5. Przygotowania do bitwy.doc

(38 KB) Pobierz

Z pół snu wyrwał nas krzyk Alice.  Pobiegliśmy do  niej niemal od razu. Co jak co ona potrafi porządnie krzyczeć. Powolutku uspokajała w czym miał udział Jasper.   Zdaje się, że miała wizję, już drugą w tym miesiącu. Teraz usiłowaliśmy to z niej wyciągnąć.   Carlisle zaproponował jej by to narysowała.  Podałam jej kartkę a ona drżącą ręką  zaczęła  rysować.  Na białej kartce zaczęły pojawiać się zarysy postaci ale bardzo nie wyraźne. Po chwili Alice przekreśliła  te kontury a nad nimi napisała słowo „Pakt” Moje zmysły próbowały te części połączyć. Najwięcej problemu miał Emmett- przecież on nie potrafi  myśleć. Natomiast Edward był szczęśliwy. Wiedział co zobaczyła jego siostra.  Głos zabrał Carlisle.

-Alice- rzekł łagodnie- Możesz powiedzieć co zobaczyłaś?

- Emily Young.

Świetnie. Jeszcze  jej nam brakowało. Narzeczonej Sama.  Cóż u licha ta dziewczyna mogła sobie aż takiego sobie postanowić? Za człowieczego życia miałam bardzo bujnął wyobraźnię. Gdybym teraz była poprzednią Bellą Swan zaczęła bym sobie wyobrażać różne rzeczy. Na przykład widziałbym Young jak zabija wilkołaki. Albo nas- wampiry. Coś w tym stylu.

-Tylko ją? Co chciała zrobić?

-C-chciała przekonać Sama by….- głos się jej zawiesił a na twarz wystąpiły maleńkie łezki.

-Alice- teraz to ja próbowałam ją przekonać by cokolwiek nam powiedziała- Co chciał zrobić ten przygłup  Uley?

Parsknęła śmiechem ale zaraz wróciła „maska” na twarzy.

-Przywódca wilkołaków chce złamać pakt.- wypowiedziała to jednym tchem.  Jasper, Emmett i Edward popatrzyli  na siebie a potem na mnie. Widziałam juz  czemu wilki chciał wszcząć wojnę. A temu wszystkiemu byłam winna ja. Ja i nikt więcej. I tak o to zaczęła się narada. Carlisle chciał to załatwić po swojemu, chciał pertraktować.  Misiowaty osiłek- załatwić to po  „wampirzemu” Natomiast najmłodszy członek „ wegeteriańskiej”  rodziny (oprócz mnie) chciał powiadomić  Volturi. Po przedyskutowaniu „ trzech” opcji doszliśmy w końcu do wniosku , że najlepiej by było stawić czoła tym rozwścieczonym basiorom.

Co do wizji Alice wszyscy byli pewni. Nie mogła zobaczyć wilków ale za to mogła zobaczyć człowieka. Nie ma pojęcia gdzie była ta Emily, że ją namierzyła. Cóż, na pewno nie mogła być w La Push.

Znowu poczułam  głód pomimo, że wczoraj najadłam się do syta.  Jeszcze nie wypróbowałam krwi zwierzęcej ale Edward obiecał mi, że to szybko nadrobi. Małe polowanko już  wkrótce. W pokoju Alice  i Jaspera było dosyć duże lustro. Podeszłam do niego i przejrzałam się w nim. Moje włosy stały się bardziej ciemne a skóra blada. Chwyciłam jeden Kosmy w palce i uniosłam go do słońca. Kolor włosów nadal ulegał wątpliwości.  Oczy były nadal krwistoczerwone.  Zmysły wyostrzyły się tak, że słyszałam nawet tupot myszy dobiegający z lasku po drugiej  stronie. Ręce i nogi które były bardzo kruche teraz przypominały twardy marmur. 

Edward przyjrzał mi się badawczo.

-Jak dla mnie możesz mieć nawet trzecie oko i kolejny nos. I tak będziesz najpiękniejsza.- zamruczał mi do ucha.- Czyżbyś doszukiwała się u siebie jakiś wad?

-Nie. Po prostu nie mogę się  przyzwyczaić.

Nie dał się zwieść.

-Bello, czy ty aby nie masz ochoty na ludzką krew?

Jednak odczytał moje zamiary. Co miałam zrobić? Przyznać się? On i tak wie na co mam ochotę.

-Idę do sklepu.

-Po co?- zapytał podejrzliwie.

-No kupić co pożywnego- udałam niewiniątko

-Tak? A czy przypadkiem tym czymś pożywnym nie będą niewinni ludzie?- uniósł brew do góry

-A czy ja mówię coś o ludzkiej krwi?- muszę przyznać, że miałam na nią ochotę.

-No to po co chcesz jechać do supermarketu?

- Jesteś nie możliwy. Chciałam kupić dwa, przepraszam cztery krwiste befsztyki.

-To trzeba było mówić od razu- uśmiechnął się łobuzersko- Wsiadaj do auta.

Kochany Edward.  Zbiegliśmy po schodach i juz po kilku minutach byliśmy  już na asfalcie prowadzącym do  Forks.

Oczywiście mój mąż zadbał o bezpieczeństwo innych chodząc krok w krok za mną.  Kiedy jakaś babka pakowała befsztyki do papieru miałam ochotę rzucić się na nią. Jej krew tak ładnie pachniała…. Edward to chyba zauważył bo to on odebrał  nasze zamówienie. Szczerze dziękuje mu, że tak zrobił bo wysiłki Carlisle’a poszły by na marne.

Kiedy wsiedliśmy do auta zamierzając zjeść  nasz „obiad” zadzwonił telefon.  Dzwonił Emmett  z informacją o treningu na polnie. Tej samej polanie na której pół roku wcześniej były i wilki. Jasna cholera czemu akurat tamta polana? Nie mógł znaleźć  innego miejsca?  Do głowy przyszedł mi pewien pomysł.

-Edwardzie, mógłbyś zostawić samochód gdzieś w lesie?

- Czemu?

-No bo chciałam wypróbować  szybkość.

Nic nie powiedział chociaż zdawało mi się , że na jego twarzy zagościł uśmiech. Zaparkował srebrne volvo  leśnej ścieżce, otworzył mi drzwi i puścił do mnie perskie oko. Potem puścił się pędem. Teraz mój wzrok nadążał za nim. Nie myśląc dłużej pognałam za nim. Ach jak cudownie się biegało…jak cudownie było czuć  wiatr we włosach i te zapachy…..aż ślinka do ust nadchodziła.  Bieganie chyba stało się moim ulubionym sportem. Ani się nie obejrzałam a byłam juz na polnie. Oczywiście się spóźniłam a jak by to było nie możliwe. Nie ma co- to mój kolejny talent. Zobaczyłam, że twarze mojej wampirze rodzinki są  ponure.  Podeszłam do Rose ale  misiowaty osiłek mnie uprzedził.

-Bells, będzie bitwa- w jego głosie było szczęście. – W tymi wielkimi przerośniętymi wilkami. Już się nie mogę doczekać….- marzył- Więc moja kochana wampirzyco przyda ci się odrobina wysiłku.- Jasper już się nie może doczekać….

Bitwa? No w sumie racja. Przecież kiedy któraś z ras naruszy pakt ta  druga ma prawo zaatakować. I to wszystko przeze mnie.  Zawsze miałam talent do przyciągania kłopotów tyle, że te kłopoty wszystkim sprawiały przyjemność. Począwszy na  Edwardzie a kończąc na partnerze Rose.  Tak tyle ,że poprzednia bitwa byłą z nowonarodzonymi  a  teraz z basiorami.

Carlisle zaczął przemowę. Kiedy skończył zwrócił się do mnie.

-Bello, nie postępuj instynktownie i pod wpływem impulsu. Pamiętaj, że jako nowonarodzona masz aż nadto siły. Dlatego mamy punkt przewagi.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Gdybym była strusim wsadziłabym głowę w piasek. No ale nim nie jestem. Szkoda.

Jasper zaczął nas łączyć w pary. Edward i Rosalie, Carlisle i Alice, ja i Emmett. Natomiast blondyn z Esme. Czemu akurat  Rose i mój ukochany? Jednak byłam zazdrosna.

Pierwsi do walki stanęli doktor i Alice. Widziałam jak walczy ta mała i drobna osóbka. Niby niepozorna a umie pokazać pazurki.  Walka była wyrównana.  I ona i Carlisle mieli mnie więcej tyle samo siły. Potem  była kolej mojego ukochanego i Rose. Tu bardziej Edward wygrywał.  Blond piękność raczej nie miała doświadczenia w walkach wręcz. Później ziemię młócili  Jasper i Eseme. Co prawd brat Rose dawał  wolną rękę swojej przyszywanej matce ale i tak on wygrał. Esme nie za dobrze sobie radziła. I w końcu przyszedł czas na mnie i mojego „prześladowcę”  Emmetta. Ustawiliśmy się w pozycji bojowej i  każde z nas czekało na ruch tego drugiego. Miśkowi  nie chciało się czekać.  Zaczęliśmy tańczyć. Najpierw w prawo potem w lewo. Teraz to ja nie wytrzymałam. Skoczyłam w górę i próbowałam wylądować na ciężarowcu. Nie udało mi się to bo pomyliłam kierunek. Niestety wylądowałam obok niego. Nawet nie zdążyłam się podnieść bo przyłożył mi zęby do gardła.

-Chcę rewanżu!- zaczęłam

-Spokojnie Bello. Jutro będziesz mieć rewanż- pocieszał mnie Edward.

-Ech….

Mój ukochany objął mnie ramieniem i razem z resztą rodzinki poszliśmy do domu.   Coś mi nie dało spokoju.

-Alice, za ile będziemy się prać z watahą?

-Za dwa dni.  Bello mamy jeszcze dużo czasu.- zapewniła mnie.

Będzie to moja pierwsza bitwa. Nie miałam doświadczenia ale miałam całą rodzinę która w razie czego pomoże mi. Zawsze mogę na nich  liczyć. A w szczególności na Edwarda.

 

                                               * * *

 

W wilczym wcieleniu czułem się jak ryba w wodzie. Nie potrzebowałem ludzkiej mowy- wystarczał mi mój umysł bym mógł porozumiewać się z innymi członkami sfory. Z nikąd dobiegł mnie głos Sama.

-Wróżbitka pijawek wszystko wie. Dowiedziała się od Emily. Wiesz, że to nie jej wina…nas nie może zobaczyć. Powiadom resztę, że wyruszamy jutro o świcie.

-Eeee….no ok. Ale pamiętaj, że ta Bella jest moja.

-Tak wiem.

Sam wyniósł się z mojej głowy.  Już jutro „moja” Bella miała zginąć. Maiła zostać zabita przeze mnie by już nigdy nie była z tą swoją  wstrętną pijawką. Teraz muszę się nagłówkować jak ją zabić.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin