheart, 
grzmotn�� brod� w blat biurka. - Auu!
- Nie rozpraszaj si�, Warren. Czego nie rozumiem? My, dziewcz�ta Trueheart�w, 
jeste�my przygotowane na ka�d� sytuacj�.
- Nie ma nic na pi�mie! - wyja�ni� ogarni�ty panik� sekretarz stanu.
- Aha... Nie ewidencjonowane przedsi�wzi�cie o maksymalnym stopniu utajnienia, 
tak?
- Co? Pracowa�a� w CIA?
- Ja nie, ale moja siostra Clytemnestra. To bardzo cicha i spokojna 
dziewczyna... A wi�c tw�j problem wynika z powstania przeciek�w, kt�re dotar�y 
do niepowo�anych uszu.
- Na to wygl�da, cho� to zupe�nie niemo�liwe! Nie ma nikogo, kto m�g�by odnie�� 
jakie� korzy�ci ujawniaj�c informacj� o tym, �e wys�ali�my do Bostonu tych 
czterech kretyn�w!
- Czy, nie ujawniaj�c �adnych szczeg��w, kt�re, ma si� rozumie�, w przysz�o�ci 
mog� zosta� og�oszone przez Pentothal, cho� na pewno nie przed �adn� nieludzk� 
komisj� Kongresu, m�g�by� naszkicowa� mi og�lny plan operacji? Mo�esz to zrobi�, 
Warren? Je�li ci to pomo�e, poka�� ci znowu moje kieszonki.
- Na pewno nie zaszkodzi. - Stenografistka ponownie unios�a sp�dnic�, a oszala�e 
oko Pease'a natychmiast zaprzesta�o harc�w. - Tak, no wi�c, by�o to tak... - 
zacz��, a spomi�dzy rozchylonych warg zacz�a kapa� mu �lina. - Pewne 
antypatriotyczne m�ty pod wodz� kompletnego szale�ca chc� zniszczy� nasz� 
pierwsz� lini� obrony, to znaczy najpierw przemys� zbrojeniowy, a zaraz potem 
najwa�niejsz� cz�� Si� Powietrznych, kt�ra dzia�a tak�e na rzecz spo�eczno�ci 
mi�dzynarodowej.
- W jaki spos�b, kochanie? - zapyta�a Trueheart, przenosz�c ci�ar cia�a z nogi 
na nog�.
- Uuuu...	
- S�ucham? Zapyta�am: w jaki spos�b?
- Tak, oczywi�cie... Ot� ci szale�cy twierdz�, jakoby teren, na.
9
kt�rym znajduje si� bardzo du�a i bardzo wa�na baza lotnicza, nale�a� do bandy 
dzikus�w, a to w zwi�zku z jakim� zakichanym traktatem sprzed stu lat, kt�ry 
naturalnie w og�le nie istnieje. To czyste szale�stwo!
- Nie w�tpi�, panie sekretarzu, ale czy to prawda? - Obna�one
nogi Reginy ponownie wykona�y kilka �-- dok�adnie pi�� - manewr�w
przykuwaj�cych uwag�.
- O Bo�e!
- Siadaj! Czy to prawda?
- S�d Najwy�szy w�a�nie si� nad tym zastanawia. Ze wzgl�du na
wymogi bezpiecze�stwa narodowego przewodnicz�cy utrzyma spraw�
w tajemnicy jeszcze przez pi�� dni, a za cztery dni te padalce maj�
stawi� si� przed S�dem, �eby z�o�y� ustne wyja�nienia. Mamy wi�c
cztery dni na odnalezienie sukinsyn�w i pos�anie ich do Krainy
Wiecznych �ow�w, gdzie dla nikogo nie b�d� stanowi� zagro�enia.
Pieprzone dzikusy!	
Regina Trueheart natychmiast opu�ci�a sp�dnic�.
- Wystarczy!
- Aaaaaj... S�ucham?
- My, dziewcz�ta Trueheart�w, nie akceptujemy wulgarnego s�ownictwa, panie 
sekretarzu. �wiadczy ono wy��cznie o brakach w og�lnym wykszta�ceniu i obra�a 
uczucia porz�dnych obywateli.
- Daj spok�j, Yergyno...
- Regino!
- Ca�kowicie si� z tob� zgadzam, ale ka�demu mo�e si� czasem wymkn�� jakie� 
ostrzejsze s��wko. Wszystko przez te stresy.
- M�wisz jak ten okropny francuski pisarz Anouilh, kt�ry potrafi� na wszystko 
znale�� usprawiedliwienie.
- Annie... kto?
- Niewa�ne. Czy kr�g wtajemniczonych os�b, znaj�cych kulisy tej sprawy, by� 
ograniczony jedynie do os�b zajmuj�cych najwy�sze stanowiska w pa�stwie oraz do 
nielicznych ludzi z zewn�trz?
- Do tak nielicznych, jak tylko mo�liwe.
- A czy te worki z a� nadto �ywymi trupami zosta�y potajemnie zaanga�owane do 
wykonania zadania, kt�rego jak wida�, nie potrafi�y wykona�?
- Tak potajemnie, �e nawet nie wiedzieli, co maj� zrobi�. Zreszt� nie musieli 
wiedzie� - to szale�cy. ,, x.
- Zosta� tu, Warren - poleci�a Trueheart, k�ad�c notatnik na biurku i 
wyg�adzaj�c sp�dnic�. - Zaraz wr�c�.
- Dok�d idziesz?
- Porozmawia� z twoj� sekretark�, a moj� matk�. Za chwil� wr�c�, a ty ani si� 
wa� dotkn�� telefonu!
- Oczywi�cie, Kieszonko... To znaczy...
- Zamknij si� wreszcie! Doprawdy, Warren, z kim ty pracujesz? - Wypowiedziawszy 
te s�owa, stenografistka wysz�a z gabinetu, zamykaj�c za sob� drzwi.
Warren Pease, sekretarz stanu i w�a�ciciel jachtu, w�a�ciciel, kt�remu ogromnie 
zale�a�o, aby jego jacht by� przechowywany w odpowiednio wysoko cenionym klubie, 
nie bardzo wiedzia�, czy zacz�� wali� pi�ciami w st...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin